niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 19 - Po deszczu zawsze wychodzi słońce.

- Gotowe! – Oznajmiła Lucy podając lusterko małej Smoczej Zabójczyni.
- Dziękuje mamusiu! Jest pięknie! Idę się pokazać Ayame! – Pisnęła Hitomi podrywając się ze swojego łóżka i wywołując śmiech u brązowookiej.
- Dobrze, dobrze. Leć już! – I fioletowooka nie czekając na nic więcej jak strzała popędziła do schodów i zbiegła na dół.
                Lucy pokręciła głową nie mogąc uwierzyć, że jej adoptowana ma jeszcze energię. Po całym dniu chodzenia oraz pokazów swoich umiejętności, ten mały brzdąc nie tylko trzymał się w pionie, ale i był tak samo głośny jak zwykle. Właśnie skoro mowa o głośnych osobach…
- Lucy! – Westchnęła słysząc kolejne wołanie.
- Skończyłeś już Happy? – Wyszła z pokoju i spojrzała na niebieskiego exceeda. Jego futerko nadal było zmierzwione po tym jak porządnie je wytarła ręcznikiem, ale przynajmniej już nie ociekał wodą.
- Aye… Ale masz nie ruszać moich rybek! I tak już jesteś za gruba! – Zawołał, pokazał jej język i pomknął w dół uciekając przed jej gniewem.
- Głupi kocur! – Krzyknęła za nim, ale uśmiechnęła się. Już chyba przyzwyczaiła się do jego przygryzek, ale może miał rację i rzeczywiście mogłaby trochę schudnąć…
                Dziewczyna podeszła do plastikowego pudła z dziurami po obu stronach, aby łatwiej było go przenosić, wyposażonego w lekką pokrywę. Na wierzchu leżały trzy dorodne ryby łypiące na nią martwymi oczami. Wiedziała, że do pudła Happy schował wszystkie swoje rzeczy z przemoczonego plecaka, ale posłuchał jej się zostawiając jedzenie na wierzchu. Za chwilę będzie musiała je schować. Uch. Naprawdę mieli zażartą dyskusje zanim Happy się zgodził na takie rozwiązanie.
                Poczuła ostrzegawcze dmuchnięcie w szyję zanim Dragneel nie oparł brody na jej ramieniu i nie objął ją w pasie korzystając z tego, że stała do niego tyłem. Ostatnio strasznie upodobał sobie takie podchodzenie po cichu i przytulanie się do niej tak, aby tego nie zauważyła.
- Przebrałeś się już? Strasznie długo ci to zajęło… - Mruknęła dziewczyna opierając się o niego.
- Nieprawda. – Naburmuszył się. – Skąd ty w ogóle masz te ciuchy?
                Czerwona koszulka z czarnym płomieniem i zwykłe czarne spodnie zauważyła na przecenie któregoś dnia, gdy była na zakupach. Dragneelowi już zdarzyło się odwiedzić ją w poharatanych ubraniach, dlatego Lucy zdecydowała się na ten zakup, jakby któregoś dnia miał przyjść do niej w czymś, co już nawet nie przypominało stroju. Ech, przecież to było jeszcze przed tą siedmioletnią przerwą, ale dopiero kilka dni temu znalazła to w szafie i przypomniała sobie o celu przeznaczenia.
- To? Oczywiście, że Graya, któregoś dnia zgubił je u mnie…
- Mam na sobie ciuchy Gołodupca?!  - Natsu odskoczył od niej jak poparzony z przerażeniem patrząc na ubrania.
- Nie, ale chciałam zobaczyć twoją minę. – Odparła słodko.
                Dragneel wyglądał jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, jednak szybko na jego twarzy pojawił się cień, który przeraziłby niejednego.
- Ja tylko żartowałam, Natsu… - Dziewczyna zaśmiała się niepewnie patrząc na kamienną twarz Smoczego Zabójcy.
- Nie można żartować z takich rzeczy… - Odparł mrocznie.
- Chyba nie masz mi tego za złe, co…? Przecież to nic takiego… - Cofnęła się o krok w tył, ale różowowłosy podążył za nią.
- Zasługujesz na karę…
                Dziewczyna pisnęła, gdy Dragneel pochwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Nie było szansy, aby uciec.
- Ja i Lucy idziemy na chwilę na dwór. – Powiadomił resztę przechodząc obok salonu.
- Ratujcie! – Krzyknęła brązowooka, ale tamta trójka tylko spojrzała na nich znad gry.
- Otworzyć ci drzwi, Natsu? – Spytał się Happy również przybierając kamienną twarz. Dziewczynki spojrzały tylko zupełnie obojętnie, na Smoczego Zabójcę i jego ofiarę.
- Poradzę sobie.
- Hitomi! Ayame! Pomocy! – Krzyknęła błagalnie patrząc na podopieczne.
- Natsu-sensai, tylko nie wracajcie zbyt późno – Zwróciła cię dziewczynką do różowowłosego.
- Postaram się.
- Hej! Czekajcie! Co to ma być?! Ja się nie zgadzam! Natsu, puść mnie! Ty chyba nie chcesz…? – Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co się dzieję. Zmówili się i dodatkowo Dragneel zaraz wystawi ją działanie tej strasznej pogody! – Natsu, nie! Przepraszam! Przepraszam! Zrobię wszystko, o co poprosisz! Tylko mnie puść!
- Wszystko, o co proszę? – Zatrzymał się raptownie z ręką na klamce.
- T-tak! – Krzyknęła jednak lekko się wahając.
                Rozluźnił lekko uścisk i dziewczyna odetchnęła z ulgą, jednak on tylko przerzucił ją sobie na ręce i zanim zdążyła pojąć, co się stało, byli już na dworze. Huk burzy ogłuszył ją, a ciężkie krople wody oślepiły zalewając jej oczy. Pisnęła czując jak uderzają w jej dużo cieplejszą skórę. Po chwili pod swoimi stopami odzianymi tylko w cienkie skarpetki poczuła kamienny chodnik, jednak nie zdołała złapać równowagi i gdyby nie Dragneel, zapewne szybko zapoznałaby się z ziemią.
- Fajnie, nie?! – Zawołał Dragneel, aby przekrzyczeć burze.
- Zwariowałeś?!? Zabierz mnie do środka!!!
                Znowu ogłuszył ich grzmot. Deszcz przybrał na intensywności wspomagany przez silne podmuchy wiatru.
- Wsłuchaj się w to!
- Natsu, przestań!!! To nie czas na te twoje wygł… - Chłopak pocałunkiem zatkał jej usta i uśmiechnął się szeroko na widok jej wściekłej twarzy.
- Po prostu słuchaj! – Krzyknął przyciągając ją do siebie.
                Spróbowała mu się wyrwać, ale znowu to było porównywalne z szarpaniem się z górą. Nienawidziła, gdy był uparty jak osioł w tak głupich sprawach! Poddała się jednak i spróbowała wyłapać to, co chciał, aby usłyszała.
- Nie tak. Zamknij oczy – Powiedział wprost do jej ucha.
                Nie była zadowolona z tej sytuacji, ale natychmiast wykonała polecenie. Niebo rozdarł potężny ryk jakiejś bestii, a Lucy podskoczyła z zaskoczenia.
- Usłyszałaś to! – Dragneel naprawdę był z tego powodu szczęśliwy, gdy napotkał jej pytający wzrok zaraz wyjaśnił. – Ona rzuca wyzwanie, ale wszyscy się pochowali i nie ma, z kim się zmierzyć!
- Jak to „ona” i jak może rzucać komukolwiek wyzwania?! Przecież to tylko burza! – Zagrzmiało i to tak, że Lucy zwątpiła przez chwilę w dopiero, co wypowiedziane słowa.
- To musi być „Ona”, bo tylko kobiety potrafią siać aż takie spustoszenie! – Chłopak roześmiał się, gdy dziewczyna po raz kolejny spiorunowała go wzrokiem. – Ja też jestem tylko człowiekiem, więc dlaczego mogę robić to?! – Zapalił swoją dłoń, która przez chwilę świeciła jasnym i przyjemnym blaskiem. – A dlaczego ty potrafisz otwierać te wszystkie bramy?!
- Jesteśmy magami to normalne!
- A dla niej normalne jest, że rzuca wszystkim wyzwania! Lucy! Nie dajmy się jej!
                Chłopak zaraz potem krzyknął wojowniczo, a jego głos został poniesiony przez wiatr. Burza odpowiedziała niezwykłym hukiem i Heartfilii, aż zdawało się, że był to śmiech.
- Dalej Luce! Teraz ty!
                Tylko chwilę się wahała, jednak w końcu uwolniła z siebie okrzyk, w którym zawarła wszystkie swoje uczucia tworząc niezwykłą mieszankę. Nie wiedziała, kiedy dała się porwać szaleństwu panującego Żywiołu, ale w po kolejnym krzyku Dragneela, już nie czekała na jego słowa zachęty wydając najbardziej wojowniczy okrzyk, na jaki było ją stać. Różowowłosy spojrzał na nią radośnie spod mokrych włosów, które spadły mu na czoło.
                Przyciągnęła go do siebie i pocałowała dzieląc się tym wszystkim, co doświadczała, a on oddał jej to z nawiązką. Przytrzymując ją przy sobie dzięki złapaniu ją za biodro, chłopak krzyknął odpowiadając burzy, a jej serce stanęło. W jego głosie pojawiło się coś znajomego, coś, co ją przerażało. Wyspa… Acknologia… W krzyku Natsu pojawiło się coś na kształt smoczego ryku, różniącego się i mniej potężnego, ale jednak.
- Trzęsiesz się. Powinniśmy wracać – Zauważył Natsu i nie czekając na jej protesty, wziął ją na ręce. – Nie wyrywaj się, tak będzie szybciej.
- Niech ci będzie. – Mruknęła przytulając twarz do jego ciepłej klatki piersiowej. Zimno miało duże znaczenie w dreszczach, jakie ją przeszły, ale to wspomnienia były głównym bodźcem uruchamiającym je. Nie bała się, ale wspomnienia tego wszystkiego, co się stało tamtego dnia wciąż były żywe.
- Wróciliśmy! – Zawołał Natsu poprawiając sobie ją w rękach, aby chwilę później otworzyć drzwi.
- Znowu żadnej reakcji… - Mruknęła Lucy z łatwością schodząc na ziemię dzięki pomocy Dragneela.
- A spodziewałaś się jakiejś?
- Właściwie to nie. – Heartfilia spiorunowała spojrzeniem różowowłosego, który wybuchnął głośnym śmiechem. - A ty znowu jesteś mokry! Nie mam już więcej ubrań na przebranie się, więc nie wiem jak ty… Apsik!
- I kto tu powinien się przebrać?
- Wal się… - Mruknęła ponuro Lucy piorunując go spojrzeniem. Nie czekając na niego szybko poszła na górę, zgarnęła pierwsze lepsze ubrania i weszła do łazienki. Szybko się wytarła i przebrała przy wyjściu jeszcze raz piorunując czekającego już na swoją kolej Dragneela.
                Gdy zamienili się miejscami, Heartfilia pierwsze, co zrobiła to wytarcie całego szlaku ich drogi od wejścia do łazienki plus jeszcze do jej pokoju. Odsączyła z dywanu tyle wody ile się dało przyciskając do niego ścierkę i zadowolona z efektów swoich porządków poszła zrobić herbatę.
- Jak wam idzie gra? – Spytał wchodząc do salonu z tacką, na której postawiła pięć kubków oraz duży dzbanek z herbatą. Odstawiła to wszystko na stolik obok planszówki. – A ty już? – Zdziwiła się widząc Smoczego Zabójcę siedzącego pod kocem.
- Ja nie siedzę godzinami w łazience. – Zauważył z uśmiechem, za co oberwał pięścią w ramię. – Chodź do mnie, Luce!
                Zanim zdążyła odskoczyć Dragneel ze śmiechem złapał ją za rękę i wciągnął pod koc w akompaniamencie chichotu całej reszty. Dziewczyna została przytulona przez różowowłosego, na co zareagowała wpierw nagłą bladością, a następnie wielkimi rumieńcami na policzkach.
- Natsu… - Mruknęła bardzo cicho tak, aby tylko on mógł to usłyszeć.
- Tak?
- Czy ty jesteś goły?
- Prawie.
- A mogę wiedzieć, dlaczego?
- Miałem mokre ubrania.
- Nie mogłeś ich sobie wysuszyć?
- Mogłem.
- To, dlaczego do cholery tego nie zrobiłeś?
- Bo nie przytulałoby się ciebie aż tak fajnie.
- Jesteś skończonym idiotą.
- Wiem. – Powiedział pochylając się tuż nad jej uchem tak, że zadrżała, gdy podrażnił ją jego ciepły oddech.
- Natsu, przestań.
- Bo?
- Bo cię zaraz wykopię z tego domu!
- Nie zrobisz tego…
- A chcesz się przekonać?
                Przez chwilę milczeli, Natsu przypominał sobie te wszystkie razy, gdy przekonywał się, że wykopywała go z domu, a Lucy była rozdarta pomiędzy prawdziwą chęcią wyrzucenia go w samej bieliźnie na ten deszcz, a potrzebą zachowania go, jako ciepłego grzejnika.
- Nigdzie nie idę. – Mruknął przyciągając ją bliżej siebie i odwracając głowę przez dziwne pieczenie na policzkach.
- Natsu, czy ty się rumienisz? – Spytała z niedowierzeniem, ale jakimś dziecięcym zachwytem, brązowooka.
- Nie rumienię!
- Natsu! Ty jesteś cały czerwony! – Zawołał Happy jeszcze bardziej pesząc różowowłosego.
- Nieprawda!
- Natsu-sensai, a może ty jesteś chory? Przez ten deszcz, mogłeś dostać gorączki! – Widząc okazję do zabawy w znęcaniu się nad Dragneelem, Hitomi udała niezwykle zmartwiony ton.
- Nie mam gorączki!
- To może ja się odsunę, żeby się nie zarazić. – Zażartowała Lucy jednak nie spodziewała się poczuć silnego uścisku chłopaka wokół swojego pasa. Teraz nie było szans, aby odsunęła się, choć o odrobinę.
- Nigdzie nie idziesz. – Oznajmił jej patrząc poważnie w jej trochę zaskoczone oczy.
                To było słodkie, dziwne, ale słodkie. Zachichotała całując różowowłosego w policzek i uśmiechnęła się szeroko powodując u niego zaskoczenie, a także kolejny delikatny rumieniec.
- Dobrze, nigdzie nie idę, ale mógłbyś mi podać herbatę i tamtą książkę? – Spytała wskazując na odpowiedni przedmiot.
                Nic nie mówiąc podał jej to, o co prosiła i zainteresował się toczącym się na planszy bojem. Właśnie trwała zażarta walka pomiędzy exceedami o wygraną i już Happiego dzielił tylko jeden rzut kostką…
- Wygrałam! – Krzyknęła Ayame po wyrzuceniu maksymalnej szóstki i przejściu brakujących jej pól.
- To nie fair!
- Musisz się z tym pogodzić, Happy!
- Chce rewanżu!
- Ja też chce zagrać! – Włączyła się Hitomi.
- I ja! – Zawołał Natsu.
                Sprzątnęli pionki i jeszcze raz rozłożyli je na planszy. Lucy oparta o bok różowowłosego z ciekawości zerknęła, w co gra reszta i parsknęła śmiechem z niedowierzenia. Grali w minstrelczyka (naszego chińczyka, Minstrel – jeden z krajów na południowy wschód od Fiore [nie mogłam przecież użyć nazwy kraju, który nie istnieje w tamtym świecie]). Wszyscy naprawdę wzięli na poważnie te starcie i teraz siedzieli pochyleni nad planszą w pełnym skupieniu. Lucy upiła łyk ciepłej herbaty i powróciła do książki, nawet nie zauważając, że Dragneel delikatnie bawił się jej włosami susząc je, ponieważ nadal były wilgotne po tej ich zabawie na dworze. Do później nocy spędzili tak czas na grach i późniejszych rozmowach oraz przerwie na górę kanapek wykonanych wspólnie [tak naprawdę Lucy po dwóch minutach obserwowania ich pracy, po prostu ich wygoniła samej wszystko kończąc].
                Gdy wszyscy już przyszykowali się do snu, oczywiście Natsu został posłany razem z Happym na kanapę, ale jak to Salamander wytrzymał tam tylko godzinę i zbierając pochrapującego już Happiego wślizgnął się do łóżka śpiącej Lucy, mając nadzieję, że ta nie będzie szczególnie zła. Nawet po drodze zabrał swoje jeszcze mokre spodnie i wysuszył je, aby Lucy rano za bardzo na niego nie krzyczała. Zadowolony wsunął się pod kołdrę i przytulając do siebie dziewczynę momentalnie zasnął.

------------------------------------------------------------------------

                Ten wieczór wspólnie spędzała także inna para. Aktualnie on czytał pewną starą powieść siedząc na kanapie, ona natomiast właśnie usadowiła się między jego nogami ze swoim ulubionym notesem w ręce i długopisem w różowe kwiatki.
- Jesteś pewna, że starczy tyle beczek z winem? – Spytał zerkając na robioną przez nią listę z zaopatrzeniem do zamówienia.
- Chyba jednak nie… - Westchnęła rozczarowana zmieniając liczbę w zamówieniu i dopisując jeszcze kilka podstawowych pozycji. – Myślisz, że starczy na ten miesiąc? – Podsunęła mu zapisaną kartkę.
- Ostatnim razem zamówiłaś tego trochę mniej – Zauważył.
- Tak, ale musiałam zamówić dużo rzeczy jeszcze raz, bo się pokończyły.
- A teraz szykuje się kolejna wielka impreza…
- Tak… - Mira delikatnie przejechała po złotym pierścionku z różowym serduszkiem i drobnymi zdobieniami na całej jego długości i zachichotała. – Biedna Erza…
- Jak szybko uciekłaś jej tym razem?
- Dałam jej te pięć minut… - Mira zjechała wzrokiem na okno i na nim się skupiła.
- Pięć? A nie trzy?
- Przecież nie moja wina, że tak szybko daje się zmylić!
                Chłopak roześmiał się i pocałował ją w głowę, a następnie połaskotał w bok. Roześmiała się i szturchnęła go w brzuch. Mocno.
- No już nie złość się Demonico.
- Nawet jeszcze nie zaczęłam.
- Ale tym razem nie wytrzesz mną podłogi?
                Dziewczyna odwróciła się do niego i złapała za jedną z jego stojących do góry kosmyków, którym zaczęła się bawić robiąc zamyśloną minę.
- Pomyślę o tym… - Dziewczyna pisnęła, gdy jej ukochany złapał ją w pasie i z powrotem usadził na miejsce, a następnie połaskotał po raz kolejny, ale tym razem nie mając dla niej litości.
- Pomyślisz? – Spytał już płaczącej ze śmiechu Strauss.
- Dobrze, już dobrze! Będę grzeczna! – Chłopak natychmiast zaprzestał swoich tortur. – To tak traktuje pan narzeczoną, panie, Justine?
- Czy mojej narzeczonej to przeszkadza?
- Tak!
- Trudno… - Roześmiał się, gdy po raz kolejny uderzyła go w pierś.
- Zrobiłeś się okropny! – Oznajmiła mu wstając i kierując się w stronę kuchni. Miała straszną ochotę na gorącą czekoladę!
- To nie ja znęcam się nad Erzą nie dając jej nawet nadziei na złapanie się.
                Dziewczyna tylko burknęła pod nosem w odpowiedzi zajmując się swoim napojem. Rozpuściła czekoladę z torebki w odrobinie wody i zalała wszystko ciepłym mlekiem. Pochyliła się nad kubkiem wąchając odurzający zapach i zamarła. Sekundę później dopadła już drzwi do łazienki, a następnie muszlę wyrzucając z siebie całą treść żołądka.
- Mira? – Justine słysząc, co się dzieję natychmiast znalazł się przy narzeczonej, której odgarnął włosy z twarzy i poczekał aż skończy. To już trzeci raz, gdy poszła coś sobie zrobić do zjedzenia lub picia i zaraz potem wyleciała do łazienki. Wcześniej były to tosty z miodem, a przy drugiej próbie naleśniki.
- Chyba nie lubi też gorącej czekolady – Powiedziała słabo Mira podnosząc się z pomocą Freeda i spuszczając wodę w sedesie.
- Zauważyłaś, że masz tak tylko po słodkich rzeczach? – Spytał, gdy białowłosa zajęła się płukaniem ust, a następnie wyjęła szczoteczkę i pastę.
- Ale ja lubię słodkie rzeczy… - Zajęczała dziewczyna.
- Ktoś ma tutaj mocniejsze, argumenty niż ty – Zażartował Justine i zaprowadził niebieskooką z powrotem na kanapę gdzie posadził ją i opatulił kocem.
- Herbaty?
- Poproszę…
                Dziewczyna chlipnęła i skuliła się smutna. Już widać było, że to jej dziecko, tylko potomek Demonicznej Mirajane mógł od początku życia tak znęcać się nad matką. Jak mógł odmawiać jej słodkości?! Mira nawet nie znając logicznego powodu dla swojego zachowania, rozpłakała się żałośnie strasząc Freeda, który natychmiast przybył jej zobaczyć, co się stało. Cóż… Zapowiadało się dziewięć wspaniałych miesięcy…

------------------------------------------------------------------------

                Przekręciła się na dugi bok i westchnęła czując pod sobą mięciutki materac. Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu swojej przytulanki, którą była podobizną Fullbustera i zamarła trafiając dłonią na coś zupełnie innego. Poderwała się do siadu i jej przestraszonym oczą ukazał się oryginał leżący na brzuchu, który do pasa był okryty żółtą kołdrą. Najpierw się zaczerwieniła, a potem zbladła i spojrzała po sobie. Ubrania na miejscu i nie wyglądało na to żeby zrobiła coś głupiego, oprócz znalezienia się w łóżku Fullbustera. Tylko jak… Dziewczynie przed oczami stanął cały wczorajszy dzień. Już pamiętała, dlaczego była w ubraniach Graya w jego łóżku… Jednak sprawa łóżka była dla niej zagadką.
                Wyślizgnęła się cichutko i stanęła bosymi stopami na lodowatą podłogę. Wtedy też do głosu doszedł jej pęcherz. Biegiem dotarła do łazienki gdzie załatwiła swoją potrzebę. Przy myciu rąk przypomniała sobie o sprawdzeniu ubrań i z zadowoleniem zauważyła, że są suche. Przebrała się w swoje ubranie, a wcześniejsze złożyła i odłożyła na kosz na pranie nie bardzo wiedząc, co więcej może zrobić. Z ulgą także założyła buty nagrzane od kaloryfera, pod którym się suszyły. Tak wyszykowana najciszej jak mogła podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.
                Nie odmroził ich. Cholera. Czyli nici z wymknięcia się cichaczem. Tak, więc trzeba przejść do planu, „B”, którego nie miała. Może skoro już tutaj jest to zrobi śniadanie? I tak nie miała, co robić, a dochodziła ósma. Poza tym przydałoby się jakoś odwdzięczyć za gościnę.
                Szybko określiła, jakie produkty ma do dyspozycji i zdecydowała się na jajecznice z tostami francuskimi. Łatwizna! Dla Juvii gotowanie zawsze było szybkie i łatwe, a nowe przepisy zawsze wychodziły tak jak powinny. Podobno miała talent.
                Była w środku swojej pracy, gdy Gray, nieprzyzwyczajony do jakichkolwiek dźwięków w jego mieszkaniu, obudził się i poszedł sprawdzić źródło słabych odgłosów życia. Przyglądał się pochłoniętej pracą Juvii, która zaskakiwała go teraz za każdym razem. Jakoś nie mógł się przyzwyczaić do jej nowego wydania. Może obawiał się, że za chwilę znowu skoczy do niego z zapewnieniem dozgonnej miłości i już nie będzie potrafił się jej pozbyć, ani jej przywrócić do stanu z teraźniejszości.
                Jego żołądek głośno się upomniał o jedzenie zaskakując zarówno jego jak i niebieskowłosa, która dosłownie podskoczyła w miejscu i pokryła się rumieńcem napotkawszy spojrzenie Graya. Odkryto jego obecność, więc nie pozostało mu nic innego jak wyjść zza progu i zacząć rozmowę czy coś, jak gdyby nigdy nic.
- Gray-sama! Dzień dobry. Juvia cię obudziła? Juvia przeprasza, nie chciała…
- Sam wstałem. Co ty robisz?
- Ach, to… Juvia chciała się jakoś odwdzięczyć za przenocowanie jej, więc Juvia zrobiła śniadanie… Juvia ma nadzieję, że Gray-sama nie jest zły… - W jej wzroku pojawiło się takie coś, że nikt nie powiedziałby jej „nie”, no i jak mógł być zły na nią, dlatego że zrobiła śniadanie?  To byłoby idiotyczne.
- Mogłaś mnie obudzić to bym ci pomógł. – Powiedział wreszcie trochę zły na siebie, że dziewczyna wszystko za niego robi. Sprzątanie i przygotowywanie posiłków powinno należeć do niego, a ona powinna tylko pozwolić, aby to robił.
- Nie jesteś zły na Juvię, Gray-sama?- Dopytywała się dziewczyna. Czy on jej to w ogóle zasugerował?
- Nie, nie jestem zły. Jest coś do zrobienia?
- Nie, Juvia już kończy, zaraz tu posprząta… Gray-sama! Co ty robisz? – Spytała, gdy bez słowa ją minął i odkręcił korek w kranie. Już stało tam kilka brudnych naczyń, które prawdopodobnie niebieskowłosa miała zamiar zaraz zmyć.
- Pomagam. Nie możesz wszystkiego robić. W ogóle nie powinienem ci pozwolić, abyś cokolwiek robiła z takich rzeczy. – Wskazał ręką na patelnie z jajkami, a następnie na zlew.
- To, co Juvia miałaby robić? Siedzieć i pachnieć? – Spytała się lekko rozłoszczona magini poruszając łopatką smażące się jajka.
- Byłoby najlepiej…
- Juvia by tak nie wytrzymała. – Przerwała Fullbusterowi i zakręciła gaz. Przerzuciła jajka na talerze obok chwilę wcześniej przygotowanych tostów. – Juvia przeprasza, ale Juvia nie dałaby tak rady, szczególnie, że Juvia wprosiła się do Gray-samy i jeszcze przenocowała u niego.
- Posłuchaj. Gdybym nie chciał abyś tu była to po prostu zostawiłbym cię tam na ulicy, jasne? – Zakręcił dopływ wody i odwrócił się do nie zakładając ręce na piersi.
- Juvia nie wierzy, że Gray-sama by to zrobił, Gray-sama jest pod tym względem zbyt dobry. – Ona natomiast podparła się pod boki i zadarła głowę w górę.
- Wiesz jak daleko byłaś od Fairy Hills? Gdybyś mieszkała trochę bliżej, na pewno tylko kazałbym ci się pospieszyć.
                Piorunowali się spojrzeniem aż w końcu Juvia zamknęła oczy i westchnęła uspokajając się.
- Juvia przeprasza. Juvia po prostu nie lubi bezczynności.
- A, ja nie powinienem tak na ciebie naskakiwać… – Fullbuster spojrzał na przygotowane jedzenie. – Może zjemy zanim ostygnie?
- Hai, Juvia już… - Widząc groźny wzrok czarnowłosego zmitygowała się. – Juvia położyła sztućce tutaj. Wskazała w odpowiednie miejsce i biorąc swoją porcję wyszła z kuchni.
                Weszła do sypialni Fullbustera i zatrzymała się orientując się, że nie może przecież zjeść tego na łóżku jak to zrobiła z pizzą. Czarnowłosy w tym czasie już zdążył pojawić się obok niej i uświadamiając sobie to samo odłożył talerz na biurko. Wyszedł na chwilę by zaraz potem wrócić ze składanym krzesłem. Rozłożył je przy biurku i sam zajął miejsce obok.
- Siadaj. Nie mam zbyt wielu gości, więc sama rozumiesz. – Wzruszył zakłopotany ramionami. Nigdy jakoś nie miał potrzeby posiadania stołu i nie zamierzał mieć, ale nie znaczy to, że dziwnie się czuł, gdy dziewczyna znalazła się aż tak blisko niego.
- Smacznego Gray-sama! – Zawołała niebieskowłosa i zabrała się do jedzenia, chyba zupełnie nie czując się skrępowana tą bliskością.
                Jeszcze raz przekonał się o jej mistrzowskim przygotowaniu posiłku i tak samo szybko jak ona zabrał się za spożycie śniadania. Gdy już napełnili żołądki, wystarczyło tylko jego jedno spojrzenie, aby usadzić Lockser na miejsce i samemu iść pozmywać. Gdy wrócił po paru minutach zastał ją przyczepioną do okna i oglądającego coś z uwagą.
- Juvia? – Drgnęła słysząc jego głos i odwróciła twarz w jego stronę.
- Zobacz Gray-sama! Przestaje padać i wychodzi słońce! – Naprawdę umiała pięknie się uśmiechać. Dawno już nie widział u nikogo dorosłego tak szczerego zachwytu wymalowanego na twarzy. Nie mógł też ukrywać, że jest bardzo ładna szczególnie w tym wodospadzie błękitnych włosów, który zastąpił te jej dziwne loki.
- Gray-sama, chodź zobaczyć! – Zawołała go odwracając się z powrotem do okna.
                Podszedł do niej, dopiero teraz zauważając jak wygląda zniknięcie burzy w Magnolii. Gdy tylko chmury oddaliły się odrobinę, na dwór wybiegły dzieci w towarzystwie matek. Była sobota, więc ludzie w dużej części nie pracowali i teraz spieszyli obejrzeć swoje domy i znaleźć ewentualne szkody po takiej ulewie lub uzupełnić zapasy w jedzeniu.
- Gray-sama… – Po chwili dziewczyna spojrzała na niego smutno. – Juvia będzie musiała już iść do Akademika.
- Odprowadzić cię?
- Nie, Juvia pójdzie już sama, ale dziękuje.
                Niebieskowłosa dość szybko się zebrała i pożegnała z czarnowłosym, który potem jeszcze obserwował ją z okna, gdy wolno zmierzała do Fairy Hills. Była zupełnie inna niż ją sobie wyobrażał, a ona zapewne też wreszcie miała okazje go poznać takim, jaki jest naprawdę. Czas spędzony z Lockser był miły, ale dziwny. Jeśli ktokolwiek jeszcze poprzedniego dnia rano, powiedziałby mu, że będzie dość miło wspominać kilka godzin z Juvią i jeszcze pozwoli jej spać w tym samym łóżku, to wyśmiałby go. Teraz jednak zastanawiał się jak będą wyglądały teraz jego relacje z niebieskowłosą. Cholerny los. Za bardzo lubi bawić się ludźmi.

------------------------------------------------------------------------

                Minęły kolejne dwa dni, podczas których większość ludzi zabrała się za naprawianie zniszczeń po burzy, które prawdę mówiąc były dość spore. Oznaczało to też, że liczba zleceń w Fairy Tail osiągnęła krytyczny poziom wróżąc tym samym przypływ gotówki dla magów. Wszystkim zależało na jak najszybszych naprawach, dlatego także wysokie ceny z każdym dniem zwłoki malały coraz bardziej. Gildia prawie opustoszała i tylko od czasu do czasu zaglądał tam to jedna to druga osoba tylko, aby chwilę tam odpocząć i posłuchać nowych plotek.
                Do jednych z większych uszkodzeń doszło na farmie oddalonej w pół drogi między Magnolią, a innym dużym miastem zwanym Pyrethra. Erza zmobilizowała całą drużynę: Natsu, Graya, Wendy, Lucy, Happiego, Carlę, Hitomi oraz Ayame. Tak jak było napisane w zleceniu magowie z Fairy Tail dostali pokoje w dużym domu właścicieli żeby móc pracować od rana do wieczora. Do naprawy została jeszcze połowa zniszczeń, a były one naprawdę rozległe.
                Tego dnia Erza, Lucy z pomocą Taurusa i Natsu zajmowali się ogromnym drzewem, które upadając zniszczyło dziesięć małych owocowych z sadu ich zleceniodawców. Natomiast Gray, Wendy, Hitomi oraz exceedy zabrali się za naprawę płotu odgradzającego pastwisko dla krów od pola. Z nieba sączył się wyjątkowy żar zapowiadając niedługie nadejście lata.
- Lucy, możesz tu podejść? – Dziewczyna znalazła się przy Erzie, która podała jej siekierę.
- Huh?
- Zastąp mnie.
- Hę?! Ale Erza…
                Tytania jednak już odeszła zostawiając, Heartfilię z ciężką siekierą, którą ta nie była w stanie utrzymać, a przynajmniej niezbyt długo. Blondynka spojrzała na Taurusa szukając jakiejkolwiek pomocy jednak ten był zupełnie pochłonięty powierzonym mu zadaniem i niezwykłą sprawnością dzielił ogromne gałęzie.
- Lucy? Co jest? – Koło dziewczyny pojawił się Gray, który podążając za zakłopotanym wzrokiem brązowookiej spojrzał na siekierę.
- Eee… Jak się tego używa?
- Pokaż.
                Fullbuster odebrał od dziewczyny narzędzie i zamachnął się precyzyjnie przecinając kawałek pieńka na dwa. To samo zrobił po raz drugi i bez słowa oddał siekierę przyjaciółce.
- Teraz ty.
- To chyba nie jest dobry pomysł…
- Spróbuj.
- Nadal myślę, że…
- Lucy. – Uciął jej protesty piorunując ją spojrzeniem.
                Blondynka westchnęła, przyjęła mniej więcej dobrą postawę i z okrzykiem zamachnęła się na pieniek. Narzędzie ze świstem przecięło powietrze i w pół drogi wypadło jej z rąk lecąc prosto przed siebie. Siekiera przekoziołkowała kilka razy w powietrzu prawie trafiając Taurusa, który w ostatniej chwili uchylił się przed nią padając na ziemię, aż w końcu zatrzymała się na jednym z drzewek głęboko wbijając się w jego korę.
- … Ups…? – Dziewczyna niepewnie zachichotała rzucając przepraszające spojrzenie swojemu Gwiezdnemu Duchowi, który spojrzał na nią zdezorientowany.
                Gray westchnął męczeńsko i bez słowa poszedł po narzędzie. Wracający z naręczem gałęzi Natsu przystanął uważnie obserwując i przysłuchując się jak Lodówa tłumaczy Lucy, co powinna zrobić, a następnie jak ją ustawia. To jeszcze mógł znieść, jednak, gdy Fullbuster stanął za Lucy i chwycił jej dłonie w swoje, a następnie razem z nią zamachnął się przecinając pieniek, nie wytrzymał. Puścił gałęzie i skoczył do przodu obserwując jeszcze jak blondynka podskakuje z zachwytu i rzuca się Fullbusterowi na szyję by za chwilę odskoczyć znowu i mu podziękować.
- Hej! Striptizerze! Co ty wyprawiasz?!
                Sekundę później już jego pięść spotkała się z twarzą czarnowłosego. Gray trochę zaskoczony reakcją Ognistego Móżdżka oddawał ciosy z trochę mniejszą zażartością niż różowowłosy je zadawał, ale wiedział, że sam nie zdoła go uspokoić. Miał tylko nadzieję, że za chwilę pojawi się Tytania i rozdzieli ich nawet, jeśli zaraz potem wtłucze także jemu.
- Natsu-san! Gray-san! – Krzyknęła Wendy biegnąc wraz z Hitomi w ich stronę.
- Natsu! Przestań!
                Na szczęście Tytania widziała wszystko od samego początku i natychmiast ruszyła „uspokoić” magów.  Potem przyszedł czas na wyjaśnienie ich zachowania, a ponieważ Natsu tylko zacisnął pięści i odwrócił wzrok, został podwójnie pobity i odesłany do naprawiania stodoły po drugiej stronie farmy. Dotąd przyjacielska atmosfera stała się napięta i magowie w ciszy przepracowali kolejne trzy godziny całkowicie skupiając się na pracy.
- Mam nadzieję, że jesteście spragnieni. – Zaszczebiotała żona zleceniodawcy po jakimś czasie przynosząc tackę z zimnymi napojami po obsłużeniu grupki, którą zarządzał Gray. Zdawała się zupełnie nie zauważać atmosfery panującej wśród magów.
- Dziękujemy, pani Henji. – Erza uśmiechnęła się w stronę starszej kobiety odbierając szklankę. Potem przyszła pora na resztę pracujących przy rąbaniu. Nawet Taurus został poczęstowany i zupełnie tym zaskoczony wyjąkał jakieś podziękowania.
- Czy nie powinien byś z wami jeszcze jeden młodzieniec? – Spytała się pani Henji rozglądając wokół z ostatnią szklanką na tacy.
- Wysłałam go żeby naprawił stodołę. – Wyjaśniła Scarlet bez mrugnięcia okiem. – Tam bardziej się przyda.
- Och, w takim razie pójdę do niego, a wy zróbcie sobie przerwę. To rozkaz zleceniodawcy i to samo się tyczy waszych przyjaciół. Macie się nie przepracować.
- Dziękujemy proszę pani. Tak zrobimy.
                Kobieta odeszła kawałek, gdy kluczniczka zwróciła się do swojego Gwiezdnego Ducha:
- Taurus, chcesz wrócić do Świata Gwiezdnych Duchów i odpocząć?
- Nie trzeba Lucy! Widok twojego niezwykłego ciałka sprawia, że mam więcej… - Byk zniknął w złotej poświacie po tym ja zirytowana dziewczyna użyła jego klucza. Na końcu języka miała kilka epitetów i to niezbyt cenzuralnych. Jednak powstrzymała się przed użyciem ich.
- Zboczeniec. – Mruknęła wreszcie Lucy i westchnęła. – Zaraz wracam, Erza! – Zawołała nagle zrywając się do biegu i pędząc w tylko sobie znaną stronę.
- Mamo, gdzie idziesz? – Spytała idąca w ich stronę Hitomi, ale brązowooka była już daleko. – Coś się stało Erza-san?
- Chyba poszła sprawdzić, co z Natsu. – Powiedziała Tytania obserwując jak blondynka podbiega do żony zleceniodawcy i po krótkiej wymianie zdań odbiera od niej tackę z ostatnią szklanką, po czym stawia na niej swoją. Zaraz potem już szybkim krokiem szła w stronę stodoły.
                Lucy chciała porozmawiać z różowowłosy już od chwili, gdy ten postanowił milczeć i pozwolić, aby Tytanie obiła my skórę. Bezgłośnie weszła do stodoły i z lekkim smutkiem na twarzy obserwowała jak ten jednym uderzeniem młotka wbija cały gwóźdź w deski reperując dziurę w ścianie. Zauważyła, że już naprawił dach i jeden ze słupów podtrzymujących całą konstrukcje, a to było chyba ostatnią rzeczą do zrobienia.
- Może tak mała przerwa? – Spytała przywołując na usta delikatny uśmiech.
- Dzięki. – Mruknął odbierając od niej szklankę i siadając pod drewnianą ścianką podziałową.
- Co się stało? Natsu…
- Nic.
- Natsu, przecież mi możesz powiedzieć.
- Mówię, że nic.
                Dziewczyna tylko westchnęła i usiadła obok niego upijając łyk orzeźwiającego napoju. Po chwili odłożyła szklankę i położyła głowę na jego ramieniu zamykając oczy. Czuła jak bardzo jego mięście są napięte, a jego postawa bardzo ją niepokoiła i smuciła.
- Luce… - Sapnęła zaskoczona, gdy niespodziewanie została zamknięta w jego ramionach, a on sam pociągnął za gumkę, którą związała włosy ściągając ją, aby następnie schować twarz w jej złotych pasmach. Głęboko wciągnął powietrze do płuc wraz z jej zapachem.
- Co się stało, wtedy, gdy rzuciłeś się na Graya. – Spytała po chwili wahania wtulając się w niego. Nadal był bardzo napięty.
- Jesteś moja, prawda? Luce…
                Zaskoczona przez chwilę milczała początkowo nie rozumiejąc, o co mu chodzi, ale po chwili na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Jeszcze tylko nie była pewna motywów, jakimi się kierował, jednak już się ich domyślała.
- Tak, jestem twoja…
                Westchnął drażniąc skórę na jej szyi, a następnie lekko pocałował to miejsce powodując drżenie dziewczyny. Wreszcie jego napięte mięście się rozluźniły. Odsunęła się od niego i dotknęła czołem jego czoła.
- Natsu, dlaczego zaatakowałeś Graya?
- Nie podobało mi się jak cię dotykał. – Powiedział po chwili milczenia. – Jesteś moja i nie wolno mu.
- On nie wiedział, ale ja nie pomyślałam, że może ci się to nie spodobać. Gray jest tylko moim przyjacielem i nic tego nie zmieni. Przepraszam…
- Nadal mu się należało. – Mruknął naburmuszając się.
- Tak, tak. – Lucy pocałowała Salamandra w policzek i zebrała szklanki i tackę.- A teraz już koniec przerwy, wracamy do pracy.
                Heartfilia wyszła nie zważając na protesty różowowłosego. Wróciła do reszty towarzyszy i po krótkiej rozmowie zebrała ich szklanki i odniosła je do kuchni, po czym oddała je pani Henji. Potem już pracowali do wieczora. Lucy z powrotem wezwała Taurusa i razem z Erzą tego dnia skończyły rąbanie drewna. Exceedy po przerwie zajęły się transportem porąbanych kawałków do wyznaczonego do tego miejsca. Gray z pomocą Wendy i Hitomi ukończył naprawę płotu i razem z nimi zabrał się już za sprawdzenie konstrukcji obory, która choć nie ucierpiała na pierwszy rzut oka to jednak mogła mieć jakieś ukryte zniszczenia. Natsu dość szybko dokończył stodołę i zaraz potem został odesłany przez nadal na niego złą Scarlet do naprawienia rynien w domu zleceniodawców z pomocą Happiego.
                Pracowali do wieczora, po czym gdy tylko słońce było bliskie schowania się za horyzontem, zebrali narzędzia i wrócili do domu państwa Henji. Już z oddali słyszeli jak żona zleceniodawcy woła ich na kolację.

------------------------------------------------------------------------

- Ognisty Móżdżku, łap! – Natsu zatrzymał lecący przedmiot tuż przed swoją twarzą i posłał wściekłe spojrzenie nadchodzącemu Fullbusterowi.
- Czego chcesz, Lodówo?! Nie powinieneś być w środku?!
- Mógłbym ciebie spytać to so samo. – Czarnowłosy mimo wyczuwania całej niechęci skierowanej w jego stronę otworzył puszkę i upił łyk zimnego napoju.
- Piwo? – Spytał różowowłosy czując charakterystyczną woń alkoholu.
- Piwo. – Potwierdził Gray i po chwili powietrze wypełnił syk otwieranej puszki.
                Natsu po chwili stracił zainteresowanie Magiem Lodu zatracając się w swoich myślach. Nie ruszył się ze swojego miejsca i wrócił do spoglądania w nocne niebo. Był ciekawy czy Lucy też zauważyła, że gwiazdy tej nocy są wyjątkowo widoczne.
- Co cię dzisiaj napadło, Płomyczku?
- Na twój interes, Miętówko.
- Raczej mój. – Warknął Fullbuster.
- Tak myślisz, Mrożonką?! – Odwarknął różowowłosy obracając się w jego stronę.
- Tak myślę, Ognisty Dupku!
- A chcesz się bić?!
- Dawaj!
                Chłopcy rzucili się na siebie i przetoczyli po ziemi okładając się pięściami. Nie było już, Erzy która by ich zatrzymała i wiedzieli, że jeśli nie będą zbyt głośno, ale też nie narobią szkód to obejdzie się bez jej interwencji.  Minęło kilkanaście minut zanim wreszcie zakończyli bójkę i źli usiedli do siebie plecami. Gray zamroził miejsce na swojej szczęce, którego pulsowanie zapowiadało pojawienie się ładnego siniaka. Natsu natomiast z niezadowoleniem obejrzał obite żebra, które i jemu sprawiały ból, choć szybko ocenił, że żadne nie jest złamane.
- Lepiej ci? – Spytał w końcu Fullbuster niezbyt przyjemnym tonem.
- Mógłbym spytać o to samo. – Dragneel prawie, że powtórzył słowa przyjaciela.
- O co ci chodzi?
- Wiesz, o co.
- Cholera… - Warknął czarnowłosy. – Reszta też to zauważyła?
- Raczej nie.
- A ty? Od kiedy jesteś z Lucy?
- Kiedy się zorientowałeś? – Spytał zaskoczony różowowłosy okręcając się lekko w stronę Fullbustera.
- Jakiś tydzień temu zacząłem to podejrzewać, ale upewniłem się, kiedy Lucy wreszcie przyszła razem z tobą do gildii. Czego nic nie mówiliście?
- Lucy tak chciała. – Dragneel wzruszył ramionami. – Co jest z Juvią?
- Nie mam kurwa zielonego pojęcia.
- Aż tak?
- Taa…
- Dziewczyny to tylko kłopot.
- Tak, chyba po raz pierwszy zgadzam się z tobą całkowicie.
                Chłopcy wymienili porozumiewawcze uśmiechy, jednak, gdy zdali sobie sprawę z tego, co robią natychmiast skoczyli na równe nogi.
- Czego się szczerzysz, Gołodupcu?!
- To ty szczerzysz się do mnie, Ognisty Dupku!
- A chcesz się bić?!
                Rzucili się ma siebie już nie przejmując się hałasem, jaki narobią. Erza zjawiła się dokładnie po dwóch minutach. Wściekła. Sprała obydwu magów i posadziła ich przed sobą zaczynając wykład, który zakończyła żądaniem wyjaśnień. Chłopcy siedząc karnie ze spuszczonymi głowami spojrzeli na siebie po kryjomu uśmiechając się. Zachowywali się zupełnie jak małe dzieci, ale Erza widząc tą małą nić porozumienia między nimi i to, że jakoś się pogodzili postanowiła im odpuścić. Jednak tak dla niepoznaki przywaliła im jeszcze raz i okazując swoje niezadowolenie weszła z powrotem do domu mijając resztę magów z gildii i podchodząc do zleceniodawców, których przeprosiła za kłopot. W końcu, gdy reszta już poszła przygotować się do snu wreszcie chłopcy wkradli się do środka, a ponieważ dzielili wspólny pokój z Happym (nie, nie jedno łóżko [jak zwykle w opowiadaniach], a dwa oddzielne i to w dwóch końcach oddzielenie jeszcze dwoma stolikami nocnymi i dość dużą przestrzenią), nie mieli powodu się martwić, że zbyt wcześnie dosięgnie ich każąca ręka Scarlet. Niedługo potem w całym domu zgasły światła, a magowie pogrążyli się w swoich małych marzeniach sennych.


!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!~~!


Trochę długa przerwa, ale miałam problemy z weną i dziewięć sprawdzianów w poprzednim tygodniu [szkoda, że może ich być tylko trzy, ale mniejsza z tym]. Przynajmniej teraz wiem jak po łacinie nazwać różne kości w ciele napotkanych zwierząt… Taa… Echem. Więc w każdym razie zaraz będzie wolne [a 19 jadę na noc Hobbita~!] i to znaczy, że spróbuję coś z siebie wykrzesać, ale nie wiem jak to będzie, bo odzwyczaiłam się już do dzielenia czasu na obowiązki i czas wolny u siebie w domu.
W każdym razie.
Mata ne~!
Little Kriminal