Szybko przemierzała alejki archiwum w poszukiwaniu odpowiednich ksiąg i
zwojów. Czuła jak warstwa kurzu na jej ciele powiększa się z każdą chwilą,
chociaż na razie to nie był jej problem.
- Lili! Piąta
półka od góry - towarzyszący jej exceed pomagał jej w dostaniu się do wyżej
umieszczonych książek.
- Hai! - Kot
złapał za ramiona i uniósł do góry na odpowiednią wysokość.
- To już
ostatnia! - Ucieszyła się Levi, gdy wreszcie złapała zakurzony przedmiot.
W następnej
minucie już biegła do miejsca gdzie leżały stosy książek. Zdziwił ją tylko brak
Smoczego Zabójcy, który niestety był w komplecie z exceedem.
- Może już
sobie poszedł - Lili podrapał się w głowę i wzleciał trochę wyżej mając
nadzieję na znalezienie swojego partnera.
- Nie szukaj
go. Na razie nie jest nam potrzebny - McGarden tylko machnęła ręką i podeszła
do najbliższego stosu zwojów.
- Właściwie to,
czego my szukamy? - Spytał się kot siadając obok dziewczyny.
- Mistrz
poprosił mnie o znalezienie wszystkiego na temat niejakich Białych Kluczy.
Podobno te informacje mogą być przydatne dla Lu-chan, ale nie wiem, dlaczego -
Wyjaśniła rozwijając zwoj.
- A co wiemy o
nich na razie? - Dopytywał się.
- Tylko tyle,
że istnieją... - Westchnęła ze zrezygnowaniem Levy.
Nie lubiła nie
wiedzieć czegoś, co było potrzebne. Znała praktycznie na pamięć treść
wszystkich tych książek, ale tylko dziesięć dotyczyło bezpośrednio Gwiezdnej
Magii, w czterech opisany był Gwiezdny Świat, a w jednej utworzono podstawowy
spis Gwiezdnych Duchów. Niestety zwoje też prawdopodobnie nie były przydatne,
bo opisane w nich były tylko zaklęcia, ale mało przydatne i o słabych efektach.
Resztę stosów stanowiły księgi o podobnej do reszty treści tylko bardziej
ogólnej.
- Ech... To
będzie duga noc - jęknęła McGarden biorąc pierwszą z brzegu księgę i siadając
wygodniej zabrała się do wertowania zawartości.
Lili nie mając nic lepszego do
roboty wzruszył ramionami i sięgnął po leżący najbliżej niego zwój chcąc,
chociaż trochę pomóc towarzyszce.
----------------------------------------------
Biegł przez
ulice Magnolii z każdą chwilą przyspieszając coraz bardziej, ale gdy wreszcie
dostał się do swojego celu nawet nie miał zadyszki. Ostrożnie dostał się do
starego budynku gildii Fairy Tail i natychmiast ruszył w stronę drzwi do
archiwum. Na chwilę przystanął i nasłuchiwał, ale z pomieszczenia słychać było
jedynie gość głośne chrapanie.
- Gihi - Smoczy
Zabójca zachichotał otwierając drzwi i dostając się do pokoju.
Ruszył w stronę
skąd rozlegał się niecodzienny dźwięk, ale nie musiał długo szukać, bo prawie
od razu zauważył śpiącą postać.
Pomiędzy
porozrzucanymi stosami ksiąg i zwojów na boku leżała Levy całkowicie pokryta
kurzem. Do piersi delikatnie przytulała dość grubą, skórzaną książę, która już
zaczęła jej się wysuwać z rąk. Poczochrane włosy częściowo zasłoniły jej twarz,
a wcześniej przytrzymująca je opaska teraz leżała metr dalej. Sukienka jak
zwykle w kolorach pamarańczu i bieli poszarzała trochę od warstwy brudu
naniesionego z książek. Małe rozdarcie u jej dołu odsłoniło kawałek zgrabnej
nogi McGarden przykuwając na chwilę spojrzenie czerwonych oczu. Twarz maginy
zdobił delikatny, prawie niewidoczny uśmiech dodając jej uroku i ponownie
zatrzymując wzrok Smoczego Zabójcy. Teraz cała jej postać zdawała się emanować
niewinnością i bezradnością.
Nic bardziej
mylnego.
Ta niepozorna
istotka była uparta i potrafiła mieć ognisty charakterek. Zawsze robiła
wszystko, co uważała za słuszne i wykorzystywała do tego całe zasoby swojej
ogromnej wiedzy. Miała dobrą intuicje, która często ratowała im skóra na
wspólnych misjach. Wszystko robiła z niebywałym wdziękiem, którym nieraz
imponowała mężczyzną. Gajeel o tym wiedział i niezbyt mu się to podobało. Dużo
bardziej zadowoliłaby go myśl, że siedzi bezpieczna w jakiejś bardzo wysokiej wieży,
do której tylko on ma dostęp.
Głośniejsze
chrapnięcie wtargnęło do myśli, Rexforda a zaraz potem jego policzki przybrały
kolor dojrzałego pomidora, gdy zdał sobie sprawę z niedorzecznych myśli o
dziewczynie.
Natychmiast
przeniósł spojrzenie na Liliego. Exceed wydawał z siebie głośne dźwięki
otwierając pyszczek tak szeroko, że zdawał się rozciągać na prawie całą mordkę.
Leżał na plecach rozłożony na całej szerokości wielkiego tomu o pożółkłych
kartkach.
Teraz Gajeel
miał trzy wyjścia.
Pierwszą było
obudzić obydwoje i słuchać wrzasków Levy, której miał pomagać oraz chichotu
Liliego.
Druga polegała
na przywróceniu świadomości tylko kotu i zaniesieniu McGarden do jej pokoju
słuchając wymysłów, exceeda na temat ich "związku".
W trzeciej
opcji tylko on nie spał i jakimś sposobem przeniósł pozostałą dwójkę do
odpowiednich łóżek a potem miał święty spokój przynajmniej do południa.
Pierwsza
odpadała natychmiast nawet, jeśli nie obudziłby kota to hałas spowodowany przez
dziewczynie zrobiłby to na pewno. Nie miał też ochoty na "rozmowę" ze
swoim partnerem, gdy będzie niósł dziewczynę na Wróżkowe Wzgórza. Innymi słowy
zostawała mu tylko trzecia opcja, bo zostawienie ich tu samych nawet nie
wchodziło w grę.
Z niesamowitą
jak na siebie delikatnością przewrócił, Maginie Solidnego Rękopisu na plecy i
podszedł do Pantherliliego by po chwili przełożyć go na brzuch dziewczyny.
Zadowolony ze swojego pomysłu ostrożnie wziął Levy na ręce i błyskawicznie
opuścił stary budynek gildii. Nie uśmiechało mu się by ktoś go zobaczył nawet
przez przypadek. Nie lubił plotek i fałszywych oskarżeń. Dlatego też jeszcze
bardziej zwiększył tępo biegu. Wróżkowe Wzgórza zobaczył dopiero po pięciu
minutach, ale nie dochodziły z niego żadne dźwięki, więc postanowił wziąć to za
dobry znak.
- Który pokój
należy do tego skrzata - mruknął pod nosem przystając przed budynkiem i
podniósł głowę do góry węsząc zapach dziewczyny. Nie żeby ona sama pomagała
leżąc mu na rękach, ale w końcu złapał odpowiednio silną woń wydobywającą się z
jednego z otwartych okien na piętrze.
- Gihi - znowu
mu się wyrwało, gdy pomyślał o awanturze dziewczyny gdyby wiedziała, co chce
teraz zrobić.
Odbiegł kilka
kroków w tył dla lepszego rozpędu i ruszył do przodu z dużą szybkością by po
chwili skoczyć. Co, jak co ale celność miał bardzo dobrą, więc udało mu się na
zgiętych nogach miękko wylądować na dywanie w pokoju maginy. Podniósł się
powoli i aż zachłysnął, gdy zobaczył zadziwiającą ilości regałów wypchanych po
same brzegi i wielu stosów książek, które nawet jego prawie przerastały
wysokością albo liczyły w sobie nie mniej niż pięć tomów. Innym słowy pokój był
istnym torem przeszkód. Powoli zaczął lawirować między wszelkiego rodzaju
papierami próbując nie stracić równowagi. Zajęło mu to parę chwil, ale w końcu
dotarł do łóżka McGarden. Ostrożnie ułożył ją na poduszkach, zdjął z jej
brzucha exceeda i szybko wydostał się z budynku tą samą drogą, którą tutaj
dotarł. Wreszcie mógł z powrotem wrócić do własnego domu i prawdopodobnie
przespać cały dzień. Jak zwykle zachichotał tuż przed nagłym zniknięciem w
cieniu miasta dzięki ostatnim chwilą przed wschodem słońca.
----------------------------------------------
Mimo wczesnej
godziny widać było jak z mieszkania przy ulicy Truskawkowej wyskakuje dwoje
magów oraz dwoje exceedów. Towarzyszył temu krzyk "DRZWI"
wydobywający się z gardła blondynki, która po chwili wychyliła się z okna.
Ludzie z okolicy już byli przyzwyczajeni do takich poranków, więc nawet nagły
hałas nie zdołał ich obudzić. Zdenerwowana kobieta jeszcze chwilę patrzyła na znikające
sylwetki współczłonków gildii i schowała się z powrotem we wnętrzu domu.
- Jeśli Hitomi
przejmie od niego ten zwyczaj to obiecuje, że przed śmiercią będzie torturowany
w najstraszliwsze znane ludzkości sposoby a dopiero później pozwolę mu umrzeć -
Lucy mruknęła pod nosem wchodząc do łazienki na półgodzinną kąpiel.
Odzyskała
jednak humor dzięki gorącej wodzie i kilku kropelką różanego olejku, który
został dodany do wody. Po wyjściu z łazienki szybko się ubrała i jeszcze raz
sprawdziła czy wszystko spakowała do torebki. Do paska przy spódnicy porządnie
przymocowała bat oraz dwa białe klucze, których nie oddała swojej podopiecznej.
Po drodze uśmiechnęła się jeszcze do swojego odbicia w lustrze odnotowując, że
coraz bardziej przypomina swoją rodzicielkę i opuściła mieszkanie.
Dzień
rozpoczynał się wspaniale. Ptaki już od dawna dawały znać o swojej obecności
głośnym ćwierkaniem. Po ulicach, co pewien czas przebiegało jakieś bezpańskie
zwierze, które pomimo swojego statusu nie było ani wychudzone ani bardzo
brudne. W powietrzu unosił się słodki zapach kwitnących kwiatów wymieszany z
delikatnym zapachem świeżego pieczywa. Lucy jednak tylko częściowo zdawała
sobie sprawę z piękna poranka. Jej myśli ciągle zajmowało dwoje Smoczych
Zabójców oraz jej dzisiejsza lista zadań. Najpierw zamierzała odebrać część
pieniędzy z banku by móc zapłacić już ostatni raz za czynsz, wykupić dom oraz
zakupić trochę mebli. Następnie musiała wrócić do Magnolii i złożyć odpowiednie
dokumenty do tamtego urzędu by stać się prawnym opiekunem Hitomi. Heartfilia
już kiedyś słyszała jak jej podopieczna mówiła exceedce o swoim braku nazwiska.
Pomyśleć, że wystarczyła tylko mała karteczka by rozwiązać ten problem.
Zastanawiała się również czy Natsu nie będzie zbyt wymagający na dzisiejszym
treningu. Z własnego doświadczenia wiedziała, że był wspaniałym trenerem, ale
ona uczyła sie tylko podstaw w przeciwieństwie do Hitomi która musiała poznać
wszystkie zaklęcia Smoczych Zabójców.
Lucy była tak
zatopiona w swoich myślach, że wszystko robiła automatycznie i nawet nie
zauważyła, gdy dojechała, do Acalyphy. Jak zawsze kupiła kwiaty i poszła
odwiedzić swoich rodziców.
- Cześć mamo,
cześć tato. Tyle się ostatnio wydarzyło! Pamiętacie jak zawsze powtarzaliście,
że kiedyś znajdę księcia z bajki, który przybędzie po mnie na białym rumaku? -
Brązowooka zachichotała cicho - To muszę wam powiedzieć, że w mojej bajce
księżniczka ucieka przed ślubem z takim księciem i to przerośnięta jaszczurka
ratuję ją z opresji. Co więcej jest to narwany, nieokrzesany, bezmyślny,
bałaganiący i żarłoczny smok, który... - Lucy przymknęła delikatnie oczy i
uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje szczęście - Który nie zawaha się pomóc
swoim przyjaciołom, jest bardzo odważny, a nawet też troskliwy. Bardzo mi pomaga
w przygotowaniach do urodzin Hitomi i zawsze mogę na niego liczyć. Ach!
Właśnie! Wy nic nie wiecie. Opowiem wam o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło.
Może zacznę od...
Przez dwie
godziny opowiadała o ostatnich wydarzeniach nie pominęła żadnej wątpliwości,
pomysłu, chwili smutku czy szczęścia. Przypominało jej to czasy, gdy była mała
i często szła "porozmawiać" z rodzicielką. Chętnie przesiedziałaby
tak cały dzień, ale czas naglił a przecież musi uporać się ze wszystkim do
wieczora. Dalego też pożegnała się z rodzicami i szybkim krokiem ruszyła w
stronę banku Gold Coins. Tylko nie przewidziała, że po wejściu zobaczy tam tak
potworną rzecz.
- Ktoś tam na
górze musi mnie nienawidzić - jęknęła.
Jej twarz
przybrała zrozpaczony wyraz, ale tylko zwiesiła głowę i podreptała na koniec
jednej z dwóch ogromnych kolejek liczących sobie przynajmniej po trzydzieści
osób każda.
- Zapowiada się
naprawdę długi dzień - szepnęła do siebie.
----------------------------------------------
Salamander wbiegł do lasu i
rozejrzał się dokładnie. Utwierdzając się w przekonaniu, że biegną dobrą drogą zwolniłby
jego mała towarzyszka miała szansę go dogonić.
- Natsu-sensai! Daleko jeszcze? -
Spytała się go Hitomi, gdy wreszcie się zrównali.
- Nie, zaraz będziemy na miejscu
- Mówiąc to Dragneel uważnie przyjrzał się złotowłosej.
Instynkt podpowiadał mu, że
chociaż nie pokazywała jak bardzo jego szaleńcze tempo ją zmęczyło to jednak
przydałaby się jej chwila przerwy. Co więcej pomimo zmęczenia nie zwolniła ani
razu, ale coraz ciężej łapała oddech.
- Jesteśmy! - Oznajmił w końcu
różowowłosy, gdy stanęli przed wielką górą, która z tamtej strony była
całkowicie porośnięta bluszczem i mniejszymi krzaczkami.
- To teraz może być chwila
odpoczynku? - Sapnęła fioletowooka pochylając się do przodu i podpierając ręce
na kolanach.
- Jasne, ale za chwilę znowu
ruszamy - powiadomił dziewczynkę Salamander.
Dokładnie po pięciu minutach
bezczynnego siedzenia Hitomi dostała polecenie by wstać i zamknąć oczy. Ayame
natomiast mała usiąść na głowie złotowłosej i także nie podglądać. Natsu złapał
dziewczynkę za rękę i odgarniając gałęzie bluszczu poprowadził ją do jaskini
ukrytej w skale. Happy nic nie mówiąc ruszył za nimi, ale co chwila wymieniał
podekscytowane spojrzenia z Dragneelem.
- Już możecie otworzyć oczy! -
Powiedział wreszcie Salamander, gdy Hitomi zamiast twardej skały poczuła pod
nogami miękką trawę.
Młode członkinie gildii aż
sapnęły z zachwytu widząc przed sobą piękną dolinką ze wszystkich stron
otoczoną wysokimi i stromymi górami. Z południowego wierzchołka skały
wydostawał się do niej mały wodospad, którego woda najpierw wpadała do
niewielkiego jeziorka by następnie strumykiem przedostawać się na drugi koniec
polanki i znikać w jakiejś podziemnej jaskini. Kilka drzew po drugiej stronie strumyka
zostały całkowicie obsypane przez różowe i białe kwiatki. Polanka także została
udekorowana przez kwiecie we wszystkich odcieniach tęczy tworząc w niektórych
miejscach kolorowe plamy. Ponieważ do dolinki bezpośrednio wpadało słońce jakby
nie przejmując się istnieniem gór, poprzednio wspomniane drzewa dawały te
odrobinkę cienia, w którym można by było odpocząć. Jednak najbardziej
zaciekawił ją sporej wielkości kamień stojący po drugiej stronie polany
naprzeciwko tunelu, którym tu weszli. Zdobiły go bardzo liczne, ale drobne
pęknięcie powstałe prawdopodobnie po uderzeniach pięścią.
- Widzisz tamten kamyk? Masz go
walnąć tak mocno, aby powstało zagłębienie - Salamander z szerokim uśmiechem
pociągnął Hitomi do przodu i przeskakując z nią przez rzekę stanął naprzeciwko
poprzedniego obiektu zainteresowania młodej maginy.
- Nie! Nie chcę połamać sobie
kości! - Dziewczynka szybko zrobiła krok w tył.
- Nie połamiesz. Wystarczy w
niego tylko wystarczająco mocno uderzyć! O tak! - Zademonstrował zapalając
swoją pięść i dość delikatnie jak na niego uderzając w skałę.
- No dobrze - po chwili wahania
fioletowooka w końcu mruknęła cicho pod nosem i zamachnęła się, aby wykonać
polecenie.
- Hej! Czekaj! Najpierw otocz
rękę magią! - Dragneel w ostatniej chwili złapał swoją uczennice za ramię nie
pozwalając rzeczywiście na pewne połamanie kości w tym wypadku.
- Jak to zrobić? - Smocza
Zabójczyni spojrzała z zaciekawienie ma swojego mentora.
- No tak po prostu. Ech... Na
razie lepiej pokaz mi, co już umiesz, a później zajmiemy się resztą -
zdecydował szybko chłopak mając pewne doświadczenie z czasu, gdy szkolił Lucy w
walce wręcz.
Salamander cofnął się o krok, zdjął
plecak wypchany jedzeniem i usiadł opierając się o głaz widocznie nie zamierzając
się z stamtąd ruszyć. Hitomi w podskokach natomiast pobiegła na środek polany.
Kątem okaz zauważyła, że exceedy nadal stoją przy wejściu do jaskini. Happy coś
mówił zawzięcie gestykulując a Ayame, co jakiś czas przytaknęła lub zadała
pytanie. Smocza Zabójczyni mogła, więc bez przeszkód wykonać swój
najpotężniejszy atak.
Dragneel przyglądał się jak
dziewczynka zaciska dłonie i odchyla głowę do tyłu.
- Ryk Gwiezdnego Smoka!
W stronę nieba wystrzelił promień
światła, ale atak nie był na tyle silny by mógł go zobaczyć ktoś znajdujący się
poza dolinką. Natsu jednak zdawał sobie sprawę, że w tym wieku Hitomi nie
byłaby w stanie dużo bardziej wzmocnić siłę zaklęcia.
- Gwiezdny Bicz! - Dziewczynka przeszła do kolejnego ataku nie
czekając na polecenie swojego mentora.
Wiązka złotego światła pojawiła
się w prawej ręce fioletowookiej. Smocza Zabójczyni zamachnęła się i z psotnym
błyskiem w oku posłała linę w stronę Happiego. Promień Gwiezdnej Energii oplótł
zaskoczonego kota. Złotowłosa jednym szarpnięciem uniosła exceeda do góry i
sprowadziła do siebie.
- Mam się Happy! - Wykrzyknęła
Hitomi łapiąc Przewyższającego i wyplątując go ze złotej liny.
- Jeśli chcesz ćwiczyć to może
następnym razem złap jakąś rybkę? - Zaproponował kot i używając Aery wrócił do
śmiejącej się Ayame.
Fioletowooka z uśmiechem
popatrzyła na swoją przyjaciółkę, która po kilku kolejnych słowach partnera
Salamandra z głośnym "Aye" wzbiła się w powietrze. Z cichym
westchnieniem dziewczynka odwróciła się z powrotem w stronę swojego sensei'a.
- Natsu-sensai! - Złotowłosa
podbiegła do Salamandra - Musisz mnie teraz zaatakować!
- Co? Dlaczego? - Dragneel przekrzywił lekko głowę i z
zainteresowaniem spojrzał na swoją małą uczennice.
- Bo znam jeszcze tylko zaklęcie tarczy,
ale do tej pory użyłam go tylko raz...
- Nie przejmuj się tylko pokaż,
co potrafisz! - Przerwał jej różowowłosy i z szerokim uśmiechem podpalił swoją
dłoń.
- H-hai! - Smocza Zabójczyni z
lekką obawą spojrzała na płomień, ale zaraz potem zacisnęła dłonie w pięści i
odzyskała poprzednią pewność siebie.
- Gwiezdna Tarcza!
Gdy Hitomi walczyła z Kaze jej
tarcza była bardzo mała i dziewczynka ledwo mogła w niej przykucnąć, ale tym
razem kopuła musiała być większa i wytrzymalsza. Ataki Salamandra to nie
przelewki. Chciała... Nie! Musiała mu pokazać, że nadaje się na jego uczennice.
Złote światło wypłynęło z jej
ciała i po chwili została przez niezasłonięta. Natsu usunął ogień z dłoni i
zabrał się do oceniania siły zaklęcia uczennicy. Kopuła mierzyła Dragneelowi
trochę powyżej pasa, więc z łatwością mógł jej się przyjrzeć. Obszedł schron
dziewczynki dookoła szukając, chociaż minimalnych luk w obronie. Gdy owych nie
znalazł mruknął z aprobatą. Zaraz potem
popukał delikatnie to z jednej trony to z drugiej. Tarcza wydawała się
chłopakowi dość twarda. Nie chciał zrobić przez przypadek krzywdy Hitomi, więc
na razie bez magii delikatnie uderzył w złotą kopułę. Wytrzymała. Użył, więc
dużo więcej siły. W magicznej obronie pojawiło się kilkadziesiąt cieniutkich,
ale długich rys. Uszkodzenia jednak szybko zostały naprawione, co nie uszło
uwadze Salamandra. Postanowił, więc pójść na całość i ponownie podpalił pięść.
- Hitomi!
- Co się stało Natsu-sensai?
- Lepiej ukucnij.
- Co?!
Dziewczynka pomimo swojego
pytania prawie od razu rzuciła się na ziemię i zasłoniła głowę rękami. Uwielbiała,
co prawda Dragneela, ale już dość nasłuchała się sie o jego... Niecodziennych
pomysłach. Dobrze zrobiła, że skuliła się aż tak bardzo, bo po chwili w miejscu
gdzie wcześniej była jej głowa teraz pojawiła się płonąca dłoń. Wokół dziury,
którą Smoczy Zabójcza zrobił w kopule zaczęły robić się pęknięcia i nie minęły
nawet dwie sekundy, gdy cała jej magia rozsypała się i znikła.
- Będzie... Hej! Czekaj! Czy ty
płaczesz?! - Chłopak doskoczył i przykucnął przy złotowłosej, która widząc słabość
swojego zaklęcia skuliła się jeszcze bardziej cicho pochlipując.
-Trafiłem w ciebie? Ale przecież
w nic nie trafiłem! Hitomi no powiedz coś! - Pomimo starań Salamandra
fioletowooka nie przestawała płakać a wręcz zwiększyła tylko intensywność
wypływających łez.
- Już wiem! Zabiorę cię do
szpitala! - Podniósł się, zacisnął pięści i przybrał minę jakby szedł na wojnę.
Nie trwało to jednak długo, bo chwilę później opadł obok dziewczynki trzęsąc
się a wokół niego pojawiła się czarna aura.
- L-Lucy mnie zabije - wyjąkał łapiąc
się za głowę i prawie samemu zaczynając płakać.
- Dlaczego mama miałaby cię
zabijać? - Złotowłosa momentalnie umilkła i zaczerwienionymi oczami popatrzyła
na Salamandra jak na jakiegoś idiotę.
- Za mocno zaatakowałem i na
pewno zrobiłem ci dużą krzywdę i... NIC CI NIE JEST!!! - Rozradowany Natsu
złapał dziewczynkę w niedźwiedzi uścisk prawie ją dusząc.
- SENSAI! PUŚĆ!!!
Hitomi dzielnie próbowała się
wydostać z morderczych ramion Dragneela, ale na próbach się skończyło. Chyba
nic na świecie nie byłoby w stanie zmusić Salamandra do poluzowania uścisku. Na
szczęście przez tą szamotaninę udało jej się, chociaż ułożyć wygodnie. Uścisk
Salamandra teraz dawał jej poczucie bezpieczeństwa, które do tej pory kojarzyło
jej się tylko z Lucy.
- Sensai, wracajmy do treningów -
mruknęła dziewczynka, chociaż nie miała na to aż tak wielkiej ochoty.
- Dobra! Zaczniemy od wzmocnienia
twojej tarczy! - Wykrzyknął Salamander z wielkim uśmiechem na ustach
wypuszczając ją z uścisku.
-Hai!
Niedługo potem pojawiły się
exceedy, które trenowały zwinność w lesie za górami otaczającymi dolinkę. Ayame
wyczerpała całą moc, więc Happy postanowił, że zrobią sobie chwilę przerwy.
Koty przyglądały się treningowi swoich Smoczych Zabójcom, ale gdy tylko
exceedka wypoczęła trochę oni również powrócili do swojego zajęcia.
Magowie trenowali cały dzień
robiąc sobie tylko kilka przerw na jedzenie. Z dolinki wyszli dopiero pod
koniec dnia, gdy słońce zaczęło już zachodzić.
----------------------------------------------
Gorące krople
wody uderzały o jej chłodną skórę. Odchyliła głowę do tyłu pozwalając, aby
strumień lecący z prysznica mógł zmoczyć także jej niebieskie włosy. Sięgnęła
po swoje ulubione mydło i powoli zaczęła oczyszczać swoją skórę z kurzu.
Delikatny zapach pomarańczy rozniósł się po szklanej kabinie a dziewczyna
mimowolnie się uśmiechnęła. Po usunięciu już całego brudu zmieniła mydło na
szampon. Niespiesznie błądziła rękami po swoich włosach nanosząc na nie płyn i
delektowała się aromatem grejpfruta, który szybko połączył się z jeszcze
unoszącą się wonią pomarańczy. Powtórzyła czynność jeszcze trzy razy upewniwszy
się o czystości swoich włosów.
Przez dopiero,
co otwarte drzwi wyleciały wielkie kłęby pary utrudniając widoczność szczupłej
sylwetki dziewczyny wychodzącej z kabiny. Czując chłodniejszy podmuch na skórze
zadrżała. Szybko sięgnęła po błękitny ręcznik ozdobiony muszelkami wyszytymi
pomarańczową i białą nitką. Po owinięciu się przedmiotem na bosaka przebiegła
po wyłożonej zimnym płytkami łazience a następnie po puchatym dywanie położonym
w holu. Drzwi cicho skrzypnęły a potem
zamknęły się z głośnym trzaskiem, gdy weszła do swojego pokoju.
- Gdzie jest
moja opaska? - Mruknęła do siebie rozglądając się za zagubioną ozdobą do włosów
i przegrzebując stosy różnych rzeczy.
Levy McGarden
obudziła się dzisiaj w południe w swoim łóżku całkowicie okryta kurzem, bez
swojej ulubionej bandamy (która była po prostu przez wszystkich nazywana
opaską) oraz z brakiem wspomnień o swoim powrocie do domu.
- Ech! - Westchnęła
wreszcie godząc się z myślą, że zgubiła ozdobę do włosów.
Wytarła się
porządnie i bez większego entuzjazmu założyła swoją pomarańczowo-białą
sukienkę. Rozczesała szczotką włosy i chciała już wyjść do gildii, ale jej
żołądek mruknął mając inny pomysł. Zaśmiała się cicho, założyła buty a potem wyszła
z pokoju kierując swoje kroki w stronę kuchni. Każdy nawet najcichszy dźwięk
niósł się echem po pustym akademiku. Levy nie mogła się powstrzymać i zaśmiała
się a budynek po chwili odpowiedział tym samym zwielokrotniając siłę jej głosu.
Wchodząc do
kuchni jeszcze słyszała radosny dźwięk. Z głupim uśmiechem wyciągnęła składniki
do zrobienia kanapek i zabrała się do pracy. Gdy wreszcie usiadła przy stole i
zaczęła jeść jedzenie, jej myśli powędrowały do wspomnień z wczorajszej nocy.
W jej umyśle
pojawiały się jakieś niejasne obrazy.
Cień pada na jej twarz a kątem oka jakiś niewyraźny zarys postaci,
który idzie w stronę gdzie ostatni raz widziała śpiącego Liliego.
Jest jej wygodnie. Czuje
coś ciepłego na plecach i w zgięciu kolan. Coś dość lekkiego leży jej na
brzuchu.
Wydaje jej się, że leci, ale po chwili wszystko ustaje i wyczuwa
tylko zapach starych książek.
Nadal nic nie mówiły jej
wspomnienia, które siłą wydarła ze swojej podświadomości. Westchnęła, gdy
skończyła posiłek i posprzątała po sobie w kuchni. Wreszcie ruszyła w stronę
wyjścia z akademika a potem ruszyła prosto do gildii.
----------------------------------------------
- Przystanek
Magnolia! - Wrzasnął jakiś pracownik i tłum zaczął przeciskać się w stronę
wyjścia z pociągu.
Lucy poczekała
aż większość osób wyjdzie i sama wstała z siedzenia. Idąc za tłumem wyszła
wreszcie na ulice Magnolii i skierowała się w stronę ratusza.
Duża suma
pieniędzy już spoczywała w jej torebce, więc jeśli dopisze jej szczęście będzie
mogła wrócić do domu dużo wcześniej niż planowała. Postanowiła, że skorzysta
też z okazji i od razu zapłaci Właścicielce za czynsz i dom. Lucy musiała przyznać,
że był to dość kusząca wizja, dzięki której z uśmiechem weszła do budynku.
- Dzień dobry!
Była pani umówiona na spotkanie czy chce pani dopiero do zrobić? - Zaświergotała
sekretarka, gdy tylko magini pojawiła się w polu jej widzenia.
Dziewczyna przy
biurku musiała być w tym samym wieku, co Heartfilia lub niewiele od niej
starsza. Złocistorude loki opadały jej na ramiona a błękitne oczy błyszczały entuzjazmem.
Szeroki uśmiech na idealnej twarzy nadawał jej wygląd anielicy, który musiał sprawiać,
że mężczyzną miękły kolana. Biała bluzka z dużym dekoltem nie ukrywała
szczodrych darów natury. Spod czarnej i prostej spódnicy wystawała para długich
nóg zakończonych czarnymi szpilkami na wysokim obcasie.
- Dzień dobry.
Tak, byłam umówiona z panią Yamamoto w sprawie adopcji.
- Och! A pani
mąż nie przyszedł? - Lucy nieufnie spojrzała na pytającą ją kobietę, której
oczy przybrały dziwny wyraz. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć,
ale w końcu postawiła na prawdę.
- Ja nie mam
męża... To chyba nie problem? - Zaniepokoiła się brązowooka.
- Ależ skąd! Pani
Yamamoto czeka na panią na drugim piętrze w pokoju 34 - niebieskooka posłała
magini tak promienny uśmiech, że dziewczyna poczuła dziwny niepokój.
- Dziękuje - blondynka,
czym prędzej pognała na górę nadal czując na sobie niepokojące ją spojrzenie
sekretarki.
Nie trudno było
znaleźć wskazane wcześniej pomieszczenie. Na drzwiach znajdujących się tuż przy
schodach były przyczepione ogromne, złocone cyfry 34 a nad nimi widniało
nazwisko kobiety zajmującej się adopcjami.
Magini zapukała
dość głośno do pokoju i poczekała na jeszcze głośniejsze "proszę".
- Dzień dobry.
Nazywam się Lucy Heartfilia i...
- Dzień dobry!
Proszę siadać! - Starsza kobieta siedząca z biurkiem machnęła w kierunku
krzesła na przeciwko siebie.
Urzędniczka
musiała mieć ponad pięćdziesiąt lat. W jej brązowych włosach spiętych w kok
pojawiła się siwizna. W kącikach piwnych oczu pokazały się zmarszczki, ale to
dodało jej tylko uroku, który posiadają miłe, starsze panie z sąsiedztwa. Biała
bluzka z długim rękawem i czarne długie spodnie w przeciwieństwie do ubrania
sekretarki nie odsłaniały nadmiernej ilości ciała. Innymi słowy była to typowa
kobieta mająca za jakiś czas iść na emeryturę.
- To możemy już
przejść do podpisywania papierków? - Na jej twarzy pojawił się promienny
uśmiech.
- Ale przecie
nie było żadnego sprawdzenia czy się nadaje i... - Zaczęła Lucy marszcząc brwi.
- Już to
zrobiliśmy. Słyszała pani kiedyś o takiej pracy jak mag-szpieg?
- Nie.
- Mag-szpiedzy
pracują zwykle w ważniejszych urzędach, ale nie tylko - starsza kobieta
zamilkła na chwilę, ale w końcu się lekko skrzywiła - Jeszcze się nawet nie
przedstawiłam. Jestem Ikomi Yamamoto - mag-szpieg - na ustach piwnookiej znowu pojawił
się piękny uśmiech.
- Mam rozumieć,
że już zdążyła mnie pani sprawdzić?
- Tym właśnie się
zajmuje. Już od trzydziestu dwóch lat czytam myśli ludzi i sprawdzam ich
intencje względem dziecka żeby mieć pewność, że trafiło ono w dobre ręce.
- Soka...
- Więc może
przejdziemy wreszcie do podpisywania dokumentów... Trochę tego jest -
Mag-szpieg wskazała na stos kartek, które leżały obok biurka.
- Tak, zróbmy
to jak najszybciej - Heartfilia z niechęcią spojrzała na papier zapisany
drobnym druczkiem.
----------------------------------------------
Levy już
otwierała usta, aby głośno przywitać się z przyjaciółmi z gildii, gdy spostrzegła,
że w jej stronę z zawrotną szybkością kieruję się kawałek stołka. Z cichym
krzykiem rzuciła się na podłogę, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi.
Niebieskowłosa podniosła się równie szybko, co opadła i szybko przemknęła w
stronę baru.
- Ohayo Levy! -
Tym razem za barem zamiast Miry stała Lisanna.
- Ohayo! Gdzie jest
reszta?
McGarden miała
na myśli inne dziewczyny, bo oprócz ich dwóch w gildii byli sami mężczyźni aktualnie
bijący sie po całym pomieszczeniu.
- Mira jakąś
godzinę temu poprosiła mnie o zastępstwo w barze i wyszła z gildii...
- A Erza
ruszyła za nią w towarzystwie reszty - domyśliła się Levy.
- Dokładnie!
Maginie
zaśmiały się cicho nad losem biednej użytkowniczki Duszy Szatana. Nie trwało to
długo, bo Strauss nagle szerzej otworzyła oczy, pisnęła i silnym szarpnięciem pociągnęła
McGarden na ladę. Sekundę później w miejscu gdzie przed chwilą stał mag
Solidnego Rękopisu, roztrzaskał się ogromny stół.
- Aj! - Brązowooka
potarła zaczerwienione miejsce na ramieniu i skrzywiła się czując ból w miejscu
gdzie zacisnęła się dłoń jej rozmówczyni.
- Przepraszam.
Nie zdążyłabym cię ostrzec - Niebieskooka ze zmartwieniem popatrzyła się w to
samo miejsce gdzie spoczął wzrok niebieskowłosej.
- Nie martw
się. Przecież nic się nie stało a właściwie gdybyś tego nie zrobiła
skończyłabym w dużo gorszym stanie - Levy drugą ręką wskazała na resztki stołu.
Lisanna już
zamierzała coś powiedzieć, ale obok nich z głośnym jękiem wylądowała jakaś
postać. W pierwszej chwili obydwie pomyślały, że to Cana przez jej długie, ciemne,
falowane włosy, które na chwilę przysłoniły się twarz nowoprzybyłej.
- Ohayo Levy, Lisanna!
- Dziewczyna rozwiała ich przypuszczenia patrząc na nie swoimi soczysto
zielonymi oczami.
- Ohayo Yoshi!
Coś długo cię nie było! - Strauss oparła się plecami o bar i odwróciła głowę w
stronę koleżanek.
- Właściwie
nikt cię nie widział od czasu tej... - McGarden przerwała w połowie zdania
patrząc ze strachem na Raito i szukając na jej twarz śladów złości przez
przypomnienie jej o niedawnej awanturze.
- Tej akcji
młodych, zgada się? - Dziewczyna jednak z szerokim uśmiechem dokończyła
wypowiedź niebieskowłosej.
- No... Tak...
- Schyliła głowę speszona, gdy jej towarzyszki głośno się roześmiały.
- A! Właśnie mi
się przypomniało, że ty ciągle nie masz znaku gildii! - Białowłosa nagle
przerwała śmiech.
- Nikt wam nie
mówił? Ja i Kaze już dostaliśmy znak gildii - brązowowłosa pokazała lewe udo,
na którym dumnie widniał zielony znak Fairy Tail.
- Kiedy...? - Zaczęła
niebieskooka, ale Yoshi przerwała jej machnięciem ręki.
- Następnego
dnia zaraz po naszym pastwieniu się nad młodymi. Z samego rana zabrałam tego
mojego narwańca do gildii i zaraz potem, gdy Mira przybiła nam znak, wybraliśmy
się na misje.
- A właściwie
gdzie on jest? - Levy delikatnie wystawiła głowę nad ladę baru i ostrożnie rozejrzała
się sie po wnętrzu gildii.
- Rozmawia z
Romeo - Raito podniosła się na wysokość Maga Solidnego Rękopisu i wskazała przeciwległy
kąt budynku gdzie wspomniani chłopcy zawzięcie nad czymś dyskutowali.
- Padnij! -
McGarden chwilę później przygwoździła zielonooką do podłogi chroniąc ją przed butelka,
która poleciała prosto na ścianę i roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
- Dzięki ale
teraz to już przesadzili - Yoshi zdjęła z siebie dziewczynę i uklękła.
Dłonie ze złożonymi
palcami położyła jedną na drugą, wyprostowała się jak struna i zamknęła oczy.
- Kamienne
gałęzie - wyszeptała wypuszczając z siebie strumień magii, który od jej
złączonych dłoni pomknął w stronę pola bitwy magów.
Przez chwilę
nic się nie działo, ale zaraz potem nie minęło nawet kilka sekund a wszyscy
walczący faceci zostali oplecieni przez prawie niezniszczalne grube liny
zrobione ze skały. Kamień swoim nagłym
pojawieniem się nawet nie zniszczył podłogi a przeniknął przez wszystkie szpary,
jakie się w niej znajdowały.
- Teraz słuchać
głąby! - Yoshi wspięła się na bar i stanęła na rozstawionych nogach podpierając
ręce na biodrach - Zobaczcie, do jakiego stanu doprowadziliście gildię! Bieżcie
się do sprzątania w tej chwili!
- A ty?
- Jesteś Gray,
nie? W każdym razie ja postaram się nie
powiedzieć Erzie, co zrobiliście z jej ciastem - dziewczyna wskazała na jakąś
jasną maź wśród resztek talerza.
Cała męska
część gildii powyżej czternastego roku życia uwolniona od czaru Raito rzuciła
się do sprzątania. Kaze i Romeo natomiast spokojnie podeszli do żeńskiego grona
Fairy Tail. Cała piątka usadowiła się na barze.
- Ładnie ich załatwiłaś
siostrzyczko - Kaze wyszczerzył się w stronę dziewczyny.
- Właściwie, co
to było za zaklęcie? - Zainteresował się Romeo.
- Tylko takie
słabsze zaklęcie zatrzymujące.
- Opowiesz coś
o swojej magii? - Spytała się Lisanna.
- Naprawdę
chcecie?
Czwórka magów przytaknęła,
więc z grubsza wymieniła znane jej zaklęcia, efekt, jaki dają po użyciu i
przydatne zastosowania w codziennym życiu. Potem to samo zrobiła reszta i cała
piątka wdała się w dyskusje na temat umiejętności innych członków Fairy Tail i
ich zastosowaniu, na co dzień.
----------------------------------------------
- Dobrze
skończyłyśmy! - Zawołała wesoło urzędniczka odkładając ostatnią podpisaną kartkę
na sporych rozmiarów stos.
- Całe szczęście!
- Jęknęła Lucy.
- Więc
gratuluje! Od dzisiaj jest pani matką Hitomi Heartfilii! - Kobiecina wyciągnęła rękę w stronę maginy.
- Dziękuje! - Blondynka
uścisnęła radośnie wyciągniętą dłoń.
~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~*~~~~~~
No miśki moje! Troszeńkę się spóźniłam ale za to macie rozdział który zajął ponad dziewięć stron w Wordzie. Mam nadzieję że się nie gniewacie.
Nie jestem zbytnio zadowolona z końcówki ale nic innego nie wymyśle.
Pozdrawiam
Ani-chan