środa, 15 października 2014

Rozdział 16 - Dziewczyna o martwych oczach


            Zapach intensywny zapach herbaty rozszedł się po pokoju, gdy Lucy nalała wrzątku do kubka. Westchnęła zadowolona i zabrała napój do salonu gdzie usiadła na fotelu przy oknie. Powoli sącząc napój obserwowała ludzi idących w stronę centrum miasta. Było ich zaskakująco dużo. Lucy dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dzisiaj jest targ i w normalnych okolicznościach ona też by na niego szła. Niestety z normalnością będzie musiała pożegnać się jeszcze na jakiś czas.
- Lucy… - Heartfilia podskoczyła i prawie wylała na siebie herbatę, gdy usłyszała głos tuż nad sobą.
- Cygnus! Nie strasz mnie tak! – Lucy musiała się postarać by nie podnieść głosu. Smoczy Zabójcy pomimo mocnego snu zapewne usłyszeliby ją, a tą rozmowę zdecydowanie trzeba było przeprowadzić bez ich asysty. Dokądkolwiek miała ona zmierzać.
- Musisz być czujniejsza. Zostały jeszcze cztery Gwiezdne Duchy, które mogą cię zaatakować w każdej chwili. Nie wygrasz z nimi, jeśli dasz się zaskoczyć. – Łabędź zmierzyła dziewczynę srogim spojrzeniem.
- Cztery? A nie pięć?
- Cztery. Draco chcę cię sprawdzić zanim zaczniesz walkę o jego klucz. Musca z nim rozmawiała i cokolwiek on planuje mam, co do tego złe przeczucia. – „Złe przeczucia” to nigdy nie brzmiało dobrze w ustach kogoś wiedzącego więcej niż Lucy. Szczególnie, jeśli chodziło o walkę o życie jej i jej córki.
- O dziewiątej zaczynamy trening. Zjedz lekkie śniadanie i załóż coś, co nie będzie krępować ci ruchów. Musimy zadbać o twoją kondycję. Gwiezdne Duchy mogą wykorzystać twoich przyjaciół z gildii, jako zakładników albo okaleczyć ich w jakiś sposób i kazać im żeby przekazali tobie wiadomość. Ty musisz dotrzeć do nich zanim stanie im się krzywda. Takie przypadki zdarzały się nie raz. – Heartfilia zbladła słysząc tą informację. Nie wątpiła w jej prawdziwość. - Zwykle wykorzystują kobiety lub dzieci, ale nie ograniczają się do nich. Poziom twojej energii magicznej jest prawie znikomy, dlatego nie dasz rady przywołać więcej niż jednego z nas podczas walki. Pochłaniamy więcej energii niż Duchy Złotych Kluczy. Nie możesz sobie już pozwolić na wylegiwanie się. Teraz nasze treningi będą odbywały się od dziewiątej rano do dziesiątej wieczorem z przerwą, podczas której będziesz wracała do domu i jadła z rodziną obiad. Wiem, że adoptowałaś Hitomi, więc musisz jej poświęcić przynajmniej tyle czasu, bo nie przewiduje w najbliższym czasie żadnych zmian. Rozumiesz?
- Tak…
- Nie wolno ci zawieść. Ze względu na twoją rodzinę, przyjaciół i twoje Gwiezdne Duchy. Jaki ichlos będzie czekał, gdy umrzesz? Możliwe, że będziesz musiała patrzeć jak rozpadają się na kawałki i to tylko, dlatego że nie byłaś dość silna by przeżyć. Za godzinę wyruszamy, przygotuj się.
            Po chwili jedynym śladem po obecności Łabędzia były drobinki złotego światła, które nie zdążyły jeszcze zniknąć. Lucy odstawiła kubek i poszła na górę. Szybko pokonała dzielącą ją odległość od swojego pokoju, a następnie wsunęła się pod kołdrę. Potrzebowała zapewnienia, że poradzi sobie, że wszystko będzie dobrze. Musiała komuś powiedzieć o swoich obawach. Wystarczyło już, że była zmuszona ukrywać to przed innymi, ale w tej chwili czuła ogromną wdzięczność do Hitomi, ponieważ powiedziała ona o wszystkim Natsu, który był teraz dla niej prawdziwą podporą.
- Luce? – Słysząc lekko zaspany głos różowowłosego podniosła głowę w górę by móc spojrzeć mu w twarz. – Coś się stało?
- Tak… - opowiedziała mu wszystko, nie tylko rozmowę z przed chwili, ale też swoje obawy, nadzieję i przypuszczenia, które miała od samego początku tej historii. Ciężar, który do tej pory czuła zmniejszył się i to bardzo, jednak nadal jej ciało było spięte.
- Natsu… a jeśli się nie uda? Jeśli rzeczywiście umrę? Jestem przecież…
- Przestań. Nigdy nie byłaś słaba i tym razem też nie umrzesz. Dopilnuje tego, jasne? – Przytulił ją mocno do klatki piersiowej. Chyba tego jej było trzeba, bo ramiona rozluźniły jej się trochę, a to już było sukcesem. Ale to nie wystarczyło Dragneelowi.
 - Uśmiechnij się. Na razie skupisz się na treningu, a ja się zajmę resztą, dobrze?
- Dobrze – Niepewny uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Widzisz?! Od razu lepiej! – Firmowy uśmiech Natsu odegnał resztki niepewności, a burknięcie w jego żołądku rozładowało całkowicie napięcie, jakie czuła. – Więc… Lucy, co na śniadanie.
- A zasłużyłeś? – Heartfilia zaczęła się z nim droczyć.
- Przecież… Hej, gdzie idziesz? – Zawołał, gdy dziewczyna wyślizgnęła się z łóżka.
- Zrobić sobie i Hitomi coś do jedzenie, a co?
- A dla mnie? – Prawie zajęczał różowowłosy.
- Pomyślmy… - Lucy udała, że się zastanawia. – Nie.
            Dziewczyna zdążyła wydać tylko cichy pisk zanim z powrotem nie znalazła się na materacu. Niedane jej było jednak nawet zaprotestować, bo Natsu natychmiast zaczął ją łaskotać.
- Przestań… Natsu… Proszę! Przestań!
- A zrobisz mi śniadanie? – Spytał nie przestając męczyć dziewczynę.
- Tak! Tak! Zrobię!
- Obiecujesz?
- Obiecuję! Przestań już! Proszę!
- No dobrze. Niech ci będzie…
            Lucy zamknęła oczy, gdy leżąc na materacu próbowała złapać oddech. Nie zdawała sobie sprawy, że Dragneel pilnie śledzi każdy jej ruch w szczególności klatki piersiowej, która co chwila unosiła się i opadała w dość szybkim tempie. Tęczówki zabarwione na zielono i rumieńców na jego policzkach też nie było dane jej zobaczyć.
- No dobrze, idź obudź dziewczynki i Happiego, a potem siadajcie do stołu.


 --------------------------------------------------------------


             Juvia powiodła wzrokiem po tablicy z misjami, ale nadal nie udało jej się wypatrzeć żadnego interesującego zadania. Specjalnie przyszła z samego rana by mieć lepszy wybór, niestety z marnym efektem. A jej fundusze zbliżały się niebezpiecznie blisko zera.
           Cichy szmer rozmów był przyjemny dla niebieskowłosej. Musiała przyznać, że czasem miała dość tych krzyków rozbrzmiewających każdego popołudnia, gdy do gildii przychodzili prawie wszyscy magowie. Wtedy nie słychać tak jak teraz wejście do gildii każdej osoby, a w tym wypadku Graya (o dziwo ubranego).
- Wybrałaś już coś, Juvia? – Lockser drgnęła i obróciła się w stronę Miry, która jak zwykle miała na twarzy szeroki uśmiech. Dziewczyna cieszyła się z przybycia barmanki, była jeszcze gotowa znowu zrobić coś głupiego związanego z Fullbusterem.
- Nie, Juvia nie znalazła niczego ciekawego – Niebieskowłosa westchnęła krzywiąc się na myśl, że będzie zmuszona wziąć mało opłacalne zadanie.
- Właśnie dostarczono nowe misje. Może wybierzesz sobie coś z nich – Mira jak zwykle była optymistką. Nie pozwalając Lockser czekać zaczęła przypinać kartki do tablicy.
- Juvia nie jest tego taka pewna – Mruknęła dziewczyna, ale spojrzała na coraz bardziej zmniejszający się stosik w rękach Miry. – Ale Juvia będzie w końcu musiała coś wyb…
- Juvia? Coś się stało? – Zaskoczona takim gwałtownym przerwaniem Lockser, białowłosa spojrzała na nią i mimowolnie się wzdrygnęła.
            Twarz jeszcze chwilę temu pełna emocji wyglądała jakby ktoś wykuł ją z marmuru i umieścił na niej całkowitą obojętność. Lecz to oczy były najgorsze. Zawsze, ale to zawsze widnieje w nich, choć cień emocji, ale teraz…? Nic, pustka, jakby nie miała się doczynienia z człowiekiem. To wszystko widziała tylko przez ułamek sekundy, bo ostatecznie to wszystko pochłonęła czysta żądza zemsty.
            Mira nawet nie zauważyła jak z jej rąk zniknęła ostatni kartka z misją. To właśnie na nią patrzyła, niebieskowłosa, gdy przeszła tą straszną przemianę. Nie wiadomo, kiedy pojawiła się tuż obok Gajeela i Liliego.
           Czujne oczy, Redfoxa popatrzyły na dziewczynę, a przez jego twarz przebiegł jakiś cień. Chłopak bez słowa wziął od niebieskowłosej kartę. Wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na zdjęcie umieszczone na zadaniu by i od niego zaczęła emanować wściekłość jednak niektórzy byli zdolni rozpoznać jak bardzo różniła się od tego, co otaczało Lockser. 
- Mira, bierzemy tą misję – Oznajmił czarnowłosy i podążył za Juvią do wyjścia. Drzwi po chwili zamknęły się, a dźwięk przetoczył się po gildii, w której panowała całkowita cisza.
            Lili, nadal nie pewny czy aby nie pakuje się w kłopoty, w końcu podążył za magiem świadom spojrzeń magów, którzy na pewno poczuli to samo, co on. Aura, która otaczała Juvią i Gajeela była bardzo podobna do tej, którą mają magowie z mrocznych gildii. I to ci niebezpieczni.
- Nie zatrzymujcie ich – Wszyscy odwrócili się w stronę schodów na szczycie, których stał Mistrz. – Mają moją pełną zgodę na wypełnienie tej misji.
            Makarov nic więcej nie mówiąc wrócił do swojego gabinetu. Mira natychmiast udała się za nim, a na dole powoli zaczęła rozbrzmiewać dyskusja. Niepokój magów był całkowicie uzasadniony i wreszcie każdy zadał sobie pytanie, co tak naprawdę wie o historii byłych członków, Phantom Lorda. Teraz okazało się, że naprawdę niewiele. Jakie więc miały nastąpić tego konsekwencję? Bo właśnie ich każdy był pewien.




-------------------------------------------------------------------


 
- Nie próbuj tego zobaczyć, tylko poczuć. Otacza cię dokładnie i wnika w ciebie właśnie teraz, gdy masz braki w swoim źródle. Musisz tylko po nią sięgnąć – Głos zdawał się rozbrzmiewać w umyślę Lucy, ale tylko, jako echo rozbrzmiewające gdzieś z daleka.
            Blondynka siedziała ze skrzyżowanymi nogami na ziemi całkowicie skoncentrowana na swoim zadaniu. Nie była w stanie zrobić nic innego niż słuchać trenującej jej Cygnus, a nawet ona znajdowała się ledwie na skraju jej świadomości.
- Musisz to zrobić tak jakbyś powiększała źródło swojej mocy, ale tym razem musisz wyczuć energię zanim po nią sięgniesz.
            Lucy spowolniła swój oddech jeszcze bardziej tak jak to robiła na treningach z Capricornem. Naprawdę starała się wyczuć tą energię, ale nie potrafiła. Nie była wstanie stwierdzić też ile czasu jej to zajmuję, ale zdecydowanie zbyt długo. Gdy już miała się poddać tuż przed jej twarzą coś zabłysło, a przynajmniej takie miała odczucie, bo jej oczy byłe zamknięte.
- Och… - Sapnęła zaskoczona tracąc koncentrację i otwierając oczy.
- Widzę, że udało ci się wyczuć gwiezdną energię. Myślałam, że zejdzie ci się dłużej – Musca siedząca przy Łabędziu i magini, nie kryła swojego zadowolenia. Jej zadaniem było pilnowanie swoich towarzyszek, które w ostatnich fazach koncentracji nie zauważyłyby nawet gdyby coś ich przejechało. To był minus takiego treningu, który był jednak najszybszy, jeśli się pojęło, co trzeba zrobić. A Lucy zdecydowanie nie miała czasu na dłuższe treningi.
- Bardzo dobrze, Lucy – pochwaliła ją również Cygnus, która dopiero, co wróciła do rzeczywistości. – Teraz, gdy posmakowałaś energii możesz wyczuć ją dużo łatwiej. W dzień gwiezdna energia jest trudna do uchwycenia. Twoim kolejnym zadaniem będzie złapanie jej i utworzenie otoczki wokół twoich rąk, ale bez pochłodnienia jej, rozumiesz?
- Hai!
            I bez zbędnych słów zaczęły ponowną koncentrację. Heartfilia nawet nie zdawała sobie sprawy, że bez porannej rozmowy z Natsu byłaby bardzo zdenerwowana, więc i nie zdolna do odpowiedniej koncentracji, bez długiego oraz dokładnego wyciszania umysłu. Tylko Cygnus zdawała sobie z tego sprawę, gdy obserwowała strach dziewczyny podczas pierwszej ich rozmowy tego dnia, a także spokoju Lucy oraz reakcji różowowłosego, gdy pojawiła się ponownie w salonie blondynki. Po spojrzeniach, jakie rzucał jej Salamander wiedziała, że nie chcę zostać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu.


------------------------------------------------------------


            Lili sprawdził jeszcze raz swój worek i zadowolony z wyniku podleciał do Gajeela, który właśnie zawiązywał identyczny, ale o wiele większy. Zawsze je zabierali, gdy misja, jaką brali mogła potrwać dłużej niż dwa dni. Exceed chciał wyjaśnień i Redfox nie mógł się już od nich wymigiwać. Do odjazdu pociągu została jeszcze godzina, a oni byli już gotowi i wszystko zostało już pozałatwiane przed ich wyjazdem.
- Gajeel…
- Nie teraz.
- Teraz. – Dobitnie powiedział exceed. – Muszę wiedzieć, w co się pakuje. Juvia…
- …Wyglądała tak jak kiedyś – Dokończył Redfox zaciskając dłonie w pięści.
- Kiedyś? – Pantherlili spojrzał pytająco na towarzysza, który widocznie bił się z myślami. Zawsze wiedział, że chłopak przyjaźni się z dziewczyną, ale nie spodziewał się aż takiej reakcji na jej zachowanie.
- Kiedy przybyła do Phantom Lorda. – Gajeel zamknął oczy, gdy wspomnienia zaczęły powracać. Nigdy nie życzył nikomu, aby tak skończył. – To wszystko… Ona… Cholera. Ona była martwa. Patrząc w jej oczy miało się wrażenie, że nikogo tam nie ma.


--------------------------------------------------------------


 
- Uwaga! Uwaga! – Głośne klaskanie i wołanie mistrza zwróciło na niego uwagę podwładnych.- Dzisiaj dołączy do nas nowa osoba. Podejdź Juvia i pokaż się reszcie.
            Czarnowłosy obserwował bacznie dziewczynę, która pojawiła się obok mistrza. Coś było z nią nie tak i to zdecydowanie. Niby wyglądała zwyczajnie w tej swojej granatowej sukience do łydek i płaszczyku w tym samym kolorze, ale instynkt podpowiadał mu, że ona nie może istnieć. Czegoś jej brakowało, jakieś iskry życia. Miał wrażenie, że patrzy na zwykłą kukłę sterowaną przez kogoś innego i czekał tylko aż pojawi się jej właściciel. Jednak on nie nadszedł. Ta dziewczyna żyła i ktoś zniszczył ją do tego stopnia, że nawet on miał kłopot ze stwierdzeniem czy ta dziewczyna jest żywa.
- Zostawiam was teraz z Juvią. Chcę zaznaczyć, że jest bardzo cenna dla naszej gildii, dlatego nie wolno wam jej uszkodzić, zrozumiano?
            Jose Porla po tych słowach natychmiast wrócił do swojego gabinetu. Większość natychmiast wróciła do przerwanych zajęć psiocząc na „ukochanego” mistrza za przerwanie ich zajęć. Niektórzy natomiast zdecydowali się pozaczepiać „nową”, która bez słowa usiadła przy barze i pustym wzrokiem patrzyła na gildię.
            Gajeel przyglądał się temu zastanawiając się czy powinien zainterweniować, ale na razie nie widział takiej potrzeby. Juvia zdawała się zupełnie nie zwracać na nich uwagi. Sam czarnowłosy był w Phantom Lordzie niecały rok i jeszcze nie ogarnęła go taka całkowita znieczulica jak resztę. Zdarzało się, że nie pozwalał na zbyt duże okrucieństwo, ale tylko, jeśli sam miał w tym jakiś interes.
            Po kilkunastu minutach Juvia wstała i ruszyła w stronę wyjścia zupełnie ignorując zaczepiającą ją grupkę. To było najgorsze posunięcie z możliwych, bo wkurzyło magów, którzy jak głodne hieny ruszyły za nią. Gajeel nie zamierzał się bawić w bohatera wkraczającego w ostatniej chwili i ratującego kogoś z opresji, ale zainteresowała go ta dziewczyna, a wiedział, do czego są zdolni akurat ci magowie. Dlatego też przeklinając deszcz, wyszedł na dwór. Kiedy zaczęło padać?
           Zanim ich wyśledził minęło parę minut. Przez ogólny smród wylanego w tym miejscu alkoholu, nie mógł odnaleźć ich zapachu, dlatego kiedy ich wreszcie wyśledził już zdążyli otoczyć dziewczynę równym półkolem. Wkurzyli się jeszcze bardziej przez ten deszcze.
- …Myślisz, że jesteś od nas lepsza, hę? Widzicie? Trzeba pokazać smarkuli gdzie jej miejsce! – Na słowa któregoś z kolesi inni zareagowali szyderczym śmiechem.
- Juvia nie chce walczyć – Mógł się spodziewać, że jej głos będzie brzmiał równie martwo, ale i tak natychmiast zareagował mocniejszym spięciem ramion.
- Słyszycie?! „TO” mówi! – Ten koleś zaczynał już wkurzać Gajeel, ale chłopak postanowił na razie nie ujawniać swojej obecności szczególnie, że może zupełnie nie będzie potrzebna jego interwencja.
- Zobaczymy czy umiesz też krzyczeć!
            Przeliczył się, a dziewczyna chyba jeszcze nie zauważyła, że rękę jednego z napastników otoczyła czarno-purpurowa energia. Niewiele myśląc osłonił ją własnym ciałem pozwalając by atak rozorał mu ramię. Jak nic będzie miał kolejną bliznę na tej ręce.
- Kurwa! Co jest?! – Wrzasnął napastnik zanim nie oberwał w szczękę i nie stracił paru zębów.
- Gajeel! Co ty odpierdalasz?! – Warknął Dupek (bo właśnie tak nazwał go sobie Redfox już kilka tygodni wcześniej), który nakręcał całą grupkę.
- Zostawcie ją. Jest mi potrzebna i to cała. Nie mogę czekać aż łaskawie się wyleczy po waszej zabawie – Warknął udając, że zupełnie nie zauważa krwi cieknącej po jego ręce i skapującej niepokojąco szybko na ziemię.
- Kurwa, ty to musisz zawsze nam odbierać całą zabawę! Daj nam, chociaż ją na trochę. Obiecuje, że zabawimy się z nią nie psując jej za bardzo – Na twarz Dupka pojawił się obleśny uśmiech. – Możesz przecież być pierwszy.
- Nie. Spieprzajcie mi stąd.
- Ale…
- Już! – Tym razem warknął Redfox pilnując by jego kły były dobrze widoczne. Takim osobą trzeba przypominać, z kim mają doczynienia.
- No, dobra! Już sobie idziemy, ale jeszcze wrócimy maleńka – obiecał Dupek i nakazał swoim przydupasom iść za nim z powrotem do gildii. Zaciągnęli tam też nieprzytomnego „Szczerbatego”.
            Gajeel miał około szesnastu lat, ale już wtedy ludzie widząc go, natychmiast przenosili wzrok gdzie indziej. Włosy sięgały mu trochę za ramiona i były równie mocno rozczochrane jak w przyszłości. Na tą chwilę kolczyki miał jedynie w uszach i nad brwiami. Jego strój składał się z czarnej bluzki bez rękawków niewiele różniącej się od swojej kolejnej wersji oraz czarnych bojówek.
- Juvia dziękuje… - Usłyszał cichy głos i odwrócił się zaskoczony w stronę dziewczyny. Zarówno w jej głosie jak i w oczach pojawił się jakiś błysk. Jeszcze nie była stracona.
- Juvia może opatrzyć twoją ranę – Znów powrócił ten martwy ton, ale przez chwilę znowu miała jakieś uczucia. Nawet ta chwila była dal niej bezcenna i on dobrze o tym wiedział.
            Dziewczyna jeszcze nie miała pojęcia, że wziął sobie za cel „naprawienie jej”. Już kiedyś widział kogoś tak zniszczonego i wiedział jak skończy niebieskooka, jeśli się jej nie pomoże.  To nie tak, że był drugim Natsu w trochę mroczniejszej wersji, który chciał wszystkim pomagać. Po prostu postanowił, że udowodni sobie, że potrafi i nie będzie musiał patrzeć znowu jak ktoś wyniszcza się od środka.
- Dzięki – Burknął jednak nadal pozostawiając sobą. To było lepsze wyjście niż ewentualne wykrwawienie się, a jakoś nie maił ochoty na spotkanie z Uzdrowicielką z Phantom Lorda. Nienawidziła go i wolał już sam se poderżnąć gardło niż oddać się w jej ręce.
- Musimy iść do domu Juvii. Juvia ma tam apteczkę. To nie daleko – Oznajmiła mu i nie czekając na Gajeela ruszyła w odpowiednią stronę. Chcąc, nie chcąc poszedł za nią. Że też nie przeszkadzał jej ten cholerny deszcz!
- Jestem Gajeel Redfox – Mruknął po chwili ciszy.
            Nie odpowiedziała mu, co go wkurzyło. Naprawdę za dużo sobie pozwala gówniara jedna i…
- Juvia Lockser. Tak się nazywa Juvia.

-----------------------------------------------------------
 
           Miała czternaście lat, gdy wreszcie spakowała się i odeszła. Było jej już wszystko jedno. Oferta dołączenia do gildii była niespodziewana, ale nawet jej nie zaskoczyła. Potrzebowała pieniędzy by przeżyć. Tylko tyle. Właściwie nie czuła już nic od… Od kiedy? Kiedy zaczęła być na najlepszej drodze ku samo destrukcji? Nie pamiętała. Właściwie jej pierwszym ostrzejszym wspomnieniem były plecy jakiegoś chłopaka i kropelki krwi, które rozbryzgały się dookoła. Pierwszy raz ktoś chciał ją obronić. Pierwszy raz nie pozwolił żeby to ona cierpiała. Pierwszy raz od… tamtego dnia.
            Teraz siedziała na ławce w jakimś parku, a wielki zegar wskazywał dziesiątą. Widziała jak składano cały sprzęt do wesołego miasteczka. To przecież nie było możliwe. Wesołe miasteczko miało złożyć się dopiero w poniedziałek. Przecież był dopiero czwartek. Juvia chciała iść i zobaczyć jak to jest pójść na karuzelę. Miała jeszcze na to pięć dni. Dlaczego więc oni się już składali.
- Cholera! Dlaczego musiało się rozpadać właśnie teraz?! – Doleciał do niej głos jednego z pracowników.
- Słyszałem, że mieszka tutaj taka dziewczyna, która przyciąga deszcz. Musisz przyznać, że to nie możliwe żeby nagle się rozpadało, jeśli przed chwilą świeciło słoneczko i było bezchmurne niebo.
- Magowie! Ci cholernicy zawsze robią uczciwie pracującym ludziom na złość! Zwijajmy się stąd jak najszybciej!
Ciemność.
           Gajeel Redfox był dziwny. Oschły, ale pomimo pozorów, jakie stwarzał tak naprawdę opiekował się nią. Tylko, gdy byli sami wydawał się jakiś… bardziej ludzki? Chyba tak by to ujęła. Minęły trzy tygodnie od jej ostatnich myśli… chyba, że miała jakieś przemyślenia, ale ich nie pamiętała. Nigdy się nad tym nie zastanawiała.
           Ciekawe, co się stało z pracownikowi wesołego miasteczka. Nie znała nikogo, kto by umiał udzielić jej odpowiedzi.
Ciemność.
            Rozejrzała się po swoim mieszkanku. To była chyba najmniejsza z istniejących kawalerek i chociaż mieszkała w niej już ponad trzy miesiące to na wierzchu nie leżała żadna osobista rzecz. Wszystko było pochowane. Jeśli w ogóle było. A było?
            Juvia przeszukała szafę. Ucieszyła się widząc poukładane sterty ubrań. Przynajmniej miała ich więcej niż trzy komplety jak na początku. Na dole pod kawałkiem materiału znalazła kufer i jeszcze dwa pod stołem i koło łóżka. W jednym z nich znalazła laleczki Teru Teru Bōzu, a gdy przegrzebała się przez nie wszystkie, dotarła do kartek ze zleceniami. Pokrywały cały dół skrzyni i widocznie nie próżnowała przez ten cały czas. Przynajmniej wiedziała skąd miała pieniądze na wynajęcie kawalerki, kupienie ubrań, skrzyń i nie wiadomo jeszcze, czego.
            W drugim kufrze znalazła własnoręcznie uszyte rzeczy: od zasłonek, przez poszewki, aż do małych serwetek. Pamiętała, że szyła je przed swoim odejściem, ale nie sądziła, że zdoła wynieść to wszystko. Przecież nie pozwolono by jej na to.
Do trzeciej i największej skrzyni tylko zajrzała, ale ledwo udało się Juvii nie wysypać jej zawartości. Była po brzegi wypełniona białymi laleczkami. Więc to tutaj schowała resztę jej małych pocieszycieli.
Ciemność.
            Zamrugała zaskoczona, gdy poraził ją błękit i to prawie dosłownie. Jeszcze przed chwilą patrzyła na swój szary pokój i smucił ją fakt, że go nie udekorowała, a teraz dosłownie tonął w odcieniach niebieskiego oraz bieli. Teru Teru Bōzu były wszędzie, ale to bardzo dobrze wyglądało. Podobał jej się ten widok, białe duszki po raz pierwszy zamiast smutku przyniosły Juvii uśmiech.
- Juvia! Jesteś gotowa? – W drzwiach jej małej kawalerki stanął Gajeel.
            Gotowa? Na co? Chyba nie na tą misję, na którą mieli iść za trzy dni… W kalendarzu była inna data niż spodziewała się, że będzie. Już minęły trzy dni.
- Tak, Juvia jest gotowa – Posłała chłopakowi lekki uśmiech i podniosła niebieski plecak leżący koło swoich nóg. Może kiedyś te chwile, gdy zapadała ciemność były wybawieniem, ale teraz… Chciałaby żeby to już się skończyło.

-----------------------------------------------------

            Nucąc pod nosem zamieszała łyżką zupę i wyłączyła gaz pod garnkiem. Rozstawiła talerze i sztućce tak, aby wszystko już było gotowe zanim przyjdzie jej przyjaciel. Wiedziała, że jego pociąg przyjechał parę minut temu. Wczoraj to ona wróciła z misji, więc była pewna, że czarnowłosy zajrzy do niej „po drodze” do gildii.
Już od dwóch miesięcy nie miała tych dziur w pamięci, a od dokładnie roku i dziesięciu dni była członkinią Phantom Lorda. Czuła się świetnie i do tego zakochała się po raz pierwszy. Miał na imię Bora. Gajeel twierdził, że to nie jest dobry facet, ale to przecież nie było możliwe! Był na to zbyt wspaniały!
- Otwarte! – Zawołała słysząc głośne walenie do drzwi. Jej przyjaciel nigdy nie był delikatny.
- Co robisz? – Uniósł brew widząc zastawiony stół.
- Pewnie jesteś głody Gajeel-kun, Juvia wie, że przyszedłeś do Juvii prosto po misji.
- Wcale nie… - Widząc, że nie uda mu się oszukać dziewczyny tylko prychnął pod nosem odwracając głowę.
- Siadaj Gajeel- kun, Juvia przygotowała Bri… Brin… - Niebieskowłosa zmarszczyła brwi próbując przypomnieć sobie nazwę potrawy.
- Zupę? – Spytał z rozbawieniem chłopak.
- Zupę.- Warknęła dziewczyna zła za takie skwitowanie jej potrawy.
            Juvia pogoniła Gajeela do umycia rąk, widząc jak próbuje usiąść do stołu. Pomarudził, ale posłuchał się. Lockser pozwalał na o wiele więcej niż komukolwiek innemu i była mu za to wdzięczna. Dodatkowo podwójnie. Może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale odganiał widma przeszłości tylko dzięki temu, że był. A przynajmniej dostatecznie daleko by wywołać na jej twarzy uśmiech.
            Chwilę, gdy traciła świadomość i budziła się czasami dopiero po kilku miesiącach skończył się, gdy dostała swój pierwszy prezent od tamtego dnia. Wcześniej zapewne coś dostawała, ale była zbyt mała by to zapamiętać. Niestety jej najdalszym wspomnieniem by… Nie wolno jej było o tym myśleć!
            Automatycznie spojrzała na różową parasolkę, która stała pod ścianą. To właśnie ona była tym prezentem. Musiała wyglądać naprawdę żałośnie pewnego dnia na którejś z misji, że chłopak zdecydował się na kupno różowej parasolki w serca.
- Juvia, słyszałaś już, co szykuje Porla?
- Hm? – Dziewczyna zerknęła na Redfoxa, gdy usiedli już do stołu. – Porla-san?
- Taa, ubzdurał sobie, że stworzy jakąś elitarną drużynę na jego usługi.
- 4 elementy… - Skojarzyła dziewczyna.
- Mówiłaś, że o tym nie wiesz – Zauważył Redfox.
- Juvia wie, ale kiedyś podsłuchała jak Porla-san wspominał tą nazwę.
- Podsłuchała mówisz? – Szyderczy uśmiech pojawił się na twarzy Gajeela.
            Juvia odwróciła głowę speszona a czarnowłosy wybuchnął głośnym śmiechem. Chmury za oknem rozrzedziły się nieznacznie, ale niestety nadal przysłaniały niebo. To był ostatni raz, gdy tak się stało. Ostatni raz na ich twarzach gościł uśmiech. Po kilku tygodniach Juvia trafiła do 4 elementów, gdzie pilnie śledzono każdy jej ruch, więc nie mogła już spotykać się z Gajeelem. Ich relacje musiały pozostać tajemnicą, bo przyjaźń była słabością, a magowie z Phantom Lorda nie mogli mieć żadnych słabości. Chłopak pozbawiony dobroci Lockser w końcu stał się dokładnie taki jak w przyszłości. Niebieskowłosa naprawdę starała się nie zmieniać, ale w końcu i ona się zmieniła. Po kolejnym roku nie byli już tymi samymi ludźmi, co na początku. Nie mieli ze sobą prawdziwego kontaktu aż do pewnego dnia. Do dnia, w którym Juvia prawie znowu pogrążyła się w ciemności. 

------------------------------------------------------------

             Wrzask dziewczyny rozbrzmiał po całej piwnicy, ale znaki umieszczone na ścianach i podłogach nie pozwolił mu na wydostanie się dalej. Krew powoli spływała w dół po jej ciele. Jej oprawca delikatnie uniósł sztylet do ust i zlizał z niego czerwone kropelki.
- Przekonałem cię? Zdradzisz mi wreszcie sekrety Phantom Lorda? Oh! Nie zgadzaj się! Pozwól mi się jeszcze zabawić! – Psychopatyczny śmiech odbił się od ścian kryjówki.
- Pieprz się – Wycharczała dziewczyna.
- Jakaś ty kochana~!
            Wokół mężczyzny pojawiły się czarne igły, które radośnie wbiły się w ciało Lockser. Jej kolejny wrzask wymieszał się ze śmiechem maga. Nikt nie wiedział, że tu jest. Została sama.
            To było proste zadanie. Przyjść, odebrać kopertę od informatora, wsiąść do najbliższego pociągu do Oak i oddać mistrzowi zdobyte sprawozdanie. Nic więcej. Juvia nie wiedziała, co poszło nie tak jednak po chwili chodzenia po parku (który miał być miejscem spotkania) Została potraktowana zaklęciem snu przetransportowana do już przygotowanej piwnicy. Obudziła się tuż przed tym, gdy minęli zwłoki informatora z do połowy spalonym płaszczem. Słyszała już o takim zaklęciu przedmiotów by ulegały samozniszczenia, gdy któraś z osób umierała przed ich przekazaniem do odpowiedniego odbiorcy. Mogła się spodziewać, że jej mistrz będzie wymagał jego zastosowania.
- Twarda z ciebie sztuka – Pochwalił mężczyzna. – Nigdy tego nie robię (tak w razie komplikacji) ale tym razem zrobię wyjątek. Dostąpiłaś zaszczytu poznania mojego imienia. Jestem Anasun Remalios!
            Spojrzał na nią jakby oczekiwał jakiejś reakcji. Co miała zrobić? Zacząć krzyczeć? Płakać?
- Wybacz Juvii, że nie klaszcze, ale Juvia ma trochę związane ręce – Zadrwiła dziewczyna. Zważywszy, że była podwieszona pod sufitem tak, że jej nogi tylko muskały podłogę, była mogła czuć się usprawiedliwiona.
            Ciało dziewczyny zakołysało się, gdy Anasun wymierzył jej siarczystego policzka. Spojrzała na niego pełnym obrzydzenia wzrokiem, co spowodowało kolejne uderzenie. Mężczyzna dyszał i poczerwieniał z wściekłości. Czuł się upokorzony tym, że mała dziewczynka tak się zachowuje w stosunku do niego. Powinna się go bać! Ale! Nic nie szkodzi. Imponowała mu, a skoro potrafiła tyle znieść to mógł się pobawić~!
- Wiesz, że kiedyś byłem artystą? Potrafiłem nożem wyciąć naprawdę niezwykłe rzeczy, ale to za chwilę. Teraz za bardzo byś się rzucała.
            Lockser chciała coś mu odpowiedzieć, ale zanim zdążyła cokolwiek wymyślić, całe pomieszczenie wypełniło się czarnymi igłami. Były wszędzie, a jeśli uderzą w nią jednocześnie… Poprzednim razem było ich z dziesięć razy mniej a i tak ledwo udało jej się nie stracić przytomności.
            Atak był szybki i precyzyjny i został tylko ból. Zbyt dużo i zbyt szybko. Jeśli pozwoli sobie na zapomnienie znowu pochłonie ją ciemności i nie wyjdzie z niej tak łatwo ja wcześniej. O ile w ogóle wyjdzie.
            Jej ciało stało się wyczulone do tego stopnia, że nawet podmuchy wiatru bolały. Błagała w myślach swojego oprawce by ten dał jej chwilę. Tylko jeszcze kilka sekund. Nie chciała już wracać do tej ciemności. Bała się jej. Jednak Anasun nie mógł wiedzieć, co się dzieje z dziewczyną i jednym prostym cięciem popchnął ją w przepaść. Czuła jak jej świadomość oddziela się od ciała, co trochę zmniejszyło uczucie bólu, jednak nadal promieniował po całym jej ciele. Dopiero za miesiąc kończyła szesnaście lat. Była tylko dzieckiem.
- Myślę, że już jesteś gotowa~! – Przed jej twarzą coś zamajaczyło i dopiero po chwili rozpoznała kontury twarzy maga, jednak obraz znowu się zamazał.
- Wybrałem już nawet wzór~! Lubisz motyle prawda? Każda dziewczynka lubi motylki. Myślałem o lewej łopatce. Tak, to będzie najlepsze miejsce!
            Remalios umiał posługiwać się nożem, dlatego jednym cięciem odsłonił wybrane miejsce tak żeby już poszarpane ubranie nie spadło z jego ofiary i żeby skóra pozostała nienaruszona. Powiódł opuszkiem palca po wybranym miejscu ledwie wyczuwając spięcie mięśni pod skórą dziewczyny. Nie czekał na cud, więc natychmiast zabrał się do pracy. Cichutkie jęki ofiary były muzyką dla jego uszu. Dobrze, że przygotował się na nadejście maga i ówcześnie wykradł kajdany zatrzymujące magię. Nawet on wyczuwał drzemiący w niebieskowłosej potencjał.
            Skończył. Starł krew ze swojego dzieła i przyjrzał się mu krytycznym okiem, ale było idealne. Teraz pozostało tylko utrwalenie go. Stworzył szpikulec o zaokrąglonym czubku, który był rozżarzony do czerwoności. Zabierało to dużo magicznej energii, ale jakie były efekty! Pisk wydobył się z gardła niebieskookiej i jęki przybrały na sile, a ciało zadrżało. To nic. Skończy, co zaczął, nie przeszkadzała mu aż tak bardzo. Jeszcze tylko kilka pociągnięć i już! Skończył!
- Jak ci się podoba? Och… No tak. Więc mówię ci, że jest piękny~!
            Zgrzyt metalu wyrwał go z samo zachwytu. Jakimś cudem ktoś wytropił jego kryjówkę? Nieważne. Musiał uciekać. Był przygotowany na ucieczkę, więc otworzył tajne przejście i zniknął w ciemnym tunelu. Jeśli dobrze pójdzie to ten bohater od siedmiu boleści zajmie się dziewczyną w pierwszej kolejności, a zanim wróci Anasun zdąży tu wszystko posprzątać.
            Gajeel zeskoczył na podłogę i poszukał zagrożenia jednak jedyną żywą istotą w tym miejscu była Juvia i jeśli czegoś nie zrobi to ten stan może potrwać niezbyt długo.
- Juvia! – Zmienił swoją rękę w miecz i odciął łańcuchy oraz rozłupał kajdanki. Teraz dziewczyna mogła zacząć regenerację.
            Nie kontaktowała. Przytulił ją do swojej piersi i poklepywaniem spróbował ją ocucić. W końcu martwe oczy spojrzały prosto na niego. Przysłaniała je delikatna mgła, która po chwili zaczęła się ulatniać.
- Gajeel-kun…? – Delikatny błysk w końcu objął całe oczy. Chyba udało mu się uwolnić ją z ciemności, w którą wpadała. Przynajmniej miał taką nadzieję.
- Mistrz dowiedział się o śmierci informatora. Kazał mi sprawdzić, o co się stało.
- Gajeel-kun… - Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas bólu. – Nie pozwól żeby się dowiedzieli… Nie wolno nam być słabymi…
- Nie dowiedzą się, odpoczywaj.
            Lockser straciła przytomność, więc natychmiast wybiegł z piwnicy i skierował się do najbliższego szpitala. Wiedział, że dziewczyna zaczęłaby protestować, ale była nieświadoma, więc nie miała nic do gadania. Potem się pozłości teraz ważniejsze było żeby przeżyła.

---------------------------------------------------------

            Nigdy nie potrafił pukać. Zawsze zdawało jej się, że próbuje wyważyć drzwi. Gdy wszedł do środka dziewczyna tylko uniosła jedną brew.
- Julia Lock?
- Wolałabyś żebym podał twoje prawdziwe nazwisko – Redfox założył ręce na piersi.
- Nie, Juvia dziękuje.
- Ten cały Anasun Remalios lubuje się w dręczeniu przypadkowych ludzi i próbie wyciągnięciu z nich informacji, których później nie wykorzystuje. Torturowanie ludzi to jego hobby. Powiedziałem mistrzowi, że razem go szukamy tylko się rozdzieliliśmy na kilka dni. Lekarz mówił, że za tydzień cię wypuszczą. Nie zostanie ci żadna blizna oprócz…
- …Oprócz motyla wypalonego na plecach Juvii – Dokończyła smutno niebieskowłosa.
- Taa…
            Zamilkli oboje. Dziewczyna delikatnie zsunęła się z łóżka i podeszła do lustra odsłaniając kawałek pleców. Obejrzała po raz kolejny „motylka”, który był dowodem jej porażki. Westchnęła i obróciła się, do Gajeela.
- Juvia jest wdzięczna za ratunek, ale Juvia i Gajeel-kun nie mogą już się spotykać. Nie, jeśli chcą należeć do tej gildii i ty Gajeel-kun też zdajesz sobie z tego sprawę.
- Taa, to będzie najlepsze wyjście…
            Podeszła do Redfoxa i przytuliła się po raz ostatni. To było pożegnanie. Teraz staną się dla siebie nieznajomymi i pójdą własną drogą. Nikt nie dowie się o ich przyjaźni chyba, że stanie się coś, co to zmieni. Potrzebowaliby jednak jakiegoś cudu. Miała nadzieję, że ten szybko nastąpi.
- Żegnaj, Juvia.
- Żegnaj, Gajeel-kun.
            Chłopak odszedł a ona podeszła do okna i popatrzyła na deszcz. Redfox zabrał od niej ciemność jednak to nie powstrzymywało smutku i depresji, które otoczyły ją jak ciasny kokon.
- Kap, kap, kap… 


------------------------------------------------------------


 - Rozumiem – powiedział Lili, gdy czarnowłosy skończył swoją opowieść.
- Możemy już iść. Juvia się wścieknie, jeśli się spóźnimy.
            Exceed przytaknął i poleciał po swoje rzeczy. Parę minut później byli już na stacji. Ciemne chmury nie zwiastowały niczego dobrego. Już czekająca na nich Lockser nie odezwała się nawet słowem, ale było jasne, co czuje. Chciała zemsty, a Gajeel miał zamiar jej w tym pomóc najbardziej jak umiał. Lili natomiast nie zamiarzał przeszkadzać, należało się dziewczynie.


 
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~





            Więc oto i nowy rozdział. Słaby, wiem, wiem. Jednak to moja historia i chciałam żeby Juvia i Gajeel nie byli sami poprzedniej gildii, szczególnie, że zrobiłam z nich praktycznie dzieci.
           Już na zaś mówię, że nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. Muszę się nauczyć kośćca konia i cholera wie, co będzie potem. Tia… No to do następnego!
Fukuro.