wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 22 - Dziewczynka o niezwykłych oczach

- Pa, pa, mamusiu! – Dziewczynka pomachała przez okno do Lucy.
- Powodzenia! Wróćcie jak najprędzej! – Odkrzyknęła Heartfilia.
- Nie martw się, Lucy! Będziemy jej pilnować!
                Erza z powrotem schowała się w pociągu, który ruszył do przodu i zamknęła okno. Hitomi i Ayame jeszcze chwilę były przyklejone do szyby machając kluczniczce i Smoczemu Zabójcy, którzy stali na stacji i robili to samo. Happy spał jeszcze na głowie różowowłosego, choć nie ma się, co dziwić, dopiero, co świtało. Natomiast dziwne było to, że Natsu był w pełni przytomny o takiej godzinie.
- Erza-san, ile będziemy jechać?- Spytała blondwłosa Smocza Zabójczyni i ziewnęła.
- Kilka godzin. Jak chcesz to możesz się przespać jeszcze trochę. Obudzę cię, gdy będziemy na miejscu.
- Tak, dziękuje Erza-san.
                Fioletowooka przytuliła się do drzemiącej już z Carlą Wendy, a na jej kolanach ułożyła się Ayame. Po chwili oddech obydwu stał się miarowy. Erza spojrzała na siedzącego obok niej Graya, który obserwował przesuwający się krajobraz za oknem. Trochę się martwiła, ostatnimi czasy stał się jakiś zamyślony… Odkąd Juvia zmieniała swoje zachowanie. Czy to oznacza, że rozmawiali? A jeśli tak to…
- Gray… - Chłopak przeniósł na nią spojrzenie szarych oczu. – Czy coś się stało?
- A co niby miało się stać? – Burknął znowu przenosząc wzrok na widoki.
- Rozmawiałeś z Juvią. – Nie pytała. Stwierdzała fakt.
- Taa…
- I?
- Odczepiła się. Tego chciałem, prawda?
- Tak, tego chciałeś. Ale?
- Erza, to nie jest twoja sprawa. – Rozłościła go, ale za bardzo się martwiła, aby się tym zbytnio przejąć.
- Jesteś moim przyjacielem… - Musiała zachować spokój i tym razem przyjąć do wiadomości że i tak nie wydusi to z niego nawet siłą jeśli nie będzie chciał powiedzieć. Jeśli teraz się z nim o to  pokłuci to tylko pogorszy sprawę.
- Więc zostaw mnie w spokoju! Rozmawialiśmy, Juvia się odczepiła, wszyscy się cieszą. – Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, jej spokojnym przeciwko jego wściekłym.
- Jak uważasz. – Tytania pokręciła głową i nagle zmarszczyła brwi. – Znowu jest na misji z Gajeelem tylko tym razem to Mistrz zlecił im zadanie. Bardzo szybko wyjechali. Mam nadzieję, że nie wpakowali się w nic niebezpiecznego.
- Wszystko jedno… - Mruknął tylko chłopak odwracając się z powrotem w stronę okna.

---------------------------------------------------------------------------------

- Cholera! Juvia!
- Cisza! Juvia musi ci zdjąć spodnie!
- A nie mogłabyś być delikatniejsza?
- Nie. Zasłużyłeś!
                Obydwoje przenieśli wzrok na drzwi od łazienki skąd wychodziła właśnie Chigiru. Wyglądała dużo lepiej, choć nadal była bardzo wychudzona, a siniaki nadal zdobiły jej ciało. Widać było, że dojście do siebie zajmie jej jeszcze parę tygodni, ale po przespanej podróży i sytym posiłku miała o wiele więcej sił.
- Um… Łazienka wolna…
- Ja pójdę, a ty poskładaj go do kupy. – Powiedział Lili siedzący do tej pory cicho, zbierając swoje rzeczy i wlatując do pomieszczenia, z którego jeszcze wydobywała się para.
- Dobrze, Juvia będzie ciągnąć na trzy. Raz… Dwa…
                Redfox ryknął, gdy dziewczyna pociągnęła za materiał, który przez krew przywarł do rany. Czerwony strumień na nowo popłynął z miejsca gdzie Gajeel miał szerokie rozcięcie w skórze. Lockser natychmiast przyłożyła do rany mokry ręcznik, po czym włożyła go do miski z wodą, którą już wcześniej sobie naszykowała. Oczyściła szybko ranę i skórę wokół niej.
- Miało być na trzy! – Warknął czerwonooki patrząc wściekle na niebieskooką.
- Nie jęcz, Gajeel-kun. Juvia musi teraz odkazić ranę i ją zszyć. Jesteś gotowy? Nie mamy niczego, aby złagodzić ból. – Dziewczyna nawlekła nić na igłę i położyła to w zasięgu ręki.
- Czekaj. – Czarnowłosy zabrał leżącą obok butelkę z alkoholem i za jednym razem opróżnił ją do połowy. Po chwili zastanowienia wypił całość. – Rób, co musisz.
- Nie szarp się zbytnio… - Mruknęła Lockser.
                Spirytus z drugiej flaszki polał się na ranę, ale Redfox jedynie sapnął zaciskając ręce na oparciu krzesła. Cichy trzask drewna oznaczał, że będą musieli dopłacić trochę za pokój, ale żadne z nich nawet nie zwróciło na to uwagi. Dziewczyna szybko i sprawnie zaczęła zszywać skórę na nodze czarnowłosego. Od połowy uda prawie do kolana ciągnęła mu się dość długa rana o lekko poszarpanych brzegach.
- Gdzie ty to sobie zrobiłeś, Gajeel-kun? Przecież z nikim nie walczyłeś do tego stopnia żeby dać się zranić!
- To był Dery. Schował się w cieniu jakiegoś dryblasa i stamtąd zaatakował… CHOLERA!!! Delikatniej!
- Juvia robi, co w jej mocy! Już kończy!
                Dziewczyna zakończyła szycie i obydwoje odetchnęli. Jeszcze raz oczyściła skórę robiąc to bardzo ostrożnie, po czym ją zabandażowała. Resztę spodni pocięła, aby już nie szarpać się z chłopakiem. Dobrze, że spakowali się na trzy dni, bo inaczej mogłoby im zabraknąć ubrań na zmianę.
- Ty musisz się najpierw umyć. Pokaż tylko to ramię – Niebieskooka przysunęła sobie krzesło tak, aby czarnowłosy miał dostęp do zranionej części ciała.
- To nawet nie boli Juvię, aż tak bardzo… - Dziewczyna syknęła i szarpnęła się przecząc swoim słowom, gdy Redfox dotknął jedynie skóry wokół poparzenia.
- Nie wygląda to dobrze. Powinna cię obejrzeć Wendy albo jakikolwiek lekarz.
- Juvia zdaje sobie z tego sprawę… Auć! – Dziewczyna zamknęła oczy przez ból, który nagle zaczął promieniować z jej ciała, a dokładnie z jednego z boków. Do tej pory była pewna, że to tylko jeden z siniaków.
- Cholera, masz tu powbijane szkło. Wcześniej działało jak korek. Musimy to z ciebie powyciągać. Młoda! Podaj mi apteczkę.
- Hai!
                Chigiru zerwała się ze swojego łóżka i natychmiast była przy czerwonookim tylko po drodze łapiąc pożądany przedmiot. Redfox wyjął pęsetę i ostrożnie zaczął oczyszczać ranę niebieskookiej pełną szklanych odłamków. Nie było to najszybsze zajęcie, więc spędzili pewną chwilę w ciszy przerywanej tylko przez syknięcia i czasami jęknięcia Lockser.
- Już. Powinno obejść się bez szycia. – Ocenił. – Gotowa?
- Lej… - Sapnęła cicho Lockser i zacisnęła dłonie w pięści.
                Dziesięć minut później dziewczyna włączyła gorącą wodę w prysznicu i ostrożnie zaczęła zdejmować ubrania.  Krew na szczęście jeszcze nie przytwierdziła materiału do jej ciała, ale już mało brakowało. Strumienia ciepłej wody uderzyły w jej ciało, a ona wreszcie westchnęła z ulgi. Z każdą kolejną kroplą wody czuła jak zaczyna się odprężać i jak znika uczucie przemęczenia. Nie, to nie było jak w przypadku Smoczych Zabójców gdzie mogli się regenerować dzięki swojemu żywiołowi, ale jakiś sposób woda jej pomagała.
                Mycie się zajęło jej dłużej niż zwykle, ale musiała być bardzo ostrożna, chociaż to, że była obolała też miało w tym swój udział. Nie wątpiła, iż jutro jej ciało udekoruje kilka malowniczych siniaków. Poparzona skóra bolała niemiłosiernie. Miała nadzieję, że nie zostaną jej blizny, chociaż nie powinny patrząc na stopień uszkodzenia skóry. Na całym ciele miała pełno drobnych ran, mogła się założyć, że to przez szkło z pozbijanych szklanek. Westchnęła, ostrożnie założyła piżamę i wyszła.
- Gajeel-kun, twoja kolej. – Obwieściła odkładając swoje rzeczy do plecaka.
- Siadaj. Najpierw twoje rany.
                Dziewczyna nie oponowała tylko grzecznie zajęła swoje miejsce obok czarnowłosego, ale tylko, dlatego że żadne protesty nie miały sensu. Znowu miał minę „zrobisz, co każę” i to bez żadnego „albo”, po prostu było jasne, że zrobi to, co on będzie chciał. Powstrzymała się przed westchnięciem i spojrzała na okno, za którym właśnie zaczęło zachodzić słońce.
                Miała na sobie za dużą koszulkę i krótkie spodenki. Podejrzewała, że po tej misji przyda jej się luźniejsze ubranie, a przynajmniej nieuwierające. Aktualnie nosiła też biustonosz właśnie po to żeby jak teraz, gdy częściowo ściągnęła bluzkę nic jej nie wystawało. Było jasne, że Gajeel zechce przynajmniej zabandażować poparzone ramię, dlatego też przygotowała się do tej operacji. Wzdrygnęła się, gdy Redfox zaczął wcierać zimny żel w skórę potraktowaną wrzącą wodą jednak po chwili odetchnęła. Chłód preparatu sprawiał, że ból był mniej dotkliwy. Zaraz potem Gajeel sprawnie zabandażował to miejsce i pomógł jej z powrotem całkowicie ubrać koszulkę.
- Teraz to po szkle. – Nakazał czerwonooki, a dziewczyna posłusznie odwróciła się dając mu dostęp do swojego boku.
- Blizn nie powinnaś po tym mieć. Nie jest tak źle jak wyglądało na początku.
                Jeszcze kilka bandaży i plastrów pojawiło się na jej ciele zanim czarnowłosy dźwignął się z krzesła i lekko utykając poszedł wreszcie do łazienki. Czasami aż trudno jej było uwierzyć jak bardzo są do siebie podobni. Bądź silny albo zgiń. Już od dawna nie byli w Phantom Lordzie, ale nadal doskonale znali tą niepisaną zasadę i w stosunku do siebie nadal ją wyznawali. Była duża szansa, że kiedyś umrą właśnie, dlatego że nie starali się dostatecznie o siebie zadbać.
- Juvia-sama…? – Pytanie dziewczynki przywróciło ją z jej myśli.
- Tak, Chigiru?
- Czy… czy ty nie miałaś brązowych włosów?
                Jak to miała?! Co się stało tym razem?! Chwyciła za swoje pasma i spojrzała na nie, a uśmiech sam rozkwitł na jej twarzy. Nie mogła w to uwierzyć!
- Wróciły do normalności… Właściwie chyba mają swój naturalny kolor od czasu, gdy wróciłaś po walce. – Zauważył Lili. – Chyba z przyzwyczajenia nie widzieliśmy tego. – Wzruszył ramionami.
- Pewnie podczas walki magia wody wypłukała magię odpowiedzialną za zmianę koloru… - Powiedziała swoje domysły niebieskowłosa lekko przeczesując wilgotną kaskadę.
- To bardzo prawdopodobne. Wyglądasz na bardzo zadowoloną.
- Tak, Juvia się cieszy! Juvia lubi swoje włosy takie, jakie są! – Jej mina odrobinę spoważniała, gdy spojrzała na byłą więźniarkę, ale usta nadal zdobił uśmiech. – Jak przyjdzie Gajeel-kun to opowiesz nam, dlaczego Reven cię złapała, zgoda?

------------------------------------------------------------------------

- Rozumiem. Cieszę się, że Natsu będzie ci pomagać i mogę wam teraz tylko życzyć powodzenia. Jesteś pewna, że nie chcesz naszej pomocy?
- Nie, ale dziękuje Mistrzu.
- Dobrze, więc możesz już iść.
                Lucy opuściła gabinet Makarova i odetchnęła. Mistrz poprosił, aby zrelacjonowała mu mniej więcej jak wyglądała sprawa z Gwiezdnymi Duchami i nawet chętnie to zrobiła, ale wolała pominąć wszystko, co dotyczyło stanu jej zdrowia, a skupiła się na suchych faktach.
- Lucy! – Usłyszała wołanie od strony baru, więc to tam podeszła.
- Coś się stało Mira?
- Nie, chciałam tylko wiedzieć czy to prawda, że Hitomi jest na misji z Erzą, Grayem i Wendy.
- Ach. Tak. Przyda jej się zobaczyć kogoś innego w akcji…
- Niepotrzebnie się martwisz. – Mira mrugnęła, gdy blondynka uniosła na nią zaskoczone spojrzenie. – To widać.
- Wiem, ale i tak wolałabym być tam z nią… Jakoś to przeżyję.
- Tak trzymaj. – Strauss posłała jej szeroki uśmiech.
                Jeszcze chwilę pogawędziły, choć najciekawszym tematem była Juvia i jej nagły brak zainteresowania Grayem. Mira poinformowała Heartfilię, że ich Deszczowa Kobieta może i nie jest tak nachalna jak jeszcze niedawno, ale nadal wodzi wzrokiem za Fullbusterem. Dodatkowo białowłosa zauważyła, że cokolwiek łączy Lockser i Gajeela nie jest to na pewno uczucie w sensie romantycznym.
- O czym gadacie? – Brązowooka sapnęła, gdy obok niej nagle pojawił się różowowłosy i zarzucił jej rękę na szyję.
- Natsu! Nie strasz mnie! – Dziewczyna odrzuciła jego rękę i splotła swoje na piersi.
- Oj, Lucy… - Jęknął Dragneel, a Mira zachichotała zwracając na siebie uwagę dwójki magów.
- Razem wyglądacie słodko! 
- Nieprawda! – Policzki Lucy pokryły się czerwienią. Naprawdę wyglądali słodko?
                Dziewczyna poderwała się nagle i szybko żegnając z Mirą popędziła do wyjścia. Różowowłosy przez chwilę patrzył za nią zaskoczony a potem skierował patrzałki w stronę białowłosej. Ona też na niego popatrzyła i nie mogła pohamować nagłego błysku w oku oznaczającego, że budzi się w niej demon.
- Emm… No ten… Ja… ZOSTAWIŁEM ŻELASKO NA GAZIE!!! – Wyleciał z budynku jak z procy tylko po drodze zgarniając zaskoczonego exceeda i już go nie było
- To nie fair! Jak ja mam ich zeswatać? – Burknęła, a jej spojrzenie spoczęło na Tinie i Angelo. – A może kimś trzeba zająć się wcześniej…

------------------------------------------------------------------------

- To zaczęło się, gdy miałam siedem lat. W czasie powrotu z jednej misji na pociąg taty napadnięto i zabito wszystkich znajdujących się tam magów. Strażnicy przybyli za późno, chociaż pochwycili tych morderców i uratowali resztę pasażerów. Mama bardzo płakała, ale gdy mnie zauważała zawsze mówiła, że teraz tata będzie opiekował się nami z nieba. Na początku nie było aż tak źle, chociaż bardzo tęskniłyśmy. Mama pracowała w małej kawiarence, ale wkrótce okazało się, że to nie wystarczało na pokrycie wszystkich kosztów, więc mama poszła do mistrza, Phantom Lorda szukając pomocy. – Dziewczynka zacisnęła dłonie na materiale pożyczonej od Juvii koszuli. – Wyśmiał ją i wyrzucił oznajmiając, że zabije ją, jeśli wróci. Przez jakiś rok musiałyśmy żyć bardzo skromnie. Potem szczęście znowu się do nas uśmiechnęło i mama dostała awans, dzięki czemu było prawie jak dawniej. Było dobrze przez jakieś dwa lata jednak po tym czasie mama nagle ciężko zachorowała i w końcu umarła. – Na twarzy Chigiru pojawił się ogromny smutek. Widać było, że śmierć ojca w jakiś sposób się na niej odbiła, ale z tamtym już się pogodziła jednak z odejściem matki już nie. - Nie miałam krewnych. Przez jakiś błąkałam się po okolicy. Mama miała jakieś oszczędności, a oprócz tego sprzedałam mieszkanie, więc jakoś przeżyłam do czasu aż pewna kobieta wzięła mnie do pomocy w piekarni. Nie dostawałam dużo, ale jakoś żyłam… - Dziewczynka zamilkła nagle i bardzo uważnie przyjrzała się swoim wybawcą. Wahała się, ale w końcu w jej oczach zabłysło zdecydowanie. – Miałam już dziesięć lat, gdy na mojej drodze stanęła Reven. Była zima i na dworze bardzo ciemno, a ja wracałam z pracy. Nagle otoczyła mnie woda. Nie mogłam się uwolnić, chociaż próbowałam, ale straciłam przytomność. Obudziłam się już w jakimś małym pokoju z zakratowanym oknem oraz metalowymi drzwiami. Coś w pomieszczeniu blokowało moją magię.
                Obrazy z tamtego dnia znowu stanęły przed jej oczami. Wściekłość napędzana przerażeniem. Chciała krzyczeć, ale coś kazało jej milczeć, coś mówiło, że trzymanie się od nich jak najdalej będzie najlepszym wyjściem.
- Reven pojawiła się następnego dnia. Ja… Ja kiedyś myślałam, że wszyscy widzą świat tak jak ja, ale tak nie jest. Może… Może zademonstruje? – Spojrzenie niezwykłych oczu spoczęło na magach jakby dziewczynka próbowała przewiercić ich wzrokiem. – Ty Juvia-sama panujesz nad wodą… Trochę jakbyś sama nią była… Wiem, że to akurat było łatwe. Gajeel-sama… Żelazo, prawda? Ale natura twojej magii jest bardziej drapieżna… Nie widziałam nigdy czegoś takiego. – Dziewczyna pokręciła głową i zamrugała, po czym spojrzała na kota. – Ty Lili-sama potrafisz latać i dzięki magii manipulować swoim ciałem… Zgadza się? – Magowie zerknęli na siebie zaskoczeni. O transformacjach Liliego nie mogła wiedzieć, a „drapieżna magia” Gajeela zapewne odnosiła się do tego, że jest Smoczym Zabójcą.
- Tak. Juvia jest pod wrażeniem. To, dlatego Reven chciała cię dostać?
- Hai. Umiem jeszcze ocenić siłę magii i… Właściwie to już niezbyt się dla niej liczyło, ale umiem zakląć dusze zwierząt i walczyć z ich pomocą.
- Nie słyszałem nigdy o takiej magii. Musi być bardzo rzadka, prawda? – Lili spojrzał badawczo na dziewczynkę.
- To prawda. Tata potrafił wyczuwać dusze zwierząt, ale ja od zawsze potrafiłam je też zobaczyć. Gdy tylko się o tym zorientował natychmiast nauczył mnie swoich zaklęć. To Pradawna Magia.
- Chigiru-san, dlaczego Reven cię torturowała? Juvia rozumie, dlaczego cię złapała, ale dlaczego torturowała? Dlaczego byłaś w tamtej celi? Przecież twój tata należał do Phantom Lorda.
- Chciała zrobić ze mnie osobisty wykrywacz magów wraz z typem, jakim się posługują i ich siłą. Miałam znajdować jej młodocianych i bardzo silnych magów, których mogłaby „wyszkolić”. Moja magia do tego nie służy! Opierałam jej się przez pięć lat i już myślałam, że to koniec, że jej ulegnę… Dziękuje! Dziękuje, że uwolniliście mnie zanim mnie złamała!
                W oczach dziewczynki pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach. Spuściła w dół głowę kryjąc twarz za włosami, jednak uniosła ją zaskoczona czując jak na jej ramieniu spoczywa czyjaś dłoń. Spojrzenie jej i Juvii skrzyżowały się.
- Juvia bardzo się cieszy, że nie zostałaś złamana. Jesteś bardzo silna. Juvia wie, że jest bardzo mało osób, które przez tyle lat zniosłoby coś takiego.
- Juvia-san… Czy ty… - Spytała dziewczynka wyczuwając w głosie Lockser ton sugerujący tylko jedno.
- Tak.
                Lili patrzył na tą scenę zastanawiając się, kiedy dziewczyna została prawie złamana… A może jednak nie było żadnego prawie… Tak jak opowiadał Gajeel już w chwili dołączenia do Phantom Lorda była złamana. Ocalił ją od tego, ale kto mógł jej to zrobić? Przecież wtedy była nawet młodsza niż Chigiru. Ile czasu to trwało? Co jej robili? Nikomu nie opowiedziała o swojej przeszłości, więc postanowił nie pytać, chociaż sądząc po minie Redfoxa można było przypuszczać, że jednak była pewna osoba, z którą podzieliła się swoimi wspomnieniami. Nie mogły być jednak dobre. Cholera…
- Dobrze. – Niebieskowłosa poderwała się nagle w górę i z uśmiechem podeszła do przeznaczonego jej łóżka. – Juvia myśli, że powinniśmy już iść spać. Jutro będzie trzeba jak najszybciej znaleźć jakiś środek transportu, który zawiezie nas na stację, a to oznacza, że musimy wstać jak najwcześniej. Juvia zgasi światło.
                Po chwili ich pokój pogrążył się w ciemności. Dziewczynka zamknęła oczy chłonąc miękkość materaca, na którym leżała oraz ciepło, która czuła będąc okrytą kołdrą. Już zapomniała jak to jest. Wreszcie miała szansę na lepsze życie i na wykorzystanie daru otrzymanego od rodziców. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Gdzieś w za oknem jakąś godzinę temu dostrzegła grupkę magów, których wzory magiczne wydały jej się znajome. Tak, zapomniała wspomnieć, że każdy mag ma swój unikalny magiczny wzór, który dla niej działa jak podpis, który pozostawia. Jeżeli się postarała to czasem potrafiła nawet ocenić czy ktoś jest ze sobą spokrewniony, chociaż to nie działało w drugą stronę, czyli nie mogła wykluczyć więzów rodzinnych. Chigiru nie wiedziała jak Reven dowiedziała się o jej zdolnościach, ale była pewna, że gdyby się poddała skazałaby na taki sam los wiele innych magów, a tego nigdy nie chciała.
                Powoli jej oczy zaczęły się zamykać, a sen nadszedł powoli i cicho przynosząc marzenia o Fairy Tail i o lepszym jutrze, które mogło ją czekać.

----------------------------------------------------------------------

                Wiedział, kiedy zasnęła. Jej klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, a twarz była spokojna.  Wiedział jednak, że gdzieś tam w swoim wnętrzu rozpoczęła właśnie walkę o życie. Cały czas przytulał ją do piersi trzymając na kolanach i czepiając się nadziei, że wszystko pójdzie dobrze. Obcy zapach wyrwał go z myśli. Palące, zielone oczy spoczęły na postaci w drzwiach, która wzdrygnęła się widząc go.
                Delikatnie przełożył Lucy na łóżko i odgarnął jej z twarzy niesforne kosmyki, które znowu znalazły się na jej twarzy. Spała… Albo jakby już była martwa. Powstrzymał się przed warknięciem. Nikt nie zabierze mu Luce ani nikogo z jego rodziny.
- Milczałaś. – Budziła się w nim druga natura, dlatego jego głos zaczął przypominać warknięcia. – Prawie nic jej nie powiedziałaś, więc bała się nie wiedząc, co ją czeka.
- Twoje oczy… Nie widziałam nigdy czegoś takiego.
                Postawiła krok do przodu, ale zatrzymała się natychmiast, gdy mięśnie na jego całym ciele stężały a on sam wydawał się być gotowy do ataku.  Dobrze, że to zrobiła, bo skoczyłby próbując ją dopaść. Nie bała się go, zachowywała jedynie zwykłą ostrożność, ale widział w niej ciekawość.
- Jesteś Smoczym Zabójcą. Tylko słyszałam o was i wiedziałam, że jesteście dość… niezwykli, ale coś takiego… Zmiana koloru tęczówek nie jest częsta nawet wśród magów i innych istot.
- Przestań pieprzyć.
                Wiedział, że Lucy już pogrążyła się w swoim zadaniu, a on tracił czas i jeszcze nie znał własnej roli w tym wszystkim. Musiał do niej dołączyć jak najszybciej, ale nadal był wściekły przypominając sobie zmartwienie w oczach dziewczyny zanim wreszcie zasnęła i dopiero po tym jak posadził ją sobie na kolanach zapewniając, że przecież nic jej nie grozi, gdy jest obok.
                Gwiezdny Duch zmienił swoją postawę i nagłe zaciekawienie jego oczami przerodziło się w powagę. Zrozumiał, że wreszcie przeszli do celu ich spotkania. Myśl, że wreszcie będzie mógł pomóc Lucy uspokoiła go.
- Racja, to nie czas na wypytywanie cię. Wiesz już, że prawie niczego nie powiedziałam twojej Heartfilii, ale tylko, dlatego że nie mogła niczego wiedzieć.
- Hę?
- Na tym polega test. – Wyjaśniła widząc, że nie zrozumiał. – Zaraz wszystko ci wyjaśnię i w tym twoją rolę, rozumiesz?

-----------------------------------------------------------------------

- Mamy towarzystwo. – Mruknął Gajeel, na co Juvia tylko kiwnęła głową. Smoczy Zabójca nawet zielony i odczuwający negatywne skutki podróży powozem, pozostawał czujny, chociaż z dużym opóźnieniem wyczuł to, co ona wiedziała już od dłuższego czasu. Wyglądał strasznie nawet, gdy nabrał pigułek na chorobę lokomocyjną, które choć zadziałały z wątpliwą skutecznością to jednak nie wyeliminowały go całkowicie.
- Juvia o tym wie. Śledzą nas odkąd opuściliśmy miasto. Za parę metrów wjedziemy do lasu, a tam zaatakujemy. Nie będą się tego spodziewać skoro będziemy na gorszej pozycji.
- Kto?
- Juvia posiada ataki dystansowe i może biegać bez możliwości wykrwawienia się.  Juvia zatrzyma konie, a ty Gajeel-kun spróbuj odjechać z nimi tylko kawałek dalej i tam je gdzieś przywiąż. Możliwe, że Juvii będzie potrzebna pomoc. – Powiedziała dziewczyna, gdy wjechali w linię drzew.
                Lockser w jednej chwili pociągnęła za lejce, a w następnej już była w powietrzu. Lili widząc to poderwał się w górę ciągnąc zaskoczoną dziewczynkę za sobą. Chociaż nie słyszał rozmowy towarzyszy to jednak już przed wymeldowaniem się z hotelu ustalili, że jeśli zauważy cokolwiek to zabierze stamtąd Chigiru.
                Ze wszystkich pobliskich kałuż naraz wystrzeliły węże, które w jednej chwili ruszyły w stronę przeciwników. Osiem osób, osiem węży i każdy miał dopaść innego maga, co się okazało po chwili. Naraz wykrzykiwane zaklęcia zlały się w jedno a spłoszone konie spróbowały popędzić przed siebie. Juvia tego nie zauważyła całkowicie skupiając się na kontroli. Zaklęcie to podpatrzyła u Reven i teraz mając okazje je wypróbować musiała przyznać, że nie było tak łatwo utrzymywać wodne twory.
                Było ich za dużo, ale była pewna, że wygra tę walkę. Nie myślała, czuła zdając się całkowicie na instynkt. Atak, obrona, obrona, atak, unik, obrona… Teraz proste schematy były wszystkim, co potrzebowała choć jej ciało co chwile protestowało przed dodatkowymi ruchami. W jednej chwili jednak w lesie rozniósł się ryk i obie strony będące chwilę temu w starcu teraz odskoczyły na przeciwne sobie strony na piaszczystej drodze. Zwierze, które znikąd pojawiło się między nimi stojąc na czterech łapach miało spokojnie dwa i pół metra wysokości. Ciemnozielone futro z beżowymi odznaczeniami zdawało się lekko opalizować, ale Juvia natychmiast zidentyfikowała, że to musiało być zwierze pokrewne niedźwiedziowi, chociaż kły to on miał dużo dłuższe i groźniejsze tak samo w przypadku pazurów.
- Juvia-san! Przyjaciele! Przestańcie! – To była…
- Chigiru! Przyszliśmy cię uratować! - Krzyknął jeden z pięciu mężczyzn po drugiej stronie stwora.
- To nie tak jak myślicie. Jadę z Juvią-san, Gajeel-sanem i Lili-sanem aby dołączyć do Fairy Tail. – Powiedziała dziewczynka ześlizgując się po sierści niedźwiedzia po stronie swoich przyjaciół. W następnej chwili bestii już nie było, zmieniając się w dym, który wpłynął w dziewczynkę.
- Kto to jest, Chigiru-san? – Juvia wolno zbliżyła się do dziewiątki magów i ze zdumieniem rozpoznała, że jeden z nich na pewno transportował nieprzytomnych magów w czasie jej walki z Reven. – Widziałam cię już. – Zwróciła się do niego.
- Taa, dałaś popalić tej suce. Jestem Ren, reszta po kolej to: Astra, Karo, Mika, Simo, Dan, Lara i Cloud, ale na niego mów Bajka…
- Pierdol się! – Natychmiast zawołał ostatni z przedstawionych.
                Ren miał krótkie zielone włosy i czarne oczy, które chyba z bliska także były zielone, ale nie była pewna. Wzrostu Natsu, albo niewiele niższy i chyba trochę gorzej zbudowany. Nosił brązową kamizelkę z licznymi kieszeniami, jeansy oraz na jego szyi na rzemieniu znajdował się mały wisior z klepsydrą. Zauważyła, że do walki używał piór, które tworzył z kolorowego światła. Zdecydowanie to on był tutaj przywódcą.
                Obok niego z założonymi rękami stała dziewczyna z brązowymi włosami na boba i szyderczym uśmiechem na twarzy. Złote oczy Astry błyskały złośliwie, ale nie zdawała się być jedną z tych wrednych i nielubianych osób. Bluzkę z rękawkiem mała rozdartą i zawiązaną tak, aby odsłaniała jej brzuch, a do zestawu były podarte szorty oraz tenisówki. Chyba potrafiła zaburzyć przepływ magii, albo coś podobnego i była bardzo szybka, więc prawdopodobnie jak Jet używała także Magii Szybkości.
                Następny mężczyzna był do Astry uderzająco podobny i niewiele od niej wyższy, Juvia nie była pewna czy przypadkiem nie jest jej wzrostu. Długie, proste brązowe włosy miał związane na karku, a za czarnych oprawek patrzyły oczy w tym samym kolorze, co oczy Astry i także miały w sobie tą zadziorność, ale i powagę. Czarna koszulka opinała jego szczupłe ciało, a ciemnobrązowe spodnie zdawały się być specjalne dla niego wykrojone. Na to miał narzucony jasnobrązowy płaszcz z symbolem czarnego dzwonka na plecach. Karo, jak w kartach i z tego, co widziała to też i ich używał do swojej magii. Nie były takie same jak karty Cany, a przynajmniej atakowały na zupełnie innej zasadzie.
                Mika była ubrana w skórzany top na ramiączka i odsłaniający brzuch oraz czarne szorty, a do zestawu dochodziły brązowe buty sięgające kolan zawiązane z przodu rzemykami po całej ich długości. Fioletowe włosy miała spięte w koka, którego utrzymywały dwie pałeczki (trochę dziwnie wyglądające), a długie pasmo grzywki spadało jej na twarz, lecz zdawała się zupełnie tego nie zauważać. Jej czarne oczy uważnie śledziły poczynania, Juvii, nawet nie kryjąc nieufności. Była wyższa od Tytani, a przynajmniej tak przypuszczała Lockser. Przy jej boku był przypięty jakiś miecz, ale niebieskowłosej zdawało się, że w jej rękach widziała wcześniej kusze.
                Simo był duży. Właśnie takie słowa przyszły jej, jako pierwsze na myśl. Wyglądał jak coś pomiędzy Laxusem, a Elfmanem gdzie był wzrostu tego pierwszego, ale umięśnienie już miał tego drugiego. Twarde rysy twarzy zmiękczał wesoły uśmiech gdzie zębami błyskał w stronę wszystkich wokół. Chyba nie dało się go nie lubić. Z tego, co zauważyła jego magia polegała na pokrywaniu swojego ciała różnymi substancjami jak stal czy kamień, częściowo lub całkowicie. Miał krótkie czarne włosy obcięte w stylu żołnierskim oraz niesamowite niebiesko-szare oczy. Nosił tylko czarne aladynki oraz ciężkie wojskowe buty, chyba, że za część ubrań uznać dwa skórzane pasy z kieszeniami, do których były przyczepione małe fiolki. Nie użył żadnej z nich. Ciekawe, co w nich było…
                Dan… Nie miała pojęcia, co powiedzieć o Danie. W granatowych włosach miał powtykane kolorowe pióra jakiś egzotycznych ptaków. Widziała tylko jego twarz z ostrymi rysami oraz zielonymi oczami. Reszta jego postury była zakryta przez bardzo długi czarny płaszcz. Ten sam wzrost, co Mika. Wiedziała, że on też walczył, ale nie miała pojęcia, jakiej magii mógł używać.
                Lara najmłodsza z nich, chyba była rówieśniczką Chigiru w przeciwieństwie do reszty, która musiała być przynajmniej dwa lata starsza od tej dwójki. Czerwone włosy miała związane w koński ogon, z którego wymykały się dwa pasma po obu stronach twarzy. Różowe oczy wodziły po wszystkich wokół z tym radosnym blaskiem, którego nie jeden mógłby pozazdrościć. Przez połowę jej czoła kierując się ku dołowi przecinając lewe oko i kończąc się dopiero gdzieś na żuchwie biegła prosta blizna jakby po jakimś nożu czy czymś podobnym. Na rękach też miała przynajmniej po dwie blizny po ostrzach. Ubrana była w białą bluzkę z rękawkami, na którą założone miała pomarańczowe rybaczki z krótkimi nogawkami. Oprócz tego białe podkolanówki i czarne buciki. Innymi słowy wygląd niewinny i słodki, a i też zbyt wysoka nie była. Szkoda tylko, że dzieciak umiał rzucać piorunami na lewo i prawo.
                I ostatni Cloud albo „Bajka” jak powiedział Ren. Chyba Juvia odgadła skąd te przezwisko, a mianowicie chłopak wyglądał jak typowy „książę z bajki”. Burza blond i lekko falowanych włosów opadała mu na twarz skąd z zamyśleniem spoglądały złote oczy taksujące spojrzeniem dziewczynę, chociaż jeszcze przed chwilą patrzył z mordem w oczach na zielonowłosego. Poczuła się nieswojo, gdy po jej ogólnej ocenie zauważyła dużą aprobatę u Clouda. Drugi Loki? Błękitna koszula dobrze na nim leżała tak samo jak czarne, eleganckie spodnie.  Chyba mierzył tyle, co Gray-sama. Pod rękawami na skórzanych bransoletach miał poprzyczepiane miniaturki przedmiotów i to różnorodnych. Zobaczyła to, gdy starli się wręcz, a przynajmniej w chwili, gdy on z przywołanym lub może raczej powiększonym mieczem próbował ją zaatakować od boku.
                Najśmieszniejsze było to, że pomimo ich walki wszyscy jej uczestnicy nadal wyglądali nienagannie. Nie rozkręcili się tak samo jak ona. Byli ciekawymi osobistościami i zdecydowanie widać było, że Chigiru jest dla nich ważna a sama dziewczynka też zdawała się być szczęśliwa, że ich widzi. Szkoda tylko, że jakoś nie pojawili się w jej historii.
- …Nie miałaś przypadkiem brązowych włosów? – Ren spojrzał na nią podejrzliwie. Znikąd pojawiła się nieufność, której się nie spodziewała.
- Miała. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale Juvia teraz już nie ma.
- Czy twój przyjaciel nie zamorduje nas, gdy tylko tutaj się pojawi?- Spytała Mika patrząc na coś za plecami dziewczyny.
- Juvia myśli, że jeśli nikt nie wykona gwałtownych ruchów to Gajeel-kun poczeka na wyjaśnienia. – Niebieskie oczy dziewczyny spoczęły na zbliżającej się sylwetce. Tylko, dlatego że zbyt dobrze go znała nadal widziała, że lekko utyka, ale postronni nie mogliby tego zauważyć. Za nim leciał Lili, który zdawał się być nieco wkurzony. Lockser ciekawa była, jak Chigiru zdołała mu uciec, ale to nie mogło być nic przyjemnego.
- Kim wy w ogóle jesteście? Fairy Tail, to gildia magów, nie? Gdzie ona jest? Nigdy nie słyszałem tej nazwy.
- Juvia Lockser, Gajeel Redfox i Pantherlili – Powiedziała dziewczyna wskazując na siebie, a następnie na odpowiednich chłopaków, którzy już dotarli. Czerwonooki nie odezwał się ani słowem mierząc tylko resztę magów podejrzliwym spojrzeniem z tą swoją nieprzyjazną miną. Lili robił to samo tylko w jego wypadku nie można było stwierdzić czy jest przychylny byłym przeciwnikom, czy też nie. – Jak powiedziałeś Ren-san, jesteśmy z gildii magów Fairy Tail mającą swoją siedzibę w Magnolii…
- Kiedy została założona? – Spytał Dan ku zaskoczeniu większości. Miał przyjemny głos i pomimo tego, że mówił cicho wszyscy doskonale go słyszeli.
- Około stu lat temu. Juvia nie jest pewna, kiedy dokładnie.
- Z tego, co wiem w Magnolii jest tylko Twiling Ogre, poprzednia gildia podobno upadła. – Lockser na jego słowa zacisnę usta w wąską linię przypominając sobie o tym jak wyglądała ich ukochana gildia w dniu powrotu. I jeszcze, co robiła Twiling Ogre!
- Nie upadła. – Praktycznie warknęła niebieskowłosa piorunując nieco zaskoczonego Dana spojrzeniem. – Dopóki żyje, choć jedna osoba, w której sercu jest Fairy Tail, ono będzie istnieć dalej. Wie o tym każda z Wróżek.
- Ciekawe… - Mruknął cicho Ren i uśmiechnął się. – Chcielibyście może opowiedzieć nam nieco o… Fairy Tail? – Zawahał się przy nazwie, ale dziewczyna wypuściła z płuc powietrze uspokajając się.
- Nie chce wam przerywać, ale powinniśmy przełożyć pogawędkę na trochę później. Nie wiem czy zauważyliście, ale jesteśmy w Ciemnym Lesie i to na jednym z dłuższych odcinków. – Mika z niepokojem rozejrzała się wokół.
- Mi-chan, co to Ciemny Las? – Spytała Chigiru i widząc miny niektórych magów Juvia podejrzewała, że sama nazwa nic im nie mówi tak samo jak jej.
- Od lat mieszka tutaj gang, który potrafi w pewnym stopniu manipulować ciemnością, im mniej światła muszą stłumić tym są silniejsi. Nie są specjalnie szkodliwi i nawet bardzo rzadko, kiedy kradną, ale za to lubią bijatyki. Rycerze i magowie są dla nich świetną rozrywką.
- Właściwie to chyba nie powinno być tak ciemno, niebo jest bezchmurne, a jeszcze przynajmniej cztery godziny do zachodu słońca. – Zauważyła Astra.
 - Musimy się zbierać i to natychmiast. Z tego, co pamiętam jakąś godzinę od lasu konno jest miasto handlowe. Możemy tam porozmawiać na spokojnie.
- Juvia jest za. – Powiedziała niebieskowłosa przejmując rolę lidera wśród członków Fairy Tail za niemą zgodą reszty.
- Ty najlepiej znasz drogę. – Stwierdził Karo kierując swoje spojrzenie na Mikę.
- Więc ustalone. Mika prowadzi. Macie dwa konie, prawda? Z powozem nie damy rady przejechać lasu, umiecie jeździć konno?
- To nie będzie problem, ale są tylko dwa konie, a tylko Lili umie tu latać. – Zauważyła Lockser.
- Wiesz, czym jest Magia Podmiany? – Spytała Mika.
- Wiesz, kim jest Tytania? – Odpowiedziała pytaniem niebieskooka, na co fioletowowłosa zmrużyła oczy lekko niedowierzając.
- Erza Scarlet? Stworzyła „Rycerza”, znacie ją?
- Jest magiem klasy „S” w naszej gildii. – Powiedziała z uśmiechem Deszczowa Kobieta.
- Jestem pod wrażeniem. – Mruknęła ze szczerym podziwem dziewczyna. - Zawsze chciałam ją poznać, podobno jest samoukiem… – Mika pokręciła głową wypuszczając z ust powietrze, po czym w jej oczach zabłysło tylko zdecydowanie charakterystyczne dla liderów, którzy mają jakieś zadanie. - Widzisz, ja też korzystam z Magii Podmiany, ale ja także stworzyłam jej nowy podtyp: „Strzelec Konny”. Pozwólcie, że przedstawię wam Eola. – Obok dziewczyny pojawił się magiczny krąg jaśniejący bordowym światłem.
                Koń, który stanął przy niej w pierwszej chwili wydawał się magom Fairy Tail prawdziwy i dopiero niezwykły połysk jego ciała wyjawił prawdę o zwierzęciu. Musiał być stworzony przez jakiegoś mistrza, który potrafił odzwierciedlić każdy szczegół żywego wierzchowca i zawrzeć go w metalu. Miejsce łączeń poszczególnych elementów umożliwiających ruch zwierzęcia były niewidoczne przynajmniej dla Juvii. Niebieskowłosa nie miała pojęcia, z czego jest zrobiona czarna grzywa, ale wyglądała niezwykle realistycznie. Właściwie cały koń oprócz tego, że był srebrny to zdawał się być żywy, chociaż nawet nie drgnął odkąd się pojawił.
- Eol, pobudka. – Mika szturchnęła go w bok i wtedy nagle maszyna dosłownie ożyła.
                Koń parsknął potrząsając głową i spojrzał na wszystkich dużymi, czarnymi oczami, które do tej pory były ukryte pod powiekami. Prychnął ponownie i wolno podszedł do nieznanych mu magów. Juvia wystawił rękę, do której mechanizm zbliżył pysk i dosłownie wciągnął powietrze, co dziewczyna odczuła na swojej skórze. Eol parsknął potrząsając głową, po czym dotknął pyskiem ręki dziewczyny. Chrapy miał zimne i suche, choć przecież tak powinno być skoro był z metalu. Dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza czując jak nozdrza nieżyjącego zwierzęcia się rozszerzają jakby on sam nabierał oddechu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały wierzchowiec zbudowany jest z drobniutkich płytek, które to pozwalały na posiadanie wrażenia, iż mogłaby to być prawdziwa skóra. Gdyby na przykład pokryć ją jakąś farbą… Juvia nie byłaby pewna czy rozpoznałaby czy jest to mechanizm.
- On oddycha… - Niebieskooka spojrzała na posiadaczkę Magii Podmiany z niedowierzeniem.
- Racja, potem wyjaśnię. Idźcie po wasze konie i przepakujcie się. Chigiru zaraz przywoła swoje zwierzęta i za dziesięć minut wyruszamy. Powiem, kogo macie ze sobą zabrać, gdy już wrócicie z końmi.
                Wszystko już przebiegło bardzo szybko i wystąpiła jedynie jedna komplikacja zanim wyruszyli. Gdy magowie wrócili Juvia dowiedziała się, że zabierze Bajkę, a za Gajeelem miała siedzieć Astra. Na Eolu jechali Mika i Ren, natomiast na niedźwiedziu, który już wcześniej został przywołany znaleźli się Chigiru, Karo i Dan. Drugim przywołanym zwierzęciem było coś, co można było podciągnąć pod konia. Był masywniejszy i miał trochę dłuższe, grube nogi z kopytami. Z końskiego łba łypały czarne oczy z białymi źrenicami, a z grzywy wystawało niewielkie poroże. Kiedy zwierz rozwarł paszczę jakby przy ziewaniu natychmiast z wnętrza wyskoczyły cztery pary ostrych kłów. Całe jego ciało pokryte było zielonkawo niebieskim futrem. Dopiero, gdy zamachał ogonem Juvia zdała sobie sprawę, że od zadu w dół od góry pokrywają go łuski oraz czarne kolce. Przypominał trochę ogon krokodyla. Zwierze nagle odwróciło się w stronę Redfoxa i syknęło głośno i przeciągle kończąc to jakby prychnięciem. Rozwarło paszczę, z której natychmiast wyskoczyły kły tym razem pokryte jaskrawo pomarańczowym płynem. Skóra stwora zaczęła falować jakby pod nią kłębiły się jakieś robale. Zaczął się cofać charcząc i pozwolił się uspokoić jedynie Chigiru. Mika zdecydowała, więc że ona i Lara zamienią się miejscami.
- Nie macie siodeł? – Spytała fioletowowłosa, gdy Juvia stanęła przy biszkoptowym koniu, na którym to miała jechać. Kasztanowy już był dosiadany przez Redfoxa.
- Juvia i Gajeel-kun już dawno nauczyli się jeździć bez nich. Brak siodeł to problem? – Zaniepokoiła się Lockser.
- Nie, po prostu się nie spodziewałam. Nieważne. Wszyscy na górę! – Krzyknęła do tych, co jeszcze nie siedzieli na swoich wierzchowcach.
                Eol zarżał, po czym wystrzelił do przodu, a inne zwierzęta po kolei wydając odgłosy gotowości ruszyły za nim. Zmarnowali już zbyt dużo czasu, dlatego musieli się pospieszyć. Juvia, której przytrzymywał się Cloud spięła konia pochylając się do przodu. Chłopak zacisnął mocniej ręce na jej pasie nie chcąc spaść i przeprosił poluźniając uchwyt na tyle, aby nie był bolesny. Juvia jednak nie zwróciła na to uwagi, przynajmniej nie dotknął rany po odłamkach szkła. Chciała już tylko wrócić do domu i odpocząć.
                 Ramię nadal pulsowało bólem, martwiła się o ranę na nodze Gajeela i jeszcze okazało się, że nie ma powrotnego pociągu do Magnolii z miasta najbliżej cytadeli. Szczęście, że dowiedzieli się o tym zanim wyruszyli, ale odpowiedni pociąg mieli z miasta Ribes i wiedzieli tylko, że mogą do niego dotrzeć jedynie ta drogą. To już było męczące…
- Szybciej! – Zawołała Mika.
                Juvia spięła ponownie konia myśląc o czymś niezwykle przyjemnym. W końcu, gdy tylko wrócą będzie mogła znowu zobaczyć Gray-samę! Wydawał się spokojniejszy, gdy przestała rzucać się na niego znienacka. To było zarówno przykre, że tak bardzo jest zadowolony z jej nieobecności przy nim, jak i dobre biorąc pod uwagę na przykład ich rozmowę następnego dnia po ogłoszeniu zaręczyn Miry i Freeda. Fairy Tail! Juvia, Gajeel-kun i Lili już wracają! Szykuj się!

-----------------------------------------------------------------------------------

- Dawno mnie tutaj nie było… - Westchnęła Levy już po pogadaniu z Mirą o ciąży i jej ślubie. Oczywiście i ona wspomniała o tym czy aby powinna pracować…
- To prawda. Dziewczyny mówiły, że znalazłaś jakąś książkę do tłumaczenia, jest aż tak trudna? – Spytała z uprzejmą ciekawością białowłosa wycierając bar.
- Ach, tak, troszeczkę. Muszę zrobić sobie chwilę przerwy, bo już głowa mnie boli. – Dziewczyna oparła się o blat z jękiem. – I muszę iść na jakąś misję…
- Jeśli chcesz iść z Jetem i Droyem to będziesz musiała trochę poczekać. Właśnie dzisiaj z rana poszli na jakąś, ale może ich jeszcze dogonisz, mogę nawet zobaczyć gdzie…
- Nie, naprawdę nie trzeba! Ale dziękuje. – Dziewczyna uśmiechnęła się słabo nie chcąc by na jej twarzy odbiły się prawdziwe uczucia. Niestety nie bardzo jej to wyszło.
- Coś się stało? Pokłóciliście się? – Spytała ze zmartwieniem białowłosa odkładając kufel, który dosłownie przed chwilą wzięła do wyczyszczenia.
- Trochę, ale nie… - Niebieskowłosa westchnęła ciężko i położyła policzek na blacie. – Nie mogę się z nimi dogadać! I te ciągłe przygryzki Jeta… Nie mogę z nim już normalnie porozmawiać, a Droy nie chce się mieszać w nasz konflikt. Znaczy, ja go rozumiem, bo nie chce stracić ani Jeta, ani mnie, ale… Chciałabym żeby, choć raz stanął po mojej stronie, bo wiem, że on też jest zły na Jeta, że prowokuje ciągłe kłótnie, ale pomimo tego nadal jest tylko biernym słuchaczem! – Dziewczyna wyrzuciła ręce w górę i ponownie upadła na blat.
- Nie wiem, co mogłabym ci doradzić… Nigdy nie miałam takiej sytuacji, ani też o takiej nie słyszałam… A czy mogę spytać, czego dotyczą jego docinki? – Spytała z wahaniem Mira.
- Lili często zaprasza mnie na misję, a skoro idzie Lili to Gajeel też tam jest… Ja czasem odmawiam, ale z nimi mogę iść na nieco trudniejsze zadania, na które Jet i Droy się nie zgadzają. Chce być silniejsza, ale potrzebuje doświadczenia w praktyce i jeśli go nie nabiorę to nie mam szans na powiększenie swoich umiejętności i siły. Przecież już próbowałam to wytłumaczyć temu skończonemu bęcwałowi, ale on nie daje mi dojść do słowa! Uh! Mam dość! – Chociaż Levy uniosła się z powrotem do siadu, aby móc lepiej gestykulować to teraz znowu połowicznie wylądowała na blacie.
- Ojej… Może… Może potrzebujecie chwili przerwy? Weź kogoś na misję i nie mówię tu o Jetie i Droyu. Kto ostatnio mówił o misji… - Strauss postukała się palcem w brodę zastanawiając się. – O! Cana! Jeśli weźmiesz jeszcze… No tak! Lisannę i Elfmana, to będzie akurat na trudniejsze zadanie! Poczekaj chwilę!
                Zanim Levy mogła cokolwiek zrobić, Mirajane już nie było. Dziewczyna gwałtownie zaczęła się za nią rozglądać w gildii. Ta właśnie odchodziła od tablicy z zadaniami zmierzając do Cany. Ależ ona sprawnie przemieszczała się pomiędzy magami! Levy nigdy nie potrafiła czegoś takiego opanować, a sama Strauss była dosłownie niewykrywalna przez większość, gdy tak tańczyła między nimi. McGarden zerwała się ze stołka i spróbowała przedrzeć do białowłosej, ale gdy dotarła do miejsca gdzie powinna być Cana, obydwu dziewczyn już nie było. Gorzej, już rozmawiały z rodzeństwem Miry. Tym razem Levy przedarła się do nich zanim skończyli mówić.
- …możemy się spotkać jutro w południe na dworcu, co ty na to Levy? – Spytała Lisanna dostrzegając McGarden. – Zdążysz się spakować?
- Tak, ale…
- To ustalone! – Zawołała Cana z bananem na twarzy i pociągnęła z flaszki porządnego łyka. – Widzimy się jutro! – Zawołała kierując się w stronę wyjścia.
- Misje są takie MĘSKIE!!! – Krzyknął Elfman.
- Musimy się spakować, prawda braciszku? – Dziewczyna pociągnęła brata. – Do jutra! Pa, pa Ne-san!
- Przygotowania przed misją są takie MĘSKIE!!!
- Ale… - Dziewczyna z niepokojem popatrzyła na drzwi gildii, za którymi zniknęła jej „drużyna” i z morderczym spojrzeniem popatrzyła na najstarszą Strauss. – Co to za misja? W co ty mnie wpakowałaś?!
- Och, nie martw się, Levy! Zobacz, waszym zadaniem jest odnalezienie ruin o tutaj. – Dziewczyna wskazała na znak na dołączonej mapie Fiore oraz pokazała mapkę jak tam dojechać wraz z rozpisanymi godzinami pociągów z Magnolii. – Widzisz, wszystko jest!
- Ale, Mira to… - Nagłe pojawienie się mrocznej aury kazało jej spojrzeć na niebieskooką. Z przerażenia jej serce ruszyło galopem. Demoniczna Mirajane! Tylko nie to! – Znaczy… Eee… To ja pójdę się spakować… Dziękuje, za zebranie mi drużyny… I… To ja lecę!
                McGarden ledwo unikała potknięcia się o własne nogi. To już drugi raz tego dnia, gdy zobaczyła mroczną naturę barmanki, ale za pierwszym razem na szczęście z daleka. Przecież nie było jeszcze południa! Chyba Mirajane najspokojniejsza była, gdy Freed był w gildii, ale Gromowładni akurat dzisiaj mieli trening. Do wieczora nie ma, co się pokazywać w Fairy Tail, jeśli chciała uniknąć Demonicznej Miry.
                Zwolniła dopiero w połowie drogi do centrum miasta. I co ona teraz miała ze sobą zrobić? Księga… Nie miała już na nią siły, chociaż trochę posunęła się w pracy, ale złamała runy gdzieś w środku księgi za to pierwsza strona nadal ani drgnęła.
- Uch! – Wydobyło się z niej, gdy na kogoś wpadła. Uniosła głowę w górę napotykając dzikie i trochę nieludzkie złote oczy. – Przepraszam!
- Tks! Następnym razem uważaj, bo nie wiadomo, na jakie potwory możesz wpaść. – Warknął mężczyzna jakby chrypiąc. Miał dziwny głos. Złote kosmyki wymknęły mu się spod kaptura płaszcza, który szczelnie okrywał jego ciało kryjąc większość twarzy w cieniu. – Lepiej idź mała Magini Rękopisu, musisz przecież znaleźć odpowiedzi na kilka pytań.
- D-dobrze… -Dziewczyna postąpiła dwa kroki do przodu, ale wtedy uświadomiła sobie jedną rzecz. – Czekaj, skąd ty… - Ale mężczyzny już nie było. – …Skąd wiesz, jakim typem magii się posługuję…? - Dokończyła już cicho patrzą w miejsce zderzenia.
                I to jego stwierdzenie o poszukiwaniu odpowiedzi. Dziewczynę oblał zimny pot. A jeśli on wiedział o księdze? Ale jak?! Przy zderzeniu powinna poczuć, choć leciutki powiew magii, jeśli chociażby był magiem, a ona przecież natychmiast zaszufladkowała go, jako osobę niekorzystającą z ani jej odrobiny. Co więc się stało? Lucy, księga, ten mężczyzna… Coraz dziwnej i trochę strasznie. I tak będzie pomagała swojej przyjaciółce, nie zamierzała przestać łamać runy i… Ten mężczyzna jak na razie nie pasował do niczego w tej układance.
                Dziewczyna westchnęła i spojrzała na szyld jednego z budynków i wtedy w jej głowie zrodziła się myśl: „A może jednak może sobie jakoś pomóc z tą księgą?”. Tuż obok niej była biblioteka i antykwariat, a przecież nie miała wszystkich książek z runami i sposobami ich odszyfrowywania. To dobra myśl!
                Właściwie to w tej chwili pomyślała jeszcze o jednym, co jej umknęło. Mira nie zaproponowała żeby poszła na misję z Gajeelem i Lilim, a to zapewne znaczyło, że nie byli obecni w Magnolii. Kolejna misja? Ostatnio strasznie często na nie chodzili. Pomyślała o plotce, którą słyszała. Gajeel i Juvia… Mieli wspólną przeszłość i znali się już dużo wcześniej… Jej głupie serce zabolało, gdy o tym pomyślała.
- Levy McGarden… Jesteś skończoną idiotką. Wiedziałaś przecież, że nigdy nie będziesz mu równa. – Mruknęła smutniejąc i pchnęła drzwi biblioteki. Przybrała uśmiech jak maskę.- Dzień dobry.

------------------------------------------------------------------------------

                Ziewnęła i przeciągnęła się natrafiając ręką na znajomy materiał należący do pewnego głośnego osobnika, który wizyty najczęściej składał jej przez okno. Zerknęła na jego spokojną twarz pogrążoną we śnie i poruszyła chcąc wstać, ale nie spodziewała się, że mocny uścisk ramienia usadowi ją z powrotem na miejsce. Spojrzała w zaspane, ale wesołe oczy i posłała mu prosty cios w bok krzywiąc się i marszcząc nos.
- Znowu wlazłeś mi do łóżka. – Oskarżyła go wyswobadzając się z uścisku, a jej żołądek wreszcie doszedł do wniosku, że trzeba ją pogonić do jedzenia. Pęcherz też postanowił dodać coś od siebie.
- Ej! Spałaś dwa dni! Poza tym pewien Gwiezdny Duch zostawił mi coś dla ciebie.
                Różowowłosy zamachał kluczem na pewno należącym do Pavio. Dziewczyna natychmiast grzecznie wróciła z powrotem i poczekała aż dowód jej udanego zadania wyląduje w jej dłoniach.
- Nic nie pamiętam. – Stwierdziła ze zdziwieniem. Rzeczywiście całe zadanie było okryte mgłą.
- Taa. Pavio mówiła, że może tak być. Ja miałem się tobą opiekować dopóki nie skończysz. Wiedziałem, że ci się uda!
                Udało się. Jeszcze tylko dwa nieznane Duchy, Smok i wreszcie będzie mogła odpocząć. Po tym dwudniowym odpoczynku poczuła się dziwnie zrelaksowana i szczęśliwsza. Była gotowa na wszystko, co ją czeka i nie ważne, co to było.

- No, dobrze. Zapewne jesteś głodny. Na co masz ochotę?

niedziela, 31 maja 2015

Abonament jest czasowo niedostępny...

Powinnam była się odezwać wcześniej ale albo nie było neta, albo też byłam zajęta :/
Muszę się przyznać że nawet nie mam czasu zajrzeć do rozdziału i go skończyć bo wszyscy nauczyciele nagle się obudzili i pięć sprawdzianów tygodniowo to teraz norma. Powoli już nie wyrabiam i zapewne nie będę wyrabiać do jakiejś połowy czerwca gdy już nie będzie tyle tego do zrobienia. Dodatkowo nawet nie mam choćby odrobiny weny. Dzisiaj korzystając z pierwszego wolnego dnia chciałam coś z siebie wykrzesać, ale szkoła odebrała mi już wszelką ochotę do myślenia.
Dlatego właśnie, jak już pisałam będę, niedostępna (czytać: zawieszam bloga).
To chyba na razie wszystko.
Little Kriminal

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 21 - Złamanie pierwszych run

            Fairy Tail żyło swoim życiem nie przejmując się zupełnie czymś takim jak spokój i cisza. Już od tygodnia Lucy prawie całe dnie przesiadywała w gildii razem z Natsu i Hitomi. Tylko od czasu do czasu Smoczy Zabójcy znikali na trzy-cztery godziny, aby potrenować, ale to tyle. Zauważyła za to brak Levy, która wcześniej zaglądała do gildii przynajmniej, co drugi dzień, ale w Akademiku też rzadko, kiedy bywała, albo też okazywało się, że śpi. Podobno znalazła sobie bardzo starą księgę do tłumaczenia i postanowiła to zrobić jak najszybciej. Nie była z nią aż tak, blisko aby się tym interesować.
                        Zaskoczeniem mógł być fakt, że nagle Juvia i Gajeel stali się sobie bardzo bliscy. Słyszała już, że może dziewczyna ulokowała swoje nieodwzajemnione uczucia w kimś innym. Tak naprawdę każdy zauważył, że zupełnie straciła zainteresowanie Fullbusterem kończąc na krótkich powitaniach i rozmowach, gdy uczestniczyło w niej więcej osób.
                        Wszyscy też zauważyli, że do tego tygodnia Miry ciągle brakowało albo wychodziła dużo wcześniej niż zwykle. Nawet teraz potrafiła zniknąć na parę minut. Jeżeli się przyjrzało niej wystarczająco długo można było zauważyć, że jest troszeczkę rozkojarzona.
                        Poza tym do gildii zostali przyjęci nowi członkowie – Tina i Angelo. Chociaż dołączyli do Fairy Tail w odstępie czterech dni i wcześniej się nie znali to jednak prawie natychmiast po swoim spotkaniu utworzyli drużynę i nazwali się Black Swords. On używał Magii Teleportacji, a ona Magii Bomb. Mieli już jeden trening pokazowy, (ponieważ nie zgodzili się na walkę z żadnym członkiem Fairy Tai dopóki nie nabiorą doświadczenia, a Natsu już na wstępie wyzwał chłopaka, a gdy zobaczył, co potrafi dziewczyna, ją również), na którym poszło im nadzwyczaj dobrze podczas łączenia swoich umiejętności.
                        Jedną z niepokojących ją rzeczy była poprzednia wizja oraz brak kolejnych od tego momentu. Zwykle mała, chociaż zwykły przebłysk, a tu nic. Chciałaby się spytać, co to oznacza, ale jedyną znaną jej osobą z takimi umiejętnościami była Shagotte, a jej po pierwsze nie miała zamiaru prosić o pomoc, a po drugi i tak nie wiedziała gdzie ona jest.
- Złapie cię! – Usłyszała i uniosła wzrok patrząc na ganiające się dziewczynki. Westchnęła. Były takie nierozważne!
- Nie złapie… Aaa! – Wendy potknęła się i upadła obok stolika, na którym siedziała Carla.
- Powinnaś być ostrożniejsza. – Fuknęła kotka. – Nic ci nie jest?
- Nie… - Dziewczynka usiadła i otarła łzę z kącika oczu. Carla z zadowoleniem zauważyła tę zmianę. Zanim dołączyły do Fairy Tail Marvell zapewne rozpłakałaby się na dobre.
- To dobrze, ale…
                        Przebłysk przyszłości. Exceedka spojrzała w stronę baru w chwili, gdy przed nim stanęła Mira a obok niej Freed. Jej wiedza wyprzedziła innych dosłownie o parę sekund, jednak nadal była zszokowana tą zupełnie niespodziewaną informacją.
- Kochani! Chcemy wam coś powiedzieć! – Zaczęła Mira cała w skowronkach.
- Pobieramy się…

---------------------------------------------------------------------------------

                        Bardzo delikatnie przesunęła jedną runę i zamieniła ją z inną. Jeżeli teraz się nie uda to już wiedziała, co innego może zrobić. Powoli i… Już! I nic!!! Jak to możliwe?!
- Nie! Tym razem powinno się udać! – Zawołała Levy i walnęła głową o poduszkę.
                        Westchnęła i dotknęła księgi próbując dzięki temu wyczuć czy jednak gdzieś nie stworzyła się jakaś luka w zabezpieczeniach jednak, gdy to zrobiła złote runy na księdze zajaśniały intensywnie i po pokoju rozniósł się odgłos pękania. Napisy w starym języku rozsypały się na pył i znikły, a zamek wydał cichy trzask, po czym okładka odskoczyła ukazując dziewczynie stronę tytułową. Słowa były w języku, którego Levy nigdy nie widziała na oczy.
- Nie znam żadnego z tych znaków… - Szepnęła ze zmarszczonymi brwiami dziewczyna wodząc delikatnie po czarnych i ręcznie wykonanych słowach.
                        Gdy tylko to powiedziała poczuła drgania pod palcami. Zaskoczona zabrała dłoń i z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak znaki po kolei zaczynają drgać, przekręcać się, przestawiać i w końcu całkowicie zmieniać swój wygląd. Po chwili każde słowo było napisane w języku Fiore.
- Księga Przeklętej… - Przeczytała cicho dziewczyna. – Przeklętej?
                        Oprócz tego tytułu u dołu był jeszcze napis: „Pióra:”, ale pod spodem było puste miejsce jakby ta książka nie miała autora, ale jeżeli tak to, po co ktoś w ogóle to pisał? Przyjrzała się dwóm rysunkom znajdujących się po przeciwległych stronach kartki. Jeden z nich przedstawiał kontur kobiety, która jedną ręką trzymała dłoń małego dziecka stojącego obok niej, a w drugiej miała otwartą książkę sądząc po kształcie przedmiotu. Po przeciwnej stronie niż dziecko, bliżej końca kartki Levy rozpoznała łuk i miecz. Drugi rysunek przedstawiał wiwerne albo gatunek mu podobny (…smoka?) który był rozciągnięty wzdłuż kartki tylko lekko rozchylając swoje skrzydła. Na jego piersi widniał ciężki naszyjnik z jakimś owalnym wisiorem, ale przez ubogość w szczegóły McGarden nie była pewna czy dobrze interpretuje większość rzeczy na obydwu obrazkach.
- Co jest?!
                        Nie mogła przekręcić kartki. Jakby była przytwierdzona do reszty. Jak to możliwe? Czy tak będzie z każdą stroną? Spojrzała ze strachem na grubość książki. Oby nie… Rumor, jaki rozległ się na dole mógłby zbudzić umarłego, a tak gwałtownie wyrwane ze swoich myśli dziewczyna zaklęła szpetnie. Sądząc po dalszym hałasie oraz chichotach domyśliła się, że wreszcie jej współlokatorki postanowiły zawitać do Fairy Hills. Tylko, dlaczego były tak głośno o czwartej nad ranem?! Lepiej to sprawdzić.
            - Wendy?!
                        Dziewczynka prawie się załamywała pod ciężarem Tytani i Evergreen, które rozbawione i chyba zupełnie tego niezauważające używały Marvell, jako podpórki. Obok niej Carla asekurowała ledwo kontaktującą Laki, która przytulała do siebie i wpół ciągnęła nieprzytomną Kinanę. Cana na plecach tachała Juvię mruczącą o Grayu na zmianę z prośbą o dolewkę.
- Levy! – Zawołała, Erza co raczej zabrzmiało jak „leveeli”.
- Lecę jak ptak! – Pisnęła Eve i gdyby nie McGarden to zupełnie przygniotłaby małą Smoczą Zabójczynię, gdy nagle zaczęła spadać w tamtą stronę.
- Co się stało, na bogów! – Niebieskowłosa ledwo utrzymywała brązowowłosą na miejscu, gdy tej nagle zachciało się tańczyć.
- Jak to, co?! – Krzyknęła Cana i roześmiała się. – Będzie ślub! Juvia! Idziemy to znowu oblać!
- Taaak! – Zachichotała Lockser i czknęła. – Wiruję! – Zawołała i chyba straciła przytomność, bo bezwładnie zawisła na magini kart.
- Cieniaska! – Oznajmiła córka Gildarsa, po czym porzuciła niedoszłą towarzyszkę na kanapie samej kierując się na górę. – Obleję to sama!
- Uch! Erza-san! – Pisnęła dziewczynka, gdy strój tamtej nagle zaczął się zmieniać. Levy w ostatniej chwili wyciągnęła ją spod Tytanii.
- Za ojczyznę bracia miła! – Zawołała Scarlet ubrana w Adamantową Zbroję, po czym uniosła jakiś miecz w górę, krzyknęła bojowo i zwaliła się w tył z głośnym piskiem. – Pokonana… Księżniczko, przepraszam… Nie… zdołałam… cię… uratować… Umieram!
                        Wendy, Carla i Levy patrzyły na ten występ z zażenowaniem, po czym spojrzały na siebie i cicho się roześmiały.
- Zajmiemy się nią na końcu. Najpierw odprowadzimy Laki, Kinanę i Evergreen, a potem Juvię i Erzę, zgoda?- Zaproponowała magini Solidnego Rękopisu, co spotkało się z aprobatą niepijanych dziewcząt.
                        Ogólnie rzecz biorąc poszło gładko i jedynie Eve stawiała pewien opór zarzekając się, że ona tu nie mieszka i to jakaś pomyłka, po czym stwierdziła, że chłopaki z jej drużyny znowu ją wkurzyli i idzie się z nimi rozprawić. Z bojowym okrzykiem zwaliła się na łóżko, aby chwilę potem usnąć. Okazało się też, że Erza odmieniła swoją zbroję i teraz już grzecznie spała na podłodze. Juvia rozbudziła się, gdy już ją położyły na materac i zaczęła gadać o jakimś zakładzie z Caną i o tym, że go wygra. Dziewczyny postanowiły to zignorować, tak w razie, czego. Ponieważ usnęła uznały, że nic głupiego i tak nie zrobi. Tylko z Kinaną i Laki obyło się bez jakiegokolwiek niepokoju. Levy zrobiła herbatę, po czym cała trójka usiadła w salonie.
- Mira i Freed? Jak to? – McGarden zamrugała oczami, gdy podzielono się wreszcie z nią tą zupełnie niespodziewaną nowiną.
- No i Mira-san jest w ciąży… - Dodała dziewczynka patrząc jak oczy niebieskowłosej powiększają się jeszcze bardziej.
- Mira? W sensie nasza Mira? I nasz Freed? Ale… Uch… Dobrze, że siedzę. – Dziewczyna napiła się herbaty. – Gdyby powiedział mi to ktoś inny… - McGarden pokręciła głową. – Jak zareagowali Elfman i Lisanna?
- Oni zostali poinformowani o tym rano. Podobno nawet Freed poprosił Elfmana o rękę Miry. – Kotka uśmiechnęła się. – Lisanna powiedziała, że tamten był w takim szoku, że najpierw przez dziesięć minut nie potrafił złożyć żadnego sensownego zdania, a potem tak się ucieszył, że prawie zgniótł biedaka łamiąc mu wszystkie kości. Mężczyźni są tak niepoprawni. – Z dezaprobatą pokręciła głową.
- Carla! To dla nas wszystkich było zaskoczeniem. – Zganiła kotkę dziewczynka i zwróciła się do Levy. – Ja też to słyszałam. Mira wspominała, że myśleli, aby pobrać się za miesiąc zanim brzuszek stanie się widoczny. Myślę, że powinni porozmawiać, Grandeeney-san (Porlyusica). Słyszałam, że prowadziła ciąże, Bisci.
- Ja też myślę, że to dobry pomysł. No dobrze. Jesteście już zmęczone i zrobiło się bardzo późno. Idźcie spać. – Pogoniła ich McGarden. – Ja pozmywam.
- Dziękuje Levy. Choć Wendy. – Kotka przyjrzała się dziewczynce marszcząc brwi. – Ty już ledwo widzisz na oczy.
- Ale…
- Idź już Wendy. Poradzę sobie. – Popędziła ją Levy.
- Um, no dobrze. Dobranoc Levy-san.
- Dobranoc.
                        Po chwili znowu zrobiło się cicho i spokojnie. Dziewczyna zmyła naczynia, po czym oparła się o zlew i zamknęła oczy. Głęboko nabrała powietrza głośno je wypuszczając. Mira i Freed zakładają rodzinę, a sama Strauss jest w ciąży. I jeszcze to, co się stało przed powrotem dziewczyn. Księga Przeklętej była czymś zupełnie nowym i niespotykanym. Zorientowała się, że uczucie, które ogarnęło jej ciało to ekscytacja. Kod, zagadka i brak możliwości jakiejkolwiek podpowiedzi… Wszystko będzie musiała zrobić sama. Podobało jej się to. Wyzwanie i będzie musiała zachować to wszystko w ścisłej tajemnicy. Nie sam fakt, ale to, co robi i co odkryje.
                        Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Zapowiadało się zabawnie.

---------------------------------------------------------------------------------------

                        Juvia jęknęła i z trudem dźwignęła się z łóżka. Odkąd dołączyła do Fairy Tail prawie zawsze miała pod ręką aspirynę i butelkę wody mineralnej oraz w jej pokoju zawsze stał jej ulubiony kubek. Szybko skorzystała z tych wszystkich rzeczy z cierpieniem czekając aż tabletka się rozpuści, po czym z ulgą napiła się chłodnego płynu. Zupełnie nie pamiętała, co się wczoraj działo! Ostatnie jej wspomnienie dotyczyło wylewnego pożegnania z Lucy… chyba. W jej wspomnieniach jeszcze dość często przewijała się Cana, co z resztą tłumaczy kaca. Ugh! Jej głowa!
                        Cała śmierdziała alkoholem. Musiała natychmiast wziąć porządny prysznic. Zebrała wszystkie przybory do mycia i najszybciej jak na jej możliwości ruszyła w stronę łazienki. Po drodze zauważyła właśnie wychodzącą z pokoju Evergreen, która zrobiła duże oczy widząc Lockser.
- Dzień dobry. – Dziewczyna nawet wymusiła na twarzy mniej więcej szczery uśmiech, chociaż w głowie nadal jej łupało. Przynajmniej ból był, choć trochę mniej intensywny.
- Juvia…? – Wyjąkała zaskoczona brązowowłosa. – Nie piję już więcej. – Usłyszała jeszcze niebieskooka, ale postanowiła to zignorować sądząc, że dziewczyna po prostu też czuje ten sam ból, co ona.
                        Raźnie weszła do łazienki i zaczęła rozkładać swoje przybory do mycia oraz naszykowała ubranie. Spojrzała jeszcze tylko w lustro, aby zobaczyć jak bardzo po niej widać wczorajsze szaleństwo. Wtedy doznała chwili zawieszenia i gdy do jej umysłu dotarło znaczenie tego obrazu z jej gardła wydobył się głośny pisk.


- Oj, Juvia… Nie jest aż tak źle… Poza tym to pewna odmiana prawda? – Spróbowała ją pocieszyć McGarden delikatnie dotykając jej ramienia.
                        Wszystkie mieszkanki Fairy Hills zebrały się w salonie już poratowane aspiryną oraz po porządnej dawce kawy (i małej pomocy Smoczej Zabójczyni). Powodem ich zebrania była zrozpaczona Lockser, która spróbowała ich zatopić wylewając z siebie potok łez. Przez to ich łazienka była teraz istnym polem minowym albowiem jeden nieostrożny ruch i lądowało się w kałuży.
- Zobacz tylko na włosy Juvii! Jej piękne włosy! – Dziewczyna znowu szykowała się do kolejnego potoku.
                        Cóż… Levy, Wendy i Carla pamiętały jej wczorajsze mamroty o zakładzie. Wyglądało na to, że przytroczona alkoholem po kolejnym przebudzeniu jednak bardzo przyłożyła się do wygranej. Cana zdradziła, że wszystko, co było potrzebne kupiły w jednym z całodobowych sklepów i Juvia przemyciła to na górę tylko nikt nie potrafił stwierdzić jak. Faktem jednak było, że niebieskie włosy Lockser przybrały kolor mlecznej czekolady.
- Ten efekt trwa tylko trzy tygodnie. Potem już nie będzie po śladu po tej farbie. Wytrzymasz tyle. – Racjonalnie stwierdziła Erza. – Farba jest magiczne i chodzi w niej o iluzję koloru, dlatego też nie zniszczy twoich włosów.
- Ale… Ale… Jak Juvia wygląda?! To straszne!
- Wyglądasz bardzo dobrze, a w brązie nie każdemu jest do twarzy. – Mówiąc to Eve odrzuciła własne pasma do tyłu.
- Tak myślisz? – Chlipnęła Juvia.
- Oczywiście, że tak! Nie martw się Juvia-san! – Powiedziała Wendy i została bezdyskusyjnie poparta przez resztę.
- No dobrze… Ale skoro Juvia zmieniła kolor włosów to zmieni też i swój strój! – Z zaciśniętymi pięściami dziewczyna podniosła się z kanapy, a następnie pognała na górę.
- Mam do tego złe przeczucia… - Levy powiedziała na głos to, co wszystkim przyszło do głowy.

-------------------------------------------------------------------------------

                        Wziął łyk zimnego piwa czując jak zdecydowaną zmianę temperatury. Zrobiło się nagle bardzo ciepło i nic nie zapowiadało, aby to miało się zmienić. Chłopak westchnął i spojrzał na rozbawionych magów. Zbliżało się południe, ale nie było w tym nic dziwnego szczególnie po wczorajszym świętowaniu. Dobrze, że Erza pozbawiła go przytomności już w połowie imprezy, choć niezbyt wiedział, czym zawinił. Widząc jednak stan towarzystwa, które zostało do końca to naprawdę się z tego cieszył.
- Coś jeszcze Gray? – Spojrzał na barmankę i zmarszczył brwi.
- Nie, dzięki. Nie powinnaś odpoczywać? Jesteś w ciąży. – Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła.
- Wiesz ile osób mi to już mówiło? Diabełek może i nie pozwala mi na wszystko, ale nadal mogę pracować i to jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy. – Strauss z czułością zerknęła na swój brzuch i przykryła go dłonią. – Lubi rozrabiać, ale w gruncie rzeczy na wiele mi pozwala.
- Diabełek? – Fullbuster powtórzył ze zdziwieniem ten pieszczotliwy zwrot.
- Ach… - Białowłosa zachichotała. – Na razie jest Diabełkiem. Nawet nie wiem czy będzie chłopcem czy dziewczynką. Jest na to o wiele za wcześnie.
- Wy kobiety jesteście dziwne… - Westchnął czarnowłosy znowu racząc się alkoholem.
- Kiedy dowiesz się, że już niedługo będziesz mógł trzymać małą istotkę która będzie częścią ciebie i osoby którą kochasz będziesz wiedział jak to jest. To naprawdę wspaniałe uczucie. – Mira pogładziła brzuch, a czarnowłosy trochę zmieszał się widząc tak bezinteresowną i prawdziwą miłość wymalowaną na jej twarzy. Po chwili dziewczyna uniosła wzrok i zamrugała. – Przepraszam, to po prostu wspaniałe uczucie. Kiedyś zrozumiesz.
- Nie sądzę. Nie bawią mnie ani związki, ani pieluchy, rzygi i ciągły płacz. – Burknął chłopak i wcale nie spodobało mu się spojrzenie dziewczyny.
- Kiedyś zmienisz zdanie, zaufaj mi. – Strauss mrugnęła, po czym podeszła do Macao i Wakaby, którzy chyba nie chcieli jej zawracać głowy, ale chętnie napełniliby z powrotem kufle.
- Gadanie… - Mruknął Gray odwracając się z powrotem w stronę środka gildii i kontynuując obserwację.
                        Z Natsu już się zdążył pobić. Dwa razy. Kolejny raz już mu się nie chciało. Poza tym Płomyczek i tak zajął się Lucy i Hitomi. To on już bardziej pasował do roli ojca, chociaż był skończonym idiotą. Świat zasranych pieluch, ciągłego ryku w środku nocy, rzygania gdzie popadnie… Ten kretyn poradziłby sobie o wiele lepiej niż on. Nawet, jeżeli Gray kiedykolwiek miał zamiar związać z kimkolwiek (a na tą chwilę to zupełnie nie była jego bajka), jeżeli jakiś bachor już musiał się pojawić to bliżej jego trzydziestki, kiedy może nie będzie mu już to tak bardzo przeszkadzało. Nie sądził jednak, że wytrzymałby z jakąś laską na tyle długo, aby było to możliwe. Spotykał się już kiedyś z kilkoma i wiedział już, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Wszystkie były kłopotliwe.
                        Nowe źródło hałasu właśnie zawitało do gildii. Dziewczyna z Fairy Hills chyba wreszcie poczuły się na siłach wrócić do budynku. Z tego, co słyszał to bez pomocy małej uzdrowicielki nie powinny być w stanie funkcjonować przez najbliższy dzień, ale reszta była równie pijana, albo prawie równie, co one, więc ich zeznania były raczej mało wiarygodne. Chyba większość z dam postanowiła zbliżyć się do Miry powoli witając się ze wszystkimi. Zauważył, że Lucy i Hitomi też postanowiły to zrobić widząc zamiar dziewczyn, a Natsu chyba zaczął się kierować w jego stronę.
                        Wtedy zauważył dziewczynę o falowanych brązowych włosach, która właśnie znalazła się niedaleko niego jednak odwrócona tyłem. Miała na sobie granatową sukienkę do kolana z białymi falbankami u dołu. Odwróciła się właśnie w stronę, Natsu który zauważając ją zrobił to samo.
- Oi! Cześć Juvia! – Chłopak zrobił minę myśliciela. – Wyglądasz inaczej…
                        Gray wiedział, że ten idiota nie należy do najbystrzejszych, ale chyba nie był aż takim debilem. Przecież dziewczyna nawet ubierała się zupełnie inaczej i przede wszystkim miała niebieskie włosy, a nie brązowe. Jak ten debil mógł tego nie zauważyć?! Nie usłyszał odpowiedzi, ale różowowłosy widać zawiesił się na moment, a dziewczyna kontynuowała wędrówkę do jedynego wolnego stołka, czyli obok niego. Resztę podebrały dziewczyny, które postanowiły napaść na biedną Strauss.
- Dzień dobry, Gray-sama! – Zaświergotała dziewczyna siadając obok niego i wreszcie pokazując mu swoją twarz. Wcześniej albo zasłaniali ją łażący magowi, albo też akurat odwracała się do niego tyłem.
                        Zakrztusił się i rozkaszlał usilnie próbując usunąć alkohol z płuc. Przestraszona dziewczyna natychmiast zaczęła z okrzykiem „Gray-sama!” klepać go po plecach. Wyglądała zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj. Włosów (brązowe do cholery!) już nie ułożyła w te durne loki, ale spływały falą tak jak tamtego dnia u niego w domu. Mała też na głowie srebrną opaskę (może z motylem? Nie był pewien). Granatowa sukienka była prosta i ozdobiona jedynie białą koronką u dołu (jak już wcześniej wspomniał) i u góry dookoła okrągłego dekoltu. Oprócz tego wokół pasa miała zawiązaną białą wstążkę z kokardką z prawej strony.
- Gray-sama? – Spytała dziewczyna, gdy wreszcie się uspokoił.
- Co ty żeś zrobiła z włosami? – Idiota! Debil! Widząc minę Lockser natychmiast pożałował tego pytania.
- Nie podoba się Gray-samie?
- Nie, to nie tak! – Zaczął gorączkowo myśleć jak ma to naprawić. Nie chciał jej przecież zrobić przykrości już na dzień dobry! Erza go zabiję! – Tylko… Wyglądasz inaczej niż zwykle. Po prostu nie jak ty. I nie wyglądasz w nich źle… – Chyba… Chyba się udało.
- Naprawdę? Dziękuje, Gray-sama! – Lockser pochyliła się gwałtownie jakby miała zamiar się na niego rzucić, ale nagle zatrzymała się w pół drogi i zaczerwieniła. – Juvia przeprasza. Stare przyzwyczajenia. – Dziewczyna pokręciła głową i wróciła sprzed stanu tego nagłego wybuchu wdzięczności.
- Juvia wie, że się trochę zmieniła. Cana powiedziała jej, że wczoraj się z nią założyła i chyba Juvia postanowił wygrać ten zakład. – Niebieskowłosa potarła ręką po drugim ramieniu czując zakłopotanie. – Ten kolor nie pasował zupełnie do poprzedniego stroju Juvii, więc Juvia na razie go zmieniła. – Czy mu się tylko wydawało czy ona się zarumieniła?
- Juvia?! Ojej! Co się stało z twoimi włosami? – Tina z Black Swords nagle pojawiła się obok nich i złapała zaskoczoną Lockser za rękę. – Później poflirtujesz. Idziemy.
- Ale…! – Dziewczyna pokryła się czerwienią, ale i on sam poczuł dziwne pieczenie na policzkach. Natychmiast odwrócił się w stronę baru kryjąc twarz w kuflu piwa. Nie flirtował! Był ciekawy!
                        Nie minęła sekunda a obok niego na stołek zwalił się różowowłosy. Sam dzierżył własny kufel w dłoni, a na jego twarzy widniał uśmiech zapowiadający kłopoty. Co tym razem?
- Czego chcesz, Płomyczku? Lucy cię rzuciła?
- Ciszej, Lodówko! – Smoczy Zabójca rozejrzał się wokół spięty, ale gdy stwierdził brak podsłuchów natychmiast się zrelaksował.- Jeżeli się dowie, że wiesz to mnie zamorduje.
- Jesteś sam sobie winien. Wiesz, że baby to tylko kłopot szczególnie te z Fairy Tail.
- To, dlaczego ciągle świecisz oczami za jedną z nich?
                        Mordercze spojrzenie powinno położyć Dragneela w ciągu sekundy jednak on nadal siedział sobie wesoło na krześle szczerząc się szeroko. W wyobraźni Graya umierał jednak w długich i bolesnych męczarniach.
- Pilnuj lepiej własnej dziewczyny, bo ktoś ci ją zabierze. – Warknął wreszcie cicho.
- Czy to groźba? – Spytał wolno różowowłosy spinając się na całym ciele.
- To zależy jak bardzo mnie wkurzysz.
- To… - Chłopak zamilkł nagle i warknął. – Nie drażnij się zemną na ten temat.
                        To zupełnie zaskoczyło Fullbustera. Spodziewał się kolejnej walki, a tutaj niespodzianka. Ciekawy był, co skłoniło Salamandra do nie prowokowania bójki, ale zdecydowanie było to związane z pierwotnym celem ich rozmowy. Jego reakcja na myśl, że ktokolwiek może zacząć zarywać do blondynki była gwałtowniejsza niż myślał.
- Ale cię wzięło. – Fullbuster pokręcił głową. – Nie wiem, co ty w tym widzisz.
- A co ty widzisz w Juvii?
- Nic. Zachowuje się nie jak ona, to dziwne. Chce wiedzieć, kiedy się zacznie mnie znowu prześladować. – Prychnięcie Smoczego Zabójcy było aż nazbyt wymowne. – Co ci znowu nie pasuje?!
- Nic. – Różowowłosy szybko zmienił temat. – ChcężebyśrazemzErzązabraliHitominamisję. – Powiedział na jednym wdechu.
- Co?
- Chcę żebyś zabrał Hitomi na misję razem z Erzą. – Powtórzył. – Na tą misję. – Chłopak podsunął mu kartkę.
                        Proste zadanie, dość daleko, ale dobrze płatne. Mała grupka złodziei zajmująca się rabunkiem karawan różnych kupców przejeżdżających w pobliżu Miasta Rosa utrzymującego się z handlu. Przede wszystkim nie chcą rozgłosu, aby nie stracić wszystkich czynników wpływających na zapełnianie sejfu miasta. Złodzieje nie są nawet magami, ale za to potrafią „wyparować” w jednej chwili. Nie są niebezpieczni ani nazbyt agresywni i unikają walki próbując natychmiast uciec z miejsca zbrodni.
- Jesteś pewny, że chcesz ją z nami posłać na taką misję? A co na to Lucy? I dlaczego ani ty ani Lucy nie chcecie pojechać z nami? – Mężczyzna nieufnie spojrzał na Dragneela.
- Lucy chciałaby zobaczyć czy Hitomi poradzi sobie na takiej misji i to bez jej nadgorliwej opieki, a ja zostanę, aby ją powstrzymać przed szaleńczą pogonią za wami. Dobrze by było gdybyście wzięli też Wendy.
- Erza się zgodzi? – Spytał się Gray, a Smoczy Zabójca obejrzał się na chwilę przez ramię.
- Już to zrobiła. – Powiedział z uśmiechem. – To jak? – Spytał, Natsu, ale Mag Lodu już nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią.
- Zrobię to, Płomyczku.

----------------------------------------------------------------------------------

- Bart! Bogini! Widziałem! – Wybełkotał barczysty facet zataczając się w stronę drugiego wartownika. Wskazał w stronę lasu. – Tam była! Taka nieziemska!
- Ty skończony durniu! – Warknął mężczyzna o imieniu Bart łapiąc pijaka za jego koszulę i ciskając nim w tył tak, że facet zatoczył się i upadł na ścianę. – Myślisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę?! Nie zamierzam kryć cię przed szefem, na to nie licz!
                        Odetchnęła bardzo powoli schowana za drzewem nie słuchając już tyrady Barta. Ostrożnie rozejrzała się wokół siebie, a gdy uznała, że nikt jej nie widzi wtedy dopiero zmusiła swe wodne ciało do ruchu. Zniknęła między drzewami coraz bardziej oddalając się od cytadeli. Bezszelestnie poruszała się po nierównym terenie aż dobiegła do miejsca gdzie czekali jej towarzysze. Przykucnęła przy nich przybierając swoją oryginalną postać.
- Co ustaliłaś? – Spytał, Redfox patrząc uważnie na niebieskooką.
- Siedemnastu wartowników. Czterech na wieżach, czterech na murach i po dwóch na dole po każdej stronie pod murami oraz dodatkowy przy bramie. Juvia rozpoznała Barta, Dona, Rexa, Piłę, Sarę i Anne. Najlepiej będzie zacząć od wschodu. Juvia widziała, że wartownik, który patroluje pod murami z Bartem jest pijany, a ten, kto pilnuje murów zrobił sobie drzemkę.
- Więc trzeba będzie załatwić tylko Barta? Gihi! Kiedyś był dość silny. – Gajeel uśmiechnął się drapieżnie.
                        Tym razem misja nie miała być jedną z tych prostych. To było specjalne zadanie. Spora część członków Phantom Lorda nie porzuciła przestępczej działalność formując nową gildię – Phantom King. Przez wiele lat była to bardzo mała jednostka kryjąca się w opuszczonej twierdzy, ale ostatnio stawali się coraz śmielsi i gwałtownie urośli w siłę. Mistrz wezwał do siebie Gajeela i Juvię jedynie, aby uzyskać od nich informacje. Namówili go jednak żeby pozwolił im samym pójść na misję (nie licząc Liliego, który zawsze towarzyszył Redfoxowi). Makarov w końcu zgodził się na to i kilka godzin później już wsiadali do pociągu zmierzającego do miasta położonego najbliżej cytadeli. Do kolejnego miasteczka dostali się już powozem, a stamtąd już piechotą dotarli do lasu okalającego twierdzę.
- Lili, będziesz osłaniać nas z góry, ale najpierw upewnisz się czy wartownik na górze śpi i czy aby na pewno się nie obudzi, Juvia unieszkodliwi pijaka, a ja się zajmę Bartem. Będziemy się poruszać murami w prawo po kolei ich unieszkodliwiając. Zmiana warty najwcześniej powinna być za dwie godziny.
- Zaczynamy. – Lili rozwinął skrzydła i poleciał, aby wypełnić swoją część zadania.
- Juvia będzie go osłaniać.
                        Ciało dziewczyny zmieniło się w wodę, a ona sama pobiegła z powrotem do cytadeli. Ten, kto ją widział nie mógł się dziwić pijakowi, że uznał ją za boginię. W tamtej chwili zupełnie nie przypominała człowieka. Wytrenowała to w samotności sprawiając, że teraz stała się szybsza, silniejsza i cichsza. Rzeczywiście wcześniej już potrafiła zmienić swoje ciało w wodę, ale na krótko lub musiała czerpać siłę ze znajdującej się w pobliżu wody, teraz wytrzymałaby paręnaście-parędziesiąt godzin.
                        Ukryli się w linii drzew czekając aż Lili da im znak. Exceed stanął na murze i zamachał, a oni w jednej chwili ruszyli.  Dziewczyna natychmiast użyła Water Lock, a Gajeel zaatakował buławą. Nie minęła nawet minuta, a przeciwnicy zostali unieszkodliwieni.
- Juvia, jest szansa żeby się rozpadało? – Spytał czarnowłosy związując wartowników i kneblując ich sznurami z worka, który miał zarzucony na ramię.
- Juvia już mówiła, że nie może ingerować w pogodę. – Powiedziała Deszczowa Kobieta zaplatając dłonie na piersiach, ale po chwili uśmiechnęła się. – Dobrze, że za jakiś dzień i tak miało się rozpadać. Juvia tylko troszeczkę to przyspieszy…
                        W czasie, gdy kot przyleciał ze swoją ofiarą, a Gajeel przywiązał ją do reszty, Juvia z zamkniętymi oczami skupiła się na deszczu oraz chmurach. Tak jak kiedyś po prostu otworzyła się na nie, a one natychmiast same ruszyły w jej stronę. Po chwili krople deszczu zalały cały krajobraz.
                        Lili zabrał na górę Gajeela, a Juvia wystrzeliła się za pomocą wody. Ich kolejny przeciwnik nawet nie zdążył odwrócić się w ich stronę by zobaczyć nokautującego go Redfoxa. Jego też związali i ruszyli dalej. Działając po kryjomu szybko eliminowali kolejnych wartowników. Ich celem było jak najdłuższe nie wszczęcie alarmu z jak największą liczbą unieszkodliwionych. Strażnicy powinni zjawić się za jakieś trzy godziny, aby zabrać wszystkich. Musieli się sprężyć.
- Gotowa? – Gajeel spojrzał na dziewczynę, gdy już stanęli przy oczyszczonej bramie. Lockser miała zrobić infiltracje najbliższych pomieszczeń. Nie wiedzieli, kto tam będzie i jak silni będą następni przeciwnicy.
- Hai. Juvia da wam znać.
                        Dziewczyna wślizgnęła się do środka i rozejrzała ostrożnie. Z któregoś z dalszych pomieszczeń dobiegał stłumiony hałas. Wyglądało na to, że część magów zrobiła sobie imprezę. Niedobrze. Większość pomieszczeń była pustych, a resztę zajmowali zupełnie nieprzygotowani na atak magowie. Juvia zmarnowała już na to zbyt dużo czasu. Ostrożnie cofnęła się przebiegając zapamiętanymi korytarzami i mijając szerokim łukiem patrolującym budowlę magów. Jako woda przecisnęła się przez bramę i przybrała ludzką postać przed towarzyszami.
- Juvia myśli, że nie obejdzie się bez walki. Sporą część będzie można załatwić po cichu, ale w dalszej części jest impreza.
- No to trzeba będzie obić parę gęb. Gihi! – Redfox zacisnął dłoń na pięści.
- Gajeel-kun! To byli członkowie naszej gildii. – Zganiła go dziewczyna. – Chyba nie chcesz załatwić ich sam?! Juvia też chce z nimi walczyć!
- Jeśli jakiś złapiesz…
- Gajeel-kun!
- Ciszej bądźcie, albo cały plan na nic. Idziemy. – Lili zmierzył ich niezadowolonym spojrzeniem, po czym pierwszy ruszył do środka.
                        Juvia tylko spojrzała na Redfoxa spod byka i zrobiła to samo, ale Smoczy Zabójca tylko zachichotał. Dość szybko uwinęli się z unieszkodliwianiem przeciwników. Tylko, że teraz spotkali raptem pięć znanych im osób. Wchodząc w głąb fortecy odkryli, że ta ich impreza nie jest w cale tak cicha, więc wyeliminowanie reszty znajdującej się w pokojach lub na korytarzach nie było problemem. Została im godzina dwadzieścia i weszli właśnie do ostatniego pomieszczenia oprócz tego gdzie odbywała się zabawa. Gabinet mistrza, ale na szczęście pusty. Widocznie szef balował.
- Gajeel-kun, ubezpieczaj nas. – Poprosiła dziewczyna zabierając się za przeglądanie dokumentów.
                        Jedna ze znalezionych ksiąg była bardzo interesująca. Zawierała dokumentacje wszystkich członków gildii także z różnymi ciekawostkami. Dziewczyna przejrzała jeszcze listy, które otrzymał mistrz. Większość zleceń dotyczyło zabójstw lub porwań. Juvia skrzywiła się z obrzydzenia, nawet Porla tego nie robił, a przynajmniej w nie tak hurtowych ilościach.
- Zobaczcie. – Lili przywołał ich do siebie.
- Co to ma być do cholery. – Warknął chłopak patrząc na kolejną z ksiąg, a raczej dziennik.
                        Byli tam opisani wszyscy byli członkowie Phantom Lorda razem z tym, co robili od czasu zlikwidowania ich gildii, aż do teraz, jednak ich przeszłość także była wspomniana. Jeżeli się z kimś związali także pojawiała się informacja o ich partnerach, ale też i o dzieciach. Były tam dane o mocy magicznej i o tym czy maluchów nie trzeba by było oddać na „szkolenie”. Na szczęście to nadal było w planach i na razie mistrz tylko wszystko przygotowywał w teorii.
- To chore… - Jęknęła dziewczyna.
- Zobaczcie tu jest o Gajeelu. – Zauważył exceed i wskazał o całych dwóch stronach poświęconych chłopakowi.
- Nie znalazł nic o twojej przeszłości… „Arogancki dupek nieznający słowa współpraca. Brutalny i żądny krwi. Bardzo duża przydatność do wielkości zadać w naszej gildii. Status: jeszcze nie zrekrutowany/zaginiony…” – Przeczytała Lockser i spojrzała na przyjaciela. – Nie ma tu nic od naszego pobytu na wyspie.
- Taa… Poszukaj Juvii – Polecił kotu.
- Już się robi. – Pantherlili szybko przewertował kilka stron, po czym się zatrzyma na jednej z nich. – Chyba ktoś za tobą nie przepada, Juvia…
- Uh… Juvia też tak sądzi…
- O cholera. Ale się ktoś rozpisał. Komu ty tak nadepnęłaś na odcisk, co?
- Juvia nikomu nie nadepnęła na odcisk! – Dziewczyna pokryła się rumieńcem. – No, może było kilka osób…
                        Chłopak roześmiał się, a niebieskooka obraziła na niego zawiązując ręce na piesi i odwracając do niego tyłem. Exceed przez chwilę przyglądał im się pobłażliwie i jeszcze raz spojrzał na strony poświęcone dziewczynie, gdy jego wzrok przykuło jedno zdanie.
- Hej, powinniście to zobaczyć…
- „Zniszczyć za wszelką cenę…” Ale Juvia nie rozumie! Przecież Juvia nie zrobiła nikomu nic aż tak złego! – Zawołała dziewczyna obracając w stronę swoich towarzyszy. – Dlaczego ktoś chce zrobić coś takiego Juvii?!
- Nieważne. Szukajmy dalej. Może dowiemy się coś o tym całym mistrzu. – Zaproponował Pantherlili, a reszta przytaknęła.
                        Gajeel znowu stanął na czatach, a reszta zajęła się ponownym przeszukaniem. Nie było już dużo więcej do roboty. Znaleźli jeszcze kilka ksiąg z zamieszczonym podstawowym opisem kilku silniejszych magów, przy których mistrz zaznaczył, że mogą sprawić problemy ich gildii. Oprócz tego już nic. Zrezygnowana już Juvia podeszła do znaku Phantom King wymalowanego na jednej ze ścian i zauważyła jakby pęknięcie z jednej strony. Nacisnęła, a płytki ustąpiły powołując mechanizm do życia. Z odgłosem przesuwanych kamieni obok niej otworzyło się przejście.
- Juvia? Co się stało? – Obok niej pojawił się Lili, a zaraz potem Gajeel.
- Juvia nie wie… - Niebieskooka dotknęła lekko ściany, a następnie zrobiła krok na schody prowadzące w dół ukrytego przejścia. – Juvia idzie to sprawdzić.
- Jesteś pewna? Te przejście jest małe. W razie kłopotów będziesz przez chwilę musiała liczyć na siebie.
- Juvia zaraz wraca. – Powiedziała tylko dziewczyna i zeszła na dół.
                        Schodziła dość długo krętymi schodami, aż dotarła do miejsca, którego zupełnie się nie spodziewała, choć właściwie to mogła. Lochy. Z tego, co zauważyła to puste. Przeszła ostrożnie między celami ze wstrętem przyglądając się zaschniętej krwi na kamieniach. Wtedy jej wzrok przykuł drobny ruch. Prawie ją przeoczyła. Dziewczynkę skuloną za pryczą. Widać było jak drży napinając wszystkie mięśnie. Była bardzo chuda i w siniakach.
- Uważaj. Zaraz Juvia cię uwolni. – Powiedziała Lockser, a dziewczynka zamarła. - Water Slicer!
                        Metalowe pręty natychmiast ustąpiły pod wpływem magii niebieskookiej. Członkini Fairy Tail natychmiast podbiegła do więźniarki i tym samym zaklęciem, ale już o mniejszej sile rozcięła kajdanki na jej rękach i nogach.
- Nic ci nie jest? Możesz chodzić?
- Czy to już koniec? – Spytała dziewczynka unosząc wzrok. – Ona już tu nie przyjdzie?
- Tak, już teraz jesteś bezpieczna. Juvia tego przypilnuje. – Na słowa Lockser dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
                        Więźniarka miała z trzynaście lat na pierwszy rzut oka, ale musiała być starsza. Miała jasnobrązowe, brudne włosy z przydługą grzywką zakrywającą niezwykłe oczy. Oczy, które Juvia już kiedyś widziała jak jeszcze była w Phantom Lordzie. Widziała je tylko raz u kobiety i dziewczynki – rodziny, któregoś z członków ich gildii. Pamiętała nawet imię dziecka, cały tamten dzień pamiętała z każdym szczegółem.
- Chigiru…
- Znasz mnie? – Spytała dziewczynka, ale niebieskooka tylko pokręciła smutno głową.
- Juvia należała kiedyś do Phantom Lorda.
- Aha… Tak jak tata… Zabierzesz mnie stąd?
- Hai.
                        Wolno skierowały się na górę. Dziewczynka była bardzo słaba. Widać było, że ruch sprawia jej ból, ale nie narzekała i spokojnie szła dalej. Gdy tylko pojawiły się w gabinecie Juvia zarządziła ustawienie krzesła, a Lili zaoferował przyniesienie jednej z butelek wody, które widział pod ścianą w kartonie. Chigiru łapczywie wypiła zaoferowaną jej wodę wylewając część na swój strój, który nawet już nie mógł być nazywany sukienką. Juvia w tym czasie pokrótce wyjaśniła, co się działo na dole i skąd zna imię dziecka.
- Juvia zwróciła uwagę na to, że Chigiru mówiła o mistrzu „ona”.
- To może powie nam jak się nazywa. – Po słowach Redfoxa cała trójka spojrzała na uważnie obserwującą ich dziewczynkę.
- Powiem wam wszystko, co wiem. Nie jest tego dużo, ale zrobię, co mogę.
- Mów.
- Gajeel-kun. – Zganiła go Juvia i zwróciła się w stronę dziewczynki. – Nie będziemy się do niczego zmuszać. Zrobisz, co zechcesz.
- Nic nie szkodzi i tak miałam… - Dziewczynka nagle zatrzymała spojrzenie na Redfoxie. – Powiem, co wiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – Spytał, Lili.
- Chcę żebyście zabrali mnie do swojej gildii i pozwolili porozmawiać z mistrzem.
- W jakim celu? – Warknął czarnowłosy mierząc dziewczynę nieufnym spojrzeniem.
- Chcę prosić go o dołączenie. Jesteście Fairy Tail, prawda? To wasza gildia nie porzuca swoich?
- Tak, to my. Oczywiście, że pozwolimy ci porozmawiać z Mistrzem. Juvia obiecuje. – Powiedziała dziewczyna i nawet Redfox nie prychnął jak to miał w zwyczaju. Zastanowiło go pytanie Chigiru.
- Dobrze. – Dziewczynka wolno kiwnęła głową. – Wierzę ci. Nie wiem zbyt wiele i większość informacji jest sprzed trzech lat… - Chigiru zawahała się.
- Opowiedz nam na razie tylko o mistrzyni. – Powiedział Lili, a dziewczynka posłała mu wdzięczny uśmiech.
- Hai. Jest założycielką Phantom King. Stworzyła tą gildię rok po upadku Phantom Lord i aż do tego roku bardzo uważała, aby nie wyszła na jaw żadna informacja o niej. Jest szalona. Ma nawet takie księgi…
- Widzieliśmy je. – Przerwał jej Gajeel. - Jak się nazywa?
- Reven. – Po tym jednym słowie nagle zapanowała chwilowa cisza.
                        Redfox ryknął śmiechem, a Juvia cała się spięła zaciskając ręce w pięści i mierząc go mrocznym spojrzeniem. Tylko Lili był zupełnie zdezorientowany i spoglądał raz na jednego z towarzyszy, a raz na drugiego.
- Nic dziwnego, że się o tobie tak rozpisała! Ta pierdolnięta suka miała świra na punkcie pokonania cię!
- I przespania się z tobą. – Mruknęła dziewczyna i tym razem to ona uśmiechnęła się, gdy on spiorunował ją spojrzeniem.
- Dzięki, Młoda. Teraz wiemy, z kim mamy do czynienia. – Redfox potargał dziewczynkę po włosach. – Lili, popilnujesz jej?
- Jasne. Zostało nam jakieś czterdzieści pięć minut. Pospieszcie się.
- Reven jest Juvii! – Powiedziała dobitnie dziewczyna i wybiegła z gabinetu.
- Teraz zacznie się rozróba! Będzie głośno. Gihi! – Gajeel podążył za swoją przyjaciółką.
                        Już od połowy drogi słychać było, że dziewczyna dobrze się bawi. Chyba już dotarła na tamtą imprezę, bo muzyka nagle ucichła za to krzyki były aż nazbyt wymowne. Wpadł przez drzwi zamieniając się z dwójką magów, których strumień wody wypchnął pomiędzy framugami. Dziewczyna zmieniona w wodę po kolei usuwała wszystkich napotkanych przeciwników. Reven nigdzie nie było widać. Gajeel stworzył buławę i przyłączył się do zabawy. Magowie byli naprawdę różnorodni zarówno pod względem wieku, wyglądu oraz magii. Nie byli aż tak silni, ale było ich cholernie dużo!
            - Gajeel-kun! Połącz z Juvią ataki! Usuniemy ich za jednym razem! – Zawołała go dziewczyna.
- Zaczynamy! – Chłopak przedarł się do niej i stanął przy jej boku.
- Water Cyclone!
- Ryk Żelaznego Smoka!
                        Odłamki żelaza uderzyły w wodny wir łącząc się z nim i jeszcze bardziej go przyspieszając. Woda otoczyła Gajeela i Juvię porywając wszystkich innych za sobą i rzucając nimi o ścianę przy okazji raniąc ich odłamkami. Przed przybyciem Lockser te miejsce naprawdę przypominało bar jednak teraz wszystko było zniszczone. Nie było miejsca na podłodze, którego nie zajmowałyby kawałki roztrzaskanego drewna albo nieprzytomni magowie. Nie mówiąc już o tym, że wszędzie było pełno wody.
- Juvia myśli, że teraz przypomina to trochę Fairy Tail… - Lockser zachichotała przybierając na powrót swoją właściwą postać.
- Taa, jeszcze tylko brakuje wkurwionego Mistrza…
- Czyżbyście mnie szukali? – Powiedział głos od strony drzwi.
                        Zmieniła się, ale nic dziwnego. Gdy ostatni raz ją widzieli miała dwadzieścia lat, a teraz już podbiegała pod trzydziestkę. Prawa strona jej twarzy miała nierówne blizny po poparzeniu, jednak to, co je spowodowało oszczędziło jej oko, dlatego też mogła patrzeć na nich obydwoma brązowymi tęczówkami bez wyrazu. Ciemnofioletowe włosy miała zaczesane do tyłu w ciasnego koka. Nosiła błękitną bluzkę bez rękawka z dekoltem w stylu królowej Anny i do tego eleganckie granatowe spodnie. Jej niebieskie szpilki rytmicznie stukały o podłogę w miarę jak się do nich zbliżała. Przystanęła jednak z siedem metrów od nich przybierając dość wyzywającą pozę.
                        Juvia pamiętała ją, jako dziewczynę uwielbiającą sukienki do kolan albo przynajmniej spódnice i to zawsze z morskim motywem. We włosach zawsze miała kilka błękitnych pasemek, a na twarzy kpiący i pełen wyższości uśmiech. Dużo flirtowała i przespała się z prawie wszystkimi najsilniejszymi magami z Phantom Lorda. Zawsze można było odczytać to, co czuje.
- Reven. – Warknął czarnowłosy.
- Och, to ty Redfox-san. Widzę, że jesteś dużo silniejszy niż kiedyś. Taka moc… - Kobieta oblizała wargę. – Nie rozumiem, dlaczego się trzymasz z tymi muszkami. Wiem, że zawsze pociągała cię potęga. Dam ci ją, jeżeli się do mnie przyłączysz. Dam ci to i więcej… - Reven przesunęła dłonią po swoim dekolcie. – Razem bylibyśmy niepokonani…
- Och, przestań już pieprzyć! – Juvia spiorunowała spojrzeniem przeciwniczkę zanim zrobił to Smoczy Zabójca.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać, dziwko?! – Wrzasnęła kobieta i wycelowała w Lockser dłonią. – Myślisz, że kim jesteś?! Brudna mała kurwa nie wie gdzie jej miejsce?! – Jej nastrój zmienił się błyskawicznie. To trochę zaskoczyło magów.
                        Z ręki Reven trysnęła wrząca woda. Dziewczyna wiedziała, że nie da rady zatrzymać jej ataku, ale mogła ją zmylić. Użyła całego swojego opanowania, aby uczynić wodę jak najchłodniejszą, a następnie ustawiła tarcze wyglądającą na bardzo słabą i taka też była. Jednak zimna woda miała inne zadanie niż spodziewała się Reven. Juvia wiedziała, że Gajeel spróbuje ją odepchnąć, dlatego zderzyła się z nim w pół drogi otaczając ich bardzo szybko wirującą kopułą. Strumień zderzając się z zimną wodą stworzył parę, a kopuła jedynie zepchnęła na bok zbyt mocno uderzający atak. Cytadela zatrzęsła się, gdy o ścianę uderzyła magia Reven.
- To walka, Juvii. – Syknęła dziewczyna. – Ty Gajeel-kun zaraz pójdziesz czekać na strażników, ale najpierw wyprowadzisz stąd Chigiru i Liliego-kuna. Jeśli Lili-kun będzie bardzo chciał to może czekać w pobliżu w pogotowiu. Tylko Juvia może pokonać Reven. Obiecaj Juvii, że za chwilę wyjdziesz z twierdzy i zaczekasz na strażników. Obiecaj!
- Obiecuje. Juvia, co się dzieje? – Redfox nie był głupi i wiedział, że nawet Salamander by się domyślił, że dziewczyna coś ukrywa.
- To jest sprawa między Juvią, a Reven. Juvii naprawdę nic nie będzie. – Powiedziała niebieskooka, gdy para szybko zaczęła się ulatniać.
- Zaufam ci… - Przerwał mu wręcz histeryczny śmiech.
- Czekałam na jakikolwiek ruch z twojej strony. Jakikolwiek! Widzę jednak, że tak naprawdę mała dziwka prosi prawdziwego maga o ochronę, czyż nie? Po to było to całe przedstawienie, prawda?! Żałosna kurwa! – Fioletowowłosa znowu się roześmiała. – Kim ty w ogóle jesteś?! Chce znać nazwisko brudnej suki, którą pozbawię życia!
- Ona cię nie poznaje…
- Że niby mam znać kogoś takiego?! – Wrzasnęła, Reven. – Niby, kim ma być?!
- Juvia Lockser. – Przedstawiła się niebieskooka.
                        Mistrzyni zastygła a po jej twarzy w bardzo szybkim tempie zaczęły przebiegać naprawdę przeczące sobie emocje. Jej źrenice się rozszerzyły tak, że brąz był zaledwie cienką obwódką wokół czerni.
- Gajeel-kun. – Dziewczyna cicho zwróciła na siebie uwagę czarnowłosego nie przerywając patrzenia na kobietę. – Wyjdź. Teraz.
- W razie, czego jesteśmy niedaleko. – Rzucił Redfox i wybiegł z pomieszczenia przez stworzoną podczas walki dziurę.
                        Juvia bardzo powoli zaczęła zbliżać się do mistrzyni. Ta cały czas obserwowała ją jak zwierzę, które zastanawiało się czy zaatakować czy też uciec.
- Ty… TY!!! TO WSZYSTKO ZAWSZE BYŁAŚ TY!!!!! ODEBRAŁAŚ MI WSZYSTKO!!! WSZYSTKO!!!!!!
                        Juvia zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo niebezpieczny jest mag wody, którym targają tak silne emocje, a dodatkowo ta kobieta była szalona. To potęgowało efekt…
                        Magowie! Zupełnie o nich zapomniała! Przecież Reven nie będzie się powstrzymywać i Lockser była pewna, że oni na pewno oberwą, jeśli czegoś nie zrobi. Wiedziała jak powstrzymać mistrzynię w teorii, ale czy to było możliwe w praktyce? A co jeśli się nie uda?
                        Jej serce galopowało. Musiała się uspokoić. Musiała być pewna inaczej się nie uda. Tylko jak znaleźć spokój? Jak być pewnym, gdy nie wie się czy plan jest w ogóle możliwy do zrealizowania? Gajeel-kun, Lili-kun, Chigiru-san… Zaufali jej a skoro oni mogli to, dlaczego i ona nie miała w siebie uwierzyć? Mogła to zrobić!
                        Woda na podłodze robiła się coraz chłodniejsza, ale Juvia czuła jak Reven próbuje wyszarpać ją spod jej kontroli, jak próbuje zagotować ją swym gniewem. W końcu jednak wrzasnęła a z jej ciała wystrzeliły wodne bicze. Niebieskooka była na to gotowa. W tej właśnie chwili strumienie zimnej wody poderwały się z ziemi wraz z tym jak uniosła w górę ręce i otoczyły Reven coraz szybciej krążąc wokół niej. Wrzask wściekłości był aż nazbyt wymowny. Usłyszała wiązankę przekleństw i to gdzieś obok niej. Kątem oka zarejestrowała jakiś ruch.
- Bierz, kogo się da! Juvia nie może jej powstrzymywać przez wieczność! – Wrzasnęła niebieskooka do trójki, która się ocuciła i obserwowała ją z rozdziawionymi ustami. – Szybciej!
                        Musiała się skupić na utrzymaniu kopuły! Reven zaczęła usilnie próbować ją zniszczyć. Oddech Juvii stał się cięższy od wysiłku, ale pchnęła wodę, aby wirowała jeszcze szybciej. Nie mogła sobie pozwolić na stracenie kontroli nad wodą, więc zmieniła swoje ciało. Usłyszała kolejne przekleństwa i kontem oka zauważyła, że magowie rzeczywiście wynoszą nieprzytomnych członków swojej gildii. Także wynoszących było o kolejną trójkę więcej.
                        Przebiła się! Juvia krzyknęła, gdy wrzący strumień dotknął jej ciała przebijając się przez jej ramię na wylot. Uderzyła o ścianę w połowie jej wysokości i boleśnie powoli spadła a ziemię. Straciła swoją wodną formę którą do tej pory utrzymywała i przez chwilę leżała całkowicie ogłuszona. Zmysły powróciły dosłownie w ostatniej chwili. Posłała strumień wody na ścianę odpychając się od niej i przejeżdżając pod skaczącą właśnie w jej stronę Reven. Lockser szybko dźwignęła się w górę i na nowo zapanowała nad wodą. Mistrzyni Phantom King znowu została zamknięta. Minuty boleśnie wolno zaczęły mijać a w jej żyłach nadal huczała adrenalina przez co zdawała się być głucha na cokolwiek innego oprócz zadania które sobie wyznaczyła.
- Dziewczyno! Zabraliśmy już wszystkich! – Usłyszała, a jej ciało zawyło ze szczęścia. Ramię pulsowało jej bólem i wiedziała, że w tamtym miejscu ma rozległe poparzenia.
- Uciekajcie stąd! Juvia musi się z nią rozprawić sama! – Krzyknęła dziewczyna. Jej przeciwniczka uderzała w wodną kopułę coraz mocniej.
- W razie, czego krzycz! Chętnie pomożemy załatwić ci tą sukę! – Chłopak wybiegł z pomieszczenia.
                        W tej właśnie chwili woda opadła, a Juvia przypadła do ziemi unikając ataku. Zmieniła swoje ciało w wodę i odepchnęła się od podłoża. Porzuciła już kontrole nad temperaturą wody i także jakąkolwiek kontrolę nad emocjami. Teraz była po prostu wściekła a w odpowiedzi woda wokół niej rozgrzała się. Oberwała w nogę, ale oprócz samej siły ataku, która zupełnie pozbawiła ją równowagi odczuła wodę, jako tylko nieco cieplejszą.
- ZGINIESZ!!! UTOPIĘ CIĘ!!! – Wrzasnęła Reven.
                        Woda zewsząd uniosła się w górę i otoczyła, Juvię. W jednej chwili patrzyła na nią unoszącą się ku górze, a w następnej spadła na nią niczym wodospad odcinając dopływ powietrza. Tylko jej pęd sprawił, że upadła na ziemię. Wyglądało na to, że została zamknięta w odpowiedniku jej zaklęcia Water Lock. Ciekawe. Nie było ono łatwe do opanowania, ale widać było, że Reven ma raczej słabą kontrolę. Lockser uśmiechnęła się drapieżnie. Wróciły do niej wspomnienia z okresu Phantom Lorda. Biedactwo się zdziwi.
- Wygrałam! Wygrałam! WYGRAŁAM!!! – Z gardła mistrzyni wydobył się szaleńczy śmiech. – Jestem od ciebie silniejsza dziwko! SILNIEJSZA! Zawsze tak było! To ja powinnam należeć do 4 Żywiołów. Ja! Nie przegralibyśmy wtedy! Ani wtedy, ani NIGDY!
- Jesteś słaba Reven. – Niebieskooka podniosła się z ziemi i przez wodę spojrzała na kobietę. Tamta wydała z siebie skrzek patrząc z przerażeniem na, Lockser która zdawała się zupełnie nie być świadomą, iż powinna się już utopić. – Wiesz, dlaczego? Nie masz przyjaciół. Stabilizatorów. Juvia mówiła ci, że tacy magowie wody jak my powinni mieć wokół siebie ludzi, dzięki którym będą w stanie utrzymać kontrolę nad mocą. – Niebieskooka zrobiła krok do przodu, a woda w jednej chwili rozprysła się dookoła niej.
- NIEMOŻLIWĘ!!! NIE MOŻESZ BYĆ TAK SILNA! NIE MOŻESZ!!! POWINNAŚ BYĆ TAKA JAK JA! DLACZEGO MOŻESZ BYĆ SZCZĘŚLIWA?! DLACZEGO?!!!
                        Wrząca woda w jednej chwili uderzyła w Lockser zalewając ją doszczętnie. Na chwilę jej sylwetka zniknęła we wzburzonej cieczy. Sekundę potem wszystko opadło. Dziewczyna stała w tym samym miejscu niewzruszona. Jej ciało nie było już zmienione w wodę.
- TO BYŁA TYLKO ROZGRZEWKA! POKAŻĘ CI, CO POTRAFIĘ NAPRAWDĘ!!!
                        Z wody na podłodze wynurzyły się ogromne węże rosnące pod samo sklepienie. Z paszczy gadów wysunęły się języki nerwowo drgając, gdy stwory szykowały się do ataku. Musiały mieć z dziesięć metrów wysokości, może nawet więcej. W jednej chwili zawisły w bezruchu czekając na znak. Reven z maską obojętności kryjącą jej poczucie triumfu wykonała szczątkowy gest. W jednej chwili sześć ogromnych bestii zanurkowało wprost na Lockser.
- Nie…
                        Reven osunęła się na kolana ze łzami w oczach patrząc na wodne motyle, które poderwały się w pod sufit z jej pięknych węży doszczętnie je niszcząc. Były wszędzie delikatnie machając wodnymi skrzydełkami. To było piękne… Zamknęła oczy cały czas mając twarz skierowaną ku górze. Uczucie porażki zalało jej całe ciało. Za chwilę umrze. W chwili, gdy jej łza spłynęła po policzku i upadła w wodę pozostałą na ziemi, motyle zerwały się do lotu całkowicie otaczając jej sylwetkę i przemieniając się w Water Lock. Ciało Reven bezwładnie uniosło się w wodnej kuli. Zanim jej wzrok się zamazał zobaczyła jeszcze cień sylwetki wolno idącej w jej stronę Juvii. Zamknęła oczy.

---------------------------------------------------------------------

- Wynieśliście wszystkich?
- Tak panie kapitanie!
            - Zbieramy się! Jazda! To wszystko zaraz może runąć!
                        Starszy mężczyzna z blizną ciągnącą się od żuchwy do linii włosów po drugiej stronie twarzy podszedł do Gajeela.
- Moi ludzie ich nie znaleźli. Słyszeli odgłosy walki i krzyki, ale w cytadeli nie ma pańskiej towarzyszki.
- Jest tylko nie chce być znaleziona. Niedługo wróci. Wzięliście dokumenty, kapitanie?
- Nie możemy. Przez walkę pańskiej towarzyszki konstrukcja w każdej chwili może się zawalić. Potrzebujemy magów, którzy zapewnią nam bezpieczeństwo podczas wynoszenia dokumentów, o których pan mówił. – Kapitan zawahał się i spojrzał na twierdzę. – Na pewno była was tylko trójka? Wynieśliśmy i aresztowaliśmy osiemdziesięciu trzech magów. To dużo.
- Byli słabi. – Czarnowłosy nagle szybko zaczął iść w stronę cytadeli. – Lili! Ta idiotka już idzie!
                        Kapitan z niepokojem spojrzał na maga. Niby jak on miał ją zobaczyć? Znajdowali się w bezpiecznej odległości od kamiennej budowli i właśnie kończyli akcję. Przestępcy byli pakowani do specjalnych wozów, a każdy z nich został już ówcześnie skuty specjalnymi kajdankami blokującymi magię. Byli za daleko, aby ludzki wzrok mógł zobaczyć cokolwiek. Pozostawała jeszcze kwestia tej małej… Złożyła zeznania, ale odmówiła stawienia się na rozprawie. Powiedziała, że chcę dołączyć do Fairy Tail i widocznie nic nie było w stanie zmienić jej decyzji. Trudno. Jej sprawa. Nie ma dalszej rodziny, więc w świetle prawa powinna znaleźć sobie opiekuna. Jeżeli Mistrz wróżek ją przyjmie to nie będzie problemu. Kapitan westchnął i spojrzał na cytadelę. Dostrzegł wreszcie sylwetki magów i już podnosił rękę, aby zwrócić na siebie uwagę swoich podwładnych, gdy twierdza nagle runęła.

- …więc Juvia wróciła się po księgi. – Zakończyła swoje zeznania dziewczyna. – Potem już z Reven i nimi jak najszybciej spróbowała opuścić cytadelę.
- Rozumiem. Jesteśmy ci wdzięczni, gdyby nie ty moglibyśmy części nie odzyskać. – Kapitan podał dziewczynie rękę, którą chwyciła. – Postąpimy według twoich wskazówek dotyczących Reven. Mam nadzieję, że okażą się użyteczne.
- Juvia też ma tą nadzieję. – Dziewczyna spojrzała za siebie. – Idziemy już Gajeel-kun?
- Taa. Dzięki, kapitanie.
- To my dziękujemy. Jeszcze parę miesięcy i ta gildia stałaby się zbyt niebezpieczna. Zawieziemy was do najbliższego miasta, ale tam będziecie już musieli poradzić sobie sami. Dziękuje za dostarczenie nam Reven żywej.
- I tak mieliśmy w planach przenocowanie tam. Pana propozycja jest bardzo uprzejma. – Lili skinął mężczyźnie głową. - My nie zabijamy swoich przeciwników.
- Rozumiem. – Kapitan odwrócił się w stronę swoich ludzi. – Zróbcie miejsce dla jeszcze czterech! Podrzucimy ich kawałek! To rozkaz!

~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~

 Ohayo mina!
Powracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie będzie tak zły jak myślę.
Dziękuje wszystkim, co zagłosowali w ankiecie, ale wolałabym, aby pojawiło się więcej głosów, trochę was wchodziło na blog ostatnimi czasy, ale strasznie mało osób zagłosowało.
Jak wam się podobał Fairy Tail Of The Dead?
Czekam na wasze opinię MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!

Mata ne!
Little Kriminal