niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 19 - Po deszczu zawsze wychodzi słońce.

- Gotowe! – Oznajmiła Lucy podając lusterko małej Smoczej Zabójczyni.
- Dziękuje mamusiu! Jest pięknie! Idę się pokazać Ayame! – Pisnęła Hitomi podrywając się ze swojego łóżka i wywołując śmiech u brązowookiej.
- Dobrze, dobrze. Leć już! – I fioletowooka nie czekając na nic więcej jak strzała popędziła do schodów i zbiegła na dół.
                Lucy pokręciła głową nie mogąc uwierzyć, że jej adoptowana ma jeszcze energię. Po całym dniu chodzenia oraz pokazów swoich umiejętności, ten mały brzdąc nie tylko trzymał się w pionie, ale i był tak samo głośny jak zwykle. Właśnie skoro mowa o głośnych osobach…
- Lucy! – Westchnęła słysząc kolejne wołanie.
- Skończyłeś już Happy? – Wyszła z pokoju i spojrzała na niebieskiego exceeda. Jego futerko nadal było zmierzwione po tym jak porządnie je wytarła ręcznikiem, ale przynajmniej już nie ociekał wodą.
- Aye… Ale masz nie ruszać moich rybek! I tak już jesteś za gruba! – Zawołał, pokazał jej język i pomknął w dół uciekając przed jej gniewem.
- Głupi kocur! – Krzyknęła za nim, ale uśmiechnęła się. Już chyba przyzwyczaiła się do jego przygryzek, ale może miał rację i rzeczywiście mogłaby trochę schudnąć…
                Dziewczyna podeszła do plastikowego pudła z dziurami po obu stronach, aby łatwiej było go przenosić, wyposażonego w lekką pokrywę. Na wierzchu leżały trzy dorodne ryby łypiące na nią martwymi oczami. Wiedziała, że do pudła Happy schował wszystkie swoje rzeczy z przemoczonego plecaka, ale posłuchał jej się zostawiając jedzenie na wierzchu. Za chwilę będzie musiała je schować. Uch. Naprawdę mieli zażartą dyskusje zanim Happy się zgodził na takie rozwiązanie.
                Poczuła ostrzegawcze dmuchnięcie w szyję zanim Dragneel nie oparł brody na jej ramieniu i nie objął ją w pasie korzystając z tego, że stała do niego tyłem. Ostatnio strasznie upodobał sobie takie podchodzenie po cichu i przytulanie się do niej tak, aby tego nie zauważyła.
- Przebrałeś się już? Strasznie długo ci to zajęło… - Mruknęła dziewczyna opierając się o niego.
- Nieprawda. – Naburmuszył się. – Skąd ty w ogóle masz te ciuchy?
                Czerwona koszulka z czarnym płomieniem i zwykłe czarne spodnie zauważyła na przecenie któregoś dnia, gdy była na zakupach. Dragneelowi już zdarzyło się odwiedzić ją w poharatanych ubraniach, dlatego Lucy zdecydowała się na ten zakup, jakby któregoś dnia miał przyjść do niej w czymś, co już nawet nie przypominało stroju. Ech, przecież to było jeszcze przed tą siedmioletnią przerwą, ale dopiero kilka dni temu znalazła to w szafie i przypomniała sobie o celu przeznaczenia.
- To? Oczywiście, że Graya, któregoś dnia zgubił je u mnie…
- Mam na sobie ciuchy Gołodupca?!  - Natsu odskoczył od niej jak poparzony z przerażeniem patrząc na ubrania.
- Nie, ale chciałam zobaczyć twoją minę. – Odparła słodko.
                Dragneel wyglądał jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, jednak szybko na jego twarzy pojawił się cień, który przeraziłby niejednego.
- Ja tylko żartowałam, Natsu… - Dziewczyna zaśmiała się niepewnie patrząc na kamienną twarz Smoczego Zabójcy.
- Nie można żartować z takich rzeczy… - Odparł mrocznie.
- Chyba nie masz mi tego za złe, co…? Przecież to nic takiego… - Cofnęła się o krok w tył, ale różowowłosy podążył za nią.
- Zasługujesz na karę…
                Dziewczyna pisnęła, gdy Dragneel pochwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Nie było szansy, aby uciec.
- Ja i Lucy idziemy na chwilę na dwór. – Powiadomił resztę przechodząc obok salonu.
- Ratujcie! – Krzyknęła brązowooka, ale tamta trójka tylko spojrzała na nich znad gry.
- Otworzyć ci drzwi, Natsu? – Spytał się Happy również przybierając kamienną twarz. Dziewczynki spojrzały tylko zupełnie obojętnie, na Smoczego Zabójcę i jego ofiarę.
- Poradzę sobie.
- Hitomi! Ayame! Pomocy! – Krzyknęła błagalnie patrząc na podopieczne.
- Natsu-sensai, tylko nie wracajcie zbyt późno – Zwróciła cię dziewczynką do różowowłosego.
- Postaram się.
- Hej! Czekajcie! Co to ma być?! Ja się nie zgadzam! Natsu, puść mnie! Ty chyba nie chcesz…? – Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co się dzieję. Zmówili się i dodatkowo Dragneel zaraz wystawi ją działanie tej strasznej pogody! – Natsu, nie! Przepraszam! Przepraszam! Zrobię wszystko, o co poprosisz! Tylko mnie puść!
- Wszystko, o co proszę? – Zatrzymał się raptownie z ręką na klamce.
- T-tak! – Krzyknęła jednak lekko się wahając.
                Rozluźnił lekko uścisk i dziewczyna odetchnęła z ulgą, jednak on tylko przerzucił ją sobie na ręce i zanim zdążyła pojąć, co się stało, byli już na dworze. Huk burzy ogłuszył ją, a ciężkie krople wody oślepiły zalewając jej oczy. Pisnęła czując jak uderzają w jej dużo cieplejszą skórę. Po chwili pod swoimi stopami odzianymi tylko w cienkie skarpetki poczuła kamienny chodnik, jednak nie zdołała złapać równowagi i gdyby nie Dragneel, zapewne szybko zapoznałaby się z ziemią.
- Fajnie, nie?! – Zawołał Dragneel, aby przekrzyczeć burze.
- Zwariowałeś?!? Zabierz mnie do środka!!!
                Znowu ogłuszył ich grzmot. Deszcz przybrał na intensywności wspomagany przez silne podmuchy wiatru.
- Wsłuchaj się w to!
- Natsu, przestań!!! To nie czas na te twoje wygł… - Chłopak pocałunkiem zatkał jej usta i uśmiechnął się szeroko na widok jej wściekłej twarzy.
- Po prostu słuchaj! – Krzyknął przyciągając ją do siebie.
                Spróbowała mu się wyrwać, ale znowu to było porównywalne z szarpaniem się z górą. Nienawidziła, gdy był uparty jak osioł w tak głupich sprawach! Poddała się jednak i spróbowała wyłapać to, co chciał, aby usłyszała.
- Nie tak. Zamknij oczy – Powiedział wprost do jej ucha.
                Nie była zadowolona z tej sytuacji, ale natychmiast wykonała polecenie. Niebo rozdarł potężny ryk jakiejś bestii, a Lucy podskoczyła z zaskoczenia.
- Usłyszałaś to! – Dragneel naprawdę był z tego powodu szczęśliwy, gdy napotkał jej pytający wzrok zaraz wyjaśnił. – Ona rzuca wyzwanie, ale wszyscy się pochowali i nie ma, z kim się zmierzyć!
- Jak to „ona” i jak może rzucać komukolwiek wyzwania?! Przecież to tylko burza! – Zagrzmiało i to tak, że Lucy zwątpiła przez chwilę w dopiero, co wypowiedziane słowa.
- To musi być „Ona”, bo tylko kobiety potrafią siać aż takie spustoszenie! – Chłopak roześmiał się, gdy dziewczyna po raz kolejny spiorunowała go wzrokiem. – Ja też jestem tylko człowiekiem, więc dlaczego mogę robić to?! – Zapalił swoją dłoń, która przez chwilę świeciła jasnym i przyjemnym blaskiem. – A dlaczego ty potrafisz otwierać te wszystkie bramy?!
- Jesteśmy magami to normalne!
- A dla niej normalne jest, że rzuca wszystkim wyzwania! Lucy! Nie dajmy się jej!
                Chłopak zaraz potem krzyknął wojowniczo, a jego głos został poniesiony przez wiatr. Burza odpowiedziała niezwykłym hukiem i Heartfilii, aż zdawało się, że był to śmiech.
- Dalej Luce! Teraz ty!
                Tylko chwilę się wahała, jednak w końcu uwolniła z siebie okrzyk, w którym zawarła wszystkie swoje uczucia tworząc niezwykłą mieszankę. Nie wiedziała, kiedy dała się porwać szaleństwu panującego Żywiołu, ale w po kolejnym krzyku Dragneela, już nie czekała na jego słowa zachęty wydając najbardziej wojowniczy okrzyk, na jaki było ją stać. Różowowłosy spojrzał na nią radośnie spod mokrych włosów, które spadły mu na czoło.
                Przyciągnęła go do siebie i pocałowała dzieląc się tym wszystkim, co doświadczała, a on oddał jej to z nawiązką. Przytrzymując ją przy sobie dzięki złapaniu ją za biodro, chłopak krzyknął odpowiadając burzy, a jej serce stanęło. W jego głosie pojawiło się coś znajomego, coś, co ją przerażało. Wyspa… Acknologia… W krzyku Natsu pojawiło się coś na kształt smoczego ryku, różniącego się i mniej potężnego, ale jednak.
- Trzęsiesz się. Powinniśmy wracać – Zauważył Natsu i nie czekając na jej protesty, wziął ją na ręce. – Nie wyrywaj się, tak będzie szybciej.
- Niech ci będzie. – Mruknęła przytulając twarz do jego ciepłej klatki piersiowej. Zimno miało duże znaczenie w dreszczach, jakie ją przeszły, ale to wspomnienia były głównym bodźcem uruchamiającym je. Nie bała się, ale wspomnienia tego wszystkiego, co się stało tamtego dnia wciąż były żywe.
- Wróciliśmy! – Zawołał Natsu poprawiając sobie ją w rękach, aby chwilę później otworzyć drzwi.
- Znowu żadnej reakcji… - Mruknęła Lucy z łatwością schodząc na ziemię dzięki pomocy Dragneela.
- A spodziewałaś się jakiejś?
- Właściwie to nie. – Heartfilia spiorunowała spojrzeniem różowowłosego, który wybuchnął głośnym śmiechem. - A ty znowu jesteś mokry! Nie mam już więcej ubrań na przebranie się, więc nie wiem jak ty… Apsik!
- I kto tu powinien się przebrać?
- Wal się… - Mruknęła ponuro Lucy piorunując go spojrzeniem. Nie czekając na niego szybko poszła na górę, zgarnęła pierwsze lepsze ubrania i weszła do łazienki. Szybko się wytarła i przebrała przy wyjściu jeszcze raz piorunując czekającego już na swoją kolej Dragneela.
                Gdy zamienili się miejscami, Heartfilia pierwsze, co zrobiła to wytarcie całego szlaku ich drogi od wejścia do łazienki plus jeszcze do jej pokoju. Odsączyła z dywanu tyle wody ile się dało przyciskając do niego ścierkę i zadowolona z efektów swoich porządków poszła zrobić herbatę.
- Jak wam idzie gra? – Spytał wchodząc do salonu z tacką, na której postawiła pięć kubków oraz duży dzbanek z herbatą. Odstawiła to wszystko na stolik obok planszówki. – A ty już? – Zdziwiła się widząc Smoczego Zabójcę siedzącego pod kocem.
- Ja nie siedzę godzinami w łazience. – Zauważył z uśmiechem, za co oberwał pięścią w ramię. – Chodź do mnie, Luce!
                Zanim zdążyła odskoczyć Dragneel ze śmiechem złapał ją za rękę i wciągnął pod koc w akompaniamencie chichotu całej reszty. Dziewczyna została przytulona przez różowowłosego, na co zareagowała wpierw nagłą bladością, a następnie wielkimi rumieńcami na policzkach.
- Natsu… - Mruknęła bardzo cicho tak, aby tylko on mógł to usłyszeć.
- Tak?
- Czy ty jesteś goły?
- Prawie.
- A mogę wiedzieć, dlaczego?
- Miałem mokre ubrania.
- Nie mogłeś ich sobie wysuszyć?
- Mogłem.
- To, dlaczego do cholery tego nie zrobiłeś?
- Bo nie przytulałoby się ciebie aż tak fajnie.
- Jesteś skończonym idiotą.
- Wiem. – Powiedział pochylając się tuż nad jej uchem tak, że zadrżała, gdy podrażnił ją jego ciepły oddech.
- Natsu, przestań.
- Bo?
- Bo cię zaraz wykopię z tego domu!
- Nie zrobisz tego…
- A chcesz się przekonać?
                Przez chwilę milczeli, Natsu przypominał sobie te wszystkie razy, gdy przekonywał się, że wykopywała go z domu, a Lucy była rozdarta pomiędzy prawdziwą chęcią wyrzucenia go w samej bieliźnie na ten deszcz, a potrzebą zachowania go, jako ciepłego grzejnika.
- Nigdzie nie idę. – Mruknął przyciągając ją bliżej siebie i odwracając głowę przez dziwne pieczenie na policzkach.
- Natsu, czy ty się rumienisz? – Spytała z niedowierzeniem, ale jakimś dziecięcym zachwytem, brązowooka.
- Nie rumienię!
- Natsu! Ty jesteś cały czerwony! – Zawołał Happy jeszcze bardziej pesząc różowowłosego.
- Nieprawda!
- Natsu-sensai, a może ty jesteś chory? Przez ten deszcz, mogłeś dostać gorączki! – Widząc okazję do zabawy w znęcaniu się nad Dragneelem, Hitomi udała niezwykle zmartwiony ton.
- Nie mam gorączki!
- To może ja się odsunę, żeby się nie zarazić. – Zażartowała Lucy jednak nie spodziewała się poczuć silnego uścisku chłopaka wokół swojego pasa. Teraz nie było szans, aby odsunęła się, choć o odrobinę.
- Nigdzie nie idziesz. – Oznajmił jej patrząc poważnie w jej trochę zaskoczone oczy.
                To było słodkie, dziwne, ale słodkie. Zachichotała całując różowowłosego w policzek i uśmiechnęła się szeroko powodując u niego zaskoczenie, a także kolejny delikatny rumieniec.
- Dobrze, nigdzie nie idę, ale mógłbyś mi podać herbatę i tamtą książkę? – Spytała wskazując na odpowiedni przedmiot.
                Nic nie mówiąc podał jej to, o co prosiła i zainteresował się toczącym się na planszy bojem. Właśnie trwała zażarta walka pomiędzy exceedami o wygraną i już Happiego dzielił tylko jeden rzut kostką…
- Wygrałam! – Krzyknęła Ayame po wyrzuceniu maksymalnej szóstki i przejściu brakujących jej pól.
- To nie fair!
- Musisz się z tym pogodzić, Happy!
- Chce rewanżu!
- Ja też chce zagrać! – Włączyła się Hitomi.
- I ja! – Zawołał Natsu.
                Sprzątnęli pionki i jeszcze raz rozłożyli je na planszy. Lucy oparta o bok różowowłosego z ciekawości zerknęła, w co gra reszta i parsknęła śmiechem z niedowierzenia. Grali w minstrelczyka (naszego chińczyka, Minstrel – jeden z krajów na południowy wschód od Fiore [nie mogłam przecież użyć nazwy kraju, który nie istnieje w tamtym świecie]). Wszyscy naprawdę wzięli na poważnie te starcie i teraz siedzieli pochyleni nad planszą w pełnym skupieniu. Lucy upiła łyk ciepłej herbaty i powróciła do książki, nawet nie zauważając, że Dragneel delikatnie bawił się jej włosami susząc je, ponieważ nadal były wilgotne po tej ich zabawie na dworze. Do później nocy spędzili tak czas na grach i późniejszych rozmowach oraz przerwie na górę kanapek wykonanych wspólnie [tak naprawdę Lucy po dwóch minutach obserwowania ich pracy, po prostu ich wygoniła samej wszystko kończąc].
                Gdy wszyscy już przyszykowali się do snu, oczywiście Natsu został posłany razem z Happym na kanapę, ale jak to Salamander wytrzymał tam tylko godzinę i zbierając pochrapującego już Happiego wślizgnął się do łóżka śpiącej Lucy, mając nadzieję, że ta nie będzie szczególnie zła. Nawet po drodze zabrał swoje jeszcze mokre spodnie i wysuszył je, aby Lucy rano za bardzo na niego nie krzyczała. Zadowolony wsunął się pod kołdrę i przytulając do siebie dziewczynę momentalnie zasnął.

------------------------------------------------------------------------

                Ten wieczór wspólnie spędzała także inna para. Aktualnie on czytał pewną starą powieść siedząc na kanapie, ona natomiast właśnie usadowiła się między jego nogami ze swoim ulubionym notesem w ręce i długopisem w różowe kwiatki.
- Jesteś pewna, że starczy tyle beczek z winem? – Spytał zerkając na robioną przez nią listę z zaopatrzeniem do zamówienia.
- Chyba jednak nie… - Westchnęła rozczarowana zmieniając liczbę w zamówieniu i dopisując jeszcze kilka podstawowych pozycji. – Myślisz, że starczy na ten miesiąc? – Podsunęła mu zapisaną kartkę.
- Ostatnim razem zamówiłaś tego trochę mniej – Zauważył.
- Tak, ale musiałam zamówić dużo rzeczy jeszcze raz, bo się pokończyły.
- A teraz szykuje się kolejna wielka impreza…
- Tak… - Mira delikatnie przejechała po złotym pierścionku z różowym serduszkiem i drobnymi zdobieniami na całej jego długości i zachichotała. – Biedna Erza…
- Jak szybko uciekłaś jej tym razem?
- Dałam jej te pięć minut… - Mira zjechała wzrokiem na okno i na nim się skupiła.
- Pięć? A nie trzy?
- Przecież nie moja wina, że tak szybko daje się zmylić!
                Chłopak roześmiał się i pocałował ją w głowę, a następnie połaskotał w bok. Roześmiała się i szturchnęła go w brzuch. Mocno.
- No już nie złość się Demonico.
- Nawet jeszcze nie zaczęłam.
- Ale tym razem nie wytrzesz mną podłogi?
                Dziewczyna odwróciła się do niego i złapała za jedną z jego stojących do góry kosmyków, którym zaczęła się bawić robiąc zamyśloną minę.
- Pomyślę o tym… - Dziewczyna pisnęła, gdy jej ukochany złapał ją w pasie i z powrotem usadził na miejsce, a następnie połaskotał po raz kolejny, ale tym razem nie mając dla niej litości.
- Pomyślisz? – Spytał już płaczącej ze śmiechu Strauss.
- Dobrze, już dobrze! Będę grzeczna! – Chłopak natychmiast zaprzestał swoich tortur. – To tak traktuje pan narzeczoną, panie, Justine?
- Czy mojej narzeczonej to przeszkadza?
- Tak!
- Trudno… - Roześmiał się, gdy po raz kolejny uderzyła go w pierś.
- Zrobiłeś się okropny! – Oznajmiła mu wstając i kierując się w stronę kuchni. Miała straszną ochotę na gorącą czekoladę!
- To nie ja znęcam się nad Erzą nie dając jej nawet nadziei na złapanie się.
                Dziewczyna tylko burknęła pod nosem w odpowiedzi zajmując się swoim napojem. Rozpuściła czekoladę z torebki w odrobinie wody i zalała wszystko ciepłym mlekiem. Pochyliła się nad kubkiem wąchając odurzający zapach i zamarła. Sekundę później dopadła już drzwi do łazienki, a następnie muszlę wyrzucając z siebie całą treść żołądka.
- Mira? – Justine słysząc, co się dzieję natychmiast znalazł się przy narzeczonej, której odgarnął włosy z twarzy i poczekał aż skończy. To już trzeci raz, gdy poszła coś sobie zrobić do zjedzenia lub picia i zaraz potem wyleciała do łazienki. Wcześniej były to tosty z miodem, a przy drugiej próbie naleśniki.
- Chyba nie lubi też gorącej czekolady – Powiedziała słabo Mira podnosząc się z pomocą Freeda i spuszczając wodę w sedesie.
- Zauważyłaś, że masz tak tylko po słodkich rzeczach? – Spytał, gdy białowłosa zajęła się płukaniem ust, a następnie wyjęła szczoteczkę i pastę.
- Ale ja lubię słodkie rzeczy… - Zajęczała dziewczyna.
- Ktoś ma tutaj mocniejsze, argumenty niż ty – Zażartował Justine i zaprowadził niebieskooką z powrotem na kanapę gdzie posadził ją i opatulił kocem.
- Herbaty?
- Poproszę…
                Dziewczyna chlipnęła i skuliła się smutna. Już widać było, że to jej dziecko, tylko potomek Demonicznej Mirajane mógł od początku życia tak znęcać się nad matką. Jak mógł odmawiać jej słodkości?! Mira nawet nie znając logicznego powodu dla swojego zachowania, rozpłakała się żałośnie strasząc Freeda, który natychmiast przybył jej zobaczyć, co się stało. Cóż… Zapowiadało się dziewięć wspaniałych miesięcy…

------------------------------------------------------------------------

                Przekręciła się na dugi bok i westchnęła czując pod sobą mięciutki materac. Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu swojej przytulanki, którą była podobizną Fullbustera i zamarła trafiając dłonią na coś zupełnie innego. Poderwała się do siadu i jej przestraszonym oczą ukazał się oryginał leżący na brzuchu, który do pasa był okryty żółtą kołdrą. Najpierw się zaczerwieniła, a potem zbladła i spojrzała po sobie. Ubrania na miejscu i nie wyglądało na to żeby zrobiła coś głupiego, oprócz znalezienia się w łóżku Fullbustera. Tylko jak… Dziewczynie przed oczami stanął cały wczorajszy dzień. Już pamiętała, dlaczego była w ubraniach Graya w jego łóżku… Jednak sprawa łóżka była dla niej zagadką.
                Wyślizgnęła się cichutko i stanęła bosymi stopami na lodowatą podłogę. Wtedy też do głosu doszedł jej pęcherz. Biegiem dotarła do łazienki gdzie załatwiła swoją potrzebę. Przy myciu rąk przypomniała sobie o sprawdzeniu ubrań i z zadowoleniem zauważyła, że są suche. Przebrała się w swoje ubranie, a wcześniejsze złożyła i odłożyła na kosz na pranie nie bardzo wiedząc, co więcej może zrobić. Z ulgą także założyła buty nagrzane od kaloryfera, pod którym się suszyły. Tak wyszykowana najciszej jak mogła podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.
                Nie odmroził ich. Cholera. Czyli nici z wymknięcia się cichaczem. Tak, więc trzeba przejść do planu, „B”, którego nie miała. Może skoro już tutaj jest to zrobi śniadanie? I tak nie miała, co robić, a dochodziła ósma. Poza tym przydałoby się jakoś odwdzięczyć za gościnę.
                Szybko określiła, jakie produkty ma do dyspozycji i zdecydowała się na jajecznice z tostami francuskimi. Łatwizna! Dla Juvii gotowanie zawsze było szybkie i łatwe, a nowe przepisy zawsze wychodziły tak jak powinny. Podobno miała talent.
                Była w środku swojej pracy, gdy Gray, nieprzyzwyczajony do jakichkolwiek dźwięków w jego mieszkaniu, obudził się i poszedł sprawdzić źródło słabych odgłosów życia. Przyglądał się pochłoniętej pracą Juvii, która zaskakiwała go teraz za każdym razem. Jakoś nie mógł się przyzwyczaić do jej nowego wydania. Może obawiał się, że za chwilę znowu skoczy do niego z zapewnieniem dozgonnej miłości i już nie będzie potrafił się jej pozbyć, ani jej przywrócić do stanu z teraźniejszości.
                Jego żołądek głośno się upomniał o jedzenie zaskakując zarówno jego jak i niebieskowłosa, która dosłownie podskoczyła w miejscu i pokryła się rumieńcem napotkawszy spojrzenie Graya. Odkryto jego obecność, więc nie pozostało mu nic innego jak wyjść zza progu i zacząć rozmowę czy coś, jak gdyby nigdy nic.
- Gray-sama! Dzień dobry. Juvia cię obudziła? Juvia przeprasza, nie chciała…
- Sam wstałem. Co ty robisz?
- Ach, to… Juvia chciała się jakoś odwdzięczyć za przenocowanie jej, więc Juvia zrobiła śniadanie… Juvia ma nadzieję, że Gray-sama nie jest zły… - W jej wzroku pojawiło się takie coś, że nikt nie powiedziałby jej „nie”, no i jak mógł być zły na nią, dlatego że zrobiła śniadanie?  To byłoby idiotyczne.
- Mogłaś mnie obudzić to bym ci pomógł. – Powiedział wreszcie trochę zły na siebie, że dziewczyna wszystko za niego robi. Sprzątanie i przygotowywanie posiłków powinno należeć do niego, a ona powinna tylko pozwolić, aby to robił.
- Nie jesteś zły na Juvię, Gray-sama?- Dopytywała się dziewczyna. Czy on jej to w ogóle zasugerował?
- Nie, nie jestem zły. Jest coś do zrobienia?
- Nie, Juvia już kończy, zaraz tu posprząta… Gray-sama! Co ty robisz? – Spytała, gdy bez słowa ją minął i odkręcił korek w kranie. Już stało tam kilka brudnych naczyń, które prawdopodobnie niebieskowłosa miała zamiar zaraz zmyć.
- Pomagam. Nie możesz wszystkiego robić. W ogóle nie powinienem ci pozwolić, abyś cokolwiek robiła z takich rzeczy. – Wskazał ręką na patelnie z jajkami, a następnie na zlew.
- To, co Juvia miałaby robić? Siedzieć i pachnieć? – Spytała się lekko rozłoszczona magini poruszając łopatką smażące się jajka.
- Byłoby najlepiej…
- Juvia by tak nie wytrzymała. – Przerwała Fullbusterowi i zakręciła gaz. Przerzuciła jajka na talerze obok chwilę wcześniej przygotowanych tostów. – Juvia przeprasza, ale Juvia nie dałaby tak rady, szczególnie, że Juvia wprosiła się do Gray-samy i jeszcze przenocowała u niego.
- Posłuchaj. Gdybym nie chciał abyś tu była to po prostu zostawiłbym cię tam na ulicy, jasne? – Zakręcił dopływ wody i odwrócił się do nie zakładając ręce na piersi.
- Juvia nie wierzy, że Gray-sama by to zrobił, Gray-sama jest pod tym względem zbyt dobry. – Ona natomiast podparła się pod boki i zadarła głowę w górę.
- Wiesz jak daleko byłaś od Fairy Hills? Gdybyś mieszkała trochę bliżej, na pewno tylko kazałbym ci się pospieszyć.
                Piorunowali się spojrzeniem aż w końcu Juvia zamknęła oczy i westchnęła uspokajając się.
- Juvia przeprasza. Juvia po prostu nie lubi bezczynności.
- A, ja nie powinienem tak na ciebie naskakiwać… – Fullbuster spojrzał na przygotowane jedzenie. – Może zjemy zanim ostygnie?
- Hai, Juvia już… - Widząc groźny wzrok czarnowłosego zmitygowała się. – Juvia położyła sztućce tutaj. Wskazała w odpowiednie miejsce i biorąc swoją porcję wyszła z kuchni.
                Weszła do sypialni Fullbustera i zatrzymała się orientując się, że nie może przecież zjeść tego na łóżku jak to zrobiła z pizzą. Czarnowłosy w tym czasie już zdążył pojawić się obok niej i uświadamiając sobie to samo odłożył talerz na biurko. Wyszedł na chwilę by zaraz potem wrócić ze składanym krzesłem. Rozłożył je przy biurku i sam zajął miejsce obok.
- Siadaj. Nie mam zbyt wielu gości, więc sama rozumiesz. – Wzruszył zakłopotany ramionami. Nigdy jakoś nie miał potrzeby posiadania stołu i nie zamierzał mieć, ale nie znaczy to, że dziwnie się czuł, gdy dziewczyna znalazła się aż tak blisko niego.
- Smacznego Gray-sama! – Zawołała niebieskowłosa i zabrała się do jedzenia, chyba zupełnie nie czując się skrępowana tą bliskością.
                Jeszcze raz przekonał się o jej mistrzowskim przygotowaniu posiłku i tak samo szybko jak ona zabrał się za spożycie śniadania. Gdy już napełnili żołądki, wystarczyło tylko jego jedno spojrzenie, aby usadzić Lockser na miejsce i samemu iść pozmywać. Gdy wrócił po paru minutach zastał ją przyczepioną do okna i oglądającego coś z uwagą.
- Juvia? – Drgnęła słysząc jego głos i odwróciła twarz w jego stronę.
- Zobacz Gray-sama! Przestaje padać i wychodzi słońce! – Naprawdę umiała pięknie się uśmiechać. Dawno już nie widział u nikogo dorosłego tak szczerego zachwytu wymalowanego na twarzy. Nie mógł też ukrywać, że jest bardzo ładna szczególnie w tym wodospadzie błękitnych włosów, który zastąpił te jej dziwne loki.
- Gray-sama, chodź zobaczyć! – Zawołała go odwracając się z powrotem do okna.
                Podszedł do niej, dopiero teraz zauważając jak wygląda zniknięcie burzy w Magnolii. Gdy tylko chmury oddaliły się odrobinę, na dwór wybiegły dzieci w towarzystwie matek. Była sobota, więc ludzie w dużej części nie pracowali i teraz spieszyli obejrzeć swoje domy i znaleźć ewentualne szkody po takiej ulewie lub uzupełnić zapasy w jedzeniu.
- Gray-sama… – Po chwili dziewczyna spojrzała na niego smutno. – Juvia będzie musiała już iść do Akademika.
- Odprowadzić cię?
- Nie, Juvia pójdzie już sama, ale dziękuje.
                Niebieskowłosa dość szybko się zebrała i pożegnała z czarnowłosym, który potem jeszcze obserwował ją z okna, gdy wolno zmierzała do Fairy Hills. Była zupełnie inna niż ją sobie wyobrażał, a ona zapewne też wreszcie miała okazje go poznać takim, jaki jest naprawdę. Czas spędzony z Lockser był miły, ale dziwny. Jeśli ktokolwiek jeszcze poprzedniego dnia rano, powiedziałby mu, że będzie dość miło wspominać kilka godzin z Juvią i jeszcze pozwoli jej spać w tym samym łóżku, to wyśmiałby go. Teraz jednak zastanawiał się jak będą wyglądały teraz jego relacje z niebieskowłosą. Cholerny los. Za bardzo lubi bawić się ludźmi.

------------------------------------------------------------------------

                Minęły kolejne dwa dni, podczas których większość ludzi zabrała się za naprawianie zniszczeń po burzy, które prawdę mówiąc były dość spore. Oznaczało to też, że liczba zleceń w Fairy Tail osiągnęła krytyczny poziom wróżąc tym samym przypływ gotówki dla magów. Wszystkim zależało na jak najszybszych naprawach, dlatego także wysokie ceny z każdym dniem zwłoki malały coraz bardziej. Gildia prawie opustoszała i tylko od czasu do czasu zaglądał tam to jedna to druga osoba tylko, aby chwilę tam odpocząć i posłuchać nowych plotek.
                Do jednych z większych uszkodzeń doszło na farmie oddalonej w pół drogi między Magnolią, a innym dużym miastem zwanym Pyrethra. Erza zmobilizowała całą drużynę: Natsu, Graya, Wendy, Lucy, Happiego, Carlę, Hitomi oraz Ayame. Tak jak było napisane w zleceniu magowie z Fairy Tail dostali pokoje w dużym domu właścicieli żeby móc pracować od rana do wieczora. Do naprawy została jeszcze połowa zniszczeń, a były one naprawdę rozległe.
                Tego dnia Erza, Lucy z pomocą Taurusa i Natsu zajmowali się ogromnym drzewem, które upadając zniszczyło dziesięć małych owocowych z sadu ich zleceniodawców. Natomiast Gray, Wendy, Hitomi oraz exceedy zabrali się za naprawę płotu odgradzającego pastwisko dla krów od pola. Z nieba sączył się wyjątkowy żar zapowiadając niedługie nadejście lata.
- Lucy, możesz tu podejść? – Dziewczyna znalazła się przy Erzie, która podała jej siekierę.
- Huh?
- Zastąp mnie.
- Hę?! Ale Erza…
                Tytania jednak już odeszła zostawiając, Heartfilię z ciężką siekierą, którą ta nie była w stanie utrzymać, a przynajmniej niezbyt długo. Blondynka spojrzała na Taurusa szukając jakiejkolwiek pomocy jednak ten był zupełnie pochłonięty powierzonym mu zadaniem i niezwykłą sprawnością dzielił ogromne gałęzie.
- Lucy? Co jest? – Koło dziewczyny pojawił się Gray, który podążając za zakłopotanym wzrokiem brązowookiej spojrzał na siekierę.
- Eee… Jak się tego używa?
- Pokaż.
                Fullbuster odebrał od dziewczyny narzędzie i zamachnął się precyzyjnie przecinając kawałek pieńka na dwa. To samo zrobił po raz drugi i bez słowa oddał siekierę przyjaciółce.
- Teraz ty.
- To chyba nie jest dobry pomysł…
- Spróbuj.
- Nadal myślę, że…
- Lucy. – Uciął jej protesty piorunując ją spojrzeniem.
                Blondynka westchnęła, przyjęła mniej więcej dobrą postawę i z okrzykiem zamachnęła się na pieniek. Narzędzie ze świstem przecięło powietrze i w pół drogi wypadło jej z rąk lecąc prosto przed siebie. Siekiera przekoziołkowała kilka razy w powietrzu prawie trafiając Taurusa, który w ostatniej chwili uchylił się przed nią padając na ziemię, aż w końcu zatrzymała się na jednym z drzewek głęboko wbijając się w jego korę.
- … Ups…? – Dziewczyna niepewnie zachichotała rzucając przepraszające spojrzenie swojemu Gwiezdnemu Duchowi, który spojrzał na nią zdezorientowany.
                Gray westchnął męczeńsko i bez słowa poszedł po narzędzie. Wracający z naręczem gałęzi Natsu przystanął uważnie obserwując i przysłuchując się jak Lodówa tłumaczy Lucy, co powinna zrobić, a następnie jak ją ustawia. To jeszcze mógł znieść, jednak, gdy Fullbuster stanął za Lucy i chwycił jej dłonie w swoje, a następnie razem z nią zamachnął się przecinając pieniek, nie wytrzymał. Puścił gałęzie i skoczył do przodu obserwując jeszcze jak blondynka podskakuje z zachwytu i rzuca się Fullbusterowi na szyję by za chwilę odskoczyć znowu i mu podziękować.
- Hej! Striptizerze! Co ty wyprawiasz?!
                Sekundę później już jego pięść spotkała się z twarzą czarnowłosego. Gray trochę zaskoczony reakcją Ognistego Móżdżka oddawał ciosy z trochę mniejszą zażartością niż różowowłosy je zadawał, ale wiedział, że sam nie zdoła go uspokoić. Miał tylko nadzieję, że za chwilę pojawi się Tytania i rozdzieli ich nawet, jeśli zaraz potem wtłucze także jemu.
- Natsu-san! Gray-san! – Krzyknęła Wendy biegnąc wraz z Hitomi w ich stronę.
- Natsu! Przestań!
                Na szczęście Tytania widziała wszystko od samego początku i natychmiast ruszyła „uspokoić” magów.  Potem przyszedł czas na wyjaśnienie ich zachowania, a ponieważ Natsu tylko zacisnął pięści i odwrócił wzrok, został podwójnie pobity i odesłany do naprawiania stodoły po drugiej stronie farmy. Dotąd przyjacielska atmosfera stała się napięta i magowie w ciszy przepracowali kolejne trzy godziny całkowicie skupiając się na pracy.
- Mam nadzieję, że jesteście spragnieni. – Zaszczebiotała żona zleceniodawcy po jakimś czasie przynosząc tackę z zimnymi napojami po obsłużeniu grupki, którą zarządzał Gray. Zdawała się zupełnie nie zauważać atmosfery panującej wśród magów.
- Dziękujemy, pani Henji. – Erza uśmiechnęła się w stronę starszej kobiety odbierając szklankę. Potem przyszła pora na resztę pracujących przy rąbaniu. Nawet Taurus został poczęstowany i zupełnie tym zaskoczony wyjąkał jakieś podziękowania.
- Czy nie powinien byś z wami jeszcze jeden młodzieniec? – Spytała się pani Henji rozglądając wokół z ostatnią szklanką na tacy.
- Wysłałam go żeby naprawił stodołę. – Wyjaśniła Scarlet bez mrugnięcia okiem. – Tam bardziej się przyda.
- Och, w takim razie pójdę do niego, a wy zróbcie sobie przerwę. To rozkaz zleceniodawcy i to samo się tyczy waszych przyjaciół. Macie się nie przepracować.
- Dziękujemy proszę pani. Tak zrobimy.
                Kobieta odeszła kawałek, gdy kluczniczka zwróciła się do swojego Gwiezdnego Ducha:
- Taurus, chcesz wrócić do Świata Gwiezdnych Duchów i odpocząć?
- Nie trzeba Lucy! Widok twojego niezwykłego ciałka sprawia, że mam więcej… - Byk zniknął w złotej poświacie po tym ja zirytowana dziewczyna użyła jego klucza. Na końcu języka miała kilka epitetów i to niezbyt cenzuralnych. Jednak powstrzymała się przed użyciem ich.
- Zboczeniec. – Mruknęła wreszcie Lucy i westchnęła. – Zaraz wracam, Erza! – Zawołała nagle zrywając się do biegu i pędząc w tylko sobie znaną stronę.
- Mamo, gdzie idziesz? – Spytała idąca w ich stronę Hitomi, ale brązowooka była już daleko. – Coś się stało Erza-san?
- Chyba poszła sprawdzić, co z Natsu. – Powiedziała Tytania obserwując jak blondynka podbiega do żony zleceniodawcy i po krótkiej wymianie zdań odbiera od niej tackę z ostatnią szklanką, po czym stawia na niej swoją. Zaraz potem już szybkim krokiem szła w stronę stodoły.
                Lucy chciała porozmawiać z różowowłosy już od chwili, gdy ten postanowił milczeć i pozwolić, aby Tytanie obiła my skórę. Bezgłośnie weszła do stodoły i z lekkim smutkiem na twarzy obserwowała jak ten jednym uderzeniem młotka wbija cały gwóźdź w deski reperując dziurę w ścianie. Zauważyła, że już naprawił dach i jeden ze słupów podtrzymujących całą konstrukcje, a to było chyba ostatnią rzeczą do zrobienia.
- Może tak mała przerwa? – Spytała przywołując na usta delikatny uśmiech.
- Dzięki. – Mruknął odbierając od niej szklankę i siadając pod drewnianą ścianką podziałową.
- Co się stało? Natsu…
- Nic.
- Natsu, przecież mi możesz powiedzieć.
- Mówię, że nic.
                Dziewczyna tylko westchnęła i usiadła obok niego upijając łyk orzeźwiającego napoju. Po chwili odłożyła szklankę i położyła głowę na jego ramieniu zamykając oczy. Czuła jak bardzo jego mięście są napięte, a jego postawa bardzo ją niepokoiła i smuciła.
- Luce… - Sapnęła zaskoczona, gdy niespodziewanie została zamknięta w jego ramionach, a on sam pociągnął za gumkę, którą związała włosy ściągając ją, aby następnie schować twarz w jej złotych pasmach. Głęboko wciągnął powietrze do płuc wraz z jej zapachem.
- Co się stało, wtedy, gdy rzuciłeś się na Graya. – Spytała po chwili wahania wtulając się w niego. Nadal był bardzo napięty.
- Jesteś moja, prawda? Luce…
                Zaskoczona przez chwilę milczała początkowo nie rozumiejąc, o co mu chodzi, ale po chwili na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Jeszcze tylko nie była pewna motywów, jakimi się kierował, jednak już się ich domyślała.
- Tak, jestem twoja…
                Westchnął drażniąc skórę na jej szyi, a następnie lekko pocałował to miejsce powodując drżenie dziewczyny. Wreszcie jego napięte mięście się rozluźniły. Odsunęła się od niego i dotknęła czołem jego czoła.
- Natsu, dlaczego zaatakowałeś Graya?
- Nie podobało mi się jak cię dotykał. – Powiedział po chwili milczenia. – Jesteś moja i nie wolno mu.
- On nie wiedział, ale ja nie pomyślałam, że może ci się to nie spodobać. Gray jest tylko moim przyjacielem i nic tego nie zmieni. Przepraszam…
- Nadal mu się należało. – Mruknął naburmuszając się.
- Tak, tak. – Lucy pocałowała Salamandra w policzek i zebrała szklanki i tackę.- A teraz już koniec przerwy, wracamy do pracy.
                Heartfilia wyszła nie zważając na protesty różowowłosego. Wróciła do reszty towarzyszy i po krótkiej rozmowie zebrała ich szklanki i odniosła je do kuchni, po czym oddała je pani Henji. Potem już pracowali do wieczora. Lucy z powrotem wezwała Taurusa i razem z Erzą tego dnia skończyły rąbanie drewna. Exceedy po przerwie zajęły się transportem porąbanych kawałków do wyznaczonego do tego miejsca. Gray z pomocą Wendy i Hitomi ukończył naprawę płotu i razem z nimi zabrał się już za sprawdzenie konstrukcji obory, która choć nie ucierpiała na pierwszy rzut oka to jednak mogła mieć jakieś ukryte zniszczenia. Natsu dość szybko dokończył stodołę i zaraz potem został odesłany przez nadal na niego złą Scarlet do naprawienia rynien w domu zleceniodawców z pomocą Happiego.
                Pracowali do wieczora, po czym gdy tylko słońce było bliskie schowania się za horyzontem, zebrali narzędzia i wrócili do domu państwa Henji. Już z oddali słyszeli jak żona zleceniodawcy woła ich na kolację.

------------------------------------------------------------------------

- Ognisty Móżdżku, łap! – Natsu zatrzymał lecący przedmiot tuż przed swoją twarzą i posłał wściekłe spojrzenie nadchodzącemu Fullbusterowi.
- Czego chcesz, Lodówo?! Nie powinieneś być w środku?!
- Mógłbym ciebie spytać to so samo. – Czarnowłosy mimo wyczuwania całej niechęci skierowanej w jego stronę otworzył puszkę i upił łyk zimnego napoju.
- Piwo? – Spytał różowowłosy czując charakterystyczną woń alkoholu.
- Piwo. – Potwierdził Gray i po chwili powietrze wypełnił syk otwieranej puszki.
                Natsu po chwili stracił zainteresowanie Magiem Lodu zatracając się w swoich myślach. Nie ruszył się ze swojego miejsca i wrócił do spoglądania w nocne niebo. Był ciekawy czy Lucy też zauważyła, że gwiazdy tej nocy są wyjątkowo widoczne.
- Co cię dzisiaj napadło, Płomyczku?
- Na twój interes, Miętówko.
- Raczej mój. – Warknął Fullbuster.
- Tak myślisz, Mrożonką?! – Odwarknął różowowłosy obracając się w jego stronę.
- Tak myślę, Ognisty Dupku!
- A chcesz się bić?!
- Dawaj!
                Chłopcy rzucili się na siebie i przetoczyli po ziemi okładając się pięściami. Nie było już, Erzy która by ich zatrzymała i wiedzieli, że jeśli nie będą zbyt głośno, ale też nie narobią szkód to obejdzie się bez jej interwencji.  Minęło kilkanaście minut zanim wreszcie zakończyli bójkę i źli usiedli do siebie plecami. Gray zamroził miejsce na swojej szczęce, którego pulsowanie zapowiadało pojawienie się ładnego siniaka. Natsu natomiast z niezadowoleniem obejrzał obite żebra, które i jemu sprawiały ból, choć szybko ocenił, że żadne nie jest złamane.
- Lepiej ci? – Spytał w końcu Fullbuster niezbyt przyjemnym tonem.
- Mógłbym spytać o to samo. – Dragneel prawie, że powtórzył słowa przyjaciela.
- O co ci chodzi?
- Wiesz, o co.
- Cholera… - Warknął czarnowłosy. – Reszta też to zauważyła?
- Raczej nie.
- A ty? Od kiedy jesteś z Lucy?
- Kiedy się zorientowałeś? – Spytał zaskoczony różowowłosy okręcając się lekko w stronę Fullbustera.
- Jakiś tydzień temu zacząłem to podejrzewać, ale upewniłem się, kiedy Lucy wreszcie przyszła razem z tobą do gildii. Czego nic nie mówiliście?
- Lucy tak chciała. – Dragneel wzruszył ramionami. – Co jest z Juvią?
- Nie mam kurwa zielonego pojęcia.
- Aż tak?
- Taa…
- Dziewczyny to tylko kłopot.
- Tak, chyba po raz pierwszy zgadzam się z tobą całkowicie.
                Chłopcy wymienili porozumiewawcze uśmiechy, jednak, gdy zdali sobie sprawę z tego, co robią natychmiast skoczyli na równe nogi.
- Czego się szczerzysz, Gołodupcu?!
- To ty szczerzysz się do mnie, Ognisty Dupku!
- A chcesz się bić?!
                Rzucili się ma siebie już nie przejmując się hałasem, jaki narobią. Erza zjawiła się dokładnie po dwóch minutach. Wściekła. Sprała obydwu magów i posadziła ich przed sobą zaczynając wykład, który zakończyła żądaniem wyjaśnień. Chłopcy siedząc karnie ze spuszczonymi głowami spojrzeli na siebie po kryjomu uśmiechając się. Zachowywali się zupełnie jak małe dzieci, ale Erza widząc tą małą nić porozumienia między nimi i to, że jakoś się pogodzili postanowiła im odpuścić. Jednak tak dla niepoznaki przywaliła im jeszcze raz i okazując swoje niezadowolenie weszła z powrotem do domu mijając resztę magów z gildii i podchodząc do zleceniodawców, których przeprosiła za kłopot. W końcu, gdy reszta już poszła przygotować się do snu wreszcie chłopcy wkradli się do środka, a ponieważ dzielili wspólny pokój z Happym (nie, nie jedno łóżko [jak zwykle w opowiadaniach], a dwa oddzielne i to w dwóch końcach oddzielenie jeszcze dwoma stolikami nocnymi i dość dużą przestrzenią), nie mieli powodu się martwić, że zbyt wcześnie dosięgnie ich każąca ręka Scarlet. Niedługo potem w całym domu zgasły światła, a magowie pogrążyli się w swoich małych marzeniach sennych.


!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!


Trochę długa przerwa, ale miałam problemy z weną i dziewięć sprawdzianów w poprzednim tygodniu [szkoda, że może ich być tylko trzy, ale mniejsza z tym]. Przynajmniej teraz wiem jak po łacinie nazwać różne kości w ciele napotkanych zwierząt… Taa… Echem. Więc w każdym razie zaraz będzie wolne [a 19 jadę na noc Hobbita~!] i to znaczy, że spróbuję coś z siebie wykrzesać, ale nie wiem jak to będzie, bo odzwyczaiłam się już do dzielenia czasu na obowiązki i czas wolny u siebie w domu.
W każdym razie.
Mata ne~!
Little Kriminal

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 18 - Niektórych rzeczy nie można przewidzieć...

- Jeeej! Juvia się tak cieszy! Nareszcie w domu! – Dziewczyna przeciągnęła się ciesząc się chwilą bez deszczu. Według jej przypuszczeń niestety mogli się tą chwilą wytchnienia cieszyć przez góra dwie może trzy godziny.
- Chodźmy już do gildii, chce mieć to z głowy. – Mruknął Gajeel popychając lekko do przodu przyjaciółkę.
- Gajeel-kun! – Dziewczyna po kilku krokach nagle obróciła się do Smoczego Zabójcy.  – Możesz sam pójść do gildii? Juvia ma trochę sprawunków do załatwienia.
- Hm? Jak chcesz – Czarnowłosy wzruszył ramionami? – Chodź Lili!
- Do widzenia Juvia – Kot kiwnął jej głową i podleciał do chłopaka, który tylko uniósł w górę rękę nawet się nie odwracając.
- Do zobaczenia Lili-san, Gajeel-kun!
                Dziewczyna praktycznie w podskokach ruszyła do Fairy Hills, wesoło wymachując parasolką. Czuć było zbliżającą się burzę taką z piorunami, a nie tylko sam deszcz. Dla niej to była znaczna różnica, bo to pierwsze kochała, ale drugiego nie bardzo. Właściwie nie wiedziała skąd jej się to wzięło.
- Juvia-san!
                Dziewczyna obróciła się w stronę głosu i z uśmiechem powitała piętnastoletnią dziewczynkę, która w rozwianych krótkich włosach nieokreślonego koloru i radością w oczach koloru eozyny (kto wymyślił tak posraną nazwę odcieniu?) pędziła w jej stronę z już nieodłącznymi towarzyszami.
- Witaj Ginyu- chan! – Pozdrowiła ją Juvia czekając aż dziewczynka do miej dotrze.
- Byłaś na misji Juvia-san? Ale fajnie!
- Miał! – Dwa kociaki zeskoczyły z jej ramion i popędziły do Deszczowej Kobiety ocierając się o jej nogi.
- Witaj Hime-chan, Buri-chan – Dziewczyna ze śmiechem przykucnęła przy dawnych podopiecznych głaszcząc ich miękkie futerka. – Tak, Juvia właśnie wróciła do Magnolii. – Odpowiedziała na pytanie dziewczynki spoglądając w jej stronę.
- Juvia chciała wiedzieć jak się sprawują te dwa potworki, są grzeczne?
- Tak, chociaż czasami odwiedzają mnie na przerwach w szkolę.
                W pół drogi do Fairy Hills tuż po ustaleniu czasu spotkania z Gajeelem i Lilim doszło do niezwykłego spotkania. Ona, Ginyu oraz kociaki spotkały się na pustej piaszczystej drodze. To dziewczynka po pierwszym rzucie oka rozpoznała, że zwierzątka są tak naprawdę Chowańcami, czyli krzyżówką demona z kotem (choć Chowańce mogą być potomkami innych zwierząt). Istoty te mają głęboką więź z czarownicami i czarodziejami za to nieszczególnie z magami. Po dość krótkiej, ale bardzo przyjemnej rozmowie Juvia wyjawiła, że szuka domu małym kotom, bo sama nie ma czasu tego robić, a Ginyu natychmiast wyraziła chęć wzięcia Chowańców. Zwierzątka widocznie temu nie przeciwne, szybko usadowiły się na ramionach czarownicy (bo właśnie nią była dziewczynka) uznając te miejsce za swoje. Po tym Lockser pożegnała się z Ginyu i już trochę w lepszym humorze wróciła do Akademika, choć bardzo szybko wspomnienia i ponure myśli powróciły, ale przynajmniej przez chwilę była od nich wolna. To tak w dużym skrócie.
- Przepraszam Juvia-san za moje wyczyny z pogodą. Nie miałam pojęcia, że potrafię ściągać deszcz – Dziewczynka podrapała się po karku zakłopotana.
- Juvia nie jest zła. Kiedyś za Juvią ciągle chodziły deszczowe chmury i Juvia także tego nie kontrolowała, ale bycie czarownicą jest trudniejsze, prawda? Nie ma was wiele i nie ujawniacie się zbyt często.
- Tak – Przyznała niezbyt chętnie Ginyu. – Ale to nie szkodzi! Mama zawsze mnie wspiera w nauce magii, więc jest bardzo fajnie. Nasz sąsiad jest magiem i zaoferował swoją pomoc, ale chyba nie rozumie, że do dwie odrębne dziedziny – Dziewczynka pokręciła głową. – Przepraszam, Juvia-san, ale muszę już wracać do domu. Dowidzenia!
- Dowidzenia! – Zawołał Lockser machając przez chwilę odbiegającej czarownicy, a następnie ruszyła w dalszą drogę do wynajmowanego przez nią miejsca.
- Może Juvia rzeczywiście powinna poszukać własnego mieszkania? – Szepnęła dziewczyna patrząc w stronę gdzie znajdował się Akademik.
                Już myślała nad tym w pociągu, gdy chłopcy spali, ale dopiero teraz jej serce zaczęło namawiać ją do tego ze wszystkich sił. Często ufała instynktom, a one mówiły, że czas zwolnić miejsce dla przyszłych członków Fairy Tail. Tak będzie najlepiej.
                Niewiadomo, kiedy wyszła do swojego pokoju i zebrała wszystkie rzeczy potrzebne do kąpieli oraz ubrania na później. Postanowiła skorzystać z prysznica czując nagłą niechęć do wspólnych kąpieli, z resztą jej specjalny czar zakrywający blizny na plecach przeterminował się po siedmioletniej przerwie i od tego czasu unikała sytuacji, w której ktoś mógł zobaczyć wytopionego w jej skórze motyla.
                Po pół godzinie była już gotowa w błękitnej, zwiewnej sukience do kolan z różową wstążką oraz niebieskich balerinkach. Włosy ułożyła w dwa potężne loki i tak przyszykowana ruszyła na miasto kupić jakieś warzywa i mięso na dzisiejszy obiad i wszystko wskazywało na to, że mocno spóźniony. Jej myśli ciągle krążyły wokół pomysłu przeprowadzki wymieniając wszystkie za i przeciw.
- Dzień dobry, pani Fijuna. – Zakrzyknęła od progu wchodząc do znanego już sklepu.
- Dzień dobry, Juvia-chan! Co dziś będziesz robić? – Spytała z przyzwyczajenia starsza sprzedawczyni.
- Juvia jeszcze nie wie, może pani może coś Juvii poradzić.
- Najlepsza jest domowa pizza – Zza regałów wyłoniła się kolejna pani w podeszłym wieku kładąc zakupy na ladzie.
- Wie pani, że to naprawdę dobry pomysł – Stwierdziła sprzedawczyni stukając się w brodę i zwróciła się do Lockser – Pani Bonnie ma zawsze dobre pomysły.
- Jak się ma męża, któremu ciągle wydaje się, że jest młody… - Kobieta westchnęła ciężko płacąc za zakupy i pakując je do siatki. – No cóż. Do widzenia pani Fijuna.
- Do widzenia pani Bonnie!
- Juvia uważa, że to bardzo dobry pomysł, ale co może potrzebować na ciasto?
- Oh, kochanie, nawet nie uwierzysz, że równie dobre możesz teraz kupić już zrobione i nawet rozwałkowane w odpowiednim kształcie. – Kobieta położyła na ladę produkt, który niebieskowłosa obejrzała z uwagą.
- Tak, Juvia to bierze i jeszcze ten dobry sos… - Oczywiście sprzedawczyni wiedziała, o co chodzi i ta puszka także pojawiła się obok drugiego produktu. – To teraz Juvia dobierze tylko resztę.
                Wystarczyło tylko pięć minut, aby dziewczyna znalazła wszystko, czego potrzebowała, znała te miejsce jak własną kieszeń, a po kolejnych pięciu, podczas których zapłaciła za wszystko i porozmawiała jeszcze chwilę ze sprzedawczynią, Lockser opuściła sklep.
- Huh? – Dziewczyna spojrzała w górę, gdy na jej nos spadła pierwsza kropla deszczu. Chmury przybyły wcześniej niż myślała i teraz zapewne przemoknie do suchej nitki, a głupia ona zamiast iść do najbliższego sklepu, zawsze chodziła do tej przemiłej kobiety, którą bardzo lubiła.
                Wszyscy poznikali z ulicy, a ona rzuciła się biegiem w stronę Akademika, jednak po kilku sekundach ściana deszczu ją objęła dokładnie zalewając oczy. Czy mogła posługiwać się magią w celu odgrodzenia się od deszczu? Tak, przez sekundę, ale przecież tych kropel było za dużo i spadały zbyt szybko, aby mogła odbić je wszystkie, a dlaczego więc nie stworzyła sobie czegoś do osłony? Szalejący wokół niej żywioł zbytnio ją dekoncentrował, aby mogła dostatecznie dobrze zapanować nad swoim tworem.
                Więc biegła nie bardzo widząc, w którą stronę, aż przed nią wyrosło… coś. Odbiła się od tego i wpadła prosto w kałuże tylko w ostatniej chwili ratując siatkę z zakupami.
- Juvia? – Jej serce zabiło mocniej rozpoznając głos.
- Gray-sama!
- Cholera, co ty tu robisz? – Nie potrafiła zdefiniować miny chłopaka. – Nieważne, chodź!
                Bez protestów dała się podciągnąć w górę i zaciągnął w lewą stronę. Mag złapał ją za nadgarstek i pociągnięciem kierował w tylko sobie znanym kierunku, a ona tylko próbowała za nim nadążyć. W końcu przed nimi pojawiły się drzwi należące do jednego z szeregowców. Rozpoznała umiejscowienie tej budowli wiedząc, że należą do jednego z osiedli, patrząc na identyczne pomalowane budynki.
- Gdzie my jesteśmy Gray-sama? – Wysapała ociekając wodą na płytki, którymi została wyłożona podłoga.
- Nie wiesz? – Mruknął mag, ale w jego głosie pojawiła się nuta zaskoczenia.
- Nie, Juvia nie ma pojęcia.
- Po prostu chodź.
                Weszli po schodach i piętro mijając dwoje drzwi na przeciwległych ścianach i taki sam układ zastając na górze, ale już bez możliwości wejścia wyżej.
- Idziesz? – Kiedy Gray znalazł się przy drzwiach i to już otwartych?  Aż tak się zamyśliła?
- Tak…
                Natychmiast rozejrzała się po mieszkanku rejestrując zupełny brak kobiecej ręki. Inaczej wyobrażała sobie to miejsce. Jak to było… Ach, no tak. Pałac ozdobiony jego półnagimi lodowymi rzeźbami… Możliwe, że rzeczywiście troszeczkę się rozszalała ze swoją wyobraźnią. Samoistnie odstawiła siatkę z zakupami z boku pod ścianą jak to robiła, gdy jeszcze miała własną kawalerkę.
- Masz i idź się przebrać – Fullbuster wetknął jej do rąk jakąś kupkę ubrań i wskazał łazienkę.
- Ale…
- Idź już, bo moczysz podłogę.
                Dziewczyna spojrzała na kałużę utworzoną tuż pod nią i niewiele już myśląc czmychnęła do wskazanego pomieszczenia. Po zamknięciu drzwi rozejrzała się wokół szukając miejsca do odłożenia ubrań i ręcznika (bo zdążyła się zorientować, że to właśnie dostała). Łazienka nie była duża, ale też bez trudu zmieściły się w niej prysznic, toaleta, kosz na pranie oraz szafka ze zlewem, nad którą wisiało lustro.  Z oczywistych przyczyn położyła wszystko na blat i przy okazji zerknęła w lustro. Poczerwieniała widząc jak sukienka ściśle przylega do jej ciała nie zostawiając wiele do wyobraźni.
                Ściągnęła ramiączka i z trudem odlepiła mokry materiał od skóry, który po chwili spadł na ziemię z nieprzyjemnym plaśnięciem. Zrzuciła szubko także i buty z jękiem oglądając stan pozbytych się rzeczy.
- Juvia niedawno to kupiła – Zażaliła się dziewczyna zbierając sukienkę. Wyżęła ją porządnie, ale nic więcej nie mogła zrobić.
                Tak, Juvia ma magię, dzięki której może panować nad wodą, ale ona też ma pewne ograniczenia, o których dowiedziała się metodą prób i błędów, a mianowicie: tylko specjalne ubrania ulegające magii mogą być „wysuszone” przez dziewczynę, inne, jeśli zmieni się w wodę a następnie powróci do swojej postaci zostaną mokre (kiedyś to było cholernie irytujące), kolejną granicą było panowanie nad Żywiołem wznieconym przez Matkę Naturę (niezbyt podobały jej się próby zmienienia jej woli przez magów), no i z tych ważniejszych ostatnią przeszkodą była różnoraka reakcja na różne typy magii i jej możliwości uniknięcia ataku dzięki przemianie w wodę. Oczywiście to nie wszystko, ale te trzy, można by powiedzieć, że stały przed szeregiem innych.
                Odłożyła sukienkę po przeciwnej stronie umywalki niż suche ubrania i spróbowała „wypleść” wodę z pomiędzy nitek w swoich butach (w rzeczach zrobionych z takiego materiału to był jedyny sposób na pozbycie się płynów). Były teraz tylko wilgotne, ale to miało widoczny wpływ na jej źródło magiczne. Położyła je na swoim poprzednim stroju podeszwami do góry, aby nie zabrudzić sukienki i wzięła się za usuwanie utworzonych kałuż na podłodze. Z takich powierzchni bez problemu zbierała wodę, bo to nie była żadna sztuka, po prostu trzeba ją było „podnieść”. Dziewczyna skierowała ciesz w formie kilku mniejszych kul do umywalki gdzie pozwoliła jej spłynąć rurami.
                Tylko bielizna bez problemu poddała się magii dziewczyny, ale resztę ciała i włosy wytarła już ręcznikiem (wolała nie pozostać bez magii w razie potrzeby). Doprowadzając się już do porządku rozwinęła pierwszą rzecz z kupki darowanej przez Fullbustera. Szara koszulka była trochę zbyt szeroka i może też troszeczkę zbyt długa, ale za to niezwykle wygodna. Czarne dresy natomiast zdecydowanie bez podwinięcia nogawek ciągnęłyby się po ziemi. W pasie też były troszeczkę przyluźne jednak wstążka z jej sukienki bez problemu to załatwiła, gdy niebieskowłosa ścisnęła ją w swoim pasie tak, aby nie spadły z niej te spodnie.
                Tak przygotowana zerknęła w lustro nie mogąc się powstrzymać przed przejechaniem dłonią po jednym z pasm włosów, które uwolniło się, gdy jej loki zostały zniszczone przez deszcz. Zebrała mokre ubrania i ręcznik, a potem cichutko wyszła z łazienki.
 - Gray- sama? – Spytała nie zauważając nigdzie czarnowłosego.
- Ubrania możesz wrzucić do miski – Usłyszała gdzieś z kuchni, a jej wzrok zsunął się na przedmiot leżący pod ścianą. Cały spód miał zapełniony wodą, która z resztą nadal była na podłodze w korytarzyku.
                Już i tak miała świadomość, że Fullbuster nie jest zadowolony z jej obecności. Wiedziała to doskonale, po tym jego unikaniu jej. Chcąc, choć trochę pomóc przeniosła miskę do łazienki gdzie wszystko wyżęła i powiesiła (a razem z nimi pozwoliła sobie zostawić do wyschnięcia i swoje rzeczy) na zawieszonych pod sufitem drążkach ówcześnie je obniżając. Potem pozbyła się kałuż z holu traktując je tak jak te w łazience. Postawiła miskę do wyschnięcia pod jedną ze ścian także w łazience, a potem z uśmiechem weszła do korytarza gdzie stał Fullbuster trzymając jakąś szmatkę w ręce i przyglądając jej się z nieprzeniknioną miną.
- Posprzątałaś – Bardziej stwierdził niż spytał chłopak.
- Juvia, chciała jakoś pomóc – Wyjaśniła lekko czerwieniąc się na twarzy. Zrobiła coś złego?
- Nie trzeba było – Mruknął wracając na chwilę do kuchni. Sekundę później wyszedł już bez szmatki, ale za to założył jakieś buty. – Rozgość się, za chwilę wracam.
                I już go nie było. Dziewczyna niepewna, co ma robić zajrzała najpierw do kuchni, która była naprawdę niewielka. Lodówka, piecyk i dwie szafki z ladą oraz jedna z umywalką to było wszystko. Ustawione w jednej linii dawały bardzo mało miejsca do ruchu. Wyjrzała przez małe okno zapewniające dość mizerne, bo prawie zerowe, światło. Deszcz nie przestawał padać a wręcz przybrał na sile.
                Lockser wyrwało się ciche westchnienie, gdy odwróciła się do okna i poszła do ostatniego pokoju. Pierwsze, co rzuciło się dziewczynie w oczy to gigantyczne łóżko z baldachimem. Musiała przyznać, że ją zaskoczył ten widok. Po prawej stronie wielkiego mebla stał stolik, a w drugim końcu pokoju szafa i fotel. Po lewej przy ścianie stało biurko i komoda z półkami oraz jednymi drzwiczkami na dole. W większości zastawiały ją książki, więc Juvia nie mogąc powstrzymać ciekawości obejrzała tytuły. Wszystkie księgi, czasem bardzo stare, a czasem wyglądające jakby dopiero, co opuściły drukarnie, były o magii.
- Piękna… - Dziewczyna sięgnęła po jeden bardzo staro wyglądający tom, ale także i bardzo zadbany.
- Jest o Magii Lodowego Tworzenia – Słysząc głos Fullbustera dziewczyna pisnęła w ostatniej chwili łapiąc książkę, która próbowała wyślizgnąć się z jej rąk.
- Gray-sama, proszę nie strasz tak Juvii! – Niebieskowłosa rzuciła mu spojrzenie zbitego szczeniaka i szybko odłożyła księgę na miejsce. – Juvia przeprasza, nie powinna grzebać w rzeczach Gray-samy.
- Nieważne. – Chłopak zupełnie się nie przejął, nie powiedział też, że obserwował Lockser jak z zachwytem ogląda jego zbiór. – Interesujesz się tym?
- Juvia nie wie, nigdy się nad tym nie zastanawiała. – Przyznała niebieskowłosa.
- Jesteś głodna? Nie mam zbyt wielkiego wyboru w jedzeniu, bo nie zdążyłem zrobić zakupów przed tym cholernym deszczem, ale zawsze coś się znajdzie.

- Ale Juvia zdążyła, Gray-sama pozwól odwdzięczyć się Juvii za gościnę – W oczach dziewczyny pojawiła się prośba, a twarz przyozdobił piękny uśmiech.
                Chcąc nie chcąc pozwolił jej na to dopiero chwilę później zarzucając sobie głupotę, bo po pierwsze to ona była jego gościem, a po drugie przecież to była Juvia. Cholera.
- Gray-sama pokażesz Juvii gdzie, co trzymasz? – I znowu ten błagalne spojrzenie jakby mówiła: „proszę pozwól mi spróbować”. Cholera, cholera, cholera!
                Tak, więc pokazał jej, co gdzie leży, a ona powyjmowała to, co jest jej potrzebne. Zastanawiał się, co zamierza robić. Nie mógł tego poznać po produktach, ponieważ nadal były w siatce.
- Gray-sama, a gdzie jest tarka?
- Nie mam tarki, no, co…? – Rzuciła mu spojrzenie jakby albo powiedział kiepski żart, albo to była bardzo zła odpowiedź. – Nigdy nie była mi potrzebna.
- Juvia nie rozumie jak można nie mieć tarki. Przecież to podstawa! – Widać było, że jest lekko wkurzona i tym razem chyba tylko dzięki przyzwoitości jeszcze nie zaczęła nim potrząsać. Takiej jej wersji jeszcze nie widział.
- Mogę załatwić tarkę, jeśli tak bardzo jej chcesz.
- A to nie będzie kłopot? – Spytała ostrożnie niebieskowłosa.
- Raczej nie – Gray tylko wzruszył ramionami.
- To Juvia poprosi!
                Chłopak postanowił się ulotnić i spełnić życzenie dziewczyny. Ta Juvia potrafi mieć mord w oczach. Swym zwyczajem Fullbuster zarzucił tylko buty i poszedł do mieszkania naprzeciwko. Zapukał trzy razy i poczekał aż otworzy mu różowowłosa kobieta.
- Dzień dobry Gray. Wejdziesz? – Spytała uśmiechając się szeroko.
- Dobry, Sameko. Nie, dzięki, chciałem cię spytać czy masz może tarkę?
- Tarkę? Mówiłam ci już wiele razy, że powinieneś sobie taką kupić – Spojrzała z dezaprobatą na Fullbustera i westchnęła. – Pożyczę, mam nadzieję, że będziesz w pobliżu, bo Nyu coś majstruje i boję się, że to znowu może wybuchnąć.
- Wiesz gdzie mnie szukać. – Powiedział, na co kobieta się roześmiała. Gdy niwelował skutki pierwszej zabawy córki Sameki zaraz po przeprowadzce powiedział dokładnie to samo.
- A mogę wiedzieć, co za wykwitnę jedzenie robisz, że potrzebujesz tarki? – Dobiegła z kuchni kobiety.
- A żebym to ja wiedział – Westchnął z pewnym niepokojem zerkając na drzwi od swojego mieszkania.
- To nie ty gotujesz? – Zza framugi wychyliła się tylko głowa różowowłosej błyskając zielonym okiem na chłopaka. – No wreszcie zaprosiłeś jakąś dziewczynę! Mogę ją poznać?
- Sameko, nawet nie próbuj wymyślać, jasne? To tylko znajoma z gildii, którą złapał deszcz. – Wiedział, że kobieta bardzo chętnie sama poszukałaby mu jakiejś dziewczyny.
- Która? – Niosąc tarkę spojrzała na niego srogo. – Znam wszystkie, więc która to?
- Tej nie znasz – Sam jej nie poznaje. – Muszę już iść. Do zobaczenia.
                Zanim kobieta spróbowała, choć coś powiedzieć po prostu zamknął jej drzwi przed nosem do jej własnego mieszkania i czmychnął do siebie. Już za drzwi słyszał jak te naprzeciwko otworzyły się a po chwili zamknęły z trzaskiem. Wiedział, że kobieta nie przeszkodzi, gdy było, choć podejrzenie, że ma jakąś dziewczynę u siebie, przecież „nie będzie przeszkadzać młodym”.
- Masz tarkę Gray-sama? – Dziewczyna podeszła odbierając od niego potrzebny jej przedmiot. – Juvia dziękuje.
- Co robisz… Hej! – Krzyknął, gdy dziewczyna zdecydowanie zastąpiła mu drogę i podniosła w górę ręce oby nie mógł niczego zobaczyć.
- To niespodzianka! Idź gdzie indziej Gray-sama! Juvia naprawdę o to prosi!
                Zastanawiał się, kiedy zdążyła związać włosy w wysokiego kucyka i właściwie dopiero teraz przyszło mu do głowy, że spodnie, które nosi powinny być o wiele za duże. Czy to była jakaś super zdolność dziewczyn, aby radzić sobie z wyglądem w każdej sytuacji?
- No dobrze, już dobrze! Idę sobie, bo chyba nie jestem już potrzebny! – Postąpił dwa kroki w stronę drzwi.
- Nie, Gray-sama! Juvii nie o to chodziło, naprawdę! Juvia tylko… - Zdradziło go ciche parsknięcie, gdy nie udało mu się już wytrzymać. – Ty żartujesz Gray-sama…? Jak Gray-sama mógł tak zdenerwować Juvię!
- Dobrze, już dobrze. Kuchnia jest twoja tylko zawołaj mnie, gdy skończysz – Poszedł do swojego pokoju zgarniając z biurka niedawno kupioną książkę o magiach Żywiołu. Usiadł w fotelu po chwili parsknął cicho kręcąc głową. Dziewczyny strasznie śmiesznie się denerwują (oprócz Erzy i Miry, ale to są potwory, więc się nie liczą), teraz wiedział już, dlaczego Płomyczek tak często doprowadza Lucy do furii.
                Chłopak pozbywając się wszystkich myśli z głowy otworzył książkę w miejscu, w którym przerwał i zagłębił się w tekst. Nie wiedział ile minęło, ale zdążył, co nie, co przeczytać, gdy usłyszał melodię dobiegającą z drugiego pomieszczenia. Zaintrygowany podniósł się i najciszej jak mógł zajrzał do środka.
                Dziewczyna właśnie wkładała wszystkie rzeczy do zlewu z widocznym zamiarem umycia ich. Towarzyszyła jej łagodna melodia, którą sama tworzyła przeplatając ją niekiedy słowami. Wyglądała niezwykle spokojnie i delikatnie, gdy tak stała krzątając się w jego mieszkaniu. Miał dziwne uczucie, że Juvia zarazem pasuje do całego obrazka jak i całkowicie z nim kontrastuje. Głupie myśli, to wszystko przez Sameko.
                Gdy szum wody z kranu zagłuszył Juvię, Gray wrócił na swoje miejsce. Ciągle jednak miał przed oczami niebieskowłosa, ale teraz już wiedział, co go tak niepokoi w tamtym obrazku. Dziewczyna była w JEGO ubraniach. To było dziwne widzieć Juvię w tym stroju. I w innej fryzurze. I bez ogromnej czapki. Zupełnie jak nie Juvia Lockser.
                Właściwie, dlaczego odkąd tu przyszła nie zachowuje się jak walnięta, psychofanką?
                Chłopak prześledził jej dzisiejsze zachowanie i rzeczywiście nie znalazł jakiś śladów jej nienormalnego zachowania, a wręcz przeciwnie, była aż zbyt normalna jak na Juvię.
- Gotowe Gray-sama!
                Obwieściła dziewczyna wchodząc do pokoju z dwoma talerzami w rękach. Podała mu jeden i po chwili zastanowienia przysiadła na skraju łóżka.
- Pizza? – Spytał zaskoczony.
- Tak, Juvia ma nadzieję, że będzie Gray-samie smakować.
                Niebieskowłosa nie czekając już na chłopaka wygryzła się w ciasto. Zauważył, że chyba naprawdę była głodna. Sam niepewnie spróbował dzieła niebieskowłosej, ale nie mógł mieć zupełnie żadnych zarzutów. Cholernie dobrze gotowała. Dopiero teraz wyczuwając jak on sam jest głodny zabrał się do pochłonięcia smacznego dania.
- Chcesz dokładkę, Gray-sama? – Spytała się dziewczyna podnosząc się ze swoim pustym talerzem.
- Jeśli mogłabyś.
                Po przyniesieniu przez dziewczynę drugiej porcji zaczęli dość bezosobową rozmowę o tym, co działo się w gildii podczas nieobecności niebieskowłosej. Zdążyli zjeść jeszcze kilka kawałków i teraz powoli kończyli po ostatnim.
- …Podobno Erza zorganizowała jakieś śledztwo nazywane „Akcją Demon”, ale ciągle nie może kogoś na czymś przyłapać. Nie dopytywałem się o szczegóły, więc nie mam pojęcia, o co chodzi – Chłopak wzruszył ramionami.
- Erza-san myśli, że Mira-san się z kimś spotyka – Tym razem to ona wzruszyła ramionami, gdy spojrzał na nią zaskoczony mag. – Juvia została w to wciągnięta już dawno jak i reszta dziewczyn z gildii. Na początku było nawet zabawnie, ale zawsze gubiłyśmy Mirę-san. Juvia myśli, że Mira-san po prostu zmieniała swój wygląd.
- Dlaczego Mira miałaby się z kimś spotykać?
- A dlaczego nie miałaby? – Natychmiast spytała, Lockser. – Ostatnio często znika i jest jakaś radośniejsza niż zwykle. Juvia myśli, że się zakochała w kimś.
- Ale Mira? – Gray skrzywił się z powątpieniem.
- Jest dorosła i idealna pod każdym względem, więc Juvia nie dziwi się, że ktoś wreszcie postanowił ją zauroczyć w sobie. Juvia chciałaby być tak wspaniała jak ona. – Dodała z rozmarzeniem niebieskowłosa zaraz potem czerwieniąc się przez to, co powiedziała.
- Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet – Mruknął Fullbuster przyglądając się dziewczynie.
- Hm? – Dziewczyna uniosła na niego wzrok nie rozumiejąc.
- Nieważne. – Chłopak westchnął. – Może opowiesz o ostatniej misji? Ty i Redfox dziwnie się zachowywaliście wychodząc na nią.
Dziewczyna obróciła twarz w stronę okna a jej głos stał się dziwny. Jakby blokowała jakieś uczucia. Zaniepokoiło go to.
– Chodziło o złapanie pewnego mężczyzny, którego Juvia i Gajeel-kun starali się pokonać w przeszłości. Trafił w ręce władz najbliższej wioski, która wypłacił nagrodę. To wszystko.
- Nie wydaje mi się żeby to było wszystko w tej sprawie, prawda?
                Nieznacznie skuliła się. To był widoczny znak, że nie chce o tym rozmawiać ani też wspominać tą całą sprawę. Nie zamierzał jej do tego zmuszać, chociaż nie podobało mu się to wszystko.
- Nieważne. Daj pozmywam – Zabrał z jej rąk pusty już talerz zanim zdążyła zaprotestować.
- To Juvia powinna posprzątać… - Widząc przeszywające ją spojrzenie szarookiego niechętnie usiadła z powrotem. – Albo Juvia da to zrobić Gray-samie…
- Właśnie tak. – Potwierdził czarnowłosy i ze zwycięskim uśmiechem udał się do kuchni.
                Dziewczyna po chwili wahania podeszła do okna w pokoju chłopaka i znowu zapatrzyła się na krople deszczu spadające z nieba. Po chwili ciemne chmury przecięła złota błyskawica rozświetlając wszystko wokół. Głośny grom zagłuszył na chwilę szum deszczu.

---------------------------------------------------------------------

- To zacznijmy jeszcze raz. PO, JAKĄ CHOLERĘ MNIE TU ŚCIĄGNĄŁEŚ?!
- Nie musisz tak krzyczeć… - Burknął w odpowiedzi chłopak zawiązując ręce na piersi.
- Nie muszę krzyczeć?! Leje deszcz i nie wydaje mi się, aby miał zamiar przestać, jest ciemno, wysiadł tutaj prąd, zaraz zrobi się późno, A TY MI MÓWISZ, ŻE MAM BYĆ SPOKOJNA?!!!
                Tak, to właśnie była cholernie lekko wkurwiona zdenerwowana Levy McGarden stojąca na środku salonu Gajeela Redfoxa. Właściwie to niezbyt rozumiała, dlaczego gdy szła do pierwszego budynku gildii Fairy Tail, czarnowłosy złapał ją za rękę i zaprowadził do siebie. Po dosłownie kilku minutach zaczęła się ulewa, jakiej jeszcze dawno nie było.
- To ty się szwendasz sama po ulicy, tuż przed tym cholernym deszczem. Wolałabyś zostać zamknięta tam?
- Może i bym wolała! Poza tym nie przeszkadzało ci całkiem, gdy o twoim wyjeździe dowiedziałam się następnego dnia rankiem po kilku godzinach czekania na ciebie!
- Nie miałem na to czasu…
- Aha! Więc nie miałeś nawet czasu zostawić głupiej wiadomości Mirze szczególnie, że tamten ranek spędziłeś w gildii, tak?!
- Mała…
- NIE MÓW DO MNIE MAŁA!!!
                Dziewczyna wybiegła z pomieszczenia prosto do łazienki, którą zamknęła z hukiem i zaryglowała. Oparła się o ścianę wyłożoną płytkami i po niej zjechała na podłogę. Całe jej ciało drżało, a ona sama ledwo powstrzymywała płacz. W końcu jedna duża łza potoczyła się po jej policzku skapując na kolana, które przyciągnęła do siebie oplatając je ramionami.
                Idiota! Dureń! Drań! Cholerny smok! Czy on zupełnie nie zdawał sobie sprawy jak się przestraszyła, gdy idąc do jego domu zastała niedomknięte drzwi i kilka poprzewracanych mebli. Gdyby nie znalazła kartki z opisanym pokrótce zleceniem i adresem gildii, wszczęłaby alarm. Wtedy też płakała, ale raczej z ulgi, bo informacje o tym, dlaczego go nie ma znalazła dopiero po przeszukaniu całego domu. Kartka spadła ze stolika i upadła lekko chowając się za jego nogą.
                Jak ona mogła bać się o tego [i tutaj właśnie zostaje zawarta wiązanka przekleństw w kilku wymarłych językach, to wiedza z czasów młodości] skoro… Skoro… Nie potrafiła nawet wyrazić kołatających się w niej uczuciach.
                Poderwała się szybko na równe nogi nie pozwalając sobie na to żeby Smoczy Zabójca znalazł ją zapłakaną. Umyła twarz porządnie ją płucząc (już kiedyś zaskoczył ją stwierdzeniem, że umie wyczuć zapach łez) i sięgnęła na najbardziej prawdopodobne miejsce przechowania czystych ręczników a mianowicie szafkę podwieszoną nad drzwiami. Dopiero po odepchnięciu się dzięki zaklęciu Solidny Rękopis: Wiatr, najpierw otworzyła mebel, a następnie pociągnęła za jeden z ręczników.
                Ten trik wymyśliła kiedyś i chociaż dopracowanie go było czasochłonne, ona była dość uparta, aby się tego nauczyć. Ha, Gajeelu Redfoxie! I co ty na to powiesz?
                Słysząc szmer rozmowy cichutko podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho. Smoczy Zabójca i exceed dyskutowali przez chwilę o czymś i po chwili dało się słyszeć zirytowane parsknięcie czerwonookiego oraz jego ciężkie kroki.
- Mała…
                Jeśli myślał, że odpowie to się grubo mylił. Levy odsunęła się do przeciwległej drzwiom ściany i usiadła pod nią nie mając zamiaru jeszcze tego dnia go oglądać. Szkoda tylko, że zrobiło się tak zimno…
- Mała, przecież wiem, że tam siedzisz.
                Znowu cisza. Lili, który za framugi drzwi oglądał całe zdarzenie zastanawiał się jak to wszystko się potoczy. Smoczy Zabójca nie grzeszył cierpliwością, więc to była tylko kwestia najbliższych minut.
- Mała wyjdź stamtąd.
- Odczep się!
                Wreszcie jakaś reakcja jednak nie spodobała się ona Gajeelowi. I jak on do cholery miał ją udobruchać? Przecież nie mógł pozwolić żeby się tam przeziębiła. Musiałby się później nią zajmować.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz to sam po ciebie pójdę. – Zagroził i przez chwilę myślał, że wreszcie dziewczyna go posłuchała, bo usłyszał jak szybko podchodzi do drzwi, jednak, gdy usłyszał szczęk zamykanego zamka jego irytacja osiągnęła zenitu.
- Tylko nie mów, że cię nie uprzedzałem. – Warknął.
Złapał za klamkę z zamkiem i jednym szarpnięciem oderwał je od drugiej części po przeciwnej stronie drzwi. Uderzył zniszczone miejsce tak, że drewno z hukiem wpadło na ścianę. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować przerzucił ją sobie przez ramię i ruszył w stronę salonu.
- Puść minie idioto! Puszczaj! Aaa! – Pisnęła, gdy nagle Redfox zniknął a ona sama poleciała w dół. Uderzyła w (na szczęście wystarczająco miękki) fotel.
- Co ty wyprawiasz?!
                Jej słowa zostały zagłuszone przez koc, który całkowicie ją zakrył. Z trudem wygrzebała się z pod ciężkiego materiału i tym razem spróbował posłać chłopakowi zaskoczone spojrzenie, ale go już nie było.
- Mogę? – Lili, który przed chwilą wleciał do pomieszczenia wskazał na fotel z całą ją osobom. Po otrzymanej zgodzie wspiął się na mebel i zakopał w materiale, ale tak, aby widzieć całe pomieszczenie.
- Masz – Gajeel po chwili wrócił ze świecą w dłoni i trzema parującymi kubkami. Dał po jednym McGarden i Pantherliliego. Świeczka wylądowała na stoliku między fotelem dziewczyny i exceeda, a fotelem Redfoxa.
                Dziewczyna zauważył, że zmienił swój codzienny strój na rzecz czarnej bokserki i czarno-srebrnej bluzy, ale spodnie i buty pozostawił bez zmian.
- Nie powinieneś tego robić, miałam być na ciebie zła… - Burknęła dziewczyna i podmuchała, aby odrobinę ostudzić gorący napój. Kiedy ten idiota zdążył zagotować wodę? [ Ja to wiem, a wy możecie się tylko domyślać].
- Widzisz Mała? Znalazłem sposób, aby cię uciszyć, gihi!
- Jesteś idiotą. – Oznajmiła McGarden grobowym głosem upijając łyk herbaty. Dobra.
                Chłopak burknął coś w odpowiedzi, natomiast dziewczyna zachichotała.
- Słyszałam, że na misji mieliście złapać jakiegoś groźnego przestępcę… - Zagaiła po chwili.
- Taa…
- Zajęło wam to aż dwa tygodnie. Aż tak trudno było go złapać?
- Sukinsyn, to tylko zwykły szczur, który atakuje, gdy ofiara nie może mu oddać, ale zupełnie nie potrafi walczyć. – Burknął podirytowany chłopak.
- Nienawidzę takich ludzi – Oświadczyła Levy, a w jej oczach zapaliły się wojownicze ogniki. – Tacy jak oni nie zważając na to, jaką krzywdę wyrządzają innym. To potwory.
- Jak wiele ich napotkałaś?
- Wystarczająco dużo, aby się o tym przekonać.
                Dziewczyna dopiła herbatę zaraz po, Lilim więc po zabraniu od niego kubka sięgnęła i odłożyła je na stolik. Przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele wprawiało ją w stan ogromnego odprężenia, no i zupełnie nie przeszkadzało jej towarzystwo Smoczego Zabójcy i exceeda. Wiedziała, że po mimo wszystkich (bardzo licznych szczególnie u Redfoxa) wad, była przy nich bezpieczna.
                Pokój na chwilę został całkowicie rozświetlony przez błyskawice zaraz, po której rozległ się ogłuszający grzmot. McGarden i exceed krzyknęli wtulając się w siebie i chowając całkowicie pod grubą warstwą koca.
- Boisz się burzy, Mała? – Na twarzy czarnowłosego jakle pojawił się szyderczy uśmiech,
- Nie. – Z pod przykrycia wyjrzało tylko jedno oko, aby spiorunować rozbawionego Redfoxa.
                Jednak pisk, który wydała po kolejnym, jeszcze głośniejszym, grzmocie zupełnie temu zaprzeczył. Lili i Levy przytuleni do siebie trzęśli się tak bardzo, że widać to było po drganiach koca. Gajeel westchnął i podniósł się z fotela, aby zaraz potem podrzucić w górę tobołek z magami i posadzić ich obok siebie w fotelu, który był znacznie większy.
- Gajeel, co ty wyrabiasz? – Pisnęła zawstydzona, Levy gdy zorientowała się, co czarnowłosy zrobił.
- Przestaliście się trząść.
- Przecież… Aaa!
                Przestraszona kolejnym hukiem McGarden przytuliła do siebie exceeda i razem przywarli do niewzruszonego Redfoxa. Normalnie rzecz ujmując nie bała się burzy, ale pod warunkiem, że pioruny nie uderzały tak blisko miejsca, w którym się znajduje, a grzmoty nie huczały aż tak bardzo.
- Gajeel… - Zagaiła chcąc odciągnąć myśli od szalejącej burzy. – Podobno dziwnie się zachowywaliście przed tą ostatnią misją, o co chodziło?
- Już kiedyś ten skurwysyn mi się wywinął i zaszył w jakiejś dziurze znikając aż do teraz.
- Zalazł ci za skórę, co? – Levy usiadła prosto sadzając na swoich kolanach przysłuchującego się rozmowie exceeda i uśmiechnęła się w stronę Redfoxa. – Dobrze, że go w końcu dopadłeś.
- Dziwna jesteś, Mała – Stwierdził czerwonooki po chwili zastanowienia.
- Nie jestem „Mała”. Dlaczego myślisz, że jestem dziwna?
- Takie krasnale rzadko, kiedy podejmują się zawodu maga, ale zwykle i tak są zbyt miłosierne dla przestępców.
- Jak sama nazwa wskazuje to są przestępcy, a to oznacza, że krzywdzą innych ludzi, więc zasługują na karę. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Tak to już jest.
                Kolejny grzmot sprawił, że dziewczyna z powrotem przyciągnęła do siebie Liliego i skuliła się trochę przysunęła się do niego tak, że ich ciała stykały się ze sobą bokami.
- Dobrze, że jest tu piorunochron… - Mruknęła niebieskowłosa.
- Jaki piorunochron?
                Levy posłała przerażone spojrzenie czarnowłosemu, na co on posłał jej spojrzenie jakby zupełnie nie wiedział, o co jej chodzi.
- Gajeel, przestań ją straszyć. – Lili zmarszczył groźnie brwi, niezadowolony też, bo dziewczyna żeby spojrzeć na chłopaka musiała gwałtownie zmienić pozycję. – Mamy piorunochron.
- Jesteś idiotą, Gajeel! Idiotą! – Warknęła dziewczyna i spróbowała wstać, ale chłopak tylko przyciągnął ją z powrotem do siebie obejmując od tyłu.
- No, już. Przepraszam, Mała. Nie gniewaj się.
- Jesteś idiotą…
- Już to mówiłaś.
- I nie mów do mnie „Mała”.
- To też…
- Przestań mnie irytować!
                Przy jej uchu zadudniła pierś czarnowłosego, a ona zaczerwienia się, bo to było dziwne, ale miłe uczucie. Po kilku sekundach ciszy, w której nie mogła nic dodać, wreszcie zdobiła się na coś, co można było uznać za podirytowany ton.
- Właściwie, dlaczego ty ciągle mówisz do mnie „Mała”?
- Pozwalasz mi na to.
- Nie pozwalam!
- To, dlaczego nikt inny cie tak nie nazywa?
- Bo szanują to, że nie chcę być tak nazywana.
- Właściwie to Gajeel ma rację – Niespodziewanie wtrącił się Lili i wzruszył ramionami, gdy dziewczyna posłała mu zdziwione spojrzenie. – Nikt oprócz niego nie ma odwagi cię tak nazwać.
- Nie wiesz, Mała? Nawet jak nie chcesz to potrafisz być straszna.
-Naprawdę?
- Jasne, że tak. – Po kilku sekundach ciszy gdzie przypatrywał się jej uniesionej ku górze twarzy, na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech. – Nie zauważyłaś?
- Huh? Czego?
- Przed chwilą był dość porządny grzmot.
                Levy zamrugała zaskoczona przypominając sobie, że gdzieś na skraju świadomości rzeczywiście była taka informacja. Gdyby miała spędzić w archiwum tą burzę zapewne nie tylko by się przeziębiła, ale też i przez cały czas byłaby śmiertelnie przerażona. Właściwie to w zestawieniu do siedzenia teraz w cieple, w półmroku gdzie pokój rozświetlała jednie świeca i od czasu do czasu i błyskawica, do tego w towarzystwie exceeda, którego bardzo lubiła i Redfoxa, który możliwe, że (ale tylko możliwe!) Trochę jej się podobał pomimo tych jego wszystkich wad, to cieszyła się z tej całej dziwnej sytuacji.
- Gajeel…
- Hm?
- Dziękuje, że mnie tu przyprowadziłeś – Powiedziała cicho dziewczyna opierając o niego głowę i wywołując rumieńce zarówna u siebie jak i Redfoxa. Lili, który miał doskonały widok na tą dwójkę tylko uśmiechnął się pod nosem.

---------------------------------------------------------------------

                Dziewczyna w skupieniu czytała pożyczoną od Fullbustera książkę. Dotyczyła Magii Żywiołów, a w tym także i Magii Wody. Nigdy przez myśl jej nie przeszło, że ktoś może napisać książkę o magii, w której się specjalizuje. Niestety jak na razie były to tylko spekulacje o jej powstaniu zapisane przez jakiegoś „uczonego”, który tak naprawdę nic o niej nie wiedział. Juvia westchnęła czytając kolejne sugestie do legend i mitów.
                Nie była świadoma, że od czasu do czasu zerka na nią Gray, który wciąż nie mógł uwierzyć w nowe zachowanie dziewczyny. Ten jej spokój był niezwykły i dziwny. Trochę jakby miał do czynienia z zupełnie inną osobą. Nawet ani razu nie wspomniała o tej swojej chorej miłości! Zawahał się przed swoim następnym ruchem, jednak wspomnienie wściekłej Erzy szybko wybiło mu z głowy wycofanie się. Nie mogła go do tego zmusić, ale też wolał nie znaleźć się w jej niełasce.
- Juvia…
- Hm…?
                Dziewczyna uniosła wzrok i przekrzywiła lekko głowę wystawiając twarz w stronę światła. Kosmyki włosów rozsypały się na jej ramionach wypadając z prowizorycznego kucyka. Jej usta były rozciągnięte w delikatnym uśmiechu. Wiedział, że są bardzo miękkie… Cholera! O czym on myślał?!
- Ja… - To, co chciał powiedzieć nie chciało przejść mu przez gardło. - … Myślę, że powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało…
- Juvia nie rozumie, o czym Gray-sama… Ach… Juvia już wie. – Dziewczyna usiadła podkulając pod siebie nogi. – Więc Gray-sama… - Zachęciła go żeby kontynuował.
- Powinienem cię przeprosić. Mogłaś pomyśleć, że…
- Nie, Gray-sama – Lockser przerwała mu kręcąc głową. – Juvia wiedziała, że Gray-sama wcale nie traktuje tak tego wszystkiego. Juvia obiecała sobie, że już nie będzie unieszczęśliwiać ani Gray-samy, ani siebie i to raczej Juvia powinna przeprosić… Za wszystko. Juvia zachowywała się strasznie i nieodpowiednio w stosunku do Gray-samy. Juvia traktowała Gray-samę jak własność nie chcąc, aby ktokolwiek odebrał go Juvii, ale to nie powinno tak wyglądać, Juvia… Juvia nigdy nie chciała od siebie odstraszyć Gray-samy, Juvia po prostu nie umie… Juvia przeprasza!
Dziewczyna zerwała się na równe nogi i popędziła do wyjścia tak jak stała. Złapała za klamkę i popchnęła drzwi jednak one ani drgnęły. Przetarła załzawione oczy i zaskoczeniem stwierdziła, że są przymrożone do framugi. Spojrzała na Fullbustera, który niewzruszony stał w progu pokoju i skoczyła w stronę kuchni, aby spróbować wydostać się oknem. Nie mogła tu zostać ani chwili dłużej!
                Nie udało jej się. Nawet nie zdołała przekroczyć progu kuchni. Chłopak pochwycił ją i przyciągnął, a następnie unieruchomił, gdy spróbowała się wyszarpać.
- Juvia, uspokój się. Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie przestanie padać, zrozumiałaś? A teraz już spokojnie.
- Ale Gray-sama…
- I będzie prościej, jeśli będziesz mówiła do mnie „Gray”, a nie „Gray-sama”.
- Nie, już i tak Juvia nadużyła gościny Gray-samy. Gray-sama przecież nawet nie chce rozmawiać z Juvią i gdyby nie ta pogoda, Gray-sama by tego nie zrobił. Juvia przeprasza, Juvia powinna…
- …być już cicho. – Dokończył za nią gniewnie. Cholera, był pieprzonym fiutem zachowując się tak jak wtedy. Powinien był przewidzieć, że to zaboli dziewczynę. – Obydwoje zawaliliśmy. Ty byłaś trochę zbyt natrętna, ale ja zamiast ci to porządnie wyjaśnić tylko robiłem uniki i zupełnie nie zważałem na twoje uczucia.
- Gray-sama…
- …ma rację.
- Ale…
- Nie ma żadnego, „ale”. Zrozum to.
                Dziewczyna zadrżała i w końcu odpuściła. Łzy nadal powoli spływały po jej twarzy jednak przytuliła się do Fullbustera chowając twarz w jego ramieniu. Znowu zgubił gdzieś koszulkę, to był już czwarty raz odkąd go spotkała tego dnia. Myśląc o tym wygięła swoje usta w delikatnym uśmiechu i zaróżowiła policzki.
- Lepiej? – Spytał odsuwając ją od siebie, ale niezbyt daleko.
- Hai! – Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i pozwoliła, aby poprowadził ją z powrotem na jej miejsce na łóżku.
                Może to jest właśnie dzień, kiedy tak naprawdę ma przestać być nieszczęśliwą w swojej miłości? Nie wierzyła, że zaraz Fullbustera strzeli jakaś strzała miłości i zakocha się w niej tak samo mocno jak ona w nim, ale może wreszcie przestanie ją odpychać? Na razie wystarczyłoby jej, aby zostali przyjaciółmi, a potem? Potem będzie musiała nauczyć się jak tak naprawdę powinno wyglądać wyrażanie swoich uczuć i to bardzo subtelnie.
- Juvia, wiesz, że właściwie już wcześniej miałem z tobą porozmawiać o tej sytuacji – Powiedział czarnowłosy zajmując swoje miejsce. – Myślałem tylko, że to będzie wyglądać troszkę inaczej. – I że ty będziesz inna.
- Juvia pewnie też po pewnym czasie chciałaby porozmawiać z Gray-samą, ale według Juvii to też wyglądałoby inaczej niż teraz.
- Heh. Ale żeśmy się dobrali, nielubiący rozmawiać o uczuciach Mag Lodowego Tworzenia…
- I zakompleksiona Magini Wody niepotrafiąca wyrażać swoich uczuć – Pochwyciła Juvia.
                Po chwili w pokoju rozbrzmiał ich śmiech. Fullbuster z niedowierzenie patrzył na tą nową Juvię, która diamentalnie różniła się od starej równocześnie nie aż tak wiele się zmieniając. Wystarczyło tylko, aby zaczęła zachowywać się normalnie, bez tych swoich wyznań i ciągłego śledzenia go. Ha! Żeby tylko! To on teraz przyglądał jej się częściej, raczej badawczo, ale jednak. Co za życie.
                Dziewczyna natomiast zdała sobie sprawę, że nie zna prawdziwego Graya Fullbustera. Nie wiedziała o nim aż tak wiele jakby chciała i może to, dlatego że nigdy jej obsesja nie dochodziła do punktu gdzie śledziłaby biednego szarookiego i nie wpatrywała się w jego okna z utęsknieniem w środku nocy, ani też nie myszkowała w jego rzeczach, gdy go nie było. Może i miała obsesje, ale nie była psychopatką!
                Porozmawiali jeszcze przez godzinę może dwie. Nie mieli tych samych gustów, jednak nie były one aż tak rozbieżne. Gray lubił czytać książki o magii, ale i horrory oraz kryminały, Juvia natomiast chętnie sięgała po romanse i książki przygodowe. On w wolnym czasie trenował, przeglądał różne wydania motoryzacyjne, chodził do gildii, bił się z płomyczkiem albo od czasu do czasu szedł na jakiś film do nowego kina w Magnolii. Ona też przychodziła do Fairy Tail, ale preferowała projektowanie bądź szycie nowych strojów, spacery oraz uczenie się nowych przepisów no i oczywiście pływanie, gdy tylko mogła. Obydwoje jednak woleli mieć ciszę i spokój u siebie w domu, choć niekiedy można było to zmieniać.
                Potem dziewczyna wróciła do czytania książki, a Gray zabrał się przejrzenia gazet z ostatnich trzech dni. Lubił wiedzieć, co się dzieje, ale ostatnio nie miał jakoś na to czasu. Nim się spostrzegł dziewczyna już zasnęła na twarzy mając wymalowany spokój i szczęście.
- Ech… Teraz jest nawet słodka – Mruknął przyglądając jej się.
                Zabrał książkę i po założeniu jednej z zakładek, które miał na biurku, odłożył ją na półkę. Podniósł dziewczynę stwierdzając, że nie waży tyle ile myślał. Udało mu się odgarnąć pościel i już bez trudu położył Lockser z powrotem na materacu. Przykrył jej, drobnie wyglądające na tym wielkim łożu, ciało kołdrą i delikatnie odgarną jej włosy z oczu.
- Dobranoc Juvia.


!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!


Ta dam! Tak, to nowy rozdział! Cieszycie się? Bo ja bardzo! Dzisiaj napisałam coś głównie o Gruvii, ale dlaczego by i nie Gale? Już wiem, co chcę, aby było w następnym rozdziale, a może i nawet w jeszcze następnym. Tylko muszę znaleźć trochę czasu.

Dobra ludzie! Co ważniejsze chce się dowiedzieć jak wam się podoba nowy tytuł i obrazek. Dodam ankietę, ale oprócz niej chciałabym, aby pojawiły się jakieś komentarze. Jak każdy twórca (co prawda jeszcze niezbyt dobry) lubię wypowiedzi odnośnie mojego dzieła, więc pod spodem macie szansę się rozpisać! (Wiem, że i tak mało osób skomentuje -,-).

Mata ne!

Little Kriminal