wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

Zima o nas nie pamięta,
a tu zaraz będą święta.
Renifery zadziwione,
że do sań nie zaprzężone.
Święty myśli – Ja nie wierzę,
paczki wiezie na rowerze?
Mimo wszystko życzę tobie
oraz bliskiej ci osobie
świat spokojnych
w cieniu jodły, świerku, sosny.
Mikołaja ogromnego no
i roku udanego
Wesołych świąt życzy
Ani-chan
 

 

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 14 - Mira

          Mocniej zacisnęła powieki walcząc z natarczywym promieniem słońca. Próbowała przekręcić się i ukryć twarz w poduszce, ale coś bardzo skutecznie jej to uniemożliwiało. Po kilku bezowocnych próbach wreszcie się poddała czekając aż jej oczy przyzwyczają się do ostrego światła. Dopiero p dłuższej chwili widząc wszystko dokładnie, wyślizgnęła się z pomiędzy Smoczych Zabójców i najciszej jak umiała pobiegła do kuchni. Lucy nastawiła wodę i do filiżanki wrzuciła torebkę mocnej herbaty, idealnej by pozbyć się resztek snu.  Odczekała te parę minut aż czajnik zacznie gwizdać i nalała do naczynia wrzątku.
- Dzień dobry Luce - dziewczyna pisnęła cicho i podskoczyła prawie wylewając na siebie herbatę, gdy niespodziewanie ktoś przytulił się do jej pleców.
- N-Natsu! Co ty robisz?!- Chyba tylko cudem udało jej się odstawić napój i wyrwać się z jego uścisku.
- Jak to, co? Przytulam cię! - Salamander niezrażony protestami, Heartfilii znowu objął ją ramionami.
- Puszczaj! - Dziewczyna spróbowała zahaczyć o jego nogi tak, aby go podciąć.
Dragneel tylko się roześmiał i przytrzymując mocniej brązowooką usiadł na ziemi tak, aby nie dała rady mu się wyrwać.
- Nic z tego!
- Natsu! - Jęknęła z nieskrywaną frustracją, gdy straciła możliwość jakiegokolwiek ruchu.
           Różowowłosy jeszcze kilka minut nie pozwalał Heartfilii na ucieczkę. Wreszcie uznał, że już dość ją pomęczył, dlatego też puścił dziewczynę i szybko odskoczył z zasięgu jej rąk.
- Natsu! Niech ja cię tylko dorwę! - Ze śmiechem uchylił się przed różnokolorowymi ściereczkami, które zostały rzucone przez dziewczynę. Niestety nie spodziewał się, że za materiał miał zadanie ukryć sporych rozmiarów patelnie. Naczynie szybko pokonało dzielącą ich odległość i z głośnym brzdękiem uderzyło chłopaka w głowę.
            Salamander cofnął się o krok i tracąc przytomność zsunął się po ścianie.
- Przynajmniej teraz będę mogła w spokoju zrobić śniadanie - Mruknęła do siebie Lucy i zupełnie zapominając o Dragneelu zabrała się za przygotowanie jedzenia.
 

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

 
           Skuliła się na kanapie walcząc z ponurymi myślami. Chociaż, na co dzień nie używała brzydkiego słownictwa, to teraz wiązanki przekleństw, które znała zaskakiwały ją samą. A to wszystko z powodu jej głupiego strachu.
- Jak ja mam to mu powiedzieć? - Jęknęła cicho.
            Jej spojrzenie mimowolnie powędrowało na mały, prostokątny przedmiot, który kurczowo ściskała w dłoni. Nawet najgłupsi bez trudu przeczytaliby grube litery, które głosiły, do czego służy te nowe cudo połączenia magii i technologii.
             "Tester ciążowy dla magiń"
            Uśmiechnięta buźka, która pojawiła się w polu z wynikiem nie dawała nawet złudzeń, co do wyniku. Instrukcja to potwierdziła - nawet dwudziesty raz przeczytana, nadal głosiła to samo. Ale teraz przynajmniej miała pewność, co oznacza napis "2 tygodnie", który pojawił się pod uśmiechem.
            Była w ciąży.
            Od dwóch tygodni była w ciąży.
            Od dwóch tygodni była w ciąży i nawet się nie zorientowała.
            Westchnęła głośno, zacisnęła pięści i przywołała na swojej twarzy uśmiech. Postanowiła na tą chwile nie martwić się czekającą ją rozmową. Zrobi to wieczorem, gdy będzie sam na sam ze swoim ukochanym.
            Mając nakreślony plan działania, wstała i szybko wrzuciła tester oraz opakowanie od niego do swojej torebki. Teraz dopiero spojrzała na zegarek, dzięki czemu jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Wyglądało na to, że ma jeszcze czas by spokojnie wrócić do mieszkania, umyć się, przebrać i jeszcze na chwilę zajrzeć do swojego rodzinnego domu, gdzie do tej pory mieszkało jej rodzeństwo, zanim będzie musiała iść do pracy. Świadomość, że kto inny musiał wstać rano i iść obsługiwać innych, pozwoliła zapomnieć jej na razie o problemach.
            W dość szybkom tempie się wyszykowała i zajrzała do swojego ukochanego. Tak słodko i bezbronnie wyglądał, gdy spał, że nie mogła się powstrzymać by nie zobaczyć tego po raz kolejny. Doskonale wiedziała, że to tylko pozory, bo ten mężczyzna na pewno nie zaliczał się ani do jednego ani do drugiego. Już nie raz miała okazje widzieć, że nie jest łatwym przeciwnikiem, dlatego nazwanie go bezbronnym było dużym błędem. Co do słodkiego… Tym słowem na pewno nie można go było określić. Miała już okazje się o tym przekonać wiele, wiele, wiele razy. Przecież w ciąże nie zaszła wiatropylnie!
- Wracaj… Do… Łóżka… - mruknął przez sen chłopak, dzięki czemu dziewczyna została sprowadzona na ziemię.
            Poczerwieniała natychmiast nadal mając w głowie wspomnienia wczorajszej nocy. Jednak dzięki temu, że zajrzała do sypialni, uświadomiła sobie, iż nie powiedziała mu wczoraj o dzisiejszym wcześniejszym wyjściu od niego z domu. Obiecała, że będzie go za każdym razem o tym informować i zamierzała dotrzymać danego słowa.
            Wyciągnęła jakąś czystą kartkę, napisała wiadomość i powiesiła na drzwiach od szafy na przeciwko łóżka. Zaraz potem opuściła lokum kierując swoje kroki do własnego mieszkania.
 

Zapomniałam ci powiedzieć o moim wcześniejszym wyjściu. Mam nadzieję, że się nie gniewasz jednak musisz przyznać, że po takim powitaniu mogłam o tym zapomnieć.
Możemy się jeszcze spotkać wieczorem? Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
Kocham cię
Mira


*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*

 
           Juvia szła powoli przez ulicę wczuwając się w nadchodzącą burze. Nawet z zamkniętymi oczami widziała powoli przesuwające się czarne chmury. Często deszcz przenosił bardzo intensywne emocje z poprzednio napotkanych miejscowości. Już teraz wyczuwała, że tym razem też tak było.
- Zobacz! Zaraz będzie burza… Wracajmy już… Musimy się schować przed deszczem… Chodźmy przeczekać tę ulewę u mnie. Zmokniesz cały, jeśli będziesz chciał wrócić sam… Mamo, ja chcę się jeszcze pobawić! Obiecuje, że się nie przeziębię… - Lockser skrzywiła słysząc, że ludzie dopiero teraz zauważyli zbliżającą się ulewę. Nawet oni mogliby od czasu do czasu spojrzeć w niebo zamiast patrzeć tylko pod swoje nogi. Gdyby to zrobili, już dawno by wiedzieli, że czas się gdzieś skryć.
            Nagle na ulicę wypłynęła fala ludzi. Niebieskowłosa szybko umknęła w zaułek unikając tym samym prawdopodobnego stratowania. Zwyczajni obywatele Fiore pospiesznie opuszczali sklepy, knajpy i inne tego rodzaju budynki zdając sobie sprawę, że burza będzie długa i dość groźna. Podróżnicy i magowie albo już dawno znaleźli lub wrócili do swojego lokum albo czekali aż z ulicy zniknie większość ludzi by móc to zrobić.
- Miau... - Malutki, szarawy kotek otarł sie o nogi Juvii wyrywając ją niespodziewanie z jej myśli.
- Zgubiłeś się? Juvia ma ci pomóc wrócić do domu? - Dziewczyna zapominając o głupim tłumie powoli położyła rękę na głowie zwierzaka, a maluch od razu zamruczał i przycisnął się do niej.
- Miau... - Kolejny tym razem pręgowany kociak nieufnie zbliżył się do Lockser.
            Juvia wyciągnęła drugą dłoń do nadchodzącego zwierzaka, ale ten zasyczał i zatopił pazurki w jej palcach. Syknęła z bólu i natychmiast zabrała obydwie ręce. Szarawy futrzak prychnął z niezadowolenia, wydał dźwięk, który był czymś pomiędzy miauknięciem a wrzaskiem bojowym i skoczył na pręgowatego.
- Nie, nie! Zobacz, Juvii nic się nie stało -Lockser oczyściła zadrapanie za pomocą magii wody i odwróciła w stronę inteligentnych oczu pierwszego kociaka.
- Mrau! - Biały natychmiast doskoczył do maginy i znowu otarł się o jej nogi. W jego niebieskich tęczówka błysnęła psotna iskierka, gdy usiadł wyprostowany obok dziewczyny i popatrzył się z wyższością na swojego towarzysza.
- Miał! - Pręgowaty drgnął słysząc drugiego kociaka i bardzo powoli zaczął się zbliżać do niebieskowłosej co chwila zerkając jednak na niebieskookie stworzonko.
- Miał! - Wydarł się znowu szarawy, dzięki czemu pręgowany schował się za nogami Deszczowej Kobiety stamtąd przyglądał się nieufnie swojemu towarzyszowi.
- Nie bój się. Juvia się wami zaopiekuje - magini jeszcze raz wyciągnęła rękę do strachliwego kotka. Zwierzątko najpierw obwąchało podaną dłoń i dopiero potem się o nią otarło.
            Lockser delikatnie podniosła pręgowatego i z ciekawością popatrzyła w jego oczy o kolorze kawy z mlekiem. Kotek odwzajemnił jej spojrzenie lekko przekrzywiając głowę i nastawiając uszy. Niespodziewanie kichnął dwa razy i zamruczał.
- Chcesz przez jakiś czas zamieszkać z Juvią? - Zwierzaczek miauknął w odpowiedzi, więc dziewczyna zwróciła się do stojącego obok szarawego - A ty?
             Dziewczyna roześmiała się, gdy drugi kociak mrucząc głośno oparł się o jej nogi. Szarawy, w ślad za pręgowanym znalazł się na rękach Deszczowej Kobiety, co skomentował odgłosem zadowolenia. Jej życie nie pozwalało na posiadanie zwierząt, ale zamierzała je przechować do czasu, gdy znajdzie im odpowiedni dom.
            Pojedyncze krople wody dotarły do zaułka powoli przeradzając się w prawdziwą ulewę. Każda normalna istota już dawno schowała się w jakimś suchym kącie. Członkowie Fairy Tail jednak do tej kategorii nie zawsze byli zaliczani. Juvia z utworzonym nad sobą parasolem z wody wyjrzała na ulicą nadal przytulając dwa śpiące kociaki. Niezauważona przez nikogo, przystanęła w miejscu z zaskoczenia, gdy przed nią przebiegła najpierw jedna wrzeszcząca na towarzysza dziewczyna, a chwilę potem druga w tej samej sytuacji. Obydwu parą towarzyszył jeden exceed siedzący na ramieniu chłopaka.
- Gajeel-kun i Levy... Natsu i Lucy... - Szepnęła do siebie niebieskowłosa kręcąc głową, gdy pierwszy szok minął.
            Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy, Juvii, gdy upewniła się w dwóch rzeczach.
            Po pierwsze Redfox wreszcie znalazł sobie kogoś, kto nie boi się powiedzieć, co o nim myśli. Chłopak też specjalnie podpuszczał McGarden by doprowadzić ją do furii.
            Po drugie wreszcie zaczęła wierzyć Heartfilii, że wcale nie jest zainteresowana Gray-samą pod względem romantycznym. Wyglądało na to, że zakochała się w Dragneelu i albo jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy albo dopiero zaczęła się w tym orientować. Chociaż... Co tak naprawdę, Juvia mogła o tym wiedzieć?
 

*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
 
            Powoli jej cierpliwość zaczynała się kończyć i z trudem powstrzymywała się przed rzuceniem roboty w diabły i wyjściem z gildii. Czujne spojrzenie innych dziewczyn także nie umknęło jej uwadze i chociaż starała się je zignorować to też zaczynało ją denerwować. Widocznie role się odwróciły i teraz to one wzięły ją na celownik a to oznaczało, że musi stać się ostrożniejsza.
              Na zegarze wybiła trzecia po południu, czyli do końca jej zmiany pozostały cztery godziny. Wiedziała, że jeżeli na ten czas nie znajdzie sobie jakiegoś zajęcia to albo dołączy się do walki chłopców i wylądują przez to w szpitalu albo zrobi coś jeszcze gorszego.
- Ohayo mina! - Jakby w odpowiedzi na jej myśli, w drzwiach pojawili się przemoczeni Lucy i Natsu.
- Ohayo Lucy! - Mira pomachała jej od strony baru. To była chyba jedyna dziewczyna w gildii, która zajmowała się swoim życiem i nie próbowała obserwować każdego ruchu Strauus.
- Wreszcie udało mi się ciebie złapać! - Szczęśliwa Heartfilia natychmiast znalazła się przy niebieskookiej.
- No tak! Lisanna wspominała, że mnie szukałaś! - Przypomniała sobie białowłosa.
- Chodzi o Hitomi. Piątego maja ma urodziny i chciałabym by impreza odbyła się w gildii.
- Chciałabyś też żeby różniło się, chociaż trochę od naszych zwykłych imprez, prawda? Coś wymyślę! - Mira uśmiechnęła się szeroko wiedząc już jak zajmie sobie czas pozostały do końca jej zmiany.
- Dziękuje! Na razie! - Dziewczyna wychodząc złapała jeszcze bijącego się Dragneela za szalik, przywaliła mu i dosłownie wywlekła w sam środek burzy za drzwiami.
- Ojej! Biedny Natsu - Niebieskooka w geście współczucia oparła dłoń o policzek i ze zmartwieniem spojrzała na drzwi, za którymi zniknął chłopak. Nagle przypomniała jej się jedna rzecz- Przecież miałam wymyślić jak ich zeswatać!
 
~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~


Po trzech miesiącach ciszy można powiedzieć że wracam.
Ten rozdział miał być dużo dłuższy i miał pojawić się dużo wcześniej. Niestety głupia ja zamiast zapisać skończony post po prostu go skasowałam :/
W każdym razie przez ostatnie trzy dni miałam próbne testy gimnazjalne więc po powrocie ze szkoły wyżywałam się w wordzie i takim oto sposobem już dzisiaj dodaje rozdział.
Mam nadzieje że nie jesteście na mnie źli z powodu tej długiej ciszy z mojej strony.
Mata ne!

piątek, 11 października 2013

Koniec?

Nie, nie chodzi o zakończenie pisania na blogu. Gdy pisałam tą dziwną, poprzednią notkę przechodziłam drobne załamanie nerwowe. A mianowicie godzinkę przed wstawieniem postu byłam z psem na dworze. Wystraszył się on szczekania innego psa za ogrodzeniem i wybiegł na ulicę. Chyba rozumiecie jak się to skończyło, prawda?
Zaraz po tym okazało się że mam masę sprawdzianów i kartkówek  bo panie w szkole się chyba zmówiły byśmy nie mieli czasu wolnego. Jeszcze się ten okres intensywnej nauki nie skończył więc jeszcze nie odwieszam bloga.
 
Mam nadzieję że się nie gniewacie.
Ani-chan

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 13 - Prezent

Lucy lekko uchyliła drzwi gildii i wślizgnęła się do środka gotowa w każdej chwili zrobić unik przed lecącymi przedmiotami. Ze zdziwieniem jednak stwierdziła owych brak a co więcej męska część gildii właśnie kończyła porządkowanie wnętrza budynku. - Ohayo mina! - Przywitała się z członkami Fairy Tail, którzy odpowiedzieli tym samym.
- Lu-chan, chodź do nas!
Heartfilia do jedynych niesprzątających osób, które siedziały na stołkach przy barze.
- Właściwie do gdzie ty się podziewałaś przez cały dzień? - Lisanna przyjrzała się jej uważnie a w jej oczach pojawił się ten niepokojący błysk, jaki można zobaczyć jeszcze tylko u Miry, gdy bawi się w swatkę.
- Właściwie to do gildii przychodzisz tylko po południu na jakąś godzinkę a później znowu wracasz do domu - Dodała Levy.
- Możesz nam to jakoś wytłumaczyć? - Zakończyła Yosei.
Romeo i Kaze woleli się na razie nie wypowiadać i poczekać na dalszy rozwój tej rozmowy.
-Mam dobry powód...
- Ja-ki? - Strauus, McGarden i Raito wypowiedziały te dwie sylaby z pełnym zintegrowaniem.
- Ważny. - Lucy pokazała rozmówczynią język, ale chwilę później go schowała i mrugnęła do dziewczyn - To będzie niespodzianka.
- To jakiś chłopak? -  Magini Ziemi postanowiła nie odpuszczać.
- Pewnie jest przystojny, prawda? - Dorzuciła swoje trzy grosze Magini Solidnego Rękopisu.
- A ja myślę, że jest raczej inteligentny niż ładny. Chociaż nie sądzę, że będzie można mu zarzucić zły wygląd - spekulowała użytkowniczka Przejęcia.
- Eh... Jesteście gorsze niż Mira... - Lucy spuściła głowę w dół i pokręciła nią delikatnie, ale sekundę później drgnęła i poderwała część ciała z powrotem do góry szybko lustrując pomieszczenie - Właściwie to gdzie ona jest? I nie ma też reszty dziewczyn.
- Siostra prosiła mnie bym zajęła się dzisiaj barem, bo coś musi załatwić. Reszta naszego grona pod dowództwem Erzy poszła ją śledzić.
- Szkoooda. A przekazałabyś Mirze, że mam do niej wielką prośbę?
- Coś się stało, Lucy? - Białowłosa zmarszczyła z lekkim zmartwieniem brwi.
- Nie, nie! Po prostu mam nadzieję, że będzie w stanie mi pomóc w takiej jednej sprawie.
- Powinna niedługo przyjść, słońce już zaczyna zachodzić, więc pewnie nie wróci później niż kilka minut po tym jak zrobi się ciemno - wtrąciła Levy.
- Chyba masz... ZACHÓD SŁOŃCA?! - Lucy, chociaż zaczęła zdanie spokojnie, gdy zorientowała się o tak późnej porze pisnęła głośno i poderwała się ze stołka, na którym siedziała - Muszę już lecieć. Obiecałam, Hitomi, Natsu, Happiemu i Ayame że po treningu dostana w nagrodę ogromną kolację. Do zobaczenia jutro! - Pożegnała się jeszcze Heartfilia i tyle ją widzieli.
Magowie jeszcze chwilę siedzieli w ciszy analizując rozmowę z blondynką i obserwując swoich towarzyszy, którzy właśnie przed chwilą skończyli doprowadzać gildię do poprzedniego stanu. W końcu ciszę przerwała McGarden.
- Myślicie, że ona naprawdę może już kogoś mieć?
- To ty powinnaś znać odpowiedź na to pytanie. W końcu się przyjaźnicie, prawda?
- Yosei, wiem o niej prawie wszystko, ale od kilku dni widuję ją tylko przelotnie. Nieraz przecież ktoś przychodzi do gildii u mówi, że widział ją na stacji jak czeka na pociąg, niestety nie wie, dlaczego i gdzie jeździe. Pewnie powinnam się o nią martwić jednak wierzę, że ma dobry powód by nikomu z nas nic nie mówić.
- Levy ma rację! Jednak damy jej jeszcze tydzień by przestała się tak zachowywać, jeśli jednak nadal nic nikomu nie powie to użyjemy siły! - Oznajmiła Lisanna.
- My się w to nie będziemy mieszać - poinformował dziewczyny, Kaze, na co przytaknął mu Romeo.
- Niech wam będzie, ale jeśli powiecie o tym Lucy, Natsu, Hitomi, Happiemu lub Ayame to... - Nie dokończyła starsza Raito.
- To, co? - Dopytywał się Conbolt.
- Naprawdę wolisz nie wiedzieć - powiedział pomarańczowowłosy i pociągnął kolegę w stronę męskiego grona, które rozsiadło się przy stołach.
  


----------------------------------------------

 
Lucy, co chwila wyglądała przez okno w nadziei, że uda jej się zobaczyć różową i żółtą czuprynę oraz niebieskie i złote futro. Kończyła właśnie przygotowywać
tempure i lada moment miała nałożyć ją na ryż znajdujący się w miseczkach. Przed dotarciem do mieszkania z gildii zdążyła jeszcze po drodze wstąpić do sklepu po składniki, a po powrocie wszystko rozpakować i przygotować stół do kolacji.
- Gdzie oni są? - Mruknęła układając ostatnią porcje usmażonego dania na bibułce by odsączyć tłuszcz.
- MAMOOOO! JESTEŚ W DOMU? OKNO JEST ZAMKNIĘTE I NIE MOŻEMY WEJŚĆ! - Wreszcie z pod domu dało się usłyszeć krzyk Hitomi.
- TO URZYJCIE DRZWI! - Odkrzyknęła im Lucy stając przed oknem, ale go nie otwierając.
- ALE LUCEEE...
- POWIEDZIAŁAM: DRZWI!
Dziewczyna nie czekając na dalsze protesty, wróciła do kuchni i dokończyła tempure. Po chwili dało się słyszeć kroki na schodach i szczęk otwieranych drzwi.
- Wróciliśmy! - Dziewczynka szybko pobiegła i przytuliła swoją opiekunkę.
- Co tak długo?- Spytała się za to Lucy z mieszanką zaciekawienia i lekkiej przygany w głosie oddając uścisk Smoczej Zabójczyni.
- Trenowaliśmy i nawet nie zauważyliśmy jak późno się zrobiło - wyręczyła przyjaciółkę, Ayame.
Dziewczyna potrząsnęła głową wyrażając swoje niezadowolenia i westchnęła głośno widząc jak bardzo brudni są jej towarzysze.
- Macie umyć ręce i twarz, bo inaczej nie pozwolę wam zjeść kolacji. Ręczniki leżą na szafce - Smoczy Zabójcy i exceedy biegiem ruszyły w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia zostawiając Lucy samą w kuchni. Dziewczyna jeszcze raz pokręciła głową przybierając minę męczennicy i zebrała talerze z jedzeniem stawiając je na nakrytym stole w największym z pokoi.
- Smacznie to wgląda! - Natsu pierwszy dotarł do stołu.
- Nie ruszaj niczego dopóki wszyscy nie usiądziemy, bo będę zmuszona znowu użyć patelni. Zaraz wracam - Magini Gwiezdnej Energii rzuciła chłopakowi jeszcze jedno srogie spojrzenie i zniknęła za drzwiami w kuchni by wyjąć z lodówki jeszcze dwie sztuki ryb. Ułożyła je na talerzach i wróciła do pokoju. Tam czekała na nią miła niespodzianka w formie grzecznie czekających na nią Smoczych Zabójców i exceedów. Przed kotami postawiła ich porcję i zasiadła przy stole.
- Itadakimasu! - Krzyknęli wspólnie i zabrali się do posiłku.
Chociaż Salamander dostał trzy razy większą miskę to jednak pierwszy skończył swoją porcję i upomniał się o dokładkę, którą oczywiście dostał, bo Lucy pamiętała o jego pojemności i przygotowała większą ilość potrawy. Sumując Natsu zmieścił jeszcze sześć dokładek, Hitomi zadowoliła się trzema, Happy dostał jeszcze cztery ryby, a Ayame jedną, natomiast Lucy zadowoliła się jeszcze dwiema porcjami tempury.
- Ale się najadłem! - Zawołał Dragneel rozkładając się w miarę możliwości na krześle.
- Skoro już napełniliście żołądki to możecie iść się myć. Hitomi, Ayame wy pierwsze. Następni jesteście wy - Brązowooka wskazała męską część biesiadników.
- Ale... - Próbował zaprotestować różowowłosy.
- Nie ma żadnego, "ale".  Jesteście brudni i śmierdzicie jak jakieś przepocone skarpetki. Dopóki macie w planach tu jeść to podlegacie moim zasadą - osiemnastolatka podniosła podbródek do góry i obdarzyła każdego spojrzeniem "naprawdę wolisz mi sie nie sprzeciwiać się".
- Choć Ayame! Zmniejszymy ilość toksycznych oparów! - Hitomi wzięła sobie to serca zdanie o zapachach ich ciał i szybko z szafy zgarnęła piżamy po drodze do łazienki łapiąc żółtą kotkę za już i tak potarganą sukienkę.
- I jak? - Zadała pytanie, Heartfilia gdy jej podopieczne zniknęły za drzwiami.
- Co "i Jak"? - Najwyraźniej nie zrozumiał Salamander.
- Lucy chce sie dowiedzieć się jak Hitomi i Ayame radzą sobie na treningu - oświecił chłopaka kotek.
- Aaa! No ten... - Zastanowił się nad odpowiedzią - Niektóre zaklęcia są trochę niedopracowane i nie zna tych, dzięki którym obroniłaby się gdyby doszło do bliskiego starcia... Ale nie martw się! Jeszcze trochę i wytrenuje ją tak, że będzie silniejsza nawet od tego gołodupca!
- Cieszę się! - Uśmiechnęła się szeroko do chłopców - A jak z Ayame?
- Ma w sobie dużo magii i jest bardzo silna! - Odpowiedział Happy wyjmując z plecaka kolejną rybę.
- A! Właśnie! Prawie bym zapomniała! Pomożecie mi jutro z meblami? Trzeba je kupić a potem złożyć, gdy zostaną przywiezione do domu.
- Wiesz Lucy... Ja chyba mam niedokończaną walkę z Grayem...
- Zdajesz sobie sprawę, że sama nie przeniosę wielkich lodówek i kuchenek, więc będę musiała je kupić dużo mniejsze. Wiesz, że mniejsze lodówki to mniej jedzenia, prawda? - Heartfilia uśmiechnęła się widząc nieszczęśliwą minę Dragneela, który już zrozumiał, że nie wymyśli sposobu żeby się wykręcić.
- To znajdziesz jutro czas? - Uśmiechnęła się słodko.
Różowowłosy mruknął tylko coś pod nosem, co brzmiało jak potwierdzenie i zrobił zbolałą minę.
- Wiecie, że wyglądacie jak małżeństwo? Już wiem! Wy się luuuubicię! - Kotek szybko dokończył rybkę i podleciał pod sufit unikając pazurów wściekłej i czerwonej blondynki.
- Wiesz Happy, to nie ja boję się pójść na randkę z kimś, kto mi się podoba - wytknął przyjacielowi Natsu uśmiechają się szeroko.
- Skończyłyśmy! - Łazienki wyszły podopieczne pani domu i poszły do kuchni informując, że zrobią sobie herbatę.
- Tylko się nie poparzcie! Woda jest juz zagotowana w czajniku a herbata leży w pierwszej szafce po lewej na samym dole! - Zawołała jeszcze za dziewczynkami brązowooka.
Niebieski exceed korzystając z chwili nieuwagi Lucy, śmignął do łazienki.
- Natsu, pamiętasz, co powiedziałeś Happiemu? Trzymam cię za słowo i oczekuję, że niedługo gdzieś mnie zabierzesz - mrugnęła do niego i uciekła do kuchni by nie wdział jej czerwonej twarzy, gdy zorientowała się jak śmiały krok postąpiła.
Dziewczyna oczywiście nie widziała, że te dwa zdania tak samo podziałały na chłopaka, który teraz bił się ze swoimi myślami (tak, on mimo wszystko myśli, przynajmniej w tej chwili dop. aut.) ale ponieważ to jest, Natsu to postanowił, że zastanowi się nad tym, kiedy indziej.
- Co tak siedzisz? Choć szybko dopóki nie ma tu Lucy! Wiesz jak ona się zezłości, jeśli jej nie posłuchamy? - Happy nawoływał przyjaciela z progu łazienki.
- Idę, idę!
Tym czasem w kuchni podopieczne Lucy, zrobiły jej przesłuchanie.
- Mamo, dlaczego kazałaś się iść myć Natsu-sensei? - Spytała się podejrzliwie Hitomi.
- Gdybyś chciała żeby sobie już poszedł to wywaliłabyś go po prostu przez okno - Osądziła Ayame.
- To nie tak! O czym wy mówicie! T-to przyjaciel! - Broniła się dziewczyna.
- Jeśli ja będę miała rację okaże się, że jesteście zakochani... Nie, jeśli okaże się, że jesteście potajemną parą to przeczytasz nam wszystkim jedno z twoich opowiadań.
- A jeśli my przegramy to Hitomi będzie musiała spędzić cały dzień w towarzystwie Kaze!
- Zgoda! - Brązowooka uniosła buntowniczo brodę - ciekawe jak to sprawdzicie.
- Po prostu... Ej! Nie zgadzam się! Nie spędzę z tym głupkiem całego dnia! - Zaprotestowała nagle fioletowooka.
- Za późno, a poza tym przecież i tak wygramy. Pokaż, co potrafisz i się nie martw - kotka nie przejmując się dziewczynką, która piorunowała ją spojrzeniem, usiadła na ramieniu starszej blondynki.
- Oczy Gwiezdnego Smoka - powiedziała dziewczynka ukrywając swoje tęczówki.
Smocza Zabójczyni podniosła po chwili powieki, ale kolor oczu został zmieniony z fioletowego na złoty. Spojrzała ona uważnie na zszokowaną przybraną matkę i wyszukała więź, jaką jest połączona z Salamandrem. Delikatnie dotknęła ją swoja magią.  Zadowolona z wyniku zakończyła zaklęcie i z szerokim uśmiechem popatrzyła na swoją matkę.
- Wygrałyśmy! Czytasz nam bajkę!
- A-ale co to było?!
- To tylko najlepiej wyćwiczone zaklęcie Hitomi. Może dzięki niemu widzieć, jakimi uczuciami darzą się różne osoby. Nie ma to żadnych bojowych zastosowań, ale pomyśli ile można zyskać mając takie informację! - Ayame pierwsza podzieliła się swoją wiedzą.
- To jest świetne! - Zawołała brązowooka i uśmiechnęła się szeroko do podopiecznych.
- Naprawdę?! - Ucieszyła się fioletowooka i widząc jak Lucy przytakuje, odwzajemniła szeroki uśmiech.
- No, dobrze! Nie każmy panom jeszcze dłużej na nas czekać! - Zdecydowała Heartfilia wyciągając z szafki tacę i jeszcze trzy brakujące kubki. Wrzuciła torebki z herbatą i zalała je wrzątkiem a później dostawiła naczynia, które przygotowały dla siebie Hitomi i Ayame -otworzycie mi drzwi?
- Hai!
Damska część towarzystwa wróciła do pokoju gdzie exceed siedział na kanapie mówiąc coś do Salamandra, który po umyciu się został jedynie w swoich spodniach, na szczęście nienoszących żadnych oznak dzisiejszego treningu.
- Co wy tam tak długo robiłyście? - Spytał się Natsu zamykając jedną z szuflad w szafie. A dokładniej szufladę z bielizną.
- Sensai! Nie wolno ci tak robić! Nie grzebie się w szufladzie osoby, którą się kocha! - Krzyknęła oburzona Smocza Zabójczyni.
- Kocha? - Spytał się a jego ton pokazywał zdziwienie. Spojrzał się najpierw na uczennice, później na kotkę aż w końcu na Lucy.
- Hitomi nie pokazała ci jeszcze jednego zaklęcia, które zna, bo nie nadawało się do użycia w walce. Gdy Lucy weszła do kuchni chciałyśmy zrobić z nią mały zakład i... - Ayame opowiedziała o tym, co stało się w tamtym.
- Skoro już wiecie... - Różowowłosy uśmiechnął się szeroko i przyciągnął do ciebie Heartfilię, która dopiero, co odstawiła tacę z napojami na stół.
- N-Natsu! - Lucy oblała się czerwienią, ale przytuliła się do torsu ukochanego.
- Czyli wy się jednak luuuubicię! - Zawołał niebieski kotek.
Lucy spojrzała w oczy Salamandrowi, na co on wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się odpowiadając na jej nieme pytanie.
- Chyba masz rację Happy.
- To nie będę mógł już tak mówić. Zabraliście mi taka fajną zabawę - oskarżenie w głosie exceeda było aż namacalne.
Wszyscy oprócz syna Lucky'ego i Marl, roześmiali się sie głośno. Każdy wziął kubek ze swoją herbatą i mimo początkowego niezadowolenia Lucy, rozsiedli się na łóżku.
- Mamo to jak z tą bajką? - Spytała się Hitomi, gdy wszystkie naczynia zostały wyniesione a najmłodszym zaczęły ciążyć powieki.
- Bajką? - Zainteresował sie Natsu.
- Lucy obiecała, że przeczyta nam jedno ze swoich opowiadań - poinformowała chłopców Ayame.
- Wybierz coś, w czym będzie dużo akcji!  - Powiedział Natsu rozkładając się na łóżku.
- Ale niech będzie też romans! - Dodała Hitomi.
- Dobrze, chyba napisałam coś takiego.
Po niecałych dwóch minutach brązowooka z szufladzie biurka znalazła szukany plik kartek. W tym czasie Natsu i Hitomi ułożyli się wygodnie na łóżku a exceedy zwinęły na materacu po przeciwnej stronie niż leżała poduszka. Nikt jednak nie zamierzał spać dopóki była możliwość usłyszenia tego, co napisała Lucy i to za jej zgodą.
- Gotowi? To zaczynam. - Heartfilia usiadła obok Dragneela na skraju łóżka.
(Jak na razie nie mam pomysłu na ta bajkę, ale jeśli będziecie chcieli to napiszę z tym one-shota). 

  

----------------------------------------------

 
Pokazując swoje niezadowolenie tupała nogą i co chwila sprawdzała godzinę na zegarze znajdującym się na wieży jakiegoś małego kościółka. Gdy wybiła jedenasta jej cierpliwość sięgnęła granic. Przecież już poprzedniej nocy umawiali się, że dzisiaj spotkają się tu o dziesiątej. Dziewczyna spojrzała na bar po przeciwnej stronie ulicy. Pijani mężczyźni coraz częściej wyglądali przez okno i na nią wskazywali. Właściwie to się nie dziwiła. Miała na sobie tylko krótką pomarańczową sukienkę i obejmowała się rękami, ale nawet to nie chroniło jej przed zimnym wiatrem.
- Zamorduje go! - Warknęła i ze wściekłością wypisaną na twarzy ruszyła w stronę gdzie potencjalnie powinien znajdować sie dom Smoczego Zabójczy.
Pięć minut. Mimo tego, że normalnie szłaby dwa razy dłużej to napędzana przez złość dotarła do tego małego domku w tak krótkim czasie. Walnęła w drzwi dwa razy i pociągnęła za klamkę. Na nieszczęście chłopaka dom nie był zamknięty, więc mała McGarden weszła tam bez trudu.
- GAJEEL! - Wrzasnęła zaciskając tak mocno pięści, że aż zbielały jej knykcie.
Rozejrzała się. Mały korytarz łączył kuchnię, salon i jakieś jeszcze dwa inne pokoje. Po podłodze gdzie niegdzie walały się pudełka z różnymi metalowymi rzeczami, ale oprócz tego było tu w miarę czysto.
- Levy? - Smoczy Zabójca wyszedł z pomieszczenie, które sądząc po kafelka na podłodze, musiało być łazienką.
- IDŹ SIĘ UBIERZ! - Pisnęła widząc tylko krótki ręcznik zawiązany wokół pasa Rexforda.
Dziewczyna zrobiła szybki w tył zwrot, ale nie, dlatego że nie podobał jej się tamten widok. Krople wody, które spływały po ciele czerwonookiego i wsiąkały w ręczniczek to było jak dla niej za wiele w szczególności, gdy widziała jeszcze ten ruch mięśni pod skórą.
Na szczęście usłyszała trzask drzwi. Złapała jeden drżący oddech i delikatnie odwróciła sie w stronę łazienki. Była zamknięta. Z westchnieniem, które było mieszanka ulgi i lekkiego zawodu oparła się o ścianę.
- Kuso! Dlaczego tak na niego reaguję?! Przecież jesteśmy przyjaciółmi! Tylko przyjaciółmi... Szkoda... Kuso! Kuso! Kuso! Nie mogę tak myśleć!
- Levy? - Dokładnie te same pytanie zadane w ciągu niecałej minuty.
- Lili! Obudziłam cię? - Uśmiechnęła się trochę niepewnie do czarnego kota.
- Która godzina? - Potrząsnął łepkiem próbując odegnać resztki snu.
- Jedenasta...
- Zaspaliśmy - stwierdził -Przepraszam Levy zapomniałem, że jeszcze nie skończyliśmy, więc koło południa poszliśmy z Gajeelem zebrać trochę informacji no i...
- Nie, nie! Rozumiem! Sama zapomniałam, że wy macie ważniejsze zajęcie niż noszenie mi książek. To ja przepraszam. Więc ja już nie będę wam przeszkadzać...
Szybko odwróciła się w stronę drzwi i zdążyła postąpić krok ku nim.
- Chyba nie myślisz, że cię teraz puścimy samą, prawda? - Zastygła w bezruchu słysząc głos Rexforda i czując jego dłoń na lewym ramieniu.
- A-ale ja muszę wracać do archiwum...
- Słyszysz Lili? Zbieramy się - widziała ja drugą dłonią sięga nad jej drugim ramieniem i otwiera drzwi.
- Panie przodem. Gihi - ręka, którą ją dotykał przeniosła się na jej plecy lekko popychając do przodu.
- J-jasne - jej głos zadrżał tylko troszeczkę, gdy wyszła na ulicę.
Dziękowała wszystkim mieszkającym tam na górze, że chłopak nie widzi jej twarzy. Niebieskie włosy sprawiły, że czerwony rumieniec stał się jeszcze bardziej widoczny. Widok chłopaka wychodzącego z łazienki i gdy chwilę potem okazało się, że za nią stoi. To według McGarden było za wiele jak na jeden dzień.
- Nie stój tak, tylko chodź! - Smoczy Zabójca i exceed minęli dziewczynę i zdążyli już przejść kolejny metr zanim Levy zdążyła usunąć rumieniec ze swojej twarzy.
- Już idę! - Krzyknęła wreszcie i pobiegła do chłopców.
Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, że znowu zapomniała, że jest zła na Żelaznego Smoczego Zabójcę.
  

----------------------------------------------

 
Gdy wreszcie wyszła z łazienki, zasypiała już prawie na stojąco. Po dokończeniu opowieści i sprzątnięciu kartek z jej pracą, niestety coś ją podkusiło by pozmywać jeszcze naczynia. Następnie, gdy już weszła do łazienki natrafiła na resztę ubrania różowowłosego, które leżały sobie na umywalce. Lucy znowu naszła dziwna myśl by uprać te brudne rzeczy, wiedziała przecież, że zdążą wyschnąć do rana. Nawet cieszyła się na myśl, że Salamander nie wyjdzie z jej domu w brudnym ubraniu. Wreszcie, gdy rozwiesiła pranie na sznurku mogła się porządnie umyć, ale szczerze powiedziawszy nie miała nawet siły na dłuższą kąpiel, więc z wanny wyszła po dziesięciu minutach. Tak właśnie trafiamy do chwili, gdy zasypia ona na stojąco i zastanawia się czy pchać się na łóżko czy może jednak skorzystać z niewygodnej kanapy.
- Co tak długo Luce? - Oczy dziewczyny i Smoczego Zabójcy spotkały się.
- Nie śpisz?
- Czekałem aż wreszcie skończysz z tym wszystkim - chłopak wskazał kuchnię i łazienkę.
- Byłam pewna, że odpłynąłeś gdzieś w połowie historii... Udawałeś?! - Oburzyła się dziewczyna.
- Nie, po prostu było mi bardzo przyjemnie, gdy zaczęłaś mnie głaskać po głowie - uśmiechnął się i ziewnął - Jutro pogadasz. Teraz, choć tu, bo chce mi się spać.
Ona też nie miała siły na dalsze prowadzenie dialogu. Bez protestów dała się wsadzić pomiędzy swoją córkę, a swojego ukochanego. Wtuliła się plecami w tors chłopaka i uśmiechnęła sie pod nosem czując jak zostaje opleciona przez jego rękę. Hitomi wyczuwając zapach opiekunki przylgnęła do niej. Pomimo tak ciasnego uścisku całej trójce było bardzo wygodnie, więc spokojnie odeszli w ramiona Morfeusza.  

  

----------------------------------------------

 
Para, która spędzała tę noc w lesie rozpaliła właśnie ognisko. Kłoda przyniesiona przez chłopaka posłużyła im za ławkę do czasu aż nie będą chcieli pójść spać do namiotu rozłożonego po przeciwnej stronie ognia.
- Z tego, co pamiętam mieliście zlikwidować dziewczynę już dawno temu - za nimi rozległ się złowieszczy głos.
- Wiemy, ale my tak jak ludzie potrzebujemy jedzenia, dlatego musieliśmy popracować kilka dni by zarobić pieniądze. Wiesz dobrze, że gdybyśmy wracali do Gwiezdnego świata za każdym razem, gdy będziemy potrzebować jedzenia to zajęłoby nam to dużo więcej czasu - odpowiedział na to chłopak nawet sie nie odwracając.
- Masz rację, ale wiesz, co? Jeszcze przez jakiś tydzień wstrzymajcie się z dotarciem do Magnolii. Ta dziewczyna jest... Interesująca. Siostra Hoshi obchodzi niedługo urodziny i to będzie taki... Prezent od nas. Damy im się nacieszyć tym świętem.
- Co się stało, że tak nagle zmieniłeś zdanie? - Spytała się dziewczyna, która razem ze swoim ukochanym wreszcie odwróciła się w stronę, już nam znanej, zakapturzonej postaci.
- Już wam mówiłem, Lucy Heartfilia jest interesującą osobą. Może się okazać, że nie przypomina swojej matki tylko z wyglądu - pod płaszcza wysunął się ogon, który zaczął poruszać zdradzając niezdecydowanie tajemniczego gościa, którego sylwetka zdradzała, że jest on mężczyzną.
- Czyli mamy ją oszczędzać? - Chciał się dowiedzieć chłopak.
- Nie! Ale lepiej będzie, jeśli ciosy, które zadacie zostawią niewidoczne rany. Vulpecula, twoim zadaniem będzie wymęczyć jej ciało jak najbardziej, a ty Pavo zobacz ile będzie w stanie wytrzymać.
- Hai! - Odpowiedziała para w idealnym synchronizowaniu.
- Powodzenia - powiedział jeszcze zakapturzony mężczyzna i skoczył w górę rozkładając skrzydła. Zanim wzbił się w niebo musiał po drodze przyczepić się do jednego z drzew, aby zyskać lepszy rozpęd.
Para jeszcze chwilę patrzyła na tę roślinę, a dokładniej na szramy po ostrych pazurach, które zostawił ich gości.
 
 

~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~

 
Przepraszam za wszelkie błędy. Jeśli przez przypadek pojawi się jakieś słowo niepasujące do całego zdania, literówka, czy jakieś niedopowiedzenie to proszę napiszcie mi to w komentarzu.
Lady Lusiu przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj, ale wystąpiły pewne komplikacje (w postaci moich rodziców) które uniemożliwiły mi pisanie. Jako zadośćuczynienie dedykuję ci ten rozdzialik.
Nashi, Aiko dziękuje za dedykację! Teraz wyjeżdżam na ten ostatni wolny weekend, więc zajrzę na wasze strony dopiero w przyszłym tygodniu.
Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam dzisiejszym rozdziałem.
Mata ne!
 

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 12 - Adopcja

Szybko przemierzała alejki archiwum w poszukiwaniu odpowiednich ksiąg i zwojów. Czuła jak warstwa kurzu na jej ciele powiększa się z każdą chwilą, chociaż na razie to nie był jej problem.
- Lili! Piąta półka od góry - towarzyszący jej exceed pomagał jej w dostaniu się do wyżej umieszczonych książek.
- Hai! - Kot złapał za ramiona i uniósł do góry na odpowiednią wysokość.
- To już ostatnia! - Ucieszyła się Levi, gdy wreszcie złapała zakurzony przedmiot.
W następnej minucie już biegła do miejsca gdzie leżały stosy książek. Zdziwił ją tylko brak Smoczego Zabójcy, który niestety był w komplecie z exceedem.
- Może już sobie poszedł - Lili podrapał się w głowę i wzleciał trochę wyżej mając nadzieję na znalezienie swojego partnera.
- Nie szukaj go. Na razie nie jest nam potrzebny - McGarden tylko machnęła ręką i podeszła do najbliższego stosu zwojów.
- Właściwie to, czego my szukamy? - Spytał się kot siadając obok dziewczyny.
- Mistrz poprosił mnie o znalezienie wszystkiego na temat niejakich Białych Kluczy. Podobno te informacje mogą być przydatne dla Lu-chan, ale nie wiem, dlaczego - Wyjaśniła rozwijając zwoj.
- A co wiemy o nich na razie? - Dopytywał się.
- Tylko tyle, że istnieją... - Westchnęła ze zrezygnowaniem Levy.
Nie lubiła nie wiedzieć czegoś, co było potrzebne. Znała praktycznie na pamięć treść wszystkich tych książek, ale tylko dziesięć dotyczyło bezpośrednio Gwiezdnej Magii, w czterech opisany był Gwiezdny Świat, a w jednej utworzono podstawowy spis Gwiezdnych Duchów. Niestety zwoje też prawdopodobnie nie były przydatne, bo opisane w nich były tylko zaklęcia, ale mało przydatne i o słabych efektach. Resztę stosów stanowiły księgi o podobnej do reszty treści tylko bardziej ogólnej.
- Ech... To będzie duga noc - jęknęła McGarden biorąc pierwszą z brzegu księgę i siadając wygodniej zabrała się do wertowania zawartości.
Lili nie mając nic lepszego do roboty wzruszył ramionami i sięgnął po leżący najbliżej niego zwój chcąc, chociaż trochę pomóc towarzyszce.
  
----------------------------------------------
 

Biegł przez ulice Magnolii z każdą chwilą przyspieszając coraz bardziej, ale gdy wreszcie dostał się do swojego celu nawet nie miał zadyszki. Ostrożnie dostał się do starego budynku gildii Fairy Tail i natychmiast ruszył w stronę drzwi do archiwum. Na chwilę przystanął i nasłuchiwał, ale z pomieszczenia słychać było jedynie gość głośne chrapanie.
- Gihi - Smoczy Zabójca zachichotał otwierając drzwi i dostając się do pokoju.
Ruszył w stronę skąd rozlegał się niecodzienny dźwięk, ale nie musiał długo szukać, bo prawie od razu zauważył śpiącą postać.
Pomiędzy porozrzucanymi stosami ksiąg i zwojów na boku leżała Levy całkowicie pokryta kurzem. Do piersi delikatnie przytulała dość grubą, skórzaną książę, która już zaczęła jej się wysuwać z rąk. Poczochrane włosy częściowo zasłoniły jej twarz, a wcześniej przytrzymująca je opaska teraz leżała metr dalej. Sukienka jak zwykle w kolorach pamarańczu i bieli poszarzała trochę od warstwy brudu naniesionego z książek. Małe rozdarcie u jej dołu odsłoniło kawałek zgrabnej nogi McGarden przykuwając na chwilę spojrzenie czerwonych oczu. Twarz maginy zdobił delikatny, prawie niewidoczny uśmiech dodając jej uroku i ponownie zatrzymując wzrok Smoczego Zabójcy. Teraz cała jej postać zdawała się emanować niewinnością i bezradnością.
Nic bardziej mylnego.
Ta niepozorna istotka była uparta i potrafiła mieć ognisty charakterek. Zawsze robiła wszystko, co uważała za słuszne i wykorzystywała do tego całe zasoby swojej ogromnej wiedzy. Miała dobrą intuicje, która często ratowała im skóra na wspólnych misjach. Wszystko robiła z niebywałym wdziękiem, którym nieraz imponowała mężczyzną. Gajeel o tym wiedział i niezbyt mu się to podobało. Dużo bardziej zadowoliłaby go myśl, że siedzi bezpieczna w jakiejś bardzo wysokiej wieży, do której tylko on ma dostęp.
Głośniejsze chrapnięcie wtargnęło do myśli, Rexforda a zaraz potem jego policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora, gdy zdał sobie sprawę z niedorzecznych myśli o dziewczynie.
Natychmiast przeniósł spojrzenie na Liliego. Exceed wydawał z siebie głośne dźwięki otwierając pyszczek tak szeroko, że zdawał się rozciągać na prawie całą mordkę. Leżał na plecach rozłożony na całej szerokości wielkiego tomu o pożółkłych kartkach.
Teraz Gajeel miał trzy wyjścia.
Pierwszą było obudzić obydwoje i słuchać wrzasków Levy, której miał pomagać oraz chichotu Liliego.
Druga polegała na przywróceniu świadomości tylko kotu i zaniesieniu McGarden do jej pokoju słuchając wymysłów, exceeda na temat ich "związku".
W trzeciej opcji tylko on nie spał i jakimś sposobem przeniósł pozostałą dwójkę do odpowiednich łóżek a potem miał święty spokój przynajmniej do południa.
Pierwsza odpadała natychmiast nawet, jeśli nie obudziłby kota to hałas spowodowany przez dziewczynie zrobiłby to na pewno. Nie miał też ochoty na "rozmowę" ze swoim partnerem, gdy będzie niósł dziewczynę na Wróżkowe Wzgórza. Innymi słowy zostawała mu tylko trzecia opcja, bo zostawienie ich tu samych nawet nie wchodziło w grę.
Z niesamowitą jak na siebie delikatnością przewrócił, Maginie Solidnego Rękopisu na plecy i podszedł do Pantherliliego by po chwili przełożyć go na brzuch dziewczyny. Zadowolony ze swojego pomysłu ostrożnie wziął Levy na ręce i błyskawicznie opuścił stary budynek gildii. Nie uśmiechało mu się by ktoś go zobaczył nawet przez przypadek. Nie lubił plotek i fałszywych oskarżeń. Dlatego też jeszcze bardziej zwiększył tępo biegu. Wróżkowe Wzgórza zobaczył dopiero po pięciu minutach, ale nie dochodziły z niego żadne dźwięki, więc postanowił wziąć to za dobry znak.
- Który pokój należy do tego skrzata - mruknął pod nosem przystając przed budynkiem i podniósł głowę do góry węsząc zapach dziewczyny. Nie żeby ona sama pomagała leżąc mu na rękach, ale w końcu złapał odpowiednio silną woń wydobywającą się z jednego z otwartych okien na piętrze.
- Gihi - znowu mu się wyrwało, gdy pomyślał o awanturze dziewczyny gdyby wiedziała, co chce teraz zrobić.
Odbiegł kilka kroków w tył dla lepszego rozpędu i ruszył do przodu z dużą szybkością by po chwili skoczyć. Co, jak co ale celność miał bardzo dobrą, więc udało mu się na zgiętych nogach miękko wylądować na dywanie w pokoju maginy. Podniósł się powoli i aż zachłysnął, gdy zobaczył zadziwiającą ilości regałów wypchanych po same brzegi i wielu stosów książek, które nawet jego prawie przerastały wysokością albo liczyły w sobie nie mniej niż pięć tomów. Innym słowy pokój był istnym torem przeszkód. Powoli zaczął lawirować między wszelkiego rodzaju papierami próbując nie stracić równowagi. Zajęło mu to parę chwil, ale w końcu dotarł do łóżka McGarden. Ostrożnie ułożył ją na poduszkach, zdjął z jej brzucha exceeda i szybko wydostał się z budynku tą samą drogą, którą tutaj dotarł. Wreszcie mógł z powrotem wrócić do własnego domu i prawdopodobnie przespać cały dzień. Jak zwykle zachichotał tuż przed nagłym zniknięciem w cieniu miasta dzięki ostatnim chwilą przed wschodem słońca.


----------------------------------------------


Mimo wczesnej godziny widać było jak z mieszkania przy ulicy Truskawkowej wyskakuje dwoje magów oraz dwoje exceedów. Towarzyszył temu krzyk "DRZWI" wydobywający się z gardła blondynki, która po chwili wychyliła się z okna. Ludzie z okolicy już byli przyzwyczajeni do takich poranków, więc nawet nagły hałas nie zdołał ich obudzić. Zdenerwowana kobieta jeszcze chwilę patrzyła na znikające sylwetki współczłonków gildii i schowała się z powrotem we wnętrzu domu.
- Jeśli Hitomi przejmie od niego ten zwyczaj to obiecuje, że przed śmiercią będzie torturowany w najstraszliwsze znane ludzkości sposoby a dopiero później pozwolę mu umrzeć - Lucy mruknęła pod nosem wchodząc do łazienki na półgodzinną kąpiel.
Odzyskała jednak humor dzięki gorącej wodzie i kilku kropelką różanego olejku, który został dodany do wody. Po wyjściu z łazienki szybko się ubrała i jeszcze raz sprawdziła czy wszystko spakowała do torebki. Do paska przy spódnicy porządnie przymocowała bat oraz dwa białe klucze, których nie oddała swojej podopiecznej. Po drodze uśmiechnęła się jeszcze do swojego odbicia w lustrze odnotowując, że coraz bardziej przypomina swoją rodzicielkę i opuściła mieszkanie.
Dzień rozpoczynał się wspaniale. Ptaki już od dawna dawały znać o swojej obecności głośnym ćwierkaniem. Po ulicach, co pewien czas przebiegało jakieś bezpańskie zwierze, które pomimo swojego statusu nie było ani wychudzone ani bardzo brudne. W powietrzu unosił się słodki zapach kwitnących kwiatów wymieszany z delikatnym zapachem świeżego pieczywa. Lucy jednak tylko częściowo zdawała sobie sprawę z piękna poranka. Jej myśli ciągle zajmowało dwoje Smoczych Zabójców oraz jej dzisiejsza lista zadań. Najpierw zamierzała odebrać część pieniędzy z banku by móc zapłacić już ostatni raz za czynsz, wykupić dom oraz zakupić trochę mebli. Następnie musiała wrócić do Magnolii i złożyć odpowiednie dokumenty do tamtego urzędu by stać się prawnym opiekunem Hitomi. Heartfilia już kiedyś słyszała jak jej podopieczna mówiła exceedce o swoim braku nazwiska. Pomyśleć, że wystarczyła tylko mała karteczka by rozwiązać ten problem. Zastanawiała się również czy Natsu nie będzie zbyt wymagający na dzisiejszym treningu. Z własnego doświadczenia wiedziała, że był wspaniałym trenerem, ale ona uczyła sie tylko podstaw w przeciwieństwie do Hitomi która musiała poznać wszystkie zaklęcia Smoczych Zabójców.
Lucy była tak zatopiona w swoich myślach, że wszystko robiła automatycznie i nawet nie zauważyła, gdy dojechała, do Acalyphy. Jak zawsze kupiła kwiaty i poszła odwiedzić swoich rodziców.
- Cześć mamo, cześć tato. Tyle się ostatnio wydarzyło! Pamiętacie jak zawsze powtarzaliście, że kiedyś znajdę księcia z bajki, który przybędzie po mnie na białym rumaku? - Brązowooka zachichotała cicho - To muszę wam powiedzieć, że w mojej bajce księżniczka ucieka przed ślubem z takim księciem i to przerośnięta jaszczurka ratuję ją z opresji. Co więcej jest to narwany, nieokrzesany, bezmyślny, bałaganiący i żarłoczny smok, który... - Lucy przymknęła delikatnie oczy i uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje szczęście - Który nie zawaha się pomóc swoim przyjaciołom, jest bardzo odważny, a nawet też troskliwy. Bardzo mi pomaga w przygotowaniach do urodzin Hitomi i zawsze mogę na niego liczyć. Ach! Właśnie! Wy nic nie wiecie. Opowiem wam o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Może zacznę od...
Przez dwie godziny opowiadała o ostatnich wydarzeniach nie pominęła żadnej wątpliwości, pomysłu, chwili smutku czy szczęścia. Przypominało jej to czasy, gdy była mała i często szła "porozmawiać" z rodzicielką. Chętnie przesiedziałaby tak cały dzień, ale czas naglił a przecież musi uporać się ze wszystkim do wieczora. Dalego też pożegnała się z rodzicami i szybkim krokiem ruszyła w stronę banku Gold Coins. Tylko nie przewidziała, że po wejściu zobaczy tam tak potworną rzecz.
- Ktoś tam na górze musi mnie nienawidzić - jęknęła.
Jej twarz przybrała zrozpaczony wyraz, ale tylko zwiesiła głowę i podreptała na koniec jednej z dwóch ogromnych kolejek liczących sobie przynajmniej po trzydzieści osób każda.
- Zapowiada się naprawdę długi dzień - szepnęła do siebie.

 

----------------------------------------------

 
Salamander wbiegł do lasu i rozejrzał się dokładnie. Utwierdzając się w przekonaniu, że biegną dobrą drogą zwolniłby jego mała towarzyszka miała szansę go dogonić.
- Natsu-sensai! Daleko jeszcze? - Spytała się go Hitomi, gdy wreszcie się zrównali.
- Nie, zaraz będziemy na miejscu - Mówiąc to Dragneel uważnie przyjrzał się złotowłosej.
Instynkt podpowiadał mu, że chociaż nie pokazywała jak bardzo jego szaleńcze tempo ją zmęczyło to jednak przydałaby się jej chwila przerwy. Co więcej pomimo zmęczenia nie zwolniła ani razu, ale coraz ciężej łapała oddech.
- Jesteśmy! - Oznajmił w końcu różowowłosy, gdy stanęli przed wielką górą, która z tamtej strony była całkowicie porośnięta bluszczem i mniejszymi krzaczkami.
- To teraz może być chwila odpoczynku? - Sapnęła fioletowooka pochylając się do przodu i podpierając ręce na kolanach.
- Jasne, ale za chwilę znowu ruszamy - powiadomił dziewczynkę Salamander.
Dokładnie po pięciu minutach bezczynnego siedzenia Hitomi dostała polecenie by wstać i zamknąć oczy. Ayame natomiast mała usiąść na głowie złotowłosej i także nie podglądać. Natsu złapał dziewczynkę za rękę i odgarniając gałęzie bluszczu poprowadził ją do jaskini ukrytej w skale. Happy nic nie mówiąc ruszył za nimi, ale co chwila wymieniał podekscytowane spojrzenia z Dragneelem.
- Już możecie otworzyć oczy! - Powiedział wreszcie Salamander, gdy Hitomi zamiast twardej skały poczuła pod nogami miękką trawę.
Młode członkinie gildii aż sapnęły z zachwytu widząc przed sobą piękną dolinką ze wszystkich stron otoczoną wysokimi i stromymi górami. Z południowego wierzchołka skały wydostawał się do niej mały wodospad, którego woda najpierw wpadała do niewielkiego jeziorka by następnie strumykiem przedostawać się na drugi koniec polanki i znikać w jakiejś podziemnej jaskini. Kilka drzew po drugiej stronie strumyka zostały całkowicie obsypane przez różowe i białe kwiatki. Polanka także została udekorowana przez kwiecie we wszystkich odcieniach tęczy tworząc w niektórych miejscach kolorowe plamy. Ponieważ do dolinki bezpośrednio wpadało słońce jakby nie przejmując się istnieniem gór, poprzednio wspomniane drzewa dawały te odrobinkę cienia, w którym można by było odpocząć. Jednak najbardziej zaciekawił ją sporej wielkości kamień stojący po drugiej stronie polany naprzeciwko tunelu, którym tu weszli. Zdobiły go bardzo liczne, ale drobne pęknięcie powstałe prawdopodobnie po uderzeniach pięścią.
- Widzisz tamten kamyk? Masz go walnąć tak mocno, aby powstało zagłębienie - Salamander z szerokim uśmiechem pociągnął Hitomi do przodu i przeskakując z nią przez rzekę stanął naprzeciwko poprzedniego obiektu zainteresowania młodej maginy.
- Nie! Nie chcę połamać sobie kości! - Dziewczynka szybko zrobiła krok w tył.
- Nie połamiesz. Wystarczy w niego tylko wystarczająco mocno uderzyć! O tak! - Zademonstrował zapalając swoją pięść i dość delikatnie jak na niego uderzając w skałę.
- No dobrze - po chwili wahania fioletowooka w końcu mruknęła cicho pod nosem i zamachnęła się, aby wykonać polecenie.
- Hej! Czekaj! Najpierw otocz rękę magią! - Dragneel w ostatniej chwili złapał swoją uczennice za ramię nie pozwalając rzeczywiście na pewne połamanie kości w tym wypadku.
- Jak to zrobić? - Smocza Zabójczyni spojrzała z zaciekawienie ma swojego mentora.
- No tak po prostu. Ech... Na razie lepiej pokaz mi, co już umiesz, a później zajmiemy się resztą - zdecydował szybko chłopak mając pewne doświadczenie z czasu, gdy szkolił Lucy w walce wręcz.
Salamander cofnął się o krok, zdjął plecak wypchany jedzeniem i usiadł opierając się o głaz widocznie nie zamierzając się z stamtąd ruszyć. Hitomi w podskokach natomiast pobiegła na środek polany. Kątem okaz zauważyła, że exceedy nadal stoją przy wejściu do jaskini. Happy coś mówił zawzięcie gestykulując a Ayame, co jakiś czas przytaknęła lub zadała pytanie. Smocza Zabójczyni mogła, więc bez przeszkód wykonać swój najpotężniejszy atak.
Dragneel przyglądał się jak dziewczynka zaciska dłonie i odchyla głowę do tyłu.
- Ryk Gwiezdnego Smoka!
W stronę nieba wystrzelił promień światła, ale atak nie był na tyle silny by mógł go zobaczyć ktoś znajdujący się poza dolinką. Natsu jednak zdawał sobie sprawę, że w tym wieku Hitomi nie byłaby w stanie dużo bardziej wzmocnić siłę zaklęcia.
- Gwiezdny Bicz! - Dziewczynka przeszła do kolejnego ataku nie czekając na polecenie swojego mentora.
Wiązka złotego światła pojawiła się w prawej ręce fioletowookiej. Smocza Zabójczyni zamachnęła się i z psotnym błyskiem w oku posłała linę w stronę Happiego. Promień Gwiezdnej Energii oplótł zaskoczonego kota. Złotowłosa jednym szarpnięciem uniosła exceeda do góry i sprowadziła do siebie.
- Mam się Happy! - Wykrzyknęła Hitomi łapiąc Przewyższającego i wyplątując go ze złotej liny.
- Jeśli chcesz ćwiczyć to może następnym razem złap jakąś rybkę? - Zaproponował kot i używając Aery wrócił do śmiejącej się Ayame.
Fioletowooka z uśmiechem popatrzyła na swoją przyjaciółkę, która po kilku kolejnych słowach partnera Salamandra z głośnym "Aye" wzbiła się w powietrze. Z cichym westchnieniem dziewczynka odwróciła się z powrotem w stronę swojego sensei'a.
- Natsu-sensai! - Złotowłosa podbiegła do Salamandra - Musisz mnie teraz zaatakować!
- Co? Dlaczego? -  Dragneel przekrzywił lekko głowę i z zainteresowaniem spojrzał na swoją małą uczennice.
- Bo znam jeszcze tylko zaklęcie tarczy, ale do tej pory użyłam go tylko raz...
- Nie przejmuj się tylko pokaż, co potrafisz! - Przerwał jej różowowłosy i z szerokim uśmiechem podpalił swoją dłoń.
- H-hai! - Smocza Zabójczyni z lekką obawą spojrzała na płomień, ale zaraz potem zacisnęła dłonie w pięści i odzyskała poprzednią pewność siebie.
- Gwiezdna Tarcza!
Gdy Hitomi walczyła z Kaze jej tarcza była bardzo mała i dziewczynka ledwo mogła w niej przykucnąć, ale tym razem kopuła musiała być większa i wytrzymalsza. Ataki Salamandra to nie przelewki. Chciała... Nie! Musiała mu pokazać, że nadaje się na jego uczennice.
Złote światło wypłynęło z jej ciała i po chwili została przez niezasłonięta. Natsu usunął ogień z dłoni i zabrał się do oceniania siły zaklęcia uczennicy. Kopuła mierzyła Dragneelowi trochę powyżej pasa, więc z łatwością mógł jej się przyjrzeć. Obszedł schron dziewczynki dookoła szukając, chociaż minimalnych luk w obronie. Gdy owych nie znalazł mruknął z aprobatą.  Zaraz potem popukał delikatnie to z jednej trony to z drugiej. Tarcza wydawała się chłopakowi dość twarda. Nie chciał zrobić przez przypadek krzywdy Hitomi, więc na razie bez magii delikatnie uderzył w złotą kopułę. Wytrzymała. Użył, więc dużo więcej siły. W magicznej obronie pojawiło się kilkadziesiąt cieniutkich, ale długich rys. Uszkodzenia jednak szybko zostały naprawione, co nie uszło uwadze Salamandra. Postanowił, więc pójść na całość i ponownie podpalił pięść.
- Hitomi!
- Co się stało Natsu-sensai?
- Lepiej ukucnij.
- Co?!
Dziewczynka pomimo swojego pytania prawie od razu rzuciła się na ziemię i zasłoniła głowę rękami. Uwielbiała, co prawda Dragneela, ale już dość nasłuchała się sie o jego... Niecodziennych pomysłach. Dobrze zrobiła, że skuliła się aż tak bardzo, bo po chwili w miejscu gdzie wcześniej była jej głowa teraz pojawiła się płonąca dłoń. Wokół dziury, którą Smoczy Zabójcza zrobił w kopule zaczęły robić się pęknięcia i nie minęły nawet dwie sekundy, gdy cała jej magia rozsypała się i znikła.
- Będzie... Hej! Czekaj! Czy ty płaczesz?! - Chłopak doskoczył i przykucnął przy złotowłosej, która widząc słabość swojego zaklęcia skuliła się jeszcze bardziej cicho pochlipując.
-Trafiłem w ciebie? Ale przecież w nic nie trafiłem! Hitomi no powiedz coś! - Pomimo starań Salamandra fioletowooka nie przestawała płakać a wręcz zwiększyła tylko intensywność wypływających łez.
- Już wiem! Zabiorę cię do szpitala! - Podniósł się, zacisnął pięści i przybrał minę jakby szedł na wojnę. Nie trwało to jednak długo, bo chwilę później opadł obok dziewczynki trzęsąc się a wokół niego pojawiła się czarna aura.
- L-Lucy mnie zabije - wyjąkał łapiąc się za głowę i prawie samemu zaczynając płakać.
- Dlaczego mama miałaby cię zabijać? - Złotowłosa momentalnie umilkła i zaczerwienionymi oczami popatrzyła na Salamandra jak na jakiegoś idiotę.
- Za mocno zaatakowałem i na pewno zrobiłem ci dużą krzywdę i... NIC CI NIE JEST!!! - Rozradowany Natsu złapał dziewczynkę w niedźwiedzi uścisk prawie ją dusząc.
- SENSAI! PUŚĆ!!!
Hitomi dzielnie próbowała się wydostać z morderczych ramion Dragneela, ale na próbach się skończyło. Chyba nic na świecie nie byłoby w stanie zmusić Salamandra do poluzowania uścisku. Na szczęście przez tą szamotaninę udało jej się, chociaż ułożyć wygodnie. Uścisk Salamandra teraz dawał jej poczucie bezpieczeństwa, które do tej pory kojarzyło jej się tylko z Lucy.
- Sensai, wracajmy do treningów - mruknęła dziewczynka, chociaż nie miała na to aż tak wielkiej ochoty.
- Dobra! Zaczniemy od wzmocnienia twojej tarczy! - Wykrzyknął Salamander z wielkim uśmiechem na ustach wypuszczając ją z uścisku.
-Hai!
Niedługo potem pojawiły się exceedy, które trenowały zwinność w lesie za górami otaczającymi dolinkę. Ayame wyczerpała całą moc, więc Happy postanowił, że zrobią sobie chwilę przerwy. Koty przyglądały się treningowi swoich Smoczych Zabójcom, ale gdy tylko exceedka wypoczęła trochę oni również powrócili do swojego zajęcia.
Magowie trenowali cały dzień robiąc sobie tylko kilka przerw na jedzenie. Z dolinki wyszli dopiero pod koniec dnia, gdy słońce zaczęło już zachodzić.

 
----------------------------------------------

 
Gorące krople wody uderzały o jej chłodną skórę. Odchyliła głowę do tyłu pozwalając, aby strumień lecący z prysznica mógł zmoczyć także jej niebieskie włosy. Sięgnęła po swoje ulubione mydło i powoli zaczęła oczyszczać swoją skórę z kurzu. Delikatny zapach pomarańczy rozniósł się po szklanej kabinie a dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Po usunięciu już całego brudu zmieniła mydło na szampon. Niespiesznie błądziła rękami po swoich włosach nanosząc na nie płyn i delektowała się aromatem grejpfruta, który szybko połączył się z jeszcze unoszącą się wonią pomarańczy. Powtórzyła czynność jeszcze trzy razy upewniwszy się o czystości swoich włosów.
Przez dopiero, co otwarte drzwi wyleciały wielkie kłęby pary utrudniając widoczność szczupłej sylwetki dziewczyny wychodzącej z kabiny. Czując chłodniejszy podmuch na skórze zadrżała. Szybko sięgnęła po błękitny ręcznik ozdobiony muszelkami wyszytymi pomarańczową i białą nitką. Po owinięciu się przedmiotem na bosaka przebiegła po wyłożonej zimnym płytkami łazience a następnie po puchatym dywanie położonym w holu.  Drzwi cicho skrzypnęły a potem zamknęły się z głośnym trzaskiem, gdy weszła do swojego pokoju.  
- Gdzie jest moja opaska? - Mruknęła do siebie rozglądając się za zagubioną ozdobą do włosów i przegrzebując stosy różnych rzeczy.
Levy McGarden obudziła się dzisiaj w południe w swoim łóżku całkowicie okryta kurzem, bez swojej ulubionej bandamy (która była po prostu przez wszystkich nazywana opaską) oraz z brakiem wspomnień o swoim powrocie do domu.
- Ech! - Westchnęła wreszcie godząc się z myślą, że zgubiła ozdobę do włosów.
Wytarła się porządnie i bez większego entuzjazmu założyła swoją pomarańczowo-białą sukienkę. Rozczesała szczotką włosy i chciała już wyjść do gildii, ale jej żołądek mruknął mając inny pomysł. Zaśmiała się cicho, założyła buty a potem wyszła z pokoju kierując swoje kroki w stronę kuchni. Każdy nawet najcichszy dźwięk niósł się echem po pustym akademiku. Levy nie mogła się powstrzymać i zaśmiała się a budynek po chwili odpowiedział tym samym zwielokrotniając siłę jej głosu.
Wchodząc do kuchni jeszcze słyszała radosny dźwięk. Z głupim uśmiechem wyciągnęła składniki do zrobienia kanapek i zabrała się do pracy. Gdy wreszcie usiadła przy stole i zaczęła jeść jedzenie, jej myśli powędrowały do wspomnień z wczorajszej nocy.
W jej umyśle pojawiały się jakieś niejasne obrazy.
Cień pada na jej twarz a kątem oka jakiś niewyraźny zarys postaci, który idzie w stronę gdzie ostatni raz widziała śpiącego Liliego.
Jest jej wygodnie.  Czuje coś ciepłego na plecach i w zgięciu kolan. Coś dość lekkiego leży jej na brzuchu.
Wydaje jej się, że leci, ale po chwili wszystko ustaje i wyczuwa tylko zapach starych książek.
Nadal nic nie mówiły jej wspomnienia, które siłą wydarła ze swojej podświadomości. Westchnęła, gdy skończyła posiłek i posprzątała po sobie w kuchni. Wreszcie ruszyła w stronę wyjścia z akademika a potem ruszyła prosto do gildii.
 

----------------------------------------------

 
- Przystanek Magnolia! - Wrzasnął jakiś pracownik i tłum zaczął przeciskać się w stronę wyjścia z pociągu.
Lucy poczekała aż większość osób wyjdzie i sama wstała z siedzenia. Idąc za tłumem wyszła wreszcie na ulice Magnolii i skierowała się w stronę ratusza.
Duża suma pieniędzy już spoczywała w jej torebce, więc jeśli dopisze jej szczęście będzie mogła wrócić do domu dużo wcześniej niż planowała. Postanowiła, że skorzysta też z okazji i od razu zapłaci Właścicielce za czynsz i dom. Lucy musiała przyznać, że był to dość kusząca wizja, dzięki której z uśmiechem weszła do budynku.
- Dzień dobry! Była pani umówiona na spotkanie czy chce pani dopiero do zrobić? - Zaświergotała sekretarka, gdy tylko magini pojawiła się w polu jej widzenia.
Dziewczyna przy biurku musiała być w tym samym wieku, co Heartfilia lub niewiele od niej starsza. Złocistorude loki opadały jej na ramiona a błękitne oczy błyszczały entuzjazmem. Szeroki uśmiech na idealnej twarzy nadawał jej wygląd anielicy, który musiał sprawiać, że mężczyzną miękły kolana. Biała bluzka z dużym dekoltem nie ukrywała szczodrych darów natury. Spod czarnej i prostej spódnicy wystawała para długich nóg zakończonych czarnymi szpilkami na wysokim obcasie.
- Dzień dobry. Tak, byłam umówiona z panią Yamamoto w sprawie adopcji.
- Och! A pani mąż nie przyszedł? - Lucy nieufnie spojrzała na pytającą ją kobietę, której oczy przybrały dziwny wyraz. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć, ale w końcu postawiła na prawdę.
- Ja nie mam męża... To chyba nie problem? - Zaniepokoiła się brązowooka.
- Ależ skąd! Pani Yamamoto czeka na panią na drugim piętrze w pokoju 34 - niebieskooka posłała magini tak promienny uśmiech, że dziewczyna poczuła dziwny niepokój.
- Dziękuje - blondynka, czym prędzej pognała na górę nadal czując na sobie niepokojące ją spojrzenie sekretarki.
Nie trudno było znaleźć wskazane wcześniej pomieszczenie. Na drzwiach znajdujących się tuż przy schodach były przyczepione ogromne, złocone cyfry 34 a nad nimi widniało nazwisko kobiety zajmującej się adopcjami.
Magini zapukała dość głośno do pokoju i poczekała na jeszcze głośniejsze "proszę".
- Dzień dobry. Nazywam się Lucy Heartfilia i...
- Dzień dobry! Proszę siadać! - Starsza kobieta siedząca z biurkiem machnęła w kierunku krzesła na przeciwko siebie.
Urzędniczka musiała mieć ponad pięćdziesiąt lat. W jej brązowych włosach spiętych w kok pojawiła się siwizna. W kącikach piwnych oczu pokazały się zmarszczki, ale to dodało jej tylko uroku, który posiadają miłe, starsze panie z sąsiedztwa. Biała bluzka z długim rękawem i czarne długie spodnie w przeciwieństwie do ubrania sekretarki nie odsłaniały nadmiernej ilości ciała. Innymi słowy była to typowa kobieta mająca za jakiś czas iść na emeryturę.
- To możemy już przejść do podpisywania papierków? - Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Ale przecie nie było żadnego sprawdzenia czy się nadaje i... - Zaczęła Lucy marszcząc brwi.
- Już to zrobiliśmy. Słyszała pani kiedyś o takiej pracy jak mag-szpieg?
- Nie.
- Mag-szpiedzy pracują zwykle w ważniejszych urzędach, ale nie tylko - starsza kobieta zamilkła na chwilę, ale w końcu się lekko skrzywiła - Jeszcze się nawet nie przedstawiłam. Jestem Ikomi Yamamoto - mag-szpieg - na ustach piwnookiej znowu pojawił się piękny uśmiech.
- Mam rozumieć, że już zdążyła mnie pani sprawdzić?
- Tym właśnie się zajmuje. Już od trzydziestu dwóch lat czytam myśli ludzi i sprawdzam ich intencje względem dziecka żeby mieć pewność, że trafiło ono w dobre ręce.
- Soka...
- Więc może przejdziemy wreszcie do podpisywania dokumentów... Trochę tego jest - Mag-szpieg wskazała na stos kartek, które leżały obok biurka.
- Tak, zróbmy to jak najszybciej - Heartfilia z niechęcią spojrzała na papier zapisany drobnym druczkiem.

 
----------------------------------------------

 
Levy już otwierała usta, aby głośno przywitać się z przyjaciółmi z gildii, gdy spostrzegła, że w jej stronę z zawrotną szybkością kieruję się kawałek stołka. Z cichym krzykiem rzuciła się na podłogę, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. Niebieskowłosa podniosła się równie szybko, co opadła i szybko przemknęła w stronę baru.
- Ohayo Levy! - Tym razem za barem zamiast Miry stała Lisanna.
- Ohayo! Gdzie jest reszta?
McGarden miała na myśli inne dziewczyny, bo oprócz ich dwóch w gildii byli sami mężczyźni aktualnie bijący sie po całym pomieszczeniu.
- Mira jakąś godzinę temu poprosiła mnie o zastępstwo w barze i wyszła z gildii...
- A Erza ruszyła za nią w towarzystwie reszty - domyśliła się Levy.
- Dokładnie!
Maginie zaśmiały się cicho nad losem biednej użytkowniczki Duszy Szatana. Nie trwało to długo, bo Strauss nagle szerzej otworzyła oczy, pisnęła i silnym szarpnięciem pociągnęła McGarden na ladę. Sekundę później w miejscu gdzie przed chwilą stał mag Solidnego Rękopisu, roztrzaskał się ogromny stół.
- Aj! - Brązowooka potarła zaczerwienione miejsce na ramieniu i skrzywiła się czując ból w miejscu gdzie zacisnęła się dłoń jej rozmówczyni.
- Przepraszam. Nie zdążyłabym cię ostrzec - Niebieskooka ze zmartwieniem popatrzyła się w to samo miejsce gdzie spoczął wzrok niebieskowłosej.
- Nie martw się. Przecież nic się nie stało a właściwie gdybyś tego nie zrobiła skończyłabym w dużo gorszym stanie - Levy drugą ręką wskazała na resztki stołu.
Lisanna już zamierzała coś powiedzieć, ale obok nich z głośnym jękiem wylądowała jakaś postać. W pierwszej chwili obydwie pomyślały, że to Cana przez jej długie, ciemne, falowane włosy, które na chwilę przysłoniły się twarz nowoprzybyłej.
- Ohayo Levy, Lisanna! - Dziewczyna rozwiała ich przypuszczenia patrząc na nie swoimi soczysto zielonymi oczami.
- Ohayo Yoshi! Coś długo cię nie było! - Strauss oparła się plecami o bar i odwróciła głowę w stronę koleżanek.
- Właściwie nikt cię nie widział od czasu tej... - McGarden przerwała w połowie zdania patrząc ze strachem na Raito i szukając na jej twarz śladów złości przez przypomnienie jej o niedawnej awanturze.
- Tej akcji młodych, zgada się? - Dziewczyna jednak z szerokim uśmiechem dokończyła wypowiedź niebieskowłosej.
- No... Tak... - Schyliła głowę speszona, gdy jej towarzyszki głośno się roześmiały.
- A! Właśnie mi się przypomniało, że ty ciągle nie masz znaku gildii! - Białowłosa nagle przerwała śmiech.
- Nikt wam nie mówił? Ja i Kaze już dostaliśmy znak gildii - brązowowłosa pokazała lewe udo, na którym dumnie widniał zielony znak Fairy Tail.
- Kiedy...? - Zaczęła niebieskooka, ale Yoshi przerwała jej machnięciem ręki.
- Następnego dnia zaraz po naszym pastwieniu się nad młodymi. Z samego rana zabrałam tego mojego narwańca do gildii i zaraz potem, gdy Mira przybiła nam znak, wybraliśmy się na misje.
- A właściwie gdzie on jest? - Levy delikatnie wystawiła głowę nad ladę baru i ostrożnie rozejrzała się sie po wnętrzu gildii.
- Rozmawia z Romeo - Raito podniosła się na wysokość Maga Solidnego Rękopisu i wskazała przeciwległy kąt budynku gdzie wspomniani chłopcy zawzięcie nad czymś dyskutowali.
- Padnij! - McGarden chwilę później przygwoździła zielonooką do podłogi chroniąc ją przed butelka, która poleciała prosto na ścianę i roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
- Dzięki ale teraz to już przesadzili - Yoshi zdjęła z siebie dziewczynę i uklękła.
Dłonie ze złożonymi palcami położyła jedną na drugą, wyprostowała się jak struna i zamknęła oczy.
- Kamienne gałęzie - wyszeptała wypuszczając z siebie strumień magii, który od jej złączonych dłoni pomknął w stronę pola bitwy magów.
Przez chwilę nic się nie działo, ale zaraz potem nie minęło nawet kilka sekund a wszyscy walczący faceci zostali oplecieni przez prawie niezniszczalne grube liny zrobione ze skały.  Kamień swoim nagłym pojawieniem się nawet nie zniszczył podłogi a przeniknął przez wszystkie szpary, jakie się w niej znajdowały.
- Teraz słuchać głąby! - Yoshi wspięła się na bar i stanęła na rozstawionych nogach podpierając ręce na biodrach - Zobaczcie, do jakiego stanu doprowadziliście gildię! Bieżcie się do sprzątania w tej chwili!
- A ty?
- Jesteś Gray, nie?  W każdym razie ja postaram się nie powiedzieć Erzie, co zrobiliście z jej ciastem - dziewczyna wskazała na jakąś jasną maź wśród resztek talerza.
Cała męska część gildii powyżej czternastego roku życia uwolniona od czaru Raito rzuciła się do sprzątania. Kaze i Romeo natomiast spokojnie podeszli do żeńskiego grona Fairy Tail. Cała piątka usadowiła się na barze.
- Ładnie ich załatwiłaś siostrzyczko - Kaze wyszczerzył się w stronę dziewczyny.
- Właściwie, co to było za zaklęcie? - Zainteresował się Romeo.
- Tylko takie słabsze zaklęcie zatrzymujące.
- Opowiesz coś o swojej magii? - Spytała się Lisanna.
- Naprawdę chcecie?
Czwórka magów przytaknęła, więc z grubsza wymieniła znane jej zaklęcia, efekt, jaki dają po użyciu i przydatne zastosowania w codziennym życiu. Potem to samo zrobiła reszta i cała piątka wdała się w dyskusje na temat umiejętności innych członków Fairy Tail i ich zastosowaniu, na co dzień.

 
----------------------------------------------

 
- Dobrze skończyłyśmy! - Zawołała wesoło urzędniczka odkładając ostatnią podpisaną kartkę na sporych rozmiarów stos.
- Całe szczęście! - Jęknęła Lucy.
- Więc gratuluje! Od dzisiaj jest pani matką Hitomi Heartfilii! -  Kobiecina wyciągnęła rękę w stronę maginy.
- Dziękuje! - Blondynka uścisnęła radośnie wyciągniętą dłoń.


 

~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~

 
No miśki moje! Troszeńkę się spóźniłam ale za to macie rozdział który zajął ponad dziewięć stron w Wordzie. Mam nadzieję że się nie gniewacie.
Nie jestem zbytnio zadowolona z końcówki ale nic innego nie wymyśle.
Pozdrawiam
Ani-chan