czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 21 - Złamanie pierwszych run

            Fairy Tail żyło swoim życiem nie przejmując się zupełnie czymś takim jak spokój i cisza. Już od tygodnia Lucy prawie całe dnie przesiadywała w gildii razem z Natsu i Hitomi. Tylko od czasu do czasu Smoczy Zabójcy znikali na trzy-cztery godziny, aby potrenować, ale to tyle. Zauważyła za to brak Levy, która wcześniej zaglądała do gildii przynajmniej, co drugi dzień, ale w Akademiku też rzadko, kiedy bywała, albo też okazywało się, że śpi. Podobno znalazła sobie bardzo starą księgę do tłumaczenia i postanowiła to zrobić jak najszybciej. Nie była z nią aż tak, blisko aby się tym interesować.
                        Zaskoczeniem mógł być fakt, że nagle Juvia i Gajeel stali się sobie bardzo bliscy. Słyszała już, że może dziewczyna ulokowała swoje nieodwzajemnione uczucia w kimś innym. Tak naprawdę każdy zauważył, że zupełnie straciła zainteresowanie Fullbusterem kończąc na krótkich powitaniach i rozmowach, gdy uczestniczyło w niej więcej osób.
                        Wszyscy też zauważyli, że do tego tygodnia Miry ciągle brakowało albo wychodziła dużo wcześniej niż zwykle. Nawet teraz potrafiła zniknąć na parę minut. Jeżeli się przyjrzało niej wystarczająco długo można było zauważyć, że jest troszeczkę rozkojarzona.
                        Poza tym do gildii zostali przyjęci nowi członkowie – Tina i Angelo. Chociaż dołączyli do Fairy Tail w odstępie czterech dni i wcześniej się nie znali to jednak prawie natychmiast po swoim spotkaniu utworzyli drużynę i nazwali się Black Swords. On używał Magii Teleportacji, a ona Magii Bomb. Mieli już jeden trening pokazowy, (ponieważ nie zgodzili się na walkę z żadnym członkiem Fairy Tai dopóki nie nabiorą doświadczenia, a Natsu już na wstępie wyzwał chłopaka, a gdy zobaczył, co potrafi dziewczyna, ją również), na którym poszło im nadzwyczaj dobrze podczas łączenia swoich umiejętności.
                        Jedną z niepokojących ją rzeczy była poprzednia wizja oraz brak kolejnych od tego momentu. Zwykle mała, chociaż zwykły przebłysk, a tu nic. Chciałaby się spytać, co to oznacza, ale jedyną znaną jej osobą z takimi umiejętnościami była Shagotte, a jej po pierwsze nie miała zamiaru prosić o pomoc, a po drugi i tak nie wiedziała gdzie ona jest.
- Złapie cię! – Usłyszała i uniosła wzrok patrząc na ganiające się dziewczynki. Westchnęła. Były takie nierozważne!
- Nie złapie… Aaa! – Wendy potknęła się i upadła obok stolika, na którym siedziała Carla.
- Powinnaś być ostrożniejsza. – Fuknęła kotka. – Nic ci nie jest?
- Nie… - Dziewczynka usiadła i otarła łzę z kącika oczu. Carla z zadowoleniem zauważyła tę zmianę. Zanim dołączyły do Fairy Tail Marvell zapewne rozpłakałaby się na dobre.
- To dobrze, ale…
                        Przebłysk przyszłości. Exceedka spojrzała w stronę baru w chwili, gdy przed nim stanęła Mira a obok niej Freed. Jej wiedza wyprzedziła innych dosłownie o parę sekund, jednak nadal była zszokowana tą zupełnie niespodziewaną informacją.
- Kochani! Chcemy wam coś powiedzieć! – Zaczęła Mira cała w skowronkach.
- Pobieramy się…

---------------------------------------------------------------------------------

                        Bardzo delikatnie przesunęła jedną runę i zamieniła ją z inną. Jeżeli teraz się nie uda to już wiedziała, co innego może zrobić. Powoli i… Już! I nic!!! Jak to możliwe?!
- Nie! Tym razem powinno się udać! – Zawołała Levy i walnęła głową o poduszkę.
                        Westchnęła i dotknęła księgi próbując dzięki temu wyczuć czy jednak gdzieś nie stworzyła się jakaś luka w zabezpieczeniach jednak, gdy to zrobiła złote runy na księdze zajaśniały intensywnie i po pokoju rozniósł się odgłos pękania. Napisy w starym języku rozsypały się na pył i znikły, a zamek wydał cichy trzask, po czym okładka odskoczyła ukazując dziewczynie stronę tytułową. Słowa były w języku, którego Levy nigdy nie widziała na oczy.
- Nie znam żadnego z tych znaków… - Szepnęła ze zmarszczonymi brwiami dziewczyna wodząc delikatnie po czarnych i ręcznie wykonanych słowach.
                        Gdy tylko to powiedziała poczuła drgania pod palcami. Zaskoczona zabrała dłoń i z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak znaki po kolei zaczynają drgać, przekręcać się, przestawiać i w końcu całkowicie zmieniać swój wygląd. Po chwili każde słowo było napisane w języku Fiore.
- Księga Przeklętej… - Przeczytała cicho dziewczyna. – Przeklętej?
                        Oprócz tego tytułu u dołu był jeszcze napis: „Pióra:”, ale pod spodem było puste miejsce jakby ta książka nie miała autora, ale jeżeli tak to, po co ktoś w ogóle to pisał? Przyjrzała się dwóm rysunkom znajdujących się po przeciwległych stronach kartki. Jeden z nich przedstawiał kontur kobiety, która jedną ręką trzymała dłoń małego dziecka stojącego obok niej, a w drugiej miała otwartą książkę sądząc po kształcie przedmiotu. Po przeciwnej stronie niż dziecko, bliżej końca kartki Levy rozpoznała łuk i miecz. Drugi rysunek przedstawiał wiwerne albo gatunek mu podobny (…smoka?) który był rozciągnięty wzdłuż kartki tylko lekko rozchylając swoje skrzydła. Na jego piersi widniał ciężki naszyjnik z jakimś owalnym wisiorem, ale przez ubogość w szczegóły McGarden nie była pewna czy dobrze interpretuje większość rzeczy na obydwu obrazkach.
- Co jest?!
                        Nie mogła przekręcić kartki. Jakby była przytwierdzona do reszty. Jak to możliwe? Czy tak będzie z każdą stroną? Spojrzała ze strachem na grubość książki. Oby nie… Rumor, jaki rozległ się na dole mógłby zbudzić umarłego, a tak gwałtownie wyrwane ze swoich myśli dziewczyna zaklęła szpetnie. Sądząc po dalszym hałasie oraz chichotach domyśliła się, że wreszcie jej współlokatorki postanowiły zawitać do Fairy Hills. Tylko, dlaczego były tak głośno o czwartej nad ranem?! Lepiej to sprawdzić.
            - Wendy?!
                        Dziewczynka prawie się załamywała pod ciężarem Tytani i Evergreen, które rozbawione i chyba zupełnie tego niezauważające używały Marvell, jako podpórki. Obok niej Carla asekurowała ledwo kontaktującą Laki, która przytulała do siebie i wpół ciągnęła nieprzytomną Kinanę. Cana na plecach tachała Juvię mruczącą o Grayu na zmianę z prośbą o dolewkę.
- Levy! – Zawołała, Erza co raczej zabrzmiało jak „leveeli”.
- Lecę jak ptak! – Pisnęła Eve i gdyby nie McGarden to zupełnie przygniotłaby małą Smoczą Zabójczynię, gdy nagle zaczęła spadać w tamtą stronę.
- Co się stało, na bogów! – Niebieskowłosa ledwo utrzymywała brązowowłosą na miejscu, gdy tej nagle zachciało się tańczyć.
- Jak to, co?! – Krzyknęła Cana i roześmiała się. – Będzie ślub! Juvia! Idziemy to znowu oblać!
- Taaak! – Zachichotała Lockser i czknęła. – Wiruję! – Zawołała i chyba straciła przytomność, bo bezwładnie zawisła na magini kart.
- Cieniaska! – Oznajmiła córka Gildarsa, po czym porzuciła niedoszłą towarzyszkę na kanapie samej kierując się na górę. – Obleję to sama!
- Uch! Erza-san! – Pisnęła dziewczynka, gdy strój tamtej nagle zaczął się zmieniać. Levy w ostatniej chwili wyciągnęła ją spod Tytanii.
- Za ojczyznę bracia miła! – Zawołała Scarlet ubrana w Adamantową Zbroję, po czym uniosła jakiś miecz w górę, krzyknęła bojowo i zwaliła się w tył z głośnym piskiem. – Pokonana… Księżniczko, przepraszam… Nie… zdołałam… cię… uratować… Umieram!
                        Wendy, Carla i Levy patrzyły na ten występ z zażenowaniem, po czym spojrzały na siebie i cicho się roześmiały.
- Zajmiemy się nią na końcu. Najpierw odprowadzimy Laki, Kinanę i Evergreen, a potem Juvię i Erzę, zgoda?- Zaproponowała magini Solidnego Rękopisu, co spotkało się z aprobatą niepijanych dziewcząt.
                        Ogólnie rzecz biorąc poszło gładko i jedynie Eve stawiała pewien opór zarzekając się, że ona tu nie mieszka i to jakaś pomyłka, po czym stwierdziła, że chłopaki z jej drużyny znowu ją wkurzyli i idzie się z nimi rozprawić. Z bojowym okrzykiem zwaliła się na łóżko, aby chwilę potem usnąć. Okazało się też, że Erza odmieniła swoją zbroję i teraz już grzecznie spała na podłodze. Juvia rozbudziła się, gdy już ją położyły na materac i zaczęła gadać o jakimś zakładzie z Caną i o tym, że go wygra. Dziewczyny postanowiły to zignorować, tak w razie, czego. Ponieważ usnęła uznały, że nic głupiego i tak nie zrobi. Tylko z Kinaną i Laki obyło się bez jakiegokolwiek niepokoju. Levy zrobiła herbatę, po czym cała trójka usiadła w salonie.
- Mira i Freed? Jak to? – McGarden zamrugała oczami, gdy podzielono się wreszcie z nią tą zupełnie niespodziewaną nowiną.
- No i Mira-san jest w ciąży… - Dodała dziewczynka patrząc jak oczy niebieskowłosej powiększają się jeszcze bardziej.
- Mira? W sensie nasza Mira? I nasz Freed? Ale… Uch… Dobrze, że siedzę. – Dziewczyna napiła się herbaty. – Gdyby powiedział mi to ktoś inny… - McGarden pokręciła głową. – Jak zareagowali Elfman i Lisanna?
- Oni zostali poinformowani o tym rano. Podobno nawet Freed poprosił Elfmana o rękę Miry. – Kotka uśmiechnęła się. – Lisanna powiedziała, że tamten był w takim szoku, że najpierw przez dziesięć minut nie potrafił złożyć żadnego sensownego zdania, a potem tak się ucieszył, że prawie zgniótł biedaka łamiąc mu wszystkie kości. Mężczyźni są tak niepoprawni. – Z dezaprobatą pokręciła głową.
- Carla! To dla nas wszystkich było zaskoczeniem. – Zganiła kotkę dziewczynka i zwróciła się do Levy. – Ja też to słyszałam. Mira wspominała, że myśleli, aby pobrać się za miesiąc zanim brzuszek stanie się widoczny. Myślę, że powinni porozmawiać, Grandeeney-san (Porlyusica). Słyszałam, że prowadziła ciąże, Bisci.
- Ja też myślę, że to dobry pomysł. No dobrze. Jesteście już zmęczone i zrobiło się bardzo późno. Idźcie spać. – Pogoniła ich McGarden. – Ja pozmywam.
- Dziękuje Levy. Choć Wendy. – Kotka przyjrzała się dziewczynce marszcząc brwi. – Ty już ledwo widzisz na oczy.
- Ale…
- Idź już Wendy. Poradzę sobie. – Popędziła ją Levy.
- Um, no dobrze. Dobranoc Levy-san.
- Dobranoc.
                        Po chwili znowu zrobiło się cicho i spokojnie. Dziewczyna zmyła naczynia, po czym oparła się o zlew i zamknęła oczy. Głęboko nabrała powietrza głośno je wypuszczając. Mira i Freed zakładają rodzinę, a sama Strauss jest w ciąży. I jeszcze to, co się stało przed powrotem dziewczyn. Księga Przeklętej była czymś zupełnie nowym i niespotykanym. Zorientowała się, że uczucie, które ogarnęło jej ciało to ekscytacja. Kod, zagadka i brak możliwości jakiejkolwiek podpowiedzi… Wszystko będzie musiała zrobić sama. Podobało jej się to. Wyzwanie i będzie musiała zachować to wszystko w ścisłej tajemnicy. Nie sam fakt, ale to, co robi i co odkryje.
                        Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Zapowiadało się zabawnie.

---------------------------------------------------------------------------------------

                        Juvia jęknęła i z trudem dźwignęła się z łóżka. Odkąd dołączyła do Fairy Tail prawie zawsze miała pod ręką aspirynę i butelkę wody mineralnej oraz w jej pokoju zawsze stał jej ulubiony kubek. Szybko skorzystała z tych wszystkich rzeczy z cierpieniem czekając aż tabletka się rozpuści, po czym z ulgą napiła się chłodnego płynu. Zupełnie nie pamiętała, co się wczoraj działo! Ostatnie jej wspomnienie dotyczyło wylewnego pożegnania z Lucy… chyba. W jej wspomnieniach jeszcze dość często przewijała się Cana, co z resztą tłumaczy kaca. Ugh! Jej głowa!
                        Cała śmierdziała alkoholem. Musiała natychmiast wziąć porządny prysznic. Zebrała wszystkie przybory do mycia i najszybciej jak na jej możliwości ruszyła w stronę łazienki. Po drodze zauważyła właśnie wychodzącą z pokoju Evergreen, która zrobiła duże oczy widząc Lockser.
- Dzień dobry. – Dziewczyna nawet wymusiła na twarzy mniej więcej szczery uśmiech, chociaż w głowie nadal jej łupało. Przynajmniej ból był, choć trochę mniej intensywny.
- Juvia…? – Wyjąkała zaskoczona brązowowłosa. – Nie piję już więcej. – Usłyszała jeszcze niebieskooka, ale postanowiła to zignorować sądząc, że dziewczyna po prostu też czuje ten sam ból, co ona.
                        Raźnie weszła do łazienki i zaczęła rozkładać swoje przybory do mycia oraz naszykowała ubranie. Spojrzała jeszcze tylko w lustro, aby zobaczyć jak bardzo po niej widać wczorajsze szaleństwo. Wtedy doznała chwili zawieszenia i gdy do jej umysłu dotarło znaczenie tego obrazu z jej gardła wydobył się głośny pisk.


- Oj, Juvia… Nie jest aż tak źle… Poza tym to pewna odmiana prawda? – Spróbowała ją pocieszyć McGarden delikatnie dotykając jej ramienia.
                        Wszystkie mieszkanki Fairy Hills zebrały się w salonie już poratowane aspiryną oraz po porządnej dawce kawy (i małej pomocy Smoczej Zabójczyni). Powodem ich zebrania była zrozpaczona Lockser, która spróbowała ich zatopić wylewając z siebie potok łez. Przez to ich łazienka była teraz istnym polem minowym albowiem jeden nieostrożny ruch i lądowało się w kałuży.
- Zobacz tylko na włosy Juvii! Jej piękne włosy! – Dziewczyna znowu szykowała się do kolejnego potoku.
                        Cóż… Levy, Wendy i Carla pamiętały jej wczorajsze mamroty o zakładzie. Wyglądało na to, że przytroczona alkoholem po kolejnym przebudzeniu jednak bardzo przyłożyła się do wygranej. Cana zdradziła, że wszystko, co było potrzebne kupiły w jednym z całodobowych sklepów i Juvia przemyciła to na górę tylko nikt nie potrafił stwierdzić jak. Faktem jednak było, że niebieskie włosy Lockser przybrały kolor mlecznej czekolady.
- Ten efekt trwa tylko trzy tygodnie. Potem już nie będzie po śladu po tej farbie. Wytrzymasz tyle. – Racjonalnie stwierdziła Erza. – Farba jest magiczne i chodzi w niej o iluzję koloru, dlatego też nie zniszczy twoich włosów.
- Ale… Ale… Jak Juvia wygląda?! To straszne!
- Wyglądasz bardzo dobrze, a w brązie nie każdemu jest do twarzy. – Mówiąc to Eve odrzuciła własne pasma do tyłu.
- Tak myślisz? – Chlipnęła Juvia.
- Oczywiście, że tak! Nie martw się Juvia-san! – Powiedziała Wendy i została bezdyskusyjnie poparta przez resztę.
- No dobrze… Ale skoro Juvia zmieniła kolor włosów to zmieni też i swój strój! – Z zaciśniętymi pięściami dziewczyna podniosła się z kanapy, a następnie pognała na górę.
- Mam do tego złe przeczucia… - Levy powiedziała na głos to, co wszystkim przyszło do głowy.

-------------------------------------------------------------------------------

                        Wziął łyk zimnego piwa czując jak zdecydowaną zmianę temperatury. Zrobiło się nagle bardzo ciepło i nic nie zapowiadało, aby to miało się zmienić. Chłopak westchnął i spojrzał na rozbawionych magów. Zbliżało się południe, ale nie było w tym nic dziwnego szczególnie po wczorajszym świętowaniu. Dobrze, że Erza pozbawiła go przytomności już w połowie imprezy, choć niezbyt wiedział, czym zawinił. Widząc jednak stan towarzystwa, które zostało do końca to naprawdę się z tego cieszył.
- Coś jeszcze Gray? – Spojrzał na barmankę i zmarszczył brwi.
- Nie, dzięki. Nie powinnaś odpoczywać? Jesteś w ciąży. – Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła.
- Wiesz ile osób mi to już mówiło? Diabełek może i nie pozwala mi na wszystko, ale nadal mogę pracować i to jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy. – Strauss z czułością zerknęła na swój brzuch i przykryła go dłonią. – Lubi rozrabiać, ale w gruncie rzeczy na wiele mi pozwala.
- Diabełek? – Fullbuster powtórzył ze zdziwieniem ten pieszczotliwy zwrot.
- Ach… - Białowłosa zachichotała. – Na razie jest Diabełkiem. Nawet nie wiem czy będzie chłopcem czy dziewczynką. Jest na to o wiele za wcześnie.
- Wy kobiety jesteście dziwne… - Westchnął czarnowłosy znowu racząc się alkoholem.
- Kiedy dowiesz się, że już niedługo będziesz mógł trzymać małą istotkę która będzie częścią ciebie i osoby którą kochasz będziesz wiedział jak to jest. To naprawdę wspaniałe uczucie. – Mira pogładziła brzuch, a czarnowłosy trochę zmieszał się widząc tak bezinteresowną i prawdziwą miłość wymalowaną na jej twarzy. Po chwili dziewczyna uniosła wzrok i zamrugała. – Przepraszam, to po prostu wspaniałe uczucie. Kiedyś zrozumiesz.
- Nie sądzę. Nie bawią mnie ani związki, ani pieluchy, rzygi i ciągły płacz. – Burknął chłopak i wcale nie spodobało mu się spojrzenie dziewczyny.
- Kiedyś zmienisz zdanie, zaufaj mi. – Strauss mrugnęła, po czym podeszła do Macao i Wakaby, którzy chyba nie chcieli jej zawracać głowy, ale chętnie napełniliby z powrotem kufle.
- Gadanie… - Mruknął Gray odwracając się z powrotem w stronę środka gildii i kontynuując obserwację.
                        Z Natsu już się zdążył pobić. Dwa razy. Kolejny raz już mu się nie chciało. Poza tym Płomyczek i tak zajął się Lucy i Hitomi. To on już bardziej pasował do roli ojca, chociaż był skończonym idiotą. Świat zasranych pieluch, ciągłego ryku w środku nocy, rzygania gdzie popadnie… Ten kretyn poradziłby sobie o wiele lepiej niż on. Nawet, jeżeli Gray kiedykolwiek miał zamiar związać z kimkolwiek (a na tą chwilę to zupełnie nie była jego bajka), jeżeli jakiś bachor już musiał się pojawić to bliżej jego trzydziestki, kiedy może nie będzie mu już to tak bardzo przeszkadzało. Nie sądził jednak, że wytrzymałby z jakąś laską na tyle długo, aby było to możliwe. Spotykał się już kiedyś z kilkoma i wiedział już, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Wszystkie były kłopotliwe.
                        Nowe źródło hałasu właśnie zawitało do gildii. Dziewczyna z Fairy Hills chyba wreszcie poczuły się na siłach wrócić do budynku. Z tego, co słyszał to bez pomocy małej uzdrowicielki nie powinny być w stanie funkcjonować przez najbliższy dzień, ale reszta była równie pijana, albo prawie równie, co one, więc ich zeznania były raczej mało wiarygodne. Chyba większość z dam postanowiła zbliżyć się do Miry powoli witając się ze wszystkimi. Zauważył, że Lucy i Hitomi też postanowiły to zrobić widząc zamiar dziewczyn, a Natsu chyba zaczął się kierować w jego stronę.
                        Wtedy zauważył dziewczynę o falowanych brązowych włosach, która właśnie znalazła się niedaleko niego jednak odwrócona tyłem. Miała na sobie granatową sukienkę do kolana z białymi falbankami u dołu. Odwróciła się właśnie w stronę, Natsu który zauważając ją zrobił to samo.
- Oi! Cześć Juvia! – Chłopak zrobił minę myśliciela. – Wyglądasz inaczej…
                        Gray wiedział, że ten idiota nie należy do najbystrzejszych, ale chyba nie był aż takim debilem. Przecież dziewczyna nawet ubierała się zupełnie inaczej i przede wszystkim miała niebieskie włosy, a nie brązowe. Jak ten debil mógł tego nie zauważyć?! Nie usłyszał odpowiedzi, ale różowowłosy widać zawiesił się na moment, a dziewczyna kontynuowała wędrówkę do jedynego wolnego stołka, czyli obok niego. Resztę podebrały dziewczyny, które postanowiły napaść na biedną Strauss.
- Dzień dobry, Gray-sama! – Zaświergotała dziewczyna siadając obok niego i wreszcie pokazując mu swoją twarz. Wcześniej albo zasłaniali ją łażący magowi, albo też akurat odwracała się do niego tyłem.
                        Zakrztusił się i rozkaszlał usilnie próbując usunąć alkohol z płuc. Przestraszona dziewczyna natychmiast zaczęła z okrzykiem „Gray-sama!” klepać go po plecach. Wyglądała zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj. Włosów (brązowe do cholery!) już nie ułożyła w te durne loki, ale spływały falą tak jak tamtego dnia u niego w domu. Mała też na głowie srebrną opaskę (może z motylem? Nie był pewien). Granatowa sukienka była prosta i ozdobiona jedynie białą koronką u dołu (jak już wcześniej wspomniał) i u góry dookoła okrągłego dekoltu. Oprócz tego wokół pasa miała zawiązaną białą wstążkę z kokardką z prawej strony.
- Gray-sama? – Spytała dziewczyna, gdy wreszcie się uspokoił.
- Co ty żeś zrobiła z włosami? – Idiota! Debil! Widząc minę Lockser natychmiast pożałował tego pytania.
- Nie podoba się Gray-samie?
- Nie, to nie tak! – Zaczął gorączkowo myśleć jak ma to naprawić. Nie chciał jej przecież zrobić przykrości już na dzień dobry! Erza go zabiję! – Tylko… Wyglądasz inaczej niż zwykle. Po prostu nie jak ty. I nie wyglądasz w nich źle… – Chyba… Chyba się udało.
- Naprawdę? Dziękuje, Gray-sama! – Lockser pochyliła się gwałtownie jakby miała zamiar się na niego rzucić, ale nagle zatrzymała się w pół drogi i zaczerwieniła. – Juvia przeprasza. Stare przyzwyczajenia. – Dziewczyna pokręciła głową i wróciła sprzed stanu tego nagłego wybuchu wdzięczności.
- Juvia wie, że się trochę zmieniła. Cana powiedziała jej, że wczoraj się z nią założyła i chyba Juvia postanowił wygrać ten zakład. – Niebieskowłosa potarła ręką po drugim ramieniu czując zakłopotanie. – Ten kolor nie pasował zupełnie do poprzedniego stroju Juvii, więc Juvia na razie go zmieniła. – Czy mu się tylko wydawało czy ona się zarumieniła?
- Juvia?! Ojej! Co się stało z twoimi włosami? – Tina z Black Swords nagle pojawiła się obok nich i złapała zaskoczoną Lockser za rękę. – Później poflirtujesz. Idziemy.
- Ale…! – Dziewczyna pokryła się czerwienią, ale i on sam poczuł dziwne pieczenie na policzkach. Natychmiast odwrócił się w stronę baru kryjąc twarz w kuflu piwa. Nie flirtował! Był ciekawy!
                        Nie minęła sekunda a obok niego na stołek zwalił się różowowłosy. Sam dzierżył własny kufel w dłoni, a na jego twarzy widniał uśmiech zapowiadający kłopoty. Co tym razem?
- Czego chcesz, Płomyczku? Lucy cię rzuciła?
- Ciszej, Lodówko! – Smoczy Zabójca rozejrzał się wokół spięty, ale gdy stwierdził brak podsłuchów natychmiast się zrelaksował.- Jeżeli się dowie, że wiesz to mnie zamorduje.
- Jesteś sam sobie winien. Wiesz, że baby to tylko kłopot szczególnie te z Fairy Tail.
- To, dlaczego ciągle świecisz oczami za jedną z nich?
                        Mordercze spojrzenie powinno położyć Dragneela w ciągu sekundy jednak on nadal siedział sobie wesoło na krześle szczerząc się szeroko. W wyobraźni Graya umierał jednak w długich i bolesnych męczarniach.
- Pilnuj lepiej własnej dziewczyny, bo ktoś ci ją zabierze. – Warknął wreszcie cicho.
- Czy to groźba? – Spytał wolno różowowłosy spinając się na całym ciele.
- To zależy jak bardzo mnie wkurzysz.
- To… - Chłopak zamilkł nagle i warknął. – Nie drażnij się zemną na ten temat.
                        To zupełnie zaskoczyło Fullbustera. Spodziewał się kolejnej walki, a tutaj niespodzianka. Ciekawy był, co skłoniło Salamandra do nie prowokowania bójki, ale zdecydowanie było to związane z pierwotnym celem ich rozmowy. Jego reakcja na myśl, że ktokolwiek może zacząć zarywać do blondynki była gwałtowniejsza niż myślał.
- Ale cię wzięło. – Fullbuster pokręcił głową. – Nie wiem, co ty w tym widzisz.
- A co ty widzisz w Juvii?
- Nic. Zachowuje się nie jak ona, to dziwne. Chce wiedzieć, kiedy się zacznie mnie znowu prześladować. – Prychnięcie Smoczego Zabójcy było aż nazbyt wymowne. – Co ci znowu nie pasuje?!
- Nic. – Różowowłosy szybko zmienił temat. – ChcężebyśrazemzErzązabraliHitominamisję. – Powiedział na jednym wdechu.
- Co?
- Chcę żebyś zabrał Hitomi na misję razem z Erzą. – Powtórzył. – Na tą misję. – Chłopak podsunął mu kartkę.
                        Proste zadanie, dość daleko, ale dobrze płatne. Mała grupka złodziei zajmująca się rabunkiem karawan różnych kupców przejeżdżających w pobliżu Miasta Rosa utrzymującego się z handlu. Przede wszystkim nie chcą rozgłosu, aby nie stracić wszystkich czynników wpływających na zapełnianie sejfu miasta. Złodzieje nie są nawet magami, ale za to potrafią „wyparować” w jednej chwili. Nie są niebezpieczni ani nazbyt agresywni i unikają walki próbując natychmiast uciec z miejsca zbrodni.
- Jesteś pewny, że chcesz ją z nami posłać na taką misję? A co na to Lucy? I dlaczego ani ty ani Lucy nie chcecie pojechać z nami? – Mężczyzna nieufnie spojrzał na Dragneela.
- Lucy chciałaby zobaczyć czy Hitomi poradzi sobie na takiej misji i to bez jej nadgorliwej opieki, a ja zostanę, aby ją powstrzymać przed szaleńczą pogonią za wami. Dobrze by było gdybyście wzięli też Wendy.
- Erza się zgodzi? – Spytał się Gray, a Smoczy Zabójca obejrzał się na chwilę przez ramię.
- Już to zrobiła. – Powiedział z uśmiechem. – To jak? – Spytał, Natsu, ale Mag Lodu już nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią.
- Zrobię to, Płomyczku.

----------------------------------------------------------------------------------

- Bart! Bogini! Widziałem! – Wybełkotał barczysty facet zataczając się w stronę drugiego wartownika. Wskazał w stronę lasu. – Tam była! Taka nieziemska!
- Ty skończony durniu! – Warknął mężczyzna o imieniu Bart łapiąc pijaka za jego koszulę i ciskając nim w tył tak, że facet zatoczył się i upadł na ścianę. – Myślisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę?! Nie zamierzam kryć cię przed szefem, na to nie licz!
                        Odetchnęła bardzo powoli schowana za drzewem nie słuchając już tyrady Barta. Ostrożnie rozejrzała się wokół siebie, a gdy uznała, że nikt jej nie widzi wtedy dopiero zmusiła swe wodne ciało do ruchu. Zniknęła między drzewami coraz bardziej oddalając się od cytadeli. Bezszelestnie poruszała się po nierównym terenie aż dobiegła do miejsca gdzie czekali jej towarzysze. Przykucnęła przy nich przybierając swoją oryginalną postać.
- Co ustaliłaś? – Spytał, Redfox patrząc uważnie na niebieskooką.
- Siedemnastu wartowników. Czterech na wieżach, czterech na murach i po dwóch na dole po każdej stronie pod murami oraz dodatkowy przy bramie. Juvia rozpoznała Barta, Dona, Rexa, Piłę, Sarę i Anne. Najlepiej będzie zacząć od wschodu. Juvia widziała, że wartownik, który patroluje pod murami z Bartem jest pijany, a ten, kto pilnuje murów zrobił sobie drzemkę.
- Więc trzeba będzie załatwić tylko Barta? Gihi! Kiedyś był dość silny. – Gajeel uśmiechnął się drapieżnie.
                        Tym razem misja nie miała być jedną z tych prostych. To było specjalne zadanie. Spora część członków Phantom Lorda nie porzuciła przestępczej działalność formując nową gildię – Phantom King. Przez wiele lat była to bardzo mała jednostka kryjąca się w opuszczonej twierdzy, ale ostatnio stawali się coraz śmielsi i gwałtownie urośli w siłę. Mistrz wezwał do siebie Gajeela i Juvię jedynie, aby uzyskać od nich informacje. Namówili go jednak żeby pozwolił im samym pójść na misję (nie licząc Liliego, który zawsze towarzyszył Redfoxowi). Makarov w końcu zgodził się na to i kilka godzin później już wsiadali do pociągu zmierzającego do miasta położonego najbliżej cytadeli. Do kolejnego miasteczka dostali się już powozem, a stamtąd już piechotą dotarli do lasu okalającego twierdzę.
- Lili, będziesz osłaniać nas z góry, ale najpierw upewnisz się czy wartownik na górze śpi i czy aby na pewno się nie obudzi, Juvia unieszkodliwi pijaka, a ja się zajmę Bartem. Będziemy się poruszać murami w prawo po kolei ich unieszkodliwiając. Zmiana warty najwcześniej powinna być za dwie godziny.
- Zaczynamy. – Lili rozwinął skrzydła i poleciał, aby wypełnić swoją część zadania.
- Juvia będzie go osłaniać.
                        Ciało dziewczyny zmieniło się w wodę, a ona sama pobiegła z powrotem do cytadeli. Ten, kto ją widział nie mógł się dziwić pijakowi, że uznał ją za boginię. W tamtej chwili zupełnie nie przypominała człowieka. Wytrenowała to w samotności sprawiając, że teraz stała się szybsza, silniejsza i cichsza. Rzeczywiście wcześniej już potrafiła zmienić swoje ciało w wodę, ale na krótko lub musiała czerpać siłę ze znajdującej się w pobliżu wody, teraz wytrzymałaby paręnaście-parędziesiąt godzin.
                        Ukryli się w linii drzew czekając aż Lili da im znak. Exceed stanął na murze i zamachał, a oni w jednej chwili ruszyli.  Dziewczyna natychmiast użyła Water Lock, a Gajeel zaatakował buławą. Nie minęła nawet minuta, a przeciwnicy zostali unieszkodliwieni.
- Juvia, jest szansa żeby się rozpadało? – Spytał czarnowłosy związując wartowników i kneblując ich sznurami z worka, który miał zarzucony na ramię.
- Juvia już mówiła, że nie może ingerować w pogodę. – Powiedziała Deszczowa Kobieta zaplatając dłonie na piersiach, ale po chwili uśmiechnęła się. – Dobrze, że za jakiś dzień i tak miało się rozpadać. Juvia tylko troszeczkę to przyspieszy…
                        W czasie, gdy kot przyleciał ze swoją ofiarą, a Gajeel przywiązał ją do reszty, Juvia z zamkniętymi oczami skupiła się na deszczu oraz chmurach. Tak jak kiedyś po prostu otworzyła się na nie, a one natychmiast same ruszyły w jej stronę. Po chwili krople deszczu zalały cały krajobraz.
                        Lili zabrał na górę Gajeela, a Juvia wystrzeliła się za pomocą wody. Ich kolejny przeciwnik nawet nie zdążył odwrócić się w ich stronę by zobaczyć nokautującego go Redfoxa. Jego też związali i ruszyli dalej. Działając po kryjomu szybko eliminowali kolejnych wartowników. Ich celem było jak najdłuższe nie wszczęcie alarmu z jak największą liczbą unieszkodliwionych. Strażnicy powinni zjawić się za jakieś trzy godziny, aby zabrać wszystkich. Musieli się sprężyć.
- Gotowa? – Gajeel spojrzał na dziewczynę, gdy już stanęli przy oczyszczonej bramie. Lockser miała zrobić infiltracje najbliższych pomieszczeń. Nie wiedzieli, kto tam będzie i jak silni będą następni przeciwnicy.
- Hai. Juvia da wam znać.
                        Dziewczyna wślizgnęła się do środka i rozejrzała ostrożnie. Z któregoś z dalszych pomieszczeń dobiegał stłumiony hałas. Wyglądało na to, że część magów zrobiła sobie imprezę. Niedobrze. Większość pomieszczeń była pustych, a resztę zajmowali zupełnie nieprzygotowani na atak magowie. Juvia zmarnowała już na to zbyt dużo czasu. Ostrożnie cofnęła się przebiegając zapamiętanymi korytarzami i mijając szerokim łukiem patrolującym budowlę magów. Jako woda przecisnęła się przez bramę i przybrała ludzką postać przed towarzyszami.
- Juvia myśli, że nie obejdzie się bez walki. Sporą część będzie można załatwić po cichu, ale w dalszej części jest impreza.
- No to trzeba będzie obić parę gęb. Gihi! – Redfox zacisnął dłoń na pięści.
- Gajeel-kun! To byli członkowie naszej gildii. – Zganiła go dziewczyna. – Chyba nie chcesz załatwić ich sam?! Juvia też chce z nimi walczyć!
- Jeśli jakiś złapiesz…
- Gajeel-kun!
- Ciszej bądźcie, albo cały plan na nic. Idziemy. – Lili zmierzył ich niezadowolonym spojrzeniem, po czym pierwszy ruszył do środka.
                        Juvia tylko spojrzała na Redfoxa spod byka i zrobiła to samo, ale Smoczy Zabójca tylko zachichotał. Dość szybko uwinęli się z unieszkodliwianiem przeciwników. Tylko, że teraz spotkali raptem pięć znanych im osób. Wchodząc w głąb fortecy odkryli, że ta ich impreza nie jest w cale tak cicha, więc wyeliminowanie reszty znajdującej się w pokojach lub na korytarzach nie było problemem. Została im godzina dwadzieścia i weszli właśnie do ostatniego pomieszczenia oprócz tego gdzie odbywała się zabawa. Gabinet mistrza, ale na szczęście pusty. Widocznie szef balował.
- Gajeel-kun, ubezpieczaj nas. – Poprosiła dziewczyna zabierając się za przeglądanie dokumentów.
                        Jedna ze znalezionych ksiąg była bardzo interesująca. Zawierała dokumentacje wszystkich członków gildii także z różnymi ciekawostkami. Dziewczyna przejrzała jeszcze listy, które otrzymał mistrz. Większość zleceń dotyczyło zabójstw lub porwań. Juvia skrzywiła się z obrzydzenia, nawet Porla tego nie robił, a przynajmniej w nie tak hurtowych ilościach.
- Zobaczcie. – Lili przywołał ich do siebie.
- Co to ma być do cholery. – Warknął chłopak patrząc na kolejną z ksiąg, a raczej dziennik.
                        Byli tam opisani wszyscy byli członkowie Phantom Lorda razem z tym, co robili od czasu zlikwidowania ich gildii, aż do teraz, jednak ich przeszłość także była wspomniana. Jeżeli się z kimś związali także pojawiała się informacja o ich partnerach, ale też i o dzieciach. Były tam dane o mocy magicznej i o tym czy maluchów nie trzeba by było oddać na „szkolenie”. Na szczęście to nadal było w planach i na razie mistrz tylko wszystko przygotowywał w teorii.
- To chore… - Jęknęła dziewczyna.
- Zobaczcie tu jest o Gajeelu. – Zauważył exceed i wskazał o całych dwóch stronach poświęconych chłopakowi.
- Nie znalazł nic o twojej przeszłości… „Arogancki dupek nieznający słowa współpraca. Brutalny i żądny krwi. Bardzo duża przydatność do wielkości zadać w naszej gildii. Status: jeszcze nie zrekrutowany/zaginiony…” – Przeczytała Lockser i spojrzała na przyjaciela. – Nie ma tu nic od naszego pobytu na wyspie.
- Taa… Poszukaj Juvii – Polecił kotu.
- Już się robi. – Pantherlili szybko przewertował kilka stron, po czym się zatrzyma na jednej z nich. – Chyba ktoś za tobą nie przepada, Juvia…
- Uh… Juvia też tak sądzi…
- O cholera. Ale się ktoś rozpisał. Komu ty tak nadepnęłaś na odcisk, co?
- Juvia nikomu nie nadepnęła na odcisk! – Dziewczyna pokryła się rumieńcem. – No, może było kilka osób…
                        Chłopak roześmiał się, a niebieskooka obraziła na niego zawiązując ręce na piesi i odwracając do niego tyłem. Exceed przez chwilę przyglądał im się pobłażliwie i jeszcze raz spojrzał na strony poświęcone dziewczynie, gdy jego wzrok przykuło jedno zdanie.
- Hej, powinniście to zobaczyć…
- „Zniszczyć za wszelką cenę…” Ale Juvia nie rozumie! Przecież Juvia nie zrobiła nikomu nic aż tak złego! – Zawołała dziewczyna obracając w stronę swoich towarzyszy. – Dlaczego ktoś chce zrobić coś takiego Juvii?!
- Nieważne. Szukajmy dalej. Może dowiemy się coś o tym całym mistrzu. – Zaproponował Pantherlili, a reszta przytaknęła.
                        Gajeel znowu stanął na czatach, a reszta zajęła się ponownym przeszukaniem. Nie było już dużo więcej do roboty. Znaleźli jeszcze kilka ksiąg z zamieszczonym podstawowym opisem kilku silniejszych magów, przy których mistrz zaznaczył, że mogą sprawić problemy ich gildii. Oprócz tego już nic. Zrezygnowana już Juvia podeszła do znaku Phantom King wymalowanego na jednej ze ścian i zauważyła jakby pęknięcie z jednej strony. Nacisnęła, a płytki ustąpiły powołując mechanizm do życia. Z odgłosem przesuwanych kamieni obok niej otworzyło się przejście.
- Juvia? Co się stało? – Obok niej pojawił się Lili, a zaraz potem Gajeel.
- Juvia nie wie… - Niebieskooka dotknęła lekko ściany, a następnie zrobiła krok na schody prowadzące w dół ukrytego przejścia. – Juvia idzie to sprawdzić.
- Jesteś pewna? Te przejście jest małe. W razie kłopotów będziesz przez chwilę musiała liczyć na siebie.
- Juvia zaraz wraca. – Powiedziała tylko dziewczyna i zeszła na dół.
                        Schodziła dość długo krętymi schodami, aż dotarła do miejsca, którego zupełnie się nie spodziewała, choć właściwie to mogła. Lochy. Z tego, co zauważyła to puste. Przeszła ostrożnie między celami ze wstrętem przyglądając się zaschniętej krwi na kamieniach. Wtedy jej wzrok przykuł drobny ruch. Prawie ją przeoczyła. Dziewczynkę skuloną za pryczą. Widać było jak drży napinając wszystkie mięśnie. Była bardzo chuda i w siniakach.
- Uważaj. Zaraz Juvia cię uwolni. – Powiedziała Lockser, a dziewczynka zamarła. - Water Slicer!
                        Metalowe pręty natychmiast ustąpiły pod wpływem magii niebieskookiej. Członkini Fairy Tail natychmiast podbiegła do więźniarki i tym samym zaklęciem, ale już o mniejszej sile rozcięła kajdanki na jej rękach i nogach.
- Nic ci nie jest? Możesz chodzić?
- Czy to już koniec? – Spytała dziewczynka unosząc wzrok. – Ona już tu nie przyjdzie?
- Tak, już teraz jesteś bezpieczna. Juvia tego przypilnuje. – Na słowa Lockser dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
                        Więźniarka miała z trzynaście lat na pierwszy rzut oka, ale musiała być starsza. Miała jasnobrązowe, brudne włosy z przydługą grzywką zakrywającą niezwykłe oczy. Oczy, które Juvia już kiedyś widziała jak jeszcze była w Phantom Lordzie. Widziała je tylko raz u kobiety i dziewczynki – rodziny, któregoś z członków ich gildii. Pamiętała nawet imię dziecka, cały tamten dzień pamiętała z każdym szczegółem.
- Chigiru…
- Znasz mnie? – Spytała dziewczynka, ale niebieskooka tylko pokręciła smutno głową.
- Juvia należała kiedyś do Phantom Lorda.
- Aha… Tak jak tata… Zabierzesz mnie stąd?
- Hai.
                        Wolno skierowały się na górę. Dziewczynka była bardzo słaba. Widać było, że ruch sprawia jej ból, ale nie narzekała i spokojnie szła dalej. Gdy tylko pojawiły się w gabinecie Juvia zarządziła ustawienie krzesła, a Lili zaoferował przyniesienie jednej z butelek wody, które widział pod ścianą w kartonie. Chigiru łapczywie wypiła zaoferowaną jej wodę wylewając część na swój strój, który nawet już nie mógł być nazywany sukienką. Juvia w tym czasie pokrótce wyjaśniła, co się działo na dole i skąd zna imię dziecka.
- Juvia zwróciła uwagę na to, że Chigiru mówiła o mistrzu „ona”.
- To może powie nam jak się nazywa. – Po słowach Redfoxa cała trójka spojrzała na uważnie obserwującą ich dziewczynkę.
- Powiem wam wszystko, co wiem. Nie jest tego dużo, ale zrobię, co mogę.
- Mów.
- Gajeel-kun. – Zganiła go Juvia i zwróciła się w stronę dziewczynki. – Nie będziemy się do niczego zmuszać. Zrobisz, co zechcesz.
- Nic nie szkodzi i tak miałam… - Dziewczynka nagle zatrzymała spojrzenie na Redfoxie. – Powiem, co wiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – Spytał, Lili.
- Chcę żebyście zabrali mnie do swojej gildii i pozwolili porozmawiać z mistrzem.
- W jakim celu? – Warknął czarnowłosy mierząc dziewczynę nieufnym spojrzeniem.
- Chcę prosić go o dołączenie. Jesteście Fairy Tail, prawda? To wasza gildia nie porzuca swoich?
- Tak, to my. Oczywiście, że pozwolimy ci porozmawiać z Mistrzem. Juvia obiecuje. – Powiedziała dziewczyna i nawet Redfox nie prychnął jak to miał w zwyczaju. Zastanowiło go pytanie Chigiru.
- Dobrze. – Dziewczynka wolno kiwnęła głową. – Wierzę ci. Nie wiem zbyt wiele i większość informacji jest sprzed trzech lat… - Chigiru zawahała się.
- Opowiedz nam na razie tylko o mistrzyni. – Powiedział Lili, a dziewczynka posłała mu wdzięczny uśmiech.
- Hai. Jest założycielką Phantom King. Stworzyła tą gildię rok po upadku Phantom Lord i aż do tego roku bardzo uważała, aby nie wyszła na jaw żadna informacja o niej. Jest szalona. Ma nawet takie księgi…
- Widzieliśmy je. – Przerwał jej Gajeel. - Jak się nazywa?
- Reven. – Po tym jednym słowie nagle zapanowała chwilowa cisza.
                        Redfox ryknął śmiechem, a Juvia cała się spięła zaciskając ręce w pięści i mierząc go mrocznym spojrzeniem. Tylko Lili był zupełnie zdezorientowany i spoglądał raz na jednego z towarzyszy, a raz na drugiego.
- Nic dziwnego, że się o tobie tak rozpisała! Ta pierdolnięta suka miała świra na punkcie pokonania cię!
- I przespania się z tobą. – Mruknęła dziewczyna i tym razem to ona uśmiechnęła się, gdy on spiorunował ją spojrzeniem.
- Dzięki, Młoda. Teraz wiemy, z kim mamy do czynienia. – Redfox potargał dziewczynkę po włosach. – Lili, popilnujesz jej?
- Jasne. Zostało nam jakieś czterdzieści pięć minut. Pospieszcie się.
- Reven jest Juvii! – Powiedziała dobitnie dziewczyna i wybiegła z gabinetu.
- Teraz zacznie się rozróba! Będzie głośno. Gihi! – Gajeel podążył za swoją przyjaciółką.
                        Już od połowy drogi słychać było, że dziewczyna dobrze się bawi. Chyba już dotarła na tamtą imprezę, bo muzyka nagle ucichła za to krzyki były aż nazbyt wymowne. Wpadł przez drzwi zamieniając się z dwójką magów, których strumień wody wypchnął pomiędzy framugami. Dziewczyna zmieniona w wodę po kolei usuwała wszystkich napotkanych przeciwników. Reven nigdzie nie było widać. Gajeel stworzył buławę i przyłączył się do zabawy. Magowie byli naprawdę różnorodni zarówno pod względem wieku, wyglądu oraz magii. Nie byli aż tak silni, ale było ich cholernie dużo!
            - Gajeel-kun! Połącz z Juvią ataki! Usuniemy ich za jednym razem! – Zawołała go dziewczyna.
- Zaczynamy! – Chłopak przedarł się do niej i stanął przy jej boku.
- Water Cyclone!
- Ryk Żelaznego Smoka!
                        Odłamki żelaza uderzyły w wodny wir łącząc się z nim i jeszcze bardziej go przyspieszając. Woda otoczyła Gajeela i Juvię porywając wszystkich innych za sobą i rzucając nimi o ścianę przy okazji raniąc ich odłamkami. Przed przybyciem Lockser te miejsce naprawdę przypominało bar jednak teraz wszystko było zniszczone. Nie było miejsca na podłodze, którego nie zajmowałyby kawałki roztrzaskanego drewna albo nieprzytomni magowie. Nie mówiąc już o tym, że wszędzie było pełno wody.
- Juvia myśli, że teraz przypomina to trochę Fairy Tail… - Lockser zachichotała przybierając na powrót swoją właściwą postać.
- Taa, jeszcze tylko brakuje wkurwionego Mistrza…
- Czyżbyście mnie szukali? – Powiedział głos od strony drzwi.
                        Zmieniła się, ale nic dziwnego. Gdy ostatni raz ją widzieli miała dwadzieścia lat, a teraz już podbiegała pod trzydziestkę. Prawa strona jej twarzy miała nierówne blizny po poparzeniu, jednak to, co je spowodowało oszczędziło jej oko, dlatego też mogła patrzeć na nich obydwoma brązowymi tęczówkami bez wyrazu. Ciemnofioletowe włosy miała zaczesane do tyłu w ciasnego koka. Nosiła błękitną bluzkę bez rękawka z dekoltem w stylu królowej Anny i do tego eleganckie granatowe spodnie. Jej niebieskie szpilki rytmicznie stukały o podłogę w miarę jak się do nich zbliżała. Przystanęła jednak z siedem metrów od nich przybierając dość wyzywającą pozę.
                        Juvia pamiętała ją, jako dziewczynę uwielbiającą sukienki do kolan albo przynajmniej spódnice i to zawsze z morskim motywem. We włosach zawsze miała kilka błękitnych pasemek, a na twarzy kpiący i pełen wyższości uśmiech. Dużo flirtowała i przespała się z prawie wszystkimi najsilniejszymi magami z Phantom Lorda. Zawsze można było odczytać to, co czuje.
- Reven. – Warknął czarnowłosy.
- Och, to ty Redfox-san. Widzę, że jesteś dużo silniejszy niż kiedyś. Taka moc… - Kobieta oblizała wargę. – Nie rozumiem, dlaczego się trzymasz z tymi muszkami. Wiem, że zawsze pociągała cię potęga. Dam ci ją, jeżeli się do mnie przyłączysz. Dam ci to i więcej… - Reven przesunęła dłonią po swoim dekolcie. – Razem bylibyśmy niepokonani…
- Och, przestań już pieprzyć! – Juvia spiorunowała spojrzeniem przeciwniczkę zanim zrobił to Smoczy Zabójca.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać, dziwko?! – Wrzasnęła kobieta i wycelowała w Lockser dłonią. – Myślisz, że kim jesteś?! Brudna mała kurwa nie wie gdzie jej miejsce?! – Jej nastrój zmienił się błyskawicznie. To trochę zaskoczyło magów.
                        Z ręki Reven trysnęła wrząca woda. Dziewczyna wiedziała, że nie da rady zatrzymać jej ataku, ale mogła ją zmylić. Użyła całego swojego opanowania, aby uczynić wodę jak najchłodniejszą, a następnie ustawiła tarcze wyglądającą na bardzo słabą i taka też była. Jednak zimna woda miała inne zadanie niż spodziewała się Reven. Juvia wiedziała, że Gajeel spróbuje ją odepchnąć, dlatego zderzyła się z nim w pół drogi otaczając ich bardzo szybko wirującą kopułą. Strumień zderzając się z zimną wodą stworzył parę, a kopuła jedynie zepchnęła na bok zbyt mocno uderzający atak. Cytadela zatrzęsła się, gdy o ścianę uderzyła magia Reven.
- To walka, Juvii. – Syknęła dziewczyna. – Ty Gajeel-kun zaraz pójdziesz czekać na strażników, ale najpierw wyprowadzisz stąd Chigiru i Liliego-kuna. Jeśli Lili-kun będzie bardzo chciał to może czekać w pobliżu w pogotowiu. Tylko Juvia może pokonać Reven. Obiecaj Juvii, że za chwilę wyjdziesz z twierdzy i zaczekasz na strażników. Obiecaj!
- Obiecuje. Juvia, co się dzieje? – Redfox nie był głupi i wiedział, że nawet Salamander by się domyślił, że dziewczyna coś ukrywa.
- To jest sprawa między Juvią, a Reven. Juvii naprawdę nic nie będzie. – Powiedziała niebieskooka, gdy para szybko zaczęła się ulatniać.
- Zaufam ci… - Przerwał mu wręcz histeryczny śmiech.
- Czekałam na jakikolwiek ruch z twojej strony. Jakikolwiek! Widzę jednak, że tak naprawdę mała dziwka prosi prawdziwego maga o ochronę, czyż nie? Po to było to całe przedstawienie, prawda?! Żałosna kurwa! – Fioletowowłosa znowu się roześmiała. – Kim ty w ogóle jesteś?! Chce znać nazwisko brudnej suki, którą pozbawię życia!
- Ona cię nie poznaje…
- Że niby mam znać kogoś takiego?! – Wrzasnęła, Reven. – Niby, kim ma być?!
- Juvia Lockser. – Przedstawiła się niebieskooka.
                        Mistrzyni zastygła a po jej twarzy w bardzo szybkim tempie zaczęły przebiegać naprawdę przeczące sobie emocje. Jej źrenice się rozszerzyły tak, że brąz był zaledwie cienką obwódką wokół czerni.
- Gajeel-kun. – Dziewczyna cicho zwróciła na siebie uwagę czarnowłosego nie przerywając patrzenia na kobietę. – Wyjdź. Teraz.
- W razie, czego jesteśmy niedaleko. – Rzucił Redfox i wybiegł z pomieszczenia przez stworzoną podczas walki dziurę.
                        Juvia bardzo powoli zaczęła zbliżać się do mistrzyni. Ta cały czas obserwowała ją jak zwierzę, które zastanawiało się czy zaatakować czy też uciec.
- Ty… TY!!! TO WSZYSTKO ZAWSZE BYŁAŚ TY!!!!! ODEBRAŁAŚ MI WSZYSTKO!!! WSZYSTKO!!!!!!
                        Juvia zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo niebezpieczny jest mag wody, którym targają tak silne emocje, a dodatkowo ta kobieta była szalona. To potęgowało efekt…
                        Magowie! Zupełnie o nich zapomniała! Przecież Reven nie będzie się powstrzymywać i Lockser była pewna, że oni na pewno oberwą, jeśli czegoś nie zrobi. Wiedziała jak powstrzymać mistrzynię w teorii, ale czy to było możliwe w praktyce? A co jeśli się nie uda?
                        Jej serce galopowało. Musiała się uspokoić. Musiała być pewna inaczej się nie uda. Tylko jak znaleźć spokój? Jak być pewnym, gdy nie wie się czy plan jest w ogóle możliwy do zrealizowania? Gajeel-kun, Lili-kun, Chigiru-san… Zaufali jej a skoro oni mogli to, dlaczego i ona nie miała w siebie uwierzyć? Mogła to zrobić!
                        Woda na podłodze robiła się coraz chłodniejsza, ale Juvia czuła jak Reven próbuje wyszarpać ją spod jej kontroli, jak próbuje zagotować ją swym gniewem. W końcu jednak wrzasnęła a z jej ciała wystrzeliły wodne bicze. Niebieskooka była na to gotowa. W tej właśnie chwili strumienie zimnej wody poderwały się z ziemi wraz z tym jak uniosła w górę ręce i otoczyły Reven coraz szybciej krążąc wokół niej. Wrzask wściekłości był aż nazbyt wymowny. Usłyszała wiązankę przekleństw i to gdzieś obok niej. Kątem oka zarejestrowała jakiś ruch.
- Bierz, kogo się da! Juvia nie może jej powstrzymywać przez wieczność! – Wrzasnęła niebieskooka do trójki, która się ocuciła i obserwowała ją z rozdziawionymi ustami. – Szybciej!
                        Musiała się skupić na utrzymaniu kopuły! Reven zaczęła usilnie próbować ją zniszczyć. Oddech Juvii stał się cięższy od wysiłku, ale pchnęła wodę, aby wirowała jeszcze szybciej. Nie mogła sobie pozwolić na stracenie kontroli nad wodą, więc zmieniła swoje ciało. Usłyszała kolejne przekleństwa i kontem oka zauważyła, że magowie rzeczywiście wynoszą nieprzytomnych członków swojej gildii. Także wynoszących było o kolejną trójkę więcej.
                        Przebiła się! Juvia krzyknęła, gdy wrzący strumień dotknął jej ciała przebijając się przez jej ramię na wylot. Uderzyła o ścianę w połowie jej wysokości i boleśnie powoli spadła a ziemię. Straciła swoją wodną formę którą do tej pory utrzymywała i przez chwilę leżała całkowicie ogłuszona. Zmysły powróciły dosłownie w ostatniej chwili. Posłała strumień wody na ścianę odpychając się od niej i przejeżdżając pod skaczącą właśnie w jej stronę Reven. Lockser szybko dźwignęła się w górę i na nowo zapanowała nad wodą. Mistrzyni Phantom King znowu została zamknięta. Minuty boleśnie wolno zaczęły mijać a w jej żyłach nadal huczała adrenalina przez co zdawała się być głucha na cokolwiek innego oprócz zadania które sobie wyznaczyła.
- Dziewczyno! Zabraliśmy już wszystkich! – Usłyszała, a jej ciało zawyło ze szczęścia. Ramię pulsowało jej bólem i wiedziała, że w tamtym miejscu ma rozległe poparzenia.
- Uciekajcie stąd! Juvia musi się z nią rozprawić sama! – Krzyknęła dziewczyna. Jej przeciwniczka uderzała w wodną kopułę coraz mocniej.
- W razie, czego krzycz! Chętnie pomożemy załatwić ci tą sukę! – Chłopak wybiegł z pomieszczenia.
                        W tej właśnie chwili woda opadła, a Juvia przypadła do ziemi unikając ataku. Zmieniła swoje ciało w wodę i odepchnęła się od podłoża. Porzuciła już kontrole nad temperaturą wody i także jakąkolwiek kontrolę nad emocjami. Teraz była po prostu wściekła a w odpowiedzi woda wokół niej rozgrzała się. Oberwała w nogę, ale oprócz samej siły ataku, która zupełnie pozbawiła ją równowagi odczuła wodę, jako tylko nieco cieplejszą.
- ZGINIESZ!!! UTOPIĘ CIĘ!!! – Wrzasnęła Reven.
                        Woda zewsząd uniosła się w górę i otoczyła, Juvię. W jednej chwili patrzyła na nią unoszącą się ku górze, a w następnej spadła na nią niczym wodospad odcinając dopływ powietrza. Tylko jej pęd sprawił, że upadła na ziemię. Wyglądało na to, że została zamknięta w odpowiedniku jej zaklęcia Water Lock. Ciekawe. Nie było ono łatwe do opanowania, ale widać było, że Reven ma raczej słabą kontrolę. Lockser uśmiechnęła się drapieżnie. Wróciły do niej wspomnienia z okresu Phantom Lorda. Biedactwo się zdziwi.
- Wygrałam! Wygrałam! WYGRAŁAM!!! – Z gardła mistrzyni wydobył się szaleńczy śmiech. – Jestem od ciebie silniejsza dziwko! SILNIEJSZA! Zawsze tak było! To ja powinnam należeć do 4 Żywiołów. Ja! Nie przegralibyśmy wtedy! Ani wtedy, ani NIGDY!
- Jesteś słaba Reven. – Niebieskooka podniosła się z ziemi i przez wodę spojrzała na kobietę. Tamta wydała z siebie skrzek patrząc z przerażeniem na, Lockser która zdawała się zupełnie nie być świadomą, iż powinna się już utopić. – Wiesz, dlaczego? Nie masz przyjaciół. Stabilizatorów. Juvia mówiła ci, że tacy magowie wody jak my powinni mieć wokół siebie ludzi, dzięki którym będą w stanie utrzymać kontrolę nad mocą. – Niebieskooka zrobiła krok do przodu, a woda w jednej chwili rozprysła się dookoła niej.
- NIEMOŻLIWĘ!!! NIE MOŻESZ BYĆ TAK SILNA! NIE MOŻESZ!!! POWINNAŚ BYĆ TAKA JAK JA! DLACZEGO MOŻESZ BYĆ SZCZĘŚLIWA?! DLACZEGO?!!!
                        Wrząca woda w jednej chwili uderzyła w Lockser zalewając ją doszczętnie. Na chwilę jej sylwetka zniknęła we wzburzonej cieczy. Sekundę potem wszystko opadło. Dziewczyna stała w tym samym miejscu niewzruszona. Jej ciało nie było już zmienione w wodę.
- TO BYŁA TYLKO ROZGRZEWKA! POKAŻĘ CI, CO POTRAFIĘ NAPRAWDĘ!!!
                        Z wody na podłodze wynurzyły się ogromne węże rosnące pod samo sklepienie. Z paszczy gadów wysunęły się języki nerwowo drgając, gdy stwory szykowały się do ataku. Musiały mieć z dziesięć metrów wysokości, może nawet więcej. W jednej chwili zawisły w bezruchu czekając na znak. Reven z maską obojętności kryjącą jej poczucie triumfu wykonała szczątkowy gest. W jednej chwili sześć ogromnych bestii zanurkowało wprost na Lockser.
- Nie…
                        Reven osunęła się na kolana ze łzami w oczach patrząc na wodne motyle, które poderwały się w pod sufit z jej pięknych węży doszczętnie je niszcząc. Były wszędzie delikatnie machając wodnymi skrzydełkami. To było piękne… Zamknęła oczy cały czas mając twarz skierowaną ku górze. Uczucie porażki zalało jej całe ciało. Za chwilę umrze. W chwili, gdy jej łza spłynęła po policzku i upadła w wodę pozostałą na ziemi, motyle zerwały się do lotu całkowicie otaczając jej sylwetkę i przemieniając się w Water Lock. Ciało Reven bezwładnie uniosło się w wodnej kuli. Zanim jej wzrok się zamazał zobaczyła jeszcze cień sylwetki wolno idącej w jej stronę Juvii. Zamknęła oczy.

---------------------------------------------------------------------

- Wynieśliście wszystkich?
- Tak panie kapitanie!
            - Zbieramy się! Jazda! To wszystko zaraz może runąć!
                        Starszy mężczyzna z blizną ciągnącą się od żuchwy do linii włosów po drugiej stronie twarzy podszedł do Gajeela.
- Moi ludzie ich nie znaleźli. Słyszeli odgłosy walki i krzyki, ale w cytadeli nie ma pańskiej towarzyszki.
- Jest tylko nie chce być znaleziona. Niedługo wróci. Wzięliście dokumenty, kapitanie?
- Nie możemy. Przez walkę pańskiej towarzyszki konstrukcja w każdej chwili może się zawalić. Potrzebujemy magów, którzy zapewnią nam bezpieczeństwo podczas wynoszenia dokumentów, o których pan mówił. – Kapitan zawahał się i spojrzał na twierdzę. – Na pewno była was tylko trójka? Wynieśliśmy i aresztowaliśmy osiemdziesięciu trzech magów. To dużo.
- Byli słabi. – Czarnowłosy nagle szybko zaczął iść w stronę cytadeli. – Lili! Ta idiotka już idzie!
                        Kapitan z niepokojem spojrzał na maga. Niby jak on miał ją zobaczyć? Znajdowali się w bezpiecznej odległości od kamiennej budowli i właśnie kończyli akcję. Przestępcy byli pakowani do specjalnych wozów, a każdy z nich został już ówcześnie skuty specjalnymi kajdankami blokującymi magię. Byli za daleko, aby ludzki wzrok mógł zobaczyć cokolwiek. Pozostawała jeszcze kwestia tej małej… Złożyła zeznania, ale odmówiła stawienia się na rozprawie. Powiedziała, że chcę dołączyć do Fairy Tail i widocznie nic nie było w stanie zmienić jej decyzji. Trudno. Jej sprawa. Nie ma dalszej rodziny, więc w świetle prawa powinna znaleźć sobie opiekuna. Jeżeli Mistrz wróżek ją przyjmie to nie będzie problemu. Kapitan westchnął i spojrzał na cytadelę. Dostrzegł wreszcie sylwetki magów i już podnosił rękę, aby zwrócić na siebie uwagę swoich podwładnych, gdy twierdza nagle runęła.

- …więc Juvia wróciła się po księgi. – Zakończyła swoje zeznania dziewczyna. – Potem już z Reven i nimi jak najszybciej spróbowała opuścić cytadelę.
- Rozumiem. Jesteśmy ci wdzięczni, gdyby nie ty moglibyśmy części nie odzyskać. – Kapitan podał dziewczynie rękę, którą chwyciła. – Postąpimy według twoich wskazówek dotyczących Reven. Mam nadzieję, że okażą się użyteczne.
- Juvia też ma tą nadzieję. – Dziewczyna spojrzała za siebie. – Idziemy już Gajeel-kun?
- Taa. Dzięki, kapitanie.
- To my dziękujemy. Jeszcze parę miesięcy i ta gildia stałaby się zbyt niebezpieczna. Zawieziemy was do najbliższego miasta, ale tam będziecie już musieli poradzić sobie sami. Dziękuje za dostarczenie nam Reven żywej.
- I tak mieliśmy w planach przenocowanie tam. Pana propozycja jest bardzo uprzejma. – Lili skinął mężczyźnie głową. - My nie zabijamy swoich przeciwników.
- Rozumiem. – Kapitan odwrócił się w stronę swoich ludzi. – Zróbcie miejsce dla jeszcze czterech! Podrzucimy ich kawałek! To rozkaz!

~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~

 Ohayo mina!
Powracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie będzie tak zły jak myślę.
Dziękuje wszystkim, co zagłosowali w ankiecie, ale wolałabym, aby pojawiło się więcej głosów, trochę was wchodziło na blog ostatnimi czasy, ale strasznie mało osób zagłosowało.
Jak wam się podobał Fairy Tail Of The Dead?
Czekam na wasze opinię MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!

Mata ne!
Little Kriminal