Fairy Tail żyło swoim życiem nie przejmując się zupełnie
czymś takim jak spokój i cisza. Już od tygodnia Lucy prawie całe dnie
przesiadywała w gildii razem z Natsu i Hitomi. Tylko od czasu do czasu Smoczy
Zabójcy znikali na trzy-cztery godziny, aby potrenować, ale to tyle. Zauważyła
za to brak Levy, która wcześniej zaglądała do gildii przynajmniej, co drugi
dzień, ale w Akademiku też rzadko, kiedy bywała, albo też okazywało się, że
śpi. Podobno znalazła sobie bardzo starą księgę do tłumaczenia i postanowiła to
zrobić jak najszybciej. Nie była z nią aż tak, blisko aby się tym interesować.
Zaskoczeniem mógł być fakt, że nagle Juvia i
Gajeel stali się sobie bardzo bliscy. Słyszała już, że może dziewczyna
ulokowała swoje nieodwzajemnione uczucia w kimś innym. Tak naprawdę każdy zauważył,
że zupełnie straciła zainteresowanie Fullbusterem kończąc na krótkich
powitaniach i rozmowach, gdy uczestniczyło w niej więcej osób.
Wszyscy też zauważyli, że do tego tygodnia
Miry ciągle brakowało albo wychodziła dużo wcześniej niż zwykle. Nawet teraz
potrafiła zniknąć na parę minut. Jeżeli się przyjrzało niej wystarczająco długo
można było zauważyć, że jest troszeczkę rozkojarzona.
Poza tym do gildii zostali przyjęci nowi
członkowie – Tina i Angelo. Chociaż dołączyli do Fairy Tail w odstępie czterech
dni i wcześniej się nie znali to jednak prawie natychmiast po swoim spotkaniu
utworzyli drużynę i nazwali się Black Swords. On używał Magii Teleportacji, a
ona Magii Bomb. Mieli już jeden trening pokazowy, (ponieważ nie zgodzili się na
walkę z żadnym członkiem Fairy Tai dopóki nie nabiorą doświadczenia, a Natsu
już na wstępie wyzwał chłopaka, a gdy zobaczył, co potrafi dziewczyna, ją również),
na którym poszło im nadzwyczaj dobrze podczas łączenia swoich umiejętności.
Jedną z niepokojących ją rzeczy była
poprzednia wizja oraz brak kolejnych od tego momentu. Zwykle mała, chociaż
zwykły przebłysk, a tu nic. Chciałaby się spytać, co to oznacza, ale jedyną
znaną jej osobą z takimi umiejętnościami była Shagotte, a jej po pierwsze nie
miała zamiaru prosić o pomoc, a po drugi i tak nie wiedziała gdzie ona jest.
- Złapie cię! – Usłyszała i
uniosła wzrok patrząc na ganiające się dziewczynki. Westchnęła. Były takie
nierozważne!
- Nie złapie… Aaa! – Wendy
potknęła się i upadła obok stolika, na którym siedziała Carla.
- Powinnaś być
ostrożniejsza. – Fuknęła kotka. – Nic ci nie jest?
- Nie… - Dziewczynka usiadła
i otarła łzę z kącika oczu. Carla z zadowoleniem zauważyła tę zmianę. Zanim
dołączyły do Fairy Tail Marvell zapewne rozpłakałaby się na dobre.
- To dobrze, ale…
Przebłysk przyszłości. Exceedka spojrzała w
stronę baru w chwili, gdy przed nim stanęła Mira a obok niej Freed. Jej wiedza
wyprzedziła innych dosłownie o parę sekund, jednak nadal była zszokowana tą
zupełnie niespodziewaną informacją.
- Kochani! Chcemy wam coś
powiedzieć! – Zaczęła Mira cała w skowronkach.
- Pobieramy się…
---------------------------------------------------------------------------------
Bardzo delikatnie przesunęła jedną runę i
zamieniła ją z inną. Jeżeli teraz się nie uda to już wiedziała, co innego może
zrobić. Powoli i… Już! I nic!!! Jak to możliwe?!
- Nie! Tym razem powinno się
udać! – Zawołała Levy i walnęła głową o poduszkę.
Westchnęła i dotknęła księgi próbując dzięki
temu wyczuć czy jednak gdzieś nie stworzyła się jakaś luka w zabezpieczeniach jednak,
gdy to zrobiła złote runy na księdze zajaśniały intensywnie i po pokoju
rozniósł się odgłos pękania. Napisy w starym języku rozsypały się na pył i
znikły, a zamek wydał cichy trzask, po czym okładka odskoczyła ukazując
dziewczynie stronę tytułową. Słowa były w języku, którego Levy nigdy nie
widziała na oczy.
- Nie znam żadnego z tych
znaków… - Szepnęła ze zmarszczonymi brwiami dziewczyna wodząc delikatnie po
czarnych i ręcznie wykonanych słowach.
Gdy tylko to powiedziała poczuła drgania pod
palcami. Zaskoczona zabrała dłoń i z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak
znaki po kolei zaczynają drgać, przekręcać się, przestawiać i w końcu
całkowicie zmieniać swój wygląd. Po chwili każde słowo było napisane w języku
Fiore.
- Księga Przeklętej… -
Przeczytała cicho dziewczyna. – Przeklętej?
Oprócz tego tytułu u dołu był jeszcze napis:
„Pióra:”, ale pod spodem było puste miejsce jakby ta książka nie miała autora,
ale jeżeli tak to, po co ktoś w ogóle to pisał? Przyjrzała się dwóm rysunkom
znajdujących się po przeciwległych stronach kartki. Jeden z nich przedstawiał
kontur kobiety, która jedną ręką trzymała dłoń małego dziecka stojącego obok
niej, a w drugiej miała otwartą książkę sądząc po kształcie przedmiotu. Po
przeciwnej stronie niż dziecko, bliżej końca kartki Levy rozpoznała łuk i
miecz. Drugi rysunek przedstawiał wiwerne albo gatunek mu podobny (…smoka?) który
był rozciągnięty wzdłuż kartki tylko lekko rozchylając swoje skrzydła. Na jego
piersi widniał ciężki naszyjnik z jakimś owalnym wisiorem, ale przez ubogość w
szczegóły McGarden nie była pewna czy dobrze interpretuje większość rzeczy na obydwu
obrazkach.
- Co jest?!
Nie mogła przekręcić kartki. Jakby była
przytwierdzona do reszty. Jak to możliwe? Czy tak będzie z każdą stroną?
Spojrzała ze strachem na grubość książki. Oby nie… Rumor, jaki rozległ się na
dole mógłby zbudzić umarłego, a tak gwałtownie wyrwane ze swoich myśli
dziewczyna zaklęła szpetnie. Sądząc po dalszym hałasie oraz chichotach domyśliła
się, że wreszcie jej współlokatorki postanowiły zawitać do Fairy Hills. Tylko,
dlaczego były tak głośno o czwartej nad ranem?! Lepiej to sprawdzić.
- Wendy?!
Dziewczynka prawie się załamywała pod
ciężarem Tytani i Evergreen, które rozbawione i chyba zupełnie tego niezauważające
używały Marvell, jako podpórki. Obok niej Carla asekurowała ledwo kontaktującą Laki,
która przytulała do siebie i wpół ciągnęła nieprzytomną Kinanę. Cana na plecach
tachała Juvię mruczącą o Grayu na zmianę z prośbą o dolewkę.
- Levy! – Zawołała, Erza co
raczej zabrzmiało jak „leveeli”.
- Lecę jak ptak! – Pisnęła
Eve i gdyby nie McGarden to zupełnie przygniotłaby małą Smoczą Zabójczynię, gdy
nagle zaczęła spadać w tamtą stronę.
- Co się stało, na bogów! –
Niebieskowłosa ledwo utrzymywała brązowowłosą na miejscu, gdy tej nagle
zachciało się tańczyć.
- Jak to, co?! – Krzyknęła
Cana i roześmiała się. – Będzie ślub! Juvia! Idziemy to znowu oblać!
- Taaak! – Zachichotała
Lockser i czknęła. – Wiruję! – Zawołała i chyba straciła przytomność, bo
bezwładnie zawisła na magini kart.
- Cieniaska! – Oznajmiła
córka Gildarsa, po czym porzuciła niedoszłą towarzyszkę na kanapie samej
kierując się na górę. – Obleję to sama!
- Uch! Erza-san! – Pisnęła dziewczynka,
gdy strój tamtej nagle zaczął się zmieniać. Levy w ostatniej chwili wyciągnęła
ją spod Tytanii.
- Za ojczyznę bracia miła! –
Zawołała Scarlet ubrana w Adamantową Zbroję, po czym uniosła jakiś miecz w
górę, krzyknęła bojowo i zwaliła się w tył z głośnym piskiem. – Pokonana…
Księżniczko, przepraszam… Nie… zdołałam… cię… uratować… Umieram!
Wendy, Carla i Levy patrzyły na ten występ z zażenowaniem,
po czym spojrzały na siebie i cicho się roześmiały.
- Zajmiemy się nią na końcu.
Najpierw odprowadzimy Laki, Kinanę i Evergreen, a potem Juvię i Erzę, zgoda?-
Zaproponowała magini Solidnego Rękopisu, co spotkało się z aprobatą niepijanych
dziewcząt.
Ogólnie rzecz biorąc poszło gładko i jedynie
Eve stawiała pewien opór zarzekając się, że ona tu nie mieszka i to jakaś
pomyłka, po czym stwierdziła, że chłopaki z jej drużyny znowu ją wkurzyli i
idzie się z nimi rozprawić. Z bojowym okrzykiem zwaliła się na łóżko, aby
chwilę potem usnąć. Okazało się też, że Erza odmieniła swoją zbroję i teraz już
grzecznie spała na podłodze. Juvia rozbudziła się, gdy już ją położyły na
materac i zaczęła gadać o jakimś zakładzie z Caną i o tym, że go wygra.
Dziewczyny postanowiły to zignorować, tak w razie, czego. Ponieważ usnęła uznały,
że nic głupiego i tak nie zrobi. Tylko z Kinaną i Laki obyło się bez jakiegokolwiek
niepokoju. Levy zrobiła herbatę, po czym cała trójka usiadła w salonie.
- Mira i Freed? Jak to? –
McGarden zamrugała oczami, gdy podzielono się wreszcie z nią tą zupełnie
niespodziewaną nowiną.
- No i Mira-san jest w
ciąży… - Dodała dziewczynka patrząc jak oczy niebieskowłosej powiększają się
jeszcze bardziej.
- Mira? W sensie nasza Mira?
I nasz Freed? Ale… Uch… Dobrze, że siedzę. – Dziewczyna napiła się herbaty. –
Gdyby powiedział mi to ktoś inny… - McGarden pokręciła głową. – Jak zareagowali
Elfman i Lisanna?
- Oni zostali poinformowani
o tym rano. Podobno nawet Freed poprosił Elfmana o rękę Miry. – Kotka
uśmiechnęła się. – Lisanna powiedziała, że tamten był w takim szoku, że
najpierw przez dziesięć minut nie potrafił złożyć żadnego sensownego zdania, a
potem tak się ucieszył, że prawie zgniótł biedaka łamiąc mu wszystkie kości.
Mężczyźni są tak niepoprawni. – Z dezaprobatą pokręciła głową.
- Carla! To dla nas
wszystkich było zaskoczeniem. – Zganiła kotkę dziewczynka i zwróciła się do
Levy. – Ja też to słyszałam. Mira wspominała, że myśleli, aby pobrać się za
miesiąc zanim brzuszek stanie się widoczny. Myślę, że powinni porozmawiać,
Grandeeney-san (Porlyusica). Słyszałam, że prowadziła ciąże, Bisci.
- Ja też myślę, że to dobry
pomysł. No dobrze. Jesteście już zmęczone i zrobiło się bardzo późno. Idźcie
spać. – Pogoniła ich McGarden. – Ja pozmywam.
- Dziękuje Levy. Choć Wendy.
– Kotka przyjrzała się dziewczynce marszcząc brwi. – Ty już ledwo widzisz na
oczy.
- Ale…
- Idź już Wendy. Poradzę
sobie. – Popędziła ją Levy.
- Um, no dobrze. Dobranoc
Levy-san.
- Dobranoc.
Po chwili znowu zrobiło się cicho i
spokojnie. Dziewczyna zmyła naczynia, po czym oparła się o zlew i zamknęła
oczy. Głęboko nabrała powietrza głośno je wypuszczając. Mira i Freed zakładają
rodzinę, a sama Strauss jest w ciąży. I jeszcze to, co się stało przed powrotem
dziewczyn. Księga Przeklętej była czymś zupełnie nowym i niespotykanym.
Zorientowała się, że uczucie, które ogarnęło jej ciało to ekscytacja. Kod,
zagadka i brak możliwości jakiejkolwiek podpowiedzi… Wszystko będzie musiała
zrobić sama. Podobało jej się to. Wyzwanie i będzie musiała zachować to
wszystko w ścisłej tajemnicy. Nie sam fakt, ale to, co robi i co odkryje.
Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Zapowiadało się zabawnie.
---------------------------------------------------------------------------------------
Juvia jęknęła i z trudem dźwignęła się z
łóżka. Odkąd dołączyła do Fairy Tail prawie zawsze miała pod ręką aspirynę i
butelkę wody mineralnej oraz w jej pokoju zawsze stał jej ulubiony kubek.
Szybko skorzystała z tych wszystkich rzeczy z cierpieniem czekając aż tabletka
się rozpuści, po czym z ulgą napiła się chłodnego płynu. Zupełnie nie pamiętała,
co się wczoraj działo! Ostatnie jej wspomnienie dotyczyło wylewnego pożegnania
z Lucy… chyba. W jej wspomnieniach jeszcze dość często przewijała się Cana, co
z resztą tłumaczy kaca. Ugh! Jej głowa!
Cała śmierdziała alkoholem. Musiała
natychmiast wziąć porządny prysznic. Zebrała wszystkie przybory do mycia i
najszybciej jak na jej możliwości ruszyła w stronę łazienki. Po drodze
zauważyła właśnie wychodzącą z pokoju Evergreen, która zrobiła duże oczy widząc
Lockser.
- Dzień dobry. – Dziewczyna
nawet wymusiła na twarzy mniej więcej szczery uśmiech, chociaż w głowie nadal
jej łupało. Przynajmniej ból był, choć trochę mniej intensywny.
- Juvia…? – Wyjąkała
zaskoczona brązowowłosa. – Nie piję już więcej. – Usłyszała jeszcze niebieskooka,
ale postanowiła to zignorować sądząc, że dziewczyna po prostu też czuje ten sam
ból, co ona.
Raźnie weszła do łazienki i zaczęła rozkładać
swoje przybory do mycia oraz naszykowała ubranie. Spojrzała jeszcze tylko w lustro,
aby zobaczyć jak bardzo po niej widać wczorajsze szaleństwo. Wtedy doznała
chwili zawieszenia i gdy do jej umysłu dotarło znaczenie tego obrazu z jej
gardła wydobył się głośny pisk.
- Oj, Juvia… Nie jest aż tak
źle… Poza tym to pewna odmiana prawda? – Spróbowała ją pocieszyć McGarden
delikatnie dotykając jej ramienia.
Wszystkie mieszkanki Fairy Hills zebrały się
w salonie już poratowane aspiryną oraz po porządnej dawce kawy (i małej pomocy
Smoczej Zabójczyni). Powodem ich zebrania była zrozpaczona Lockser, która
spróbowała ich zatopić wylewając z siebie potok łez. Przez to ich łazienka była
teraz istnym polem minowym albowiem jeden nieostrożny ruch i lądowało się w
kałuży.
- Zobacz tylko na włosy
Juvii! Jej piękne włosy! – Dziewczyna znowu szykowała się do kolejnego potoku.
Cóż… Levy, Wendy i Carla pamiętały jej
wczorajsze mamroty o zakładzie. Wyglądało na to, że przytroczona alkoholem po
kolejnym przebudzeniu jednak bardzo przyłożyła się do wygranej. Cana zdradziła,
że wszystko, co było potrzebne kupiły w jednym z całodobowych sklepów i Juvia
przemyciła to na górę tylko nikt nie potrafił stwierdzić jak. Faktem jednak było,
że niebieskie włosy Lockser przybrały kolor mlecznej czekolady.
- Ten efekt trwa tylko trzy
tygodnie. Potem już nie będzie po śladu po tej farbie. Wytrzymasz tyle. –
Racjonalnie stwierdziła Erza. – Farba jest magiczne i chodzi w niej o iluzję koloru,
dlatego też nie zniszczy twoich włosów.
- Ale… Ale… Jak Juvia
wygląda?! To straszne!
- Wyglądasz bardzo dobrze, a
w brązie nie każdemu jest do twarzy. – Mówiąc to Eve odrzuciła własne pasma do
tyłu.
- Tak myślisz? – Chlipnęła
Juvia.
- Oczywiście, że tak! Nie
martw się Juvia-san! – Powiedziała Wendy i została bezdyskusyjnie poparta przez
resztę.
- No dobrze… Ale skoro Juvia
zmieniła kolor włosów to zmieni też i swój strój! – Z zaciśniętymi pięściami
dziewczyna podniosła się z kanapy, a następnie pognała na górę.
- Mam do tego złe
przeczucia… - Levy powiedziała na głos to, co wszystkim przyszło do głowy.
-------------------------------------------------------------------------------
Wziął łyk zimnego piwa czując jak zdecydowaną
zmianę temperatury. Zrobiło się nagle bardzo ciepło i nic nie zapowiadało, aby
to miało się zmienić. Chłopak westchnął i spojrzał na rozbawionych magów.
Zbliżało się południe, ale nie było w tym nic dziwnego szczególnie po wczorajszym
świętowaniu. Dobrze, że Erza pozbawiła go przytomności już w połowie imprezy,
choć niezbyt wiedział, czym zawinił. Widząc jednak stan towarzystwa, które
zostało do końca to naprawdę się z tego cieszył.
- Coś jeszcze Gray? –
Spojrzał na barmankę i zmarszczył brwi.
- Nie, dzięki. Nie powinnaś
odpoczywać? Jesteś w ciąży. – Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła.
- Wiesz ile osób mi to już
mówiło? Diabełek może i nie pozwala mi na wszystko, ale nadal mogę pracować i
to jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy. – Strauss z czułością zerknęła na
swój brzuch i przykryła go dłonią. – Lubi rozrabiać, ale w gruncie rzeczy na
wiele mi pozwala.
- Diabełek? – Fullbuster
powtórzył ze zdziwieniem ten pieszczotliwy zwrot.
- Ach… - Białowłosa
zachichotała. – Na razie jest Diabełkiem. Nawet nie wiem czy będzie chłopcem
czy dziewczynką. Jest na to o wiele za wcześnie.
- Wy kobiety jesteście
dziwne… - Westchnął czarnowłosy znowu racząc się alkoholem.
- Kiedy dowiesz się, że już
niedługo będziesz mógł trzymać małą istotkę która będzie częścią ciebie i osoby
którą kochasz będziesz wiedział jak to jest. To naprawdę wspaniałe uczucie. –
Mira pogładziła brzuch, a czarnowłosy trochę zmieszał się widząc tak
bezinteresowną i prawdziwą miłość wymalowaną na jej twarzy. Po chwili
dziewczyna uniosła wzrok i zamrugała. – Przepraszam, to po prostu wspaniałe
uczucie. Kiedyś zrozumiesz.
- Nie sądzę. Nie bawią mnie
ani związki, ani pieluchy, rzygi i ciągły płacz. – Burknął chłopak i wcale nie
spodobało mu się spojrzenie dziewczyny.
- Kiedyś zmienisz zdanie,
zaufaj mi. – Strauss mrugnęła, po czym podeszła do Macao i Wakaby, którzy chyba
nie chcieli jej zawracać głowy, ale chętnie napełniliby z powrotem kufle.
- Gadanie… - Mruknął Gray
odwracając się z powrotem w stronę środka gildii i kontynuując obserwację.
Z Natsu już się zdążył pobić. Dwa razy.
Kolejny raz już mu się nie chciało. Poza tym Płomyczek i tak zajął się Lucy i
Hitomi. To on już bardziej pasował do roli ojca, chociaż był skończonym idiotą.
Świat zasranych pieluch, ciągłego ryku w środku nocy, rzygania gdzie popadnie…
Ten kretyn poradziłby sobie o wiele lepiej niż on. Nawet, jeżeli Gray
kiedykolwiek miał zamiar związać z kimkolwiek (a na tą chwilę to zupełnie nie
była jego bajka), jeżeli jakiś bachor już musiał się pojawić to bliżej jego trzydziestki,
kiedy może nie będzie mu już to tak bardzo przeszkadzało. Nie sądził jednak, że
wytrzymałby z jakąś laską na tyle długo, aby było to możliwe. Spotykał się już
kiedyś z kilkoma i wiedział już, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Wszystkie
były kłopotliwe.
Nowe źródło hałasu właśnie zawitało do
gildii. Dziewczyna z Fairy Hills chyba wreszcie poczuły się na siłach wrócić do
budynku. Z tego, co słyszał to bez pomocy małej uzdrowicielki nie powinny być w
stanie funkcjonować przez najbliższy dzień, ale reszta była równie pijana, albo
prawie równie, co one, więc ich zeznania były raczej mało wiarygodne. Chyba
większość z dam postanowiła zbliżyć się do Miry powoli witając się ze
wszystkimi. Zauważył, że Lucy i Hitomi też postanowiły to zrobić widząc zamiar
dziewczyn, a Natsu chyba zaczął się kierować w jego stronę.
Wtedy zauważył dziewczynę o falowanych
brązowych włosach, która właśnie znalazła się niedaleko niego jednak odwrócona
tyłem. Miała na sobie granatową sukienkę do kolana z białymi falbankami u dołu.
Odwróciła się właśnie w stronę, Natsu który zauważając ją zrobił to samo.
- Oi! Cześć Juvia! – Chłopak
zrobił minę myśliciela. – Wyglądasz inaczej…
Gray wiedział, że ten idiota nie należy do
najbystrzejszych, ale chyba nie był aż takim debilem. Przecież dziewczyna nawet
ubierała się zupełnie inaczej i przede wszystkim miała niebieskie włosy, a nie
brązowe. Jak ten debil mógł tego nie zauważyć?! Nie usłyszał odpowiedzi, ale
różowowłosy widać zawiesił się na moment, a dziewczyna kontynuowała wędrówkę do
jedynego wolnego stołka, czyli obok niego. Resztę podebrały dziewczyny, które
postanowiły napaść na biedną Strauss.
- Dzień dobry, Gray-sama! –
Zaświergotała dziewczyna siadając obok niego i wreszcie pokazując mu swoją
twarz. Wcześniej albo zasłaniali ją łażący magowi, albo też akurat odwracała
się do niego tyłem.
Zakrztusił się i rozkaszlał usilnie próbując
usunąć alkohol z płuc. Przestraszona dziewczyna natychmiast zaczęła z okrzykiem
„Gray-sama!” klepać go po plecach. Wyglądała zupełnie inaczej niż jeszcze
wczoraj. Włosów (brązowe do cholery!) już nie ułożyła w te durne loki, ale
spływały falą tak jak tamtego dnia u niego w domu. Mała też na głowie srebrną
opaskę (może z motylem? Nie był pewien). Granatowa sukienka była prosta i
ozdobiona jedynie białą koronką u dołu (jak już wcześniej wspomniał) i u góry
dookoła okrągłego dekoltu. Oprócz tego wokół pasa miała zawiązaną białą wstążkę
z kokardką z prawej strony.
- Gray-sama? – Spytała dziewczyna,
gdy wreszcie się uspokoił.
- Co ty żeś zrobiła z
włosami? – Idiota! Debil! Widząc minę Lockser natychmiast pożałował tego
pytania.
- Nie podoba się Gray-samie?
- Nie, to nie tak! – Zaczął
gorączkowo myśleć jak ma to naprawić. Nie chciał jej przecież zrobić przykrości
już na dzień dobry! Erza go zabiję! – Tylko… Wyglądasz inaczej niż zwykle. Po
prostu nie jak ty. I nie wyglądasz w nich źle… – Chyba… Chyba się udało.
- Naprawdę? Dziękuje,
Gray-sama! – Lockser pochyliła się gwałtownie jakby miała zamiar się na niego
rzucić, ale nagle zatrzymała się w pół drogi i zaczerwieniła. – Juvia
przeprasza. Stare przyzwyczajenia. – Dziewczyna pokręciła głową i wróciła
sprzed stanu tego nagłego wybuchu wdzięczności.
- Juvia wie, że się trochę
zmieniła. Cana powiedziała jej, że wczoraj się z nią założyła i chyba Juvia
postanowił wygrać ten zakład. – Niebieskowłosa potarła ręką po drugim ramieniu
czując zakłopotanie. – Ten kolor nie pasował zupełnie do poprzedniego stroju Juvii,
więc Juvia na razie go zmieniła. – Czy mu się tylko wydawało czy ona się
zarumieniła?
- Juvia?! Ojej! Co się stało
z twoimi włosami? – Tina z Black Swords nagle pojawiła się obok nich i złapała
zaskoczoną Lockser za rękę. – Później poflirtujesz. Idziemy.
- Ale…! – Dziewczyna pokryła
się czerwienią, ale i on sam poczuł dziwne pieczenie na policzkach. Natychmiast
odwrócił się w stronę baru kryjąc twarz w kuflu piwa. Nie flirtował! Był
ciekawy!
Nie minęła sekunda a obok niego na stołek
zwalił się różowowłosy. Sam dzierżył własny kufel w dłoni, a na jego twarzy
widniał uśmiech zapowiadający kłopoty. Co tym razem?
- Czego chcesz, Płomyczku?
Lucy cię rzuciła?
- Ciszej, Lodówko! – Smoczy
Zabójca rozejrzał się wokół spięty, ale gdy stwierdził brak podsłuchów
natychmiast się zrelaksował.- Jeżeli się dowie, że wiesz to mnie zamorduje.
- Jesteś sam sobie winien. Wiesz,
że baby to tylko kłopot szczególnie te z Fairy Tail.
- To, dlaczego ciągle
świecisz oczami za jedną z nich?
Mordercze spojrzenie powinno położyć
Dragneela w ciągu sekundy jednak on nadal siedział sobie wesoło na krześle
szczerząc się szeroko. W wyobraźni Graya umierał jednak w długich i bolesnych
męczarniach.
- Pilnuj lepiej własnej
dziewczyny, bo ktoś ci ją zabierze. – Warknął wreszcie cicho.
- Czy to groźba? – Spytał
wolno różowowłosy spinając się na całym ciele.
- To zależy jak bardzo mnie
wkurzysz.
- To… - Chłopak zamilkł
nagle i warknął. – Nie drażnij się zemną na ten temat.
To zupełnie zaskoczyło Fullbustera.
Spodziewał się kolejnej walki, a tutaj niespodzianka. Ciekawy był, co skłoniło
Salamandra do nie prowokowania bójki, ale zdecydowanie było to związane z
pierwotnym celem ich rozmowy. Jego reakcja na myśl, że ktokolwiek może zacząć
zarywać do blondynki była gwałtowniejsza niż myślał.
- Ale cię wzięło. –
Fullbuster pokręcił głową. – Nie wiem, co ty w tym widzisz.
- A co ty widzisz w Juvii?
- Nic. Zachowuje się nie jak
ona, to dziwne. Chce wiedzieć, kiedy się zacznie mnie znowu prześladować. –
Prychnięcie Smoczego Zabójcy było aż nazbyt wymowne. – Co ci znowu nie pasuje?!
- Nic. – Różowowłosy szybko
zmienił temat. – ChcężebyśrazemzErzązabraliHitominamisję. – Powiedział na
jednym wdechu.
- Co?
- Chcę żebyś zabrał Hitomi
na misję razem z Erzą. – Powtórzył. – Na tą misję. – Chłopak podsunął mu
kartkę.
Proste zadanie, dość daleko, ale dobrze
płatne. Mała grupka złodziei zajmująca się rabunkiem karawan różnych kupców
przejeżdżających w pobliżu Miasta Rosa utrzymującego się z handlu. Przede
wszystkim nie chcą rozgłosu, aby nie stracić wszystkich czynników wpływających
na zapełnianie sejfu miasta. Złodzieje nie są nawet magami, ale za to potrafią
„wyparować” w jednej chwili. Nie są niebezpieczni ani nazbyt agresywni i
unikają walki próbując natychmiast uciec z miejsca zbrodni.
- Jesteś pewny, że chcesz ją
z nami posłać na taką misję? A co na to Lucy? I dlaczego ani ty ani Lucy nie
chcecie pojechać z nami? – Mężczyzna nieufnie spojrzał na Dragneela.
- Lucy chciałaby zobaczyć
czy Hitomi poradzi sobie na takiej misji i to bez jej nadgorliwej opieki, a ja zostanę,
aby ją powstrzymać przed szaleńczą pogonią za wami. Dobrze by było gdybyście
wzięli też Wendy.
- Erza się zgodzi? – Spytał
się Gray, a Smoczy Zabójca obejrzał się na chwilę przez ramię.
- Już to zrobiła. –
Powiedział z uśmiechem. – To jak? – Spytał, Natsu, ale Mag Lodu już nie musiał
się zastanawiać nad odpowiedzią.
- Zrobię to, Płomyczku.
----------------------------------------------------------------------------------
- Bart! Bogini! Widziałem! –
Wybełkotał barczysty facet zataczając się w stronę drugiego wartownika. Wskazał
w stronę lasu. – Tam była! Taka nieziemska!
- Ty skończony durniu! –
Warknął mężczyzna o imieniu Bart łapiąc pijaka za jego koszulę i ciskając nim w
tył tak, że facet zatoczył się i upadł na ścianę. – Myślisz, że będę za ciebie
odwalać całą robotę?! Nie zamierzam kryć cię przed szefem, na to nie licz!
Odetchnęła bardzo powoli schowana za drzewem nie
słuchając już tyrady Barta. Ostrożnie rozejrzała się wokół siebie, a gdy uznała,
że nikt jej nie widzi wtedy dopiero zmusiła swe wodne ciało do ruchu. Zniknęła
między drzewami coraz bardziej oddalając się od cytadeli. Bezszelestnie
poruszała się po nierównym terenie aż dobiegła do miejsca gdzie czekali jej
towarzysze. Przykucnęła przy nich przybierając swoją oryginalną postać.
- Co ustaliłaś? – Spytał,
Redfox patrząc uważnie na niebieskooką.
- Siedemnastu wartowników.
Czterech na wieżach, czterech na murach i po dwóch na dole po każdej stronie
pod murami oraz dodatkowy przy bramie. Juvia rozpoznała Barta, Dona, Rexa,
Piłę, Sarę i Anne. Najlepiej będzie zacząć od wschodu. Juvia widziała, że wartownik,
który patroluje pod murami z Bartem jest pijany, a ten, kto pilnuje murów
zrobił sobie drzemkę.
- Więc trzeba będzie
załatwić tylko Barta? Gihi! Kiedyś był dość silny. – Gajeel uśmiechnął się
drapieżnie.
Tym razem misja nie miała być jedną z tych
prostych. To było specjalne zadanie. Spora część członków Phantom Lorda nie
porzuciła przestępczej działalność formując nową gildię – Phantom King. Przez
wiele lat była to bardzo mała jednostka kryjąca się w opuszczonej twierdzy, ale
ostatnio stawali się coraz śmielsi i gwałtownie urośli w siłę. Mistrz wezwał do
siebie Gajeela i Juvię jedynie, aby uzyskać od nich informacje. Namówili go jednak
żeby pozwolił im samym pójść na misję (nie licząc Liliego, który zawsze
towarzyszył Redfoxowi). Makarov w końcu zgodził się na to i kilka godzin
później już wsiadali do pociągu zmierzającego do miasta położonego najbliżej
cytadeli. Do kolejnego miasteczka dostali się już powozem, a stamtąd już
piechotą dotarli do lasu okalającego twierdzę.
- Lili, będziesz osłaniać
nas z góry, ale najpierw upewnisz się czy wartownik na górze śpi i czy aby na
pewno się nie obudzi, Juvia unieszkodliwi pijaka, a ja się zajmę Bartem.
Będziemy się poruszać murami w prawo po kolei ich unieszkodliwiając. Zmiana
warty najwcześniej powinna być za dwie godziny.
- Zaczynamy. – Lili rozwinął
skrzydła i poleciał, aby wypełnić swoją część zadania.
- Juvia będzie go osłaniać.
Ciało dziewczyny zmieniło się w wodę, a ona
sama pobiegła z powrotem do cytadeli. Ten, kto ją widział nie mógł się dziwić pijakowi,
że uznał ją za boginię. W tamtej chwili zupełnie nie przypominała człowieka.
Wytrenowała to w samotności sprawiając, że teraz stała się szybsza, silniejsza
i cichsza. Rzeczywiście wcześniej już potrafiła zmienić swoje ciało w wodę, ale
na krótko lub musiała czerpać siłę ze znajdującej się w pobliżu wody, teraz
wytrzymałaby paręnaście-parędziesiąt godzin.
Ukryli się w linii drzew czekając aż Lili da
im znak. Exceed stanął na murze i zamachał, a oni w jednej chwili ruszyli. Dziewczyna natychmiast użyła Water Lock, a Gajeel zaatakował buławą.
Nie minęła nawet minuta, a przeciwnicy zostali unieszkodliwieni.
- Juvia, jest szansa żeby
się rozpadało? – Spytał czarnowłosy związując wartowników i kneblując ich
sznurami z worka, który miał zarzucony na ramię.
- Juvia już mówiła, że nie
może ingerować w pogodę. – Powiedziała Deszczowa Kobieta zaplatając dłonie na
piersiach, ale po chwili uśmiechnęła się. – Dobrze, że za jakiś dzień i tak
miało się rozpadać. Juvia tylko troszeczkę to przyspieszy…
W czasie, gdy kot przyleciał ze swoją ofiarą,
a Gajeel przywiązał ją do reszty, Juvia z zamkniętymi oczami skupiła się na
deszczu oraz chmurach. Tak jak kiedyś po prostu otworzyła się na nie, a one
natychmiast same ruszyły w jej stronę. Po chwili krople deszczu zalały cały
krajobraz.
Lili zabrał na górę Gajeela, a Juvia
wystrzeliła się za pomocą wody. Ich kolejny przeciwnik nawet nie zdążył
odwrócić się w ich stronę by zobaczyć nokautującego go Redfoxa. Jego też
związali i ruszyli dalej. Działając po kryjomu szybko eliminowali kolejnych
wartowników. Ich celem było jak najdłuższe nie wszczęcie alarmu z jak
największą liczbą unieszkodliwionych. Strażnicy powinni zjawić się za jakieś
trzy godziny, aby zabrać wszystkich. Musieli się sprężyć.
- Gotowa? – Gajeel spojrzał
na dziewczynę, gdy już stanęli przy oczyszczonej bramie. Lockser miała zrobić
infiltracje najbliższych pomieszczeń. Nie wiedzieli, kto tam będzie i jak silni
będą następni przeciwnicy.
- Hai. Juvia da wam znać.
Dziewczyna wślizgnęła się do środka i
rozejrzała ostrożnie. Z któregoś z dalszych pomieszczeń dobiegał stłumiony
hałas. Wyglądało na to, że część magów zrobiła sobie imprezę. Niedobrze.
Większość pomieszczeń była pustych, a resztę zajmowali zupełnie nieprzygotowani
na atak magowie. Juvia zmarnowała już na to zbyt dużo czasu. Ostrożnie cofnęła
się przebiegając zapamiętanymi korytarzami i mijając szerokim łukiem
patrolującym budowlę magów. Jako woda przecisnęła się przez bramę i przybrała
ludzką postać przed towarzyszami.
- Juvia myśli, że nie
obejdzie się bez walki. Sporą część będzie można załatwić po cichu, ale w
dalszej części jest impreza.
- No to trzeba będzie obić
parę gęb. Gihi! – Redfox zacisnął dłoń na pięści.
- Gajeel-kun! To byli
członkowie naszej gildii. – Zganiła go dziewczyna. – Chyba nie chcesz załatwić
ich sam?! Juvia też chce z nimi walczyć!
- Jeśli jakiś złapiesz…
- Gajeel-kun!
- Ciszej bądźcie, albo cały
plan na nic. Idziemy. – Lili zmierzył ich niezadowolonym spojrzeniem, po czym
pierwszy ruszył do środka.
Juvia tylko spojrzała na Redfoxa spod byka i
zrobiła to samo, ale Smoczy Zabójca tylko zachichotał. Dość szybko uwinęli się
z unieszkodliwianiem przeciwników. Tylko, że teraz spotkali raptem pięć znanych
im osób. Wchodząc w głąb fortecy odkryli, że ta ich impreza nie jest w cale tak
cicha, więc wyeliminowanie reszty znajdującej się w pokojach lub na korytarzach
nie było problemem. Została im godzina dwadzieścia i weszli właśnie do
ostatniego pomieszczenia oprócz tego gdzie odbywała się zabawa. Gabinet mistrza,
ale na szczęście pusty. Widocznie szef balował.
- Gajeel-kun, ubezpieczaj
nas. – Poprosiła dziewczyna zabierając się za przeglądanie dokumentów.
Jedna ze znalezionych ksiąg była bardzo
interesująca. Zawierała dokumentacje wszystkich członków gildii także z różnymi
ciekawostkami. Dziewczyna przejrzała jeszcze listy, które otrzymał mistrz.
Większość zleceń dotyczyło zabójstw lub porwań. Juvia skrzywiła się z
obrzydzenia, nawet Porla tego nie robił, a przynajmniej w nie tak hurtowych
ilościach.
- Zobaczcie. – Lili
przywołał ich do siebie.
- Co to ma być do cholery. –
Warknął chłopak patrząc na kolejną z ksiąg, a raczej dziennik.
Byli tam opisani wszyscy byli członkowie
Phantom Lorda razem z tym, co robili od czasu zlikwidowania ich gildii, aż do
teraz, jednak ich przeszłość także była wspomniana. Jeżeli się z kimś związali
także pojawiała się informacja o ich partnerach, ale też i o dzieciach. Były
tam dane o mocy magicznej i o tym czy maluchów nie trzeba by było oddać na
„szkolenie”. Na szczęście to nadal było w planach i na razie mistrz tylko
wszystko przygotowywał w teorii.
- To chore… - Jęknęła dziewczyna.
- Zobaczcie tu jest o
Gajeelu. – Zauważył exceed i wskazał o całych dwóch stronach poświęconych
chłopakowi.
- Nie znalazł nic o twojej
przeszłości… „Arogancki dupek nieznający słowa współpraca. Brutalny i żądny krwi. Bardzo duża przydatność do wielkości
zadać w naszej gildii. Status: jeszcze nie zrekrutowany/zaginiony…” –
Przeczytała Lockser i spojrzała na przyjaciela. – Nie ma tu nic od naszego
pobytu na wyspie.
- Taa… Poszukaj Juvii –
Polecił kotu.
- Już się robi. –
Pantherlili szybko przewertował kilka stron, po czym się zatrzyma na jednej z
nich. – Chyba ktoś za tobą nie przepada, Juvia…
- Uh… Juvia też tak sądzi…
- O cholera. Ale się ktoś
rozpisał. Komu ty tak nadepnęłaś na odcisk, co?
- Juvia nikomu nie nadepnęła
na odcisk! – Dziewczyna pokryła się rumieńcem. – No, może było kilka osób…
Chłopak roześmiał się, a niebieskooka
obraziła na niego zawiązując ręce na piesi i odwracając do niego tyłem. Exceed
przez chwilę przyglądał im się pobłażliwie i jeszcze raz spojrzał na strony
poświęcone dziewczynie, gdy jego wzrok przykuło jedno zdanie.
- Hej, powinniście to
zobaczyć…
- „Zniszczyć za wszelką
cenę…” Ale Juvia nie rozumie! Przecież Juvia nie zrobiła nikomu nic aż tak
złego! – Zawołała dziewczyna obracając w stronę swoich towarzyszy. – Dlaczego
ktoś chce zrobić coś takiego Juvii?!
- Nieważne. Szukajmy dalej.
Może dowiemy się coś o tym całym mistrzu. – Zaproponował Pantherlili, a reszta
przytaknęła.
Gajeel znowu stanął na czatach, a reszta
zajęła się ponownym przeszukaniem. Nie było już dużo więcej do roboty. Znaleźli
jeszcze kilka ksiąg z zamieszczonym podstawowym opisem kilku silniejszych magów,
przy których mistrz zaznaczył, że mogą sprawić problemy ich gildii. Oprócz tego
już nic. Zrezygnowana już Juvia podeszła do znaku Phantom King wymalowanego na
jednej ze ścian i zauważyła jakby pęknięcie z jednej strony. Nacisnęła, a
płytki ustąpiły powołując mechanizm do życia. Z odgłosem przesuwanych kamieni obok
niej otworzyło się przejście.
- Juvia? Co się stało? –
Obok niej pojawił się Lili, a zaraz potem Gajeel.
- Juvia nie wie… -
Niebieskooka dotknęła lekko ściany, a następnie zrobiła krok na schody
prowadzące w dół ukrytego przejścia. – Juvia idzie to sprawdzić.
- Jesteś pewna? Te przejście
jest małe. W razie kłopotów będziesz przez chwilę musiała liczyć na siebie.
- Juvia zaraz wraca. –
Powiedziała tylko dziewczyna i zeszła na dół.
Schodziła dość długo krętymi schodami, aż
dotarła do miejsca, którego zupełnie się nie spodziewała, choć właściwie to
mogła. Lochy. Z tego, co zauważyła to puste. Przeszła ostrożnie między celami
ze wstrętem przyglądając się zaschniętej krwi na kamieniach. Wtedy jej wzrok
przykuł drobny ruch. Prawie ją przeoczyła. Dziewczynkę skuloną za pryczą. Widać
było jak drży napinając wszystkie mięśnie. Była bardzo chuda i w siniakach.
- Uważaj. Zaraz Juvia cię
uwolni. – Powiedziała Lockser, a dziewczynka zamarła. - Water Slicer!
Metalowe pręty natychmiast ustąpiły pod
wpływem magii niebieskookiej. Członkini Fairy Tail natychmiast podbiegła do
więźniarki i tym samym zaklęciem, ale już o mniejszej sile rozcięła kajdanki na
jej rękach i nogach.
- Nic ci nie jest? Możesz
chodzić?
- Czy to już koniec? –
Spytała dziewczynka unosząc wzrok. – Ona już tu nie przyjdzie?
- Tak, już teraz jesteś
bezpieczna. Juvia tego przypilnuje. – Na słowa Lockser dziewczyna uśmiechnęła
się nieśmiało.
Więźniarka miała z trzynaście lat na pierwszy
rzut oka, ale musiała być starsza. Miała jasnobrązowe, brudne włosy z przydługą
grzywką zakrywającą niezwykłe oczy. Oczy, które Juvia już kiedyś widziała jak
jeszcze była w Phantom Lordzie. Widziała je tylko raz u kobiety i dziewczynki –
rodziny, któregoś z członków ich gildii. Pamiętała nawet imię dziecka, cały
tamten dzień pamiętała z każdym szczegółem.
- Chigiru…
- Znasz mnie? – Spytała
dziewczynka, ale niebieskooka tylko pokręciła smutno głową.
- Juvia należała kiedyś do
Phantom Lorda.
- Aha… Tak jak tata…
Zabierzesz mnie stąd?
- Hai.
Wolno skierowały się na górę. Dziewczynka
była bardzo słaba. Widać było, że ruch sprawia jej ból, ale nie narzekała i
spokojnie szła dalej. Gdy tylko pojawiły się w gabinecie Juvia zarządziła
ustawienie krzesła, a Lili zaoferował przyniesienie jednej z butelek wody,
które widział pod ścianą w kartonie. Chigiru łapczywie wypiła zaoferowaną jej
wodę wylewając część na swój strój, który nawet już nie mógł być nazywany
sukienką. Juvia w tym czasie pokrótce wyjaśniła, co się działo na dole i skąd
zna imię dziecka.
- Juvia zwróciła uwagę na to,
że Chigiru mówiła o mistrzu „ona”.
- To może powie nam jak się
nazywa. – Po słowach Redfoxa cała trójka spojrzała na uważnie obserwującą ich
dziewczynkę.
- Powiem wam wszystko, co
wiem. Nie jest tego dużo, ale zrobię, co mogę.
- Mów.
- Gajeel-kun. – Zganiła go
Juvia i zwróciła się w stronę dziewczynki. – Nie będziemy się do niczego
zmuszać. Zrobisz, co zechcesz.
- Nic nie szkodzi i tak
miałam… - Dziewczynka nagle zatrzymała spojrzenie na Redfoxie. – Powiem, co
wiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – Spytał, Lili.
- Chcę żebyście zabrali mnie
do swojej gildii i pozwolili porozmawiać z mistrzem.
- W jakim celu? – Warknął
czarnowłosy mierząc dziewczynę nieufnym spojrzeniem.
- Chcę prosić go o
dołączenie. Jesteście Fairy Tail, prawda? To wasza gildia nie porzuca swoich?
- Tak, to my. Oczywiście, że
pozwolimy ci porozmawiać z Mistrzem. Juvia obiecuje. – Powiedziała dziewczyna i
nawet Redfox nie prychnął jak to miał w zwyczaju. Zastanowiło go pytanie
Chigiru.
- Dobrze. – Dziewczynka
wolno kiwnęła głową. – Wierzę ci. Nie wiem zbyt wiele i większość informacji
jest sprzed trzech lat… - Chigiru zawahała się.
- Opowiedz nam na razie
tylko o mistrzyni. – Powiedział Lili, a dziewczynka posłała mu wdzięczny
uśmiech.
- Hai. Jest założycielką
Phantom King. Stworzyła tą gildię rok po upadku Phantom Lord i aż do tego roku
bardzo uważała, aby nie wyszła na jaw żadna informacja o niej. Jest szalona. Ma
nawet takie księgi…
- Widzieliśmy je. – Przerwał
jej Gajeel. - Jak się nazywa?
- Reven. – Po tym jednym
słowie nagle zapanowała chwilowa cisza.
Redfox ryknął śmiechem, a Juvia cała się
spięła zaciskając ręce w pięści i mierząc go mrocznym spojrzeniem. Tylko Lili
był zupełnie zdezorientowany i spoglądał raz na jednego z towarzyszy, a raz na
drugiego.
- Nic dziwnego, że się o
tobie tak rozpisała! Ta pierdolnięta suka miała świra na punkcie pokonania cię!
- I przespania się z tobą. –
Mruknęła dziewczyna i tym razem to ona uśmiechnęła się, gdy on spiorunował ją
spojrzeniem.
- Dzięki, Młoda. Teraz wiemy,
z kim mamy do czynienia. – Redfox potargał dziewczynkę po włosach. – Lili,
popilnujesz jej?
- Jasne. Zostało nam jakieś
czterdzieści pięć minut. Pospieszcie się.
- Reven jest Juvii! –
Powiedziała dobitnie dziewczyna i wybiegła z gabinetu.
- Teraz zacznie się rozróba!
Będzie głośno. Gihi! – Gajeel podążył za swoją przyjaciółką.
Już od połowy drogi słychać było, że dziewczyna
dobrze się bawi. Chyba już dotarła na tamtą imprezę, bo muzyka nagle ucichła za
to krzyki były aż nazbyt wymowne. Wpadł przez drzwi zamieniając się z dwójką magów,
których strumień wody wypchnął pomiędzy framugami. Dziewczyna zmieniona w wodę
po kolei usuwała wszystkich napotkanych przeciwników. Reven nigdzie nie było
widać. Gajeel stworzył buławę i przyłączył się do zabawy. Magowie byli naprawdę
różnorodni zarówno pod względem wieku, wyglądu oraz magii. Nie byli aż tak
silni, ale było ich cholernie dużo!
- Gajeel-kun! Połącz z Juvią ataki! Usuniemy ich za
jednym razem! – Zawołała go dziewczyna.
- Zaczynamy! – Chłopak
przedarł się do niej i stanął przy jej boku.
- Water Cyclone!
- Ryk Żelaznego Smoka!
Odłamki żelaza uderzyły w wodny wir łącząc
się z nim i jeszcze bardziej go przyspieszając. Woda otoczyła Gajeela i Juvię
porywając wszystkich innych za sobą i rzucając nimi o ścianę przy okazji raniąc
ich odłamkami. Przed przybyciem Lockser te miejsce naprawdę przypominało bar
jednak teraz wszystko było zniszczone. Nie było miejsca na podłodze, którego
nie zajmowałyby kawałki roztrzaskanego drewna albo nieprzytomni magowie. Nie
mówiąc już o tym, że wszędzie było pełno wody.
- Juvia myśli, że teraz
przypomina to trochę Fairy Tail… - Lockser zachichotała przybierając na powrót
swoją właściwą postać.
- Taa, jeszcze tylko brakuje
wkurwionego Mistrza…
- Czyżbyście mnie szukali? –
Powiedział głos od strony drzwi.
Zmieniła się, ale nic dziwnego. Gdy ostatni
raz ją widzieli miała dwadzieścia lat, a teraz już podbiegała pod trzydziestkę.
Prawa strona jej twarzy miała nierówne blizny po poparzeniu, jednak to, co je
spowodowało oszczędziło jej oko, dlatego też mogła patrzeć na nich obydwoma brązowymi
tęczówkami bez wyrazu. Ciemnofioletowe włosy miała zaczesane do tyłu w ciasnego
koka. Nosiła błękitną bluzkę bez rękawka z dekoltem w stylu królowej Anny i do
tego eleganckie granatowe spodnie. Jej niebieskie szpilki rytmicznie stukały o
podłogę w miarę jak się do nich zbliżała. Przystanęła jednak z siedem metrów od
nich przybierając dość wyzywającą pozę.
Juvia pamiętała ją, jako dziewczynę
uwielbiającą sukienki do kolan albo przynajmniej spódnice i to zawsze z morskim
motywem. We włosach zawsze miała kilka błękitnych pasemek, a na twarzy kpiący i
pełen wyższości uśmiech. Dużo flirtowała i przespała się z prawie wszystkimi
najsilniejszymi magami z Phantom Lorda. Zawsze można było odczytać to, co
czuje.
- Reven. – Warknął
czarnowłosy.
-
Och, to ty Redfox-san. Widzę, że jesteś dużo silniejszy niż kiedyś. Taka moc… - Kobieta
oblizała wargę. – Nie rozumiem, dlaczego się trzymasz z tymi muszkami. Wiem, że
zawsze pociągała cię potęga. Dam ci ją, jeżeli się do mnie przyłączysz. Dam ci
to i więcej… - Reven przesunęła dłonią po swoim dekolcie. – Razem bylibyśmy
niepokonani…
- Och, przestań już
pieprzyć! – Juvia spiorunowała spojrzeniem przeciwniczkę zanim zrobił to Smoczy
Zabójca.
- Jak śmiesz się do mnie
odzywać, dziwko?! – Wrzasnęła kobieta i wycelowała w Lockser dłonią. – Myślisz,
że kim jesteś?! Brudna mała kurwa nie wie gdzie jej miejsce?! – Jej nastrój
zmienił się błyskawicznie. To trochę zaskoczyło magów.
Z ręki Reven trysnęła wrząca woda. Dziewczyna
wiedziała, że nie da rady zatrzymać jej ataku, ale mogła ją zmylić. Użyła
całego swojego opanowania, aby uczynić wodę jak najchłodniejszą, a następnie
ustawiła tarcze wyglądającą na bardzo słabą i taka też była. Jednak zimna woda
miała inne zadanie niż spodziewała się Reven. Juvia wiedziała, że Gajeel
spróbuje ją odepchnąć, dlatego zderzyła się z nim w pół drogi otaczając ich
bardzo szybko wirującą kopułą. Strumień zderzając się z zimną wodą stworzył
parę, a kopuła jedynie zepchnęła na bok zbyt mocno uderzający atak. Cytadela
zatrzęsła się, gdy o ścianę uderzyła magia Reven.
- To walka, Juvii. – Syknęła
dziewczyna. – Ty Gajeel-kun zaraz pójdziesz czekać na strażników, ale najpierw
wyprowadzisz stąd Chigiru i Liliego-kuna. Jeśli Lili-kun będzie bardzo chciał
to może czekać w pobliżu w pogotowiu. Tylko Juvia może pokonać Reven. Obiecaj Juvii,
że za chwilę wyjdziesz z twierdzy i zaczekasz na strażników. Obiecaj!
- Obiecuje. Juvia, co się
dzieje? – Redfox nie był głupi i wiedział, że nawet Salamander by się domyślił,
że dziewczyna coś ukrywa.
- To jest sprawa między
Juvią, a Reven. Juvii naprawdę nic nie będzie. – Powiedziała niebieskooka, gdy
para szybko zaczęła się ulatniać.
- Zaufam ci… - Przerwał mu
wręcz histeryczny śmiech.
- Czekałam na jakikolwiek
ruch z twojej strony. Jakikolwiek! Widzę jednak, że tak naprawdę mała dziwka
prosi prawdziwego maga o ochronę, czyż nie? Po to było to całe przedstawienie,
prawda?! Żałosna kurwa! – Fioletowowłosa znowu się roześmiała. – Kim ty w ogóle
jesteś?! Chce znać nazwisko brudnej suki, którą pozbawię życia!
- Ona cię nie poznaje…
- Że niby mam znać kogoś
takiego?! – Wrzasnęła, Reven. – Niby, kim ma być?!
- Juvia Lockser. –
Przedstawiła się niebieskooka.
Mistrzyni zastygła a po jej twarzy w bardzo
szybkim tempie zaczęły przebiegać naprawdę przeczące sobie emocje. Jej źrenice
się rozszerzyły tak, że brąz był zaledwie cienką obwódką wokół czerni.
- Gajeel-kun. – Dziewczyna
cicho zwróciła na siebie uwagę czarnowłosego nie przerywając patrzenia na
kobietę. – Wyjdź. Teraz.
- W razie, czego jesteśmy
niedaleko. – Rzucił Redfox i wybiegł z pomieszczenia przez stworzoną podczas
walki dziurę.
Juvia bardzo powoli zaczęła zbliżać się do
mistrzyni. Ta cały czas obserwowała ją jak zwierzę, które zastanawiało się czy
zaatakować czy też uciec.
- Ty… TY!!! TO WSZYSTKO
ZAWSZE BYŁAŚ TY!!!!! ODEBRAŁAŚ MI WSZYSTKO!!! WSZYSTKO!!!!!!
Juvia zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo
niebezpieczny jest mag wody, którym targają tak silne emocje, a dodatkowo ta
kobieta była szalona. To potęgowało efekt…
Magowie! Zupełnie o nich zapomniała! Przecież
Reven nie będzie się powstrzymywać i Lockser była pewna, że oni na pewno oberwą,
jeśli czegoś nie zrobi. Wiedziała jak powstrzymać mistrzynię w teorii, ale czy
to było możliwe w praktyce? A co jeśli się nie uda?
Jej serce galopowało. Musiała się uspokoić.
Musiała być pewna inaczej się nie uda. Tylko jak znaleźć spokój? Jak być pewnym,
gdy nie wie się czy plan jest w ogóle możliwy do zrealizowania? Gajeel-kun,
Lili-kun, Chigiru-san… Zaufali jej a skoro oni mogli to, dlaczego i ona nie
miała w siebie uwierzyć? Mogła to zrobić!
Woda na podłodze robiła się coraz
chłodniejsza, ale Juvia czuła jak Reven próbuje wyszarpać ją spod jej kontroli,
jak próbuje zagotować ją swym gniewem. W końcu jednak wrzasnęła a z jej ciała
wystrzeliły wodne bicze. Niebieskooka była na to gotowa. W tej właśnie chwili
strumienie zimnej wody poderwały się z ziemi wraz z tym jak uniosła w górę ręce
i otoczyły Reven coraz szybciej krążąc wokół niej. Wrzask wściekłości był aż
nazbyt wymowny. Usłyszała wiązankę przekleństw i to gdzieś obok niej. Kątem oka
zarejestrowała jakiś ruch.
- Bierz, kogo się da! Juvia
nie może jej powstrzymywać przez wieczność! – Wrzasnęła niebieskooka do trójki,
która się ocuciła i obserwowała ją z rozdziawionymi ustami. – Szybciej!
Musiała się skupić na utrzymaniu kopuły!
Reven zaczęła usilnie próbować ją zniszczyć. Oddech Juvii stał się cięższy od
wysiłku, ale pchnęła wodę, aby wirowała jeszcze szybciej. Nie mogła sobie
pozwolić na stracenie kontroli nad wodą, więc zmieniła swoje ciało. Usłyszała
kolejne przekleństwa i kontem oka zauważyła, że magowie rzeczywiście wynoszą
nieprzytomnych członków swojej gildii. Także wynoszących było o kolejną trójkę
więcej.
Przebiła się! Juvia krzyknęła, gdy wrzący
strumień dotknął jej ciała przebijając się przez jej ramię na wylot. Uderzyła o
ścianę w połowie jej wysokości i boleśnie powoli spadła a ziemię. Straciła
swoją wodną formę którą do tej pory utrzymywała i przez chwilę leżała
całkowicie ogłuszona. Zmysły powróciły dosłownie w ostatniej chwili. Posłała
strumień wody na ścianę odpychając się od niej i przejeżdżając pod skaczącą
właśnie w jej stronę Reven. Lockser szybko dźwignęła się w górę i na nowo
zapanowała nad wodą. Mistrzyni Phantom King znowu została zamknięta. Minuty
boleśnie wolno zaczęły mijać a w jej żyłach nadal huczała adrenalina przez co
zdawała się być głucha na cokolwiek innego oprócz zadania które sobie
wyznaczyła.
- Dziewczyno! Zabraliśmy już
wszystkich! – Usłyszała, a jej ciało zawyło ze szczęścia. Ramię pulsowało jej
bólem i wiedziała, że w tamtym miejscu ma rozległe poparzenia.
- Uciekajcie stąd! Juvia
musi się z nią rozprawić sama! – Krzyknęła dziewczyna. Jej przeciwniczka
uderzała w wodną kopułę coraz mocniej.
- W razie, czego krzycz!
Chętnie pomożemy załatwić ci tą sukę! – Chłopak wybiegł z pomieszczenia.
W tej właśnie chwili woda opadła, a Juvia
przypadła do ziemi unikając ataku. Zmieniła swoje ciało w wodę i odepchnęła się
od podłoża. Porzuciła już kontrole nad temperaturą wody i także jakąkolwiek
kontrolę nad emocjami. Teraz była po prostu wściekła a w odpowiedzi woda wokół
niej rozgrzała się. Oberwała w nogę, ale oprócz samej siły ataku, która
zupełnie pozbawiła ją równowagi odczuła wodę, jako tylko nieco cieplejszą.
- ZGINIESZ!!! UTOPIĘ CIĘ!!!
– Wrzasnęła Reven.
Woda zewsząd uniosła się w górę i otoczyła,
Juvię. W jednej chwili patrzyła na nią unoszącą się ku górze, a w następnej
spadła na nią niczym wodospad odcinając dopływ powietrza. Tylko jej pęd sprawił,
że upadła na ziemię. Wyglądało na to, że została zamknięta w odpowiedniku jej
zaklęcia Water Lock. Ciekawe. Nie
było ono łatwe do opanowania, ale widać było, że Reven ma raczej słabą
kontrolę. Lockser uśmiechnęła się drapieżnie. Wróciły do niej wspomnienia z
okresu Phantom Lorda. Biedactwo się zdziwi.
- Wygrałam! Wygrałam!
WYGRAŁAM!!! – Z gardła mistrzyni wydobył się szaleńczy śmiech. – Jestem od
ciebie silniejsza dziwko! SILNIEJSZA! Zawsze tak było! To ja powinnam należeć
do 4 Żywiołów. Ja! Nie przegralibyśmy wtedy! Ani wtedy, ani NIGDY!
- Jesteś słaba Reven. –
Niebieskooka podniosła się z ziemi i przez wodę spojrzała na kobietę. Tamta
wydała z siebie skrzek patrząc z przerażeniem na, Lockser która zdawała się
zupełnie nie być świadomą, iż powinna się już utopić. – Wiesz, dlaczego? Nie
masz przyjaciół. Stabilizatorów. Juvia mówiła ci, że tacy magowie wody jak my
powinni mieć wokół siebie ludzi, dzięki którym będą w stanie utrzymać kontrolę
nad mocą. – Niebieskooka zrobiła krok do przodu, a woda w jednej chwili
rozprysła się dookoła niej.
- NIEMOŻLIWĘ!!! NIE MOŻESZ
BYĆ TAK SILNA! NIE MOŻESZ!!! POWINNAŚ BYĆ TAKA JAK JA! DLACZEGO MOŻESZ BYĆ
SZCZĘŚLIWA?! DLACZEGO?!!!
Wrząca woda w jednej chwili uderzyła w
Lockser zalewając ją doszczętnie. Na chwilę jej sylwetka zniknęła we wzburzonej
cieczy. Sekundę potem wszystko opadło. Dziewczyna stała w tym samym miejscu
niewzruszona. Jej ciało nie było już zmienione w wodę.
- TO BYŁA TYLKO ROZGRZEWKA!
POKAŻĘ CI, CO POTRAFIĘ NAPRAWDĘ!!!
Z wody na podłodze wynurzyły się ogromne węże
rosnące pod samo sklepienie. Z paszczy gadów wysunęły się języki nerwowo drgając,
gdy stwory szykowały się do ataku. Musiały mieć z dziesięć metrów wysokości,
może nawet więcej. W jednej chwili zawisły w bezruchu czekając na znak. Reven z
maską obojętności kryjącą jej poczucie triumfu wykonała szczątkowy gest. W
jednej chwili sześć ogromnych bestii zanurkowało wprost na Lockser.
- Nie…
Reven osunęła się na kolana ze łzami w oczach
patrząc na wodne motyle, które poderwały się w pod sufit z jej pięknych węży
doszczętnie je niszcząc. Były wszędzie delikatnie machając wodnymi skrzydełkami.
To było piękne… Zamknęła oczy cały czas mając twarz skierowaną ku górze. Uczucie
porażki zalało jej całe ciało. Za chwilę umrze. W chwili, gdy jej łza spłynęła
po policzku i upadła w wodę pozostałą na ziemi, motyle zerwały się do lotu
całkowicie otaczając jej sylwetkę i przemieniając się w Water Lock. Ciało Reven
bezwładnie uniosło się w wodnej kuli. Zanim jej wzrok się zamazał zobaczyła
jeszcze cień sylwetki wolno idącej w jej stronę Juvii. Zamknęła oczy.
---------------------------------------------------------------------
- Wynieśliście wszystkich?
- Tak panie kapitanie!
- Zbieramy się! Jazda! To wszystko zaraz może runąć!
Starszy mężczyzna z blizną ciągnącą się od
żuchwy do linii włosów po drugiej stronie twarzy podszedł do Gajeela.
- Moi ludzie ich nie
znaleźli. Słyszeli odgłosy walki i krzyki, ale w cytadeli nie ma pańskiej
towarzyszki.
- Jest tylko nie chce być
znaleziona. Niedługo wróci. Wzięliście dokumenty, kapitanie?
- Nie możemy. Przez walkę
pańskiej towarzyszki konstrukcja w każdej chwili może się zawalić. Potrzebujemy
magów, którzy zapewnią nam bezpieczeństwo podczas wynoszenia dokumentów, o
których pan mówił. – Kapitan zawahał się i spojrzał na twierdzę. – Na pewno
była was tylko trójka? Wynieśliśmy i aresztowaliśmy osiemdziesięciu trzech
magów. To dużo.
- Byli słabi. – Czarnowłosy
nagle szybko zaczął iść w stronę cytadeli. – Lili! Ta idiotka już idzie!
Kapitan z niepokojem spojrzał na maga. Niby
jak on miał ją zobaczyć? Znajdowali się w bezpiecznej odległości od kamiennej
budowli i właśnie kończyli akcję. Przestępcy byli pakowani do specjalnych
wozów, a każdy z nich został już ówcześnie skuty specjalnymi kajdankami
blokującymi magię. Byli za daleko, aby ludzki wzrok mógł zobaczyć cokolwiek.
Pozostawała jeszcze kwestia tej małej… Złożyła zeznania, ale odmówiła stawienia
się na rozprawie. Powiedziała, że chcę dołączyć do Fairy Tail i widocznie nic
nie było w stanie zmienić jej decyzji. Trudno. Jej sprawa. Nie ma dalszej rodziny,
więc w świetle prawa powinna znaleźć sobie opiekuna. Jeżeli Mistrz wróżek ją
przyjmie to nie będzie problemu. Kapitan westchnął i spojrzał na cytadelę.
Dostrzegł wreszcie sylwetki magów i już podnosił rękę, aby zwrócić na siebie
uwagę swoich podwładnych, gdy twierdza nagle runęła.
- …więc Juvia wróciła się po
księgi. – Zakończyła swoje zeznania dziewczyna. – Potem już z Reven i nimi jak
najszybciej spróbowała opuścić cytadelę.
- Rozumiem. Jesteśmy ci
wdzięczni, gdyby nie ty moglibyśmy części nie odzyskać. – Kapitan podał
dziewczynie rękę, którą chwyciła. – Postąpimy według twoich wskazówek
dotyczących Reven. Mam nadzieję, że okażą się użyteczne.
- Juvia też ma tą nadzieję.
– Dziewczyna spojrzała za siebie. – Idziemy już Gajeel-kun?
- Taa. Dzięki, kapitanie.
- To my dziękujemy. Jeszcze
parę miesięcy i ta gildia stałaby się zbyt niebezpieczna. Zawieziemy was do
najbliższego miasta, ale tam będziecie już musieli poradzić sobie sami.
Dziękuje za dostarczenie nam Reven żywej.
- I tak mieliśmy w planach
przenocowanie tam. Pana propozycja jest bardzo uprzejma. – Lili skinął
mężczyźnie głową. - My nie zabijamy swoich przeciwników.
- Rozumiem. – Kapitan
odwrócił się w stronę swoich ludzi. – Zróbcie miejsce dla jeszcze czterech!
Podrzucimy ich kawałek! To rozkaz!
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Ohayo mina!
Powracam z nowym rozdziałem!
Mam nadzieję, że nie będzie tak zły jak myślę.
Dziękuje wszystkim, co
zagłosowali w ankiecie, ale wolałabym, aby pojawiło się więcej głosów, trochę
was wchodziło na blog ostatnimi czasy, ale strasznie mało osób zagłosowało.
Jak wam się podobał Fairy Tail Of The Dead?
Czekam na wasze opinię
MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!
Mata ne!
Little Kriminal