- Pa, pa,
mamusiu! – Dziewczynka pomachała przez okno do Lucy.
-
Powodzenia! Wróćcie jak najprędzej! – Odkrzyknęła Heartfilia.
- Nie martw
się, Lucy! Będziemy jej pilnować!
Erza z powrotem schowała się w pociągu,
który ruszył do przodu i zamknęła okno. Hitomi i Ayame jeszcze chwilę były
przyklejone do szyby machając kluczniczce i Smoczemu Zabójcy, którzy stali na
stacji i robili to samo. Happy spał jeszcze na głowie różowowłosego, choć nie
ma się, co dziwić, dopiero, co świtało. Natomiast dziwne było to, że Natsu był
w pełni przytomny o takiej godzinie.
- Erza-san,
ile będziemy jechać?- Spytała blondwłosa Smocza Zabójczyni i ziewnęła.
- Kilka
godzin. Jak chcesz to możesz się przespać jeszcze trochę. Obudzę cię, gdy
będziemy na miejscu.
- Tak,
dziękuje Erza-san.
Fioletowooka przytuliła się do
drzemiącej już z Carlą Wendy, a na jej kolanach ułożyła się Ayame. Po chwili
oddech obydwu stał się miarowy. Erza spojrzała na siedzącego obok niej Graya,
który obserwował przesuwający się krajobraz za oknem. Trochę się martwiła,
ostatnimi czasy stał się jakiś zamyślony… Odkąd Juvia zmieniała swoje
zachowanie. Czy to oznacza, że rozmawiali? A jeśli tak to…
- Gray… -
Chłopak przeniósł na nią spojrzenie szarych oczu. – Czy coś się stało?
- A co niby
miało się stać? – Burknął znowu przenosząc wzrok na widoki.
-
Rozmawiałeś z Juvią. – Nie pytała. Stwierdzała fakt.
- Taa…
- I?
- Odczepiła
się. Tego chciałem, prawda?
- Tak, tego
chciałeś. Ale?
- Erza, to
nie jest twoja sprawa. – Rozłościła go, ale za bardzo się martwiła, aby się tym
zbytnio przejąć.
- Jesteś
moim przyjacielem… - Musiała zachować spokój i tym razem przyjąć do wiadomości
że i tak nie wydusi to z niego nawet siłą jeśli nie będzie chciał powiedzieć.
Jeśli teraz się z nim o to pokłuci to
tylko pogorszy sprawę.
- Więc
zostaw mnie w spokoju! Rozmawialiśmy, Juvia się odczepiła, wszyscy się cieszą.
– Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, jej spokojnym przeciwko jego
wściekłym.
- Jak
uważasz. – Tytania pokręciła głową i nagle zmarszczyła brwi. – Znowu jest na
misji z Gajeelem tylko tym razem to Mistrz zlecił im zadanie. Bardzo szybko
wyjechali. Mam nadzieję, że nie wpakowali się w nic niebezpiecznego.
- Wszystko
jedno… - Mruknął tylko chłopak odwracając się z powrotem w stronę okna.
---------------------------------------------------------------------------------
- Cholera!
Juvia!
- Cisza!
Juvia musi ci zdjąć spodnie!
- A nie
mogłabyś być delikatniejsza?
- Nie.
Zasłużyłeś!
Obydwoje przenieśli wzrok na
drzwi od łazienki skąd wychodziła właśnie Chigiru. Wyglądała dużo lepiej, choć
nadal była bardzo wychudzona, a siniaki nadal zdobiły jej ciało. Widać było, że
dojście do siebie zajmie jej jeszcze parę tygodni, ale po przespanej podróży i
sytym posiłku miała o wiele więcej sił.
- Um…
Łazienka wolna…
- Ja pójdę,
a ty poskładaj go do kupy. – Powiedział Lili siedzący do tej pory cicho, zbierając
swoje rzeczy i wlatując do pomieszczenia, z którego jeszcze wydobywała się
para.
- Dobrze,
Juvia będzie ciągnąć na trzy. Raz… Dwa…
Redfox ryknął, gdy dziewczyna
pociągnęła za materiał, który przez krew przywarł do rany. Czerwony strumień na
nowo popłynął z miejsca gdzie Gajeel miał szerokie rozcięcie w skórze. Lockser
natychmiast przyłożyła do rany mokry ręcznik, po czym włożyła go do miski z
wodą, którą już wcześniej sobie naszykowała. Oczyściła szybko ranę i skórę
wokół niej.
- Miało być
na trzy! – Warknął czerwonooki patrząc wściekle na niebieskooką.
- Nie jęcz,
Gajeel-kun. Juvia musi teraz odkazić ranę i ją zszyć. Jesteś gotowy? Nie mamy niczego,
aby złagodzić ból. – Dziewczyna nawlekła nić na igłę i położyła to w zasięgu
ręki.
- Czekaj. –
Czarnowłosy zabrał leżącą obok butelkę z alkoholem i za jednym razem opróżnił
ją do połowy. Po chwili zastanowienia wypił całość. – Rób, co musisz.
- Nie szarp
się zbytnio… - Mruknęła Lockser.
Spirytus z drugiej flaszki polał
się na ranę, ale Redfox jedynie sapnął zaciskając ręce na oparciu krzesła.
Cichy trzask drewna oznaczał, że będą musieli dopłacić trochę za pokój, ale
żadne z nich nawet nie zwróciło na to uwagi. Dziewczyna szybko i sprawnie
zaczęła zszywać skórę na nodze czarnowłosego. Od połowy uda prawie do kolana
ciągnęła mu się dość długa rana o lekko poszarpanych brzegach.
- Gdzie ty
to sobie zrobiłeś, Gajeel-kun? Przecież z nikim nie walczyłeś do tego stopnia
żeby dać się zranić!
- To był
Dery. Schował się w cieniu jakiegoś dryblasa i stamtąd zaatakował… CHOLERA!!!
Delikatniej!
- Juvia robi,
co w jej mocy! Już kończy!
Dziewczyna zakończyła szycie i
obydwoje odetchnęli. Jeszcze raz oczyściła skórę robiąc to bardzo ostrożnie, po
czym ją zabandażowała. Resztę spodni pocięła, aby już nie szarpać się z
chłopakiem. Dobrze, że spakowali się na trzy dni, bo inaczej mogłoby im zabraknąć
ubrań na zmianę.
- Ty musisz
się najpierw umyć. Pokaż tylko to ramię – Niebieskooka przysunęła sobie krzesło
tak, aby czarnowłosy miał dostęp do zranionej części ciała.
- To nawet
nie boli Juvię, aż tak bardzo… - Dziewczyna syknęła i szarpnęła się przecząc
swoim słowom, gdy Redfox dotknął jedynie skóry wokół poparzenia.
- Nie
wygląda to dobrze. Powinna cię obejrzeć Wendy albo jakikolwiek lekarz.
- Juvia
zdaje sobie z tego sprawę… Auć! – Dziewczyna zamknęła oczy przez ból, który
nagle zaczął promieniować z jej ciała, a dokładnie z jednego z boków. Do tej
pory była pewna, że to tylko jeden z siniaków.
- Cholera,
masz tu powbijane szkło. Wcześniej działało jak korek. Musimy to z ciebie powyciągać.
Młoda! Podaj mi apteczkę.
- Hai!
Chigiru zerwała się ze swojego
łóżka i natychmiast była przy czerwonookim tylko po drodze łapiąc pożądany
przedmiot. Redfox wyjął pęsetę i ostrożnie zaczął oczyszczać ranę
niebieskookiej pełną szklanych odłamków. Nie było to najszybsze zajęcie, więc
spędzili pewną chwilę w ciszy przerywanej tylko przez syknięcia i czasami
jęknięcia Lockser.
- Już.
Powinno obejść się bez szycia. – Ocenił. – Gotowa?
- Lej… -
Sapnęła cicho Lockser i zacisnęła dłonie w pięści.
Dziesięć minut później
dziewczyna włączyła gorącą wodę w prysznicu i ostrożnie zaczęła zdejmować
ubrania. Krew na szczęście jeszcze nie
przytwierdziła materiału do jej ciała, ale już mało brakowało. Strumienia
ciepłej wody uderzyły w jej ciało, a ona wreszcie westchnęła z ulgi. Z każdą
kolejną kroplą wody czuła jak zaczyna się odprężać i jak znika uczucie
przemęczenia. Nie, to nie było jak w przypadku Smoczych Zabójców gdzie mogli
się regenerować dzięki swojemu żywiołowi, ale jakiś sposób woda jej pomagała.
Mycie się zajęło jej dłużej niż
zwykle, ale musiała być bardzo ostrożna, chociaż to, że była obolała też miało
w tym swój udział. Nie wątpiła, iż jutro jej ciało udekoruje kilka malowniczych
siniaków. Poparzona skóra bolała niemiłosiernie. Miała nadzieję, że nie zostaną
jej blizny, chociaż nie powinny patrząc na stopień uszkodzenia skóry. Na całym
ciele miała pełno drobnych ran, mogła się założyć, że to przez szkło z
pozbijanych szklanek. Westchnęła, ostrożnie założyła piżamę i wyszła.
-
Gajeel-kun, twoja kolej. – Obwieściła odkładając swoje rzeczy do plecaka.
- Siadaj. Najpierw
twoje rany.
Dziewczyna nie oponowała tylko
grzecznie zajęła swoje miejsce obok czarnowłosego, ale tylko, dlatego że żadne
protesty nie miały sensu. Znowu miał minę „zrobisz, co każę” i to bez żadnego
„albo”, po prostu było jasne, że zrobi to, co on będzie chciał. Powstrzymała
się przed westchnięciem i spojrzała na okno, za którym właśnie zaczęło
zachodzić słońce.
Miała na sobie za dużą koszulkę
i krótkie spodenki. Podejrzewała, że po tej misji przyda jej się luźniejsze
ubranie, a przynajmniej nieuwierające. Aktualnie nosiła też biustonosz właśnie
po to żeby jak teraz, gdy częściowo ściągnęła bluzkę nic jej nie wystawało.
Było jasne, że Gajeel zechce przynajmniej zabandażować poparzone ramię, dlatego
też przygotowała się do tej operacji. Wzdrygnęła się, gdy Redfox zaczął wcierać
zimny żel w skórę potraktowaną wrzącą wodą jednak po chwili odetchnęła. Chłód
preparatu sprawiał, że ból był mniej dotkliwy. Zaraz potem Gajeel sprawnie
zabandażował to miejsce i pomógł jej z powrotem całkowicie ubrać koszulkę.
- Teraz to
po szkle. – Nakazał czerwonooki, a dziewczyna posłusznie odwróciła się dając mu
dostęp do swojego boku.
- Blizn nie
powinnaś po tym mieć. Nie jest tak źle jak wyglądało na początku.
Jeszcze kilka bandaży i plastrów
pojawiło się na jej ciele zanim czarnowłosy dźwignął się z krzesła i lekko
utykając poszedł wreszcie do łazienki. Czasami aż trudno jej było uwierzyć jak
bardzo są do siebie podobni. Bądź silny albo zgiń. Już od dawna nie byli w
Phantom Lordzie, ale nadal doskonale znali tą niepisaną zasadę i w stosunku do
siebie nadal ją wyznawali. Była duża szansa, że kiedyś umrą właśnie, dlatego że
nie starali się dostatecznie o siebie zadbać.
-
Juvia-sama…? – Pytanie dziewczynki przywróciło ją z jej myśli.
- Tak,
Chigiru?
- Czy… czy
ty nie miałaś brązowych włosów?
Jak to miała?! Co się
stało tym razem?! Chwyciła za swoje pasma i spojrzała na nie, a uśmiech sam
rozkwitł na jej twarzy. Nie mogła w to uwierzyć!
- Wróciły do
normalności… Właściwie chyba mają swój naturalny kolor od czasu, gdy wróciłaś
po walce. – Zauważył Lili. – Chyba z przyzwyczajenia nie widzieliśmy tego. –
Wzruszył ramionami.
- Pewnie
podczas walki magia wody wypłukała magię odpowiedzialną za zmianę koloru… -
Powiedziała swoje domysły niebieskowłosa lekko przeczesując wilgotną kaskadę.
- To bardzo
prawdopodobne. Wyglądasz na bardzo zadowoloną.
- Tak, Juvia
się cieszy! Juvia lubi swoje włosy takie, jakie są! – Jej mina odrobinę spoważniała,
gdy spojrzała na byłą więźniarkę, ale usta nadal zdobił uśmiech. – Jak
przyjdzie Gajeel-kun to opowiesz nam, dlaczego Reven cię złapała, zgoda?
------------------------------------------------------------------------
- Rozumiem.
Cieszę się, że Natsu będzie ci pomagać i mogę wam teraz tylko życzyć
powodzenia. Jesteś pewna, że nie chcesz naszej pomocy?
- Nie, ale
dziękuje Mistrzu.
- Dobrze,
więc możesz już iść.
Lucy opuściła gabinet Makarova i
odetchnęła. Mistrz poprosił, aby zrelacjonowała mu mniej więcej jak wyglądała
sprawa z Gwiezdnymi Duchami i nawet chętnie to zrobiła, ale wolała pominąć wszystko,
co dotyczyło stanu jej zdrowia, a skupiła się na suchych faktach.
- Lucy! –
Usłyszała wołanie od strony baru, więc to tam podeszła.
- Coś się
stało Mira?
- Nie,
chciałam tylko wiedzieć czy to prawda, że Hitomi jest na misji z Erzą, Grayem i
Wendy.
- Ach. Tak.
Przyda jej się zobaczyć kogoś innego w akcji…
-
Niepotrzebnie się martwisz. – Mira mrugnęła, gdy blondynka uniosła na nią
zaskoczone spojrzenie. – To widać.
- Wiem, ale
i tak wolałabym być tam z nią… Jakoś to przeżyję.
- Tak
trzymaj. – Strauss posłała jej szeroki uśmiech.
Jeszcze chwilę pogawędziły, choć
najciekawszym tematem była Juvia i jej nagły brak zainteresowania Grayem. Mira
poinformowała Heartfilię, że ich Deszczowa Kobieta może i nie jest tak nachalna
jak jeszcze niedawno, ale nadal wodzi wzrokiem za Fullbusterem. Dodatkowo białowłosa
zauważyła, że cokolwiek łączy Lockser i Gajeela nie jest to na pewno uczucie w
sensie romantycznym.
- O czym
gadacie? – Brązowooka sapnęła, gdy obok niej nagle pojawił się różowowłosy i
zarzucił jej rękę na szyję.
- Natsu! Nie
strasz mnie! – Dziewczyna odrzuciła jego rękę i splotła swoje na piersi.
- Oj, Lucy…
- Jęknął Dragneel, a Mira zachichotała zwracając na siebie uwagę dwójki magów.
- Razem
wyglądacie słodko!
- Nieprawda!
– Policzki Lucy pokryły się czerwienią. Naprawdę wyglądali słodko?
Dziewczyna poderwała się nagle i
szybko żegnając z Mirą popędziła do wyjścia. Różowowłosy przez chwilę patrzył
za nią zaskoczony a potem skierował patrzałki w stronę białowłosej. Ona też na
niego popatrzyła i nie mogła pohamować nagłego błysku w oku oznaczającego, że
budzi się w niej demon.
- Emm… No
ten… Ja… ZOSTAWIŁEM ŻELASKO NA GAZIE!!! – Wyleciał z budynku jak z procy tylko
po drodze zgarniając zaskoczonego exceeda i już go nie było
- To nie
fair! Jak ja mam ich zeswatać? – Burknęła, a jej spojrzenie spoczęło na Tinie i
Angelo. – A może kimś trzeba zająć się wcześniej…
------------------------------------------------------------------------
- To zaczęło
się, gdy miałam siedem lat. W czasie powrotu z jednej misji na pociąg taty
napadnięto i zabito wszystkich znajdujących się tam magów. Strażnicy przybyli
za późno, chociaż pochwycili tych morderców i uratowali resztę pasażerów. Mama bardzo
płakała, ale gdy mnie zauważała zawsze mówiła, że teraz tata będzie opiekował
się nami z nieba. Na początku nie było aż tak źle, chociaż bardzo tęskniłyśmy.
Mama pracowała w małej kawiarence, ale wkrótce okazało się, że to nie
wystarczało na pokrycie wszystkich kosztów, więc mama poszła do mistrza,
Phantom Lorda szukając pomocy. – Dziewczynka zacisnęła dłonie na materiale
pożyczonej od Juvii koszuli. – Wyśmiał ją i wyrzucił oznajmiając, że zabije ją,
jeśli wróci. Przez jakiś rok musiałyśmy żyć bardzo skromnie. Potem szczęście
znowu się do nas uśmiechnęło i mama dostała awans, dzięki czemu było prawie jak
dawniej. Było dobrze przez jakieś dwa lata jednak po tym czasie mama nagle
ciężko zachorowała i w końcu umarła. – Na twarzy Chigiru pojawił się ogromny
smutek. Widać było, że śmierć ojca w jakiś sposób się na niej odbiła, ale z
tamtym już się pogodziła jednak z odejściem matki już nie. - Nie miałam
krewnych. Przez jakiś błąkałam się po okolicy. Mama miała jakieś oszczędności,
a oprócz tego sprzedałam mieszkanie, więc jakoś przeżyłam do czasu aż pewna
kobieta wzięła mnie do pomocy w piekarni. Nie dostawałam dużo, ale jakoś żyłam…
- Dziewczynka zamilkła nagle i bardzo uważnie przyjrzała się swoim wybawcą.
Wahała się, ale w końcu w jej oczach zabłysło zdecydowanie. – Miałam już
dziesięć lat, gdy na mojej drodze stanęła Reven. Była zima i na dworze bardzo
ciemno, a ja wracałam z pracy. Nagle otoczyła mnie woda. Nie mogłam się uwolnić,
chociaż próbowałam, ale straciłam przytomność. Obudziłam się już w jakimś małym
pokoju z zakratowanym oknem oraz metalowymi drzwiami. Coś w pomieszczeniu
blokowało moją magię.
Obrazy z tamtego dnia znowu
stanęły przed jej oczami. Wściekłość napędzana przerażeniem. Chciała krzyczeć,
ale coś kazało jej milczeć, coś mówiło, że trzymanie się od nich jak najdalej
będzie najlepszym wyjściem.
- Reven pojawiła
się następnego dnia. Ja… Ja kiedyś myślałam, że wszyscy widzą świat tak jak ja,
ale tak nie jest. Może… Może zademonstruje? – Spojrzenie niezwykłych oczu
spoczęło na magach jakby dziewczynka próbowała przewiercić ich wzrokiem. – Ty
Juvia-sama panujesz nad wodą… Trochę jakbyś sama nią była… Wiem, że to akurat
było łatwe. Gajeel-sama… Żelazo, prawda? Ale natura twojej magii jest bardziej
drapieżna… Nie widziałam nigdy czegoś takiego. – Dziewczyna pokręciła głową i zamrugała,
po czym spojrzała na kota. – Ty Lili-sama potrafisz latać i dzięki magii
manipulować swoim ciałem… Zgadza się? – Magowie zerknęli na siebie zaskoczeni.
O transformacjach Liliego nie mogła wiedzieć, a „drapieżna magia” Gajeela
zapewne odnosiła się do tego, że jest Smoczym Zabójcą.
- Tak. Juvia
jest pod wrażeniem. To, dlatego Reven chciała cię dostać?
- Hai. Umiem
jeszcze ocenić siłę magii i… Właściwie to już niezbyt się dla niej liczyło, ale
umiem zakląć dusze zwierząt i walczyć z ich pomocą.
- Nie
słyszałem nigdy o takiej magii. Musi być bardzo rzadka, prawda? – Lili spojrzał
badawczo na dziewczynkę.
- To prawda.
Tata potrafił wyczuwać dusze zwierząt, ale ja od zawsze potrafiłam je też
zobaczyć. Gdy tylko się o tym zorientował natychmiast nauczył mnie swoich
zaklęć. To Pradawna Magia.
-
Chigiru-san, dlaczego Reven cię torturowała? Juvia rozumie, dlaczego cię
złapała, ale dlaczego torturowała? Dlaczego byłaś w tamtej celi? Przecież twój
tata należał do Phantom Lorda.
- Chciała zrobić
ze mnie osobisty wykrywacz magów wraz z typem, jakim się posługują i ich siłą.
Miałam znajdować jej młodocianych i bardzo silnych magów, których mogłaby
„wyszkolić”. Moja magia do tego nie służy! Opierałam jej się przez pięć lat i
już myślałam, że to koniec, że jej ulegnę… Dziękuje! Dziękuje, że uwolniliście
mnie zanim mnie złamała!
W oczach dziewczynki pojawiły
się łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach. Spuściła w dół głowę
kryjąc twarz za włosami, jednak uniosła ją zaskoczona czując jak na jej
ramieniu spoczywa czyjaś dłoń. Spojrzenie jej i Juvii skrzyżowały się.
- Juvia
bardzo się cieszy, że nie zostałaś złamana. Jesteś bardzo silna. Juvia wie, że
jest bardzo mało osób, które przez tyle lat zniosłoby coś takiego.
- Juvia-san…
Czy ty… - Spytała dziewczynka wyczuwając w głosie Lockser ton sugerujący tylko
jedno.
- Tak.
Lili patrzył na tą scenę zastanawiając
się, kiedy dziewczyna została prawie złamana… A może jednak nie było żadnego
prawie… Tak jak opowiadał Gajeel już w chwili dołączenia do Phantom Lorda była
złamana. Ocalił ją od tego, ale kto mógł jej to zrobić? Przecież wtedy była
nawet młodsza niż Chigiru. Ile czasu to trwało? Co jej robili? Nikomu nie
opowiedziała o swojej przeszłości, więc postanowił nie pytać, chociaż sądząc po
minie Redfoxa można było przypuszczać, że jednak była pewna osoba, z którą
podzieliła się swoimi wspomnieniami. Nie mogły być jednak dobre. Cholera…
- Dobrze. –
Niebieskowłosa poderwała się nagle w górę i z uśmiechem podeszła do
przeznaczonego jej łóżka. – Juvia myśli, że powinniśmy już iść spać. Jutro
będzie trzeba jak najszybciej znaleźć jakiś środek transportu, który zawiezie
nas na stację, a to oznacza, że musimy wstać jak najwcześniej. Juvia zgasi
światło.
Po chwili ich pokój pogrążył się
w ciemności. Dziewczynka zamknęła oczy chłonąc miękkość materaca, na którym
leżała oraz ciepło, która czuła będąc okrytą kołdrą. Już zapomniała jak to
jest. Wreszcie miała szansę na lepsze życie i na wykorzystanie daru otrzymanego
od rodziców. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Gdzieś w za oknem jakąś godzinę
temu dostrzegła grupkę magów, których wzory magiczne wydały jej się znajome.
Tak, zapomniała wspomnieć, że każdy mag ma swój unikalny magiczny wzór, który
dla niej działa jak podpis, który pozostawia. Jeżeli się postarała to czasem
potrafiła nawet ocenić czy ktoś jest ze sobą spokrewniony, chociaż to nie
działało w drugą stronę, czyli nie mogła wykluczyć więzów rodzinnych. Chigiru
nie wiedziała jak Reven dowiedziała się o jej zdolnościach, ale była pewna, że
gdyby się poddała skazałaby na taki sam los wiele innych magów, a tego nigdy
nie chciała.
Powoli jej oczy zaczęły się
zamykać, a sen nadszedł powoli i cicho przynosząc marzenia o Fairy Tail i o
lepszym jutrze, które mogło ją czekać.
----------------------------------------------------------------------
Wiedział, kiedy zasnęła. Jej
klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, a twarz była spokojna. Wiedział jednak, że gdzieś tam w swoim
wnętrzu rozpoczęła właśnie walkę o życie. Cały czas przytulał ją do piersi
trzymając na kolanach i czepiając się nadziei, że wszystko pójdzie dobrze. Obcy
zapach wyrwał go z myśli. Palące, zielone oczy spoczęły na postaci w drzwiach,
która wzdrygnęła się widząc go.
Delikatnie przełożył Lucy na
łóżko i odgarnął jej z twarzy niesforne kosmyki, które znowu znalazły się na
jej twarzy. Spała… Albo jakby już była martwa. Powstrzymał się przed
warknięciem. Nikt nie zabierze mu Luce ani nikogo z jego rodziny.
- Milczałaś.
– Budziła się w nim druga natura, dlatego jego głos zaczął przypominać
warknięcia. – Prawie nic jej nie powiedziałaś, więc bała się nie wiedząc, co ją
czeka.
- Twoje
oczy… Nie widziałam nigdy czegoś takiego.
Postawiła krok do przodu, ale
zatrzymała się natychmiast, gdy mięśnie na jego całym ciele stężały a on sam
wydawał się być gotowy do ataku. Dobrze,
że to zrobiła, bo skoczyłby próbując ją dopaść. Nie bała się go, zachowywała
jedynie zwykłą ostrożność, ale widział w niej ciekawość.
- Jesteś
Smoczym Zabójcą. Tylko słyszałam o was i wiedziałam, że jesteście dość…
niezwykli, ale coś takiego… Zmiana koloru tęczówek nie jest częsta nawet wśród
magów i innych istot.
- Przestań
pieprzyć.
Wiedział, że Lucy już pogrążyła
się w swoim zadaniu, a on tracił czas i jeszcze nie znał własnej roli w tym
wszystkim. Musiał do niej dołączyć jak najszybciej, ale nadal był wściekły
przypominając sobie zmartwienie w oczach dziewczyny zanim wreszcie zasnęła i
dopiero po tym jak posadził ją sobie na kolanach zapewniając, że przecież nic
jej nie grozi, gdy jest obok.
Gwiezdny Duch zmienił swoją
postawę i nagłe zaciekawienie jego oczami przerodziło się w powagę. Zrozumiał,
że wreszcie przeszli do celu ich spotkania. Myśl, że wreszcie będzie mógł pomóc
Lucy uspokoiła go.
- Racja, to
nie czas na wypytywanie cię. Wiesz już, że prawie niczego nie powiedziałam
twojej Heartfilii, ale tylko, dlatego że nie mogła niczego wiedzieć.
- Hę?
- Na tym
polega test. – Wyjaśniła widząc, że nie zrozumiał. – Zaraz wszystko ci wyjaśnię
i w tym twoją rolę, rozumiesz?
-----------------------------------------------------------------------
- Mamy
towarzystwo. – Mruknął Gajeel, na co Juvia tylko kiwnęła głową. Smoczy Zabójca
nawet zielony i odczuwający negatywne skutki podróży powozem, pozostawał czujny,
chociaż z dużym opóźnieniem wyczuł to, co ona wiedziała już od dłuższego czasu.
Wyglądał strasznie nawet, gdy nabrał pigułek na chorobę lokomocyjną, które choć
zadziałały z wątpliwą skutecznością to jednak nie wyeliminowały go całkowicie.
- Juvia o
tym wie. Śledzą nas odkąd opuściliśmy miasto. Za parę metrów wjedziemy do lasu,
a tam zaatakujemy. Nie będą się tego spodziewać skoro będziemy na gorszej
pozycji.
- Kto?
- Juvia
posiada ataki dystansowe i może biegać bez możliwości wykrwawienia się. Juvia zatrzyma konie, a ty Gajeel-kun spróbuj
odjechać z nimi tylko kawałek dalej i tam je gdzieś przywiąż. Możliwe, że Juvii
będzie potrzebna pomoc. – Powiedziała dziewczyna, gdy wjechali w linię drzew.
Lockser w jednej chwili
pociągnęła za lejce, a w następnej już była w powietrzu. Lili widząc to
poderwał się w górę ciągnąc zaskoczoną dziewczynkę za sobą. Chociaż nie słyszał
rozmowy towarzyszy to jednak już przed wymeldowaniem się z hotelu ustalili, że
jeśli zauważy cokolwiek to zabierze stamtąd Chigiru.
Ze wszystkich pobliskich kałuż
naraz wystrzeliły węże, które w jednej chwili ruszyły w stronę przeciwników.
Osiem osób, osiem węży i każdy miał dopaść innego maga, co się okazało po
chwili. Naraz wykrzykiwane zaklęcia zlały się w jedno a spłoszone konie
spróbowały popędzić przed siebie. Juvia tego nie zauważyła całkowicie skupiając
się na kontroli. Zaklęcie to podpatrzyła u Reven i teraz mając okazje je
wypróbować musiała przyznać, że nie było tak łatwo utrzymywać wodne twory.
Było ich za dużo, ale była pewna,
że wygra tę walkę. Nie myślała, czuła zdając się całkowicie na instynkt. Atak,
obrona, obrona, atak, unik, obrona… Teraz proste schematy były wszystkim, co
potrzebowała choć jej ciało co chwile protestowało przed dodatkowymi ruchami. W
jednej chwili jednak w lesie rozniósł się ryk i obie strony będące chwilę temu
w starcu teraz odskoczyły na przeciwne sobie strony na piaszczystej drodze. Zwierze,
które znikąd pojawiło się między nimi stojąc na czterech łapach miało spokojnie
dwa i pół metra wysokości. Ciemnozielone futro z beżowymi odznaczeniami zdawało
się lekko opalizować, ale Juvia natychmiast zidentyfikowała, że to musiało być
zwierze pokrewne niedźwiedziowi, chociaż kły to on miał dużo dłuższe i
groźniejsze tak samo w przypadku pazurów.
- Juvia-san!
Przyjaciele! Przestańcie! – To była…
- Chigiru!
Przyszliśmy cię uratować! - Krzyknął jeden z pięciu mężczyzn po drugiej stronie
stwora.
- To nie tak
jak myślicie. Jadę z Juvią-san, Gajeel-sanem i Lili-sanem aby dołączyć do Fairy
Tail. – Powiedziała dziewczynka ześlizgując się po sierści niedźwiedzia po
stronie swoich przyjaciół. W następnej chwili bestii już nie było, zmieniając
się w dym, który wpłynął w dziewczynkę.
- Kto to
jest, Chigiru-san? – Juvia wolno zbliżyła się do dziewiątki magów i ze
zdumieniem rozpoznała, że jeden z nich na pewno transportował nieprzytomnych
magów w czasie jej walki z Reven. – Widziałam cię już. – Zwróciła się do niego.
- Taa, dałaś
popalić tej suce. Jestem Ren, reszta po kolej to: Astra, Karo, Mika, Simo, Dan,
Lara i Cloud, ale na niego mów Bajka…
- Pierdol
się! – Natychmiast zawołał ostatni z przedstawionych.
Ren miał krótkie zielone włosy i
czarne oczy, które chyba z bliska także były zielone, ale nie była pewna.
Wzrostu Natsu, albo niewiele niższy i chyba trochę gorzej zbudowany. Nosił
brązową kamizelkę z licznymi kieszeniami, jeansy oraz na jego szyi na rzemieniu
znajdował się mały wisior z klepsydrą. Zauważyła, że do walki używał piór,
które tworzył z kolorowego światła. Zdecydowanie to on był tutaj przywódcą.
Obok niego z założonymi rękami
stała dziewczyna z brązowymi włosami na boba i szyderczym uśmiechem na twarzy.
Złote oczy Astry błyskały złośliwie, ale nie zdawała się być jedną z tych
wrednych i nielubianych osób. Bluzkę z rękawkiem mała rozdartą i zawiązaną tak,
aby odsłaniała jej brzuch, a do zestawu były podarte szorty oraz tenisówki.
Chyba potrafiła zaburzyć przepływ magii, albo coś podobnego i była bardzo szybka,
więc prawdopodobnie jak Jet używała także Magii Szybkości.
Następny mężczyzna był do Astry uderzająco
podobny i niewiele od niej wyższy, Juvia nie była pewna czy przypadkiem nie
jest jej wzrostu. Długie, proste brązowe włosy miał związane na karku, a za
czarnych oprawek patrzyły oczy w tym samym kolorze, co oczy Astry i także miały
w sobie tą zadziorność, ale i powagę. Czarna koszulka opinała jego szczupłe
ciało, a ciemnobrązowe spodnie zdawały się być specjalne dla niego wykrojone.
Na to miał narzucony jasnobrązowy płaszcz z symbolem czarnego dzwonka na
plecach. Karo, jak w kartach i z tego, co widziała to też i ich używał do
swojej magii. Nie były takie same jak karty Cany, a przynajmniej atakowały na
zupełnie innej zasadzie.
Mika była ubrana w skórzany top
na ramiączka i odsłaniający brzuch oraz czarne szorty, a do zestawu dochodziły brązowe
buty sięgające kolan zawiązane z przodu rzemykami po całej ich długości.
Fioletowe włosy miała spięte w koka, którego utrzymywały dwie pałeczki (trochę
dziwnie wyglądające), a długie pasmo grzywki spadało jej na twarz, lecz zdawała
się zupełnie tego nie zauważać. Jej czarne oczy uważnie śledziły poczynania,
Juvii, nawet nie kryjąc nieufności. Była wyższa od Tytani, a przynajmniej tak
przypuszczała Lockser. Przy jej boku był przypięty jakiś miecz, ale
niebieskowłosej zdawało się, że w jej rękach widziała wcześniej kusze.
Simo był duży. Właśnie takie
słowa przyszły jej, jako pierwsze na myśl. Wyglądał jak coś pomiędzy Laxusem, a
Elfmanem gdzie był wzrostu tego pierwszego, ale umięśnienie już miał tego
drugiego. Twarde rysy twarzy zmiękczał wesoły uśmiech gdzie zębami błyskał w
stronę wszystkich wokół. Chyba nie dało się go nie lubić. Z tego, co zauważyła
jego magia polegała na pokrywaniu swojego ciała różnymi substancjami jak stal
czy kamień, częściowo lub całkowicie. Miał krótkie czarne włosy obcięte w stylu
żołnierskim oraz niesamowite niebiesko-szare oczy. Nosił tylko czarne aladynki
oraz ciężkie wojskowe buty, chyba, że za część ubrań uznać dwa skórzane pasy z kieszeniami,
do których były przyczepione małe fiolki. Nie użył żadnej z nich. Ciekawe, co w
nich było…
Dan… Nie miała pojęcia, co
powiedzieć o Danie. W granatowych włosach miał powtykane kolorowe pióra jakiś
egzotycznych ptaków. Widziała tylko jego twarz z ostrymi rysami oraz zielonymi
oczami. Reszta jego postury była zakryta przez bardzo długi czarny płaszcz. Ten
sam wzrost, co Mika. Wiedziała, że on też walczył, ale nie miała pojęcia,
jakiej magii mógł używać.
Lara najmłodsza z nich, chyba była
rówieśniczką Chigiru w przeciwieństwie do reszty, która musiała być
przynajmniej dwa lata starsza od tej dwójki. Czerwone włosy miała związane w
koński ogon, z którego wymykały się dwa pasma po obu stronach twarzy. Różowe
oczy wodziły po wszystkich wokół z tym radosnym blaskiem, którego nie jeden
mógłby pozazdrościć. Przez połowę jej czoła kierując się ku dołowi przecinając
lewe oko i kończąc się dopiero gdzieś na żuchwie biegła prosta blizna jakby po
jakimś nożu czy czymś podobnym. Na rękach też miała przynajmniej po dwie blizny
po ostrzach. Ubrana była w białą bluzkę z rękawkami, na którą założone miała
pomarańczowe rybaczki z krótkimi nogawkami. Oprócz tego białe podkolanówki i
czarne buciki. Innymi słowy wygląd niewinny i słodki, a i też zbyt wysoka nie
była. Szkoda tylko, że dzieciak umiał rzucać piorunami na lewo i prawo.
I ostatni Cloud albo „Bajka” jak
powiedział Ren. Chyba Juvia odgadła skąd te przezwisko, a mianowicie chłopak
wyglądał jak typowy „książę z bajki”. Burza blond i lekko falowanych włosów
opadała mu na twarz skąd z zamyśleniem spoglądały złote oczy taksujące
spojrzeniem dziewczynę, chociaż jeszcze przed chwilą patrzył z mordem w oczach
na zielonowłosego. Poczuła się nieswojo, gdy po jej ogólnej ocenie zauważyła
dużą aprobatę u Clouda. Drugi Loki? Błękitna koszula dobrze na nim leżała tak
samo jak czarne, eleganckie spodnie. Chyba
mierzył tyle, co Gray-sama. Pod rękawami na skórzanych bransoletach miał
poprzyczepiane miniaturki przedmiotów i to różnorodnych. Zobaczyła to, gdy
starli się wręcz, a przynajmniej w chwili, gdy on z przywołanym lub może raczej
powiększonym mieczem próbował ją zaatakować od boku.
Najśmieszniejsze było to, że
pomimo ich walki wszyscy jej uczestnicy nadal wyglądali nienagannie. Nie
rozkręcili się tak samo jak ona. Byli ciekawymi osobistościami i zdecydowanie
widać było, że Chigiru jest dla nich ważna a sama dziewczynka też zdawała się
być szczęśliwa, że ich widzi. Szkoda tylko, że jakoś nie pojawili się w jej
historii.
- …Nie
miałaś przypadkiem brązowych włosów? – Ren spojrzał na nią podejrzliwie. Znikąd
pojawiła się nieufność, której się nie spodziewała.
- Miała. –
Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale Juvia teraz już nie ma.
- Czy twój
przyjaciel nie zamorduje nas, gdy tylko tutaj się pojawi?- Spytała Mika patrząc
na coś za plecami dziewczyny.
- Juvia myśli,
że jeśli nikt nie wykona gwałtownych ruchów to Gajeel-kun poczeka na
wyjaśnienia. – Niebieskie oczy dziewczyny spoczęły na zbliżającej się sylwetce.
Tylko, dlatego że zbyt dobrze go znała nadal widziała, że lekko utyka, ale
postronni nie mogliby tego zauważyć. Za nim leciał Lili, który zdawał się być
nieco wkurzony. Lockser ciekawa była, jak Chigiru zdołała mu uciec, ale to nie
mogło być nic przyjemnego.
- Kim wy w
ogóle jesteście? Fairy Tail, to gildia magów, nie? Gdzie ona jest? Nigdy nie
słyszałem tej nazwy.
- Juvia
Lockser, Gajeel Redfox i Pantherlili – Powiedziała dziewczyna wskazując na
siebie, a następnie na odpowiednich chłopaków, którzy już dotarli. Czerwonooki
nie odezwał się ani słowem mierząc tylko resztę magów podejrzliwym spojrzeniem
z tą swoją nieprzyjazną miną. Lili robił to samo tylko w jego wypadku nie można
było stwierdzić czy jest przychylny byłym przeciwnikom, czy też nie. – Jak
powiedziałeś Ren-san, jesteśmy z gildii magów Fairy Tail mającą swoją siedzibę
w Magnolii…
- Kiedy
została założona? – Spytał Dan ku zaskoczeniu większości. Miał przyjemny głos i
pomimo tego, że mówił cicho wszyscy doskonale go słyszeli.
- Około stu
lat temu. Juvia nie jest pewna, kiedy dokładnie.
- Z tego, co
wiem w Magnolii jest tylko Twiling Ogre, poprzednia gildia podobno upadła. –
Lockser na jego słowa zacisnę usta w wąską linię przypominając sobie o tym jak
wyglądała ich ukochana gildia w dniu powrotu. I jeszcze, co robiła Twiling
Ogre!
- Nie
upadła. – Praktycznie warknęła niebieskowłosa piorunując nieco zaskoczonego
Dana spojrzeniem. – Dopóki żyje, choć jedna osoba, w której sercu jest Fairy
Tail, ono będzie istnieć dalej. Wie o tym każda z Wróżek.
- Ciekawe… -
Mruknął cicho Ren i uśmiechnął się. – Chcielibyście może opowiedzieć nam nieco
o… Fairy Tail? – Zawahał się przy nazwie, ale dziewczyna wypuściła z płuc
powietrze uspokajając się.
- Nie chce
wam przerywać, ale powinniśmy przełożyć pogawędkę na trochę później. Nie wiem
czy zauważyliście, ale jesteśmy w Ciemnym Lesie i to na jednym z dłuższych
odcinków. – Mika z niepokojem rozejrzała się wokół.
- Mi-chan,
co to Ciemny Las? – Spytała Chigiru i widząc miny niektórych magów Juvia podejrzewała,
że sama nazwa nic im nie mówi tak samo jak jej.
- Od lat
mieszka tutaj gang, który potrafi w pewnym stopniu manipulować ciemnością, im
mniej światła muszą stłumić tym są silniejsi. Nie są specjalnie szkodliwi i
nawet bardzo rzadko, kiedy kradną, ale za to lubią bijatyki. Rycerze i magowie
są dla nich świetną rozrywką.
- Właściwie
to chyba nie powinno być tak ciemno, niebo jest bezchmurne, a jeszcze
przynajmniej cztery godziny do zachodu słońca. – Zauważyła Astra.
- Musimy się zbierać i to natychmiast. Z tego,
co pamiętam jakąś godzinę od lasu konno jest miasto handlowe. Możemy tam
porozmawiać na spokojnie.
- Juvia jest
za. – Powiedziała niebieskowłosa przejmując rolę lidera wśród członków Fairy
Tail za niemą zgodą reszty.
- Ty
najlepiej znasz drogę. – Stwierdził Karo kierując swoje spojrzenie na Mikę.
- Więc
ustalone. Mika prowadzi. Macie dwa konie, prawda? Z powozem nie damy rady przejechać
lasu, umiecie jeździć konno?
- To nie
będzie problem, ale są tylko dwa konie, a tylko Lili umie tu latać. – Zauważyła
Lockser.
- Wiesz,
czym jest Magia Podmiany? – Spytała Mika.
- Wiesz, kim
jest Tytania? – Odpowiedziała pytaniem niebieskooka, na co fioletowowłosa
zmrużyła oczy lekko niedowierzając.
- Erza
Scarlet? Stworzyła „Rycerza”, znacie ją?
- Jest
magiem klasy „S” w naszej gildii. – Powiedziała z uśmiechem Deszczowa Kobieta.
- Jestem pod
wrażeniem. – Mruknęła ze szczerym podziwem dziewczyna. - Zawsze chciałam ją
poznać, podobno jest samoukiem… – Mika pokręciła głową wypuszczając z ust powietrze,
po czym w jej oczach zabłysło tylko zdecydowanie charakterystyczne dla liderów,
którzy mają jakieś zadanie. - Widzisz, ja też korzystam z Magii Podmiany, ale ja
także stworzyłam jej nowy podtyp: „Strzelec Konny”. Pozwólcie, że przedstawię
wam Eola. – Obok dziewczyny pojawił się magiczny krąg jaśniejący bordowym
światłem.
Koń, który stanął przy niej w
pierwszej chwili wydawał się magom Fairy Tail prawdziwy i dopiero niezwykły
połysk jego ciała wyjawił prawdę o zwierzęciu. Musiał być stworzony przez
jakiegoś mistrza, który potrafił odzwierciedlić każdy szczegół żywego
wierzchowca i zawrzeć go w metalu. Miejsce łączeń poszczególnych elementów umożliwiających
ruch zwierzęcia były niewidoczne przynajmniej dla Juvii. Niebieskowłosa nie
miała pojęcia, z czego jest zrobiona czarna grzywa, ale wyglądała niezwykle
realistycznie. Właściwie cały koń oprócz tego, że był srebrny to zdawał się być
żywy, chociaż nawet nie drgnął odkąd się pojawił.
- Eol,
pobudka. – Mika szturchnęła go w bok i wtedy nagle maszyna dosłownie ożyła.
Koń parsknął potrząsając głową i
spojrzał na wszystkich dużymi, czarnymi oczami, które do tej pory były ukryte
pod powiekami. Prychnął ponownie i wolno podszedł do nieznanych mu magów. Juvia
wystawił rękę, do której mechanizm zbliżył pysk i dosłownie wciągnął powietrze,
co dziewczyna odczuła na swojej skórze. Eol parsknął potrząsając głową, po czym
dotknął pyskiem ręki dziewczyny. Chrapy miał zimne i suche, choć przecież tak
powinno być skoro był z metalu. Dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza czując
jak nozdrza nieżyjącego zwierzęcia się rozszerzają jakby on sam nabierał
oddechu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały wierzchowiec zbudowany jest
z drobniutkich płytek, które to pozwalały na posiadanie wrażenia, iż mogłaby to
być prawdziwa skóra. Gdyby na przykład pokryć ją jakąś farbą… Juvia nie byłaby
pewna czy rozpoznałaby czy jest to mechanizm.
- On
oddycha… - Niebieskooka spojrzała na posiadaczkę Magii Podmiany z
niedowierzeniem.
- Racja,
potem wyjaśnię. Idźcie po wasze konie i przepakujcie się. Chigiru zaraz
przywoła swoje zwierzęta i za dziesięć minut wyruszamy. Powiem, kogo macie ze
sobą zabrać, gdy już wrócicie z końmi.
Wszystko już przebiegło bardzo
szybko i wystąpiła jedynie jedna komplikacja zanim wyruszyli. Gdy magowie
wrócili Juvia dowiedziała się, że zabierze Bajkę, a za Gajeelem miała siedzieć
Astra. Na Eolu jechali Mika i Ren, natomiast na niedźwiedziu, który już wcześniej
został przywołany znaleźli się Chigiru, Karo i Dan. Drugim przywołanym
zwierzęciem było coś, co można było podciągnąć pod konia. Był masywniejszy i
miał trochę dłuższe, grube nogi z kopytami. Z końskiego łba łypały czarne oczy
z białymi źrenicami, a z grzywy wystawało niewielkie poroże. Kiedy zwierz
rozwarł paszczę jakby przy ziewaniu natychmiast z wnętrza wyskoczyły cztery
pary ostrych kłów. Całe jego ciało pokryte było zielonkawo niebieskim futrem. Dopiero,
gdy zamachał ogonem Juvia zdała sobie sprawę, że od zadu w dół od góry
pokrywają go łuski oraz czarne kolce. Przypominał trochę ogon krokodyla.
Zwierze nagle odwróciło się w stronę Redfoxa i syknęło głośno i przeciągle
kończąc to jakby prychnięciem. Rozwarło paszczę, z której natychmiast wyskoczyły
kły tym razem pokryte jaskrawo pomarańczowym płynem. Skóra stwora zaczęła
falować jakby pod nią kłębiły się jakieś robale. Zaczął się cofać charcząc i
pozwolił się uspokoić jedynie Chigiru. Mika zdecydowała, więc że ona i Lara
zamienią się miejscami.
- Nie macie
siodeł? – Spytała fioletowowłosa, gdy Juvia stanęła przy biszkoptowym koniu, na
którym to miała jechać. Kasztanowy już był dosiadany przez Redfoxa.
- Juvia i
Gajeel-kun już dawno nauczyli się jeździć bez nich. Brak siodeł to problem? –
Zaniepokoiła się Lockser.
- Nie, po
prostu się nie spodziewałam. Nieważne. Wszyscy na górę! – Krzyknęła do tych, co
jeszcze nie siedzieli na swoich wierzchowcach.
Eol zarżał, po czym wystrzelił
do przodu, a inne zwierzęta po kolei wydając odgłosy gotowości ruszyły za nim.
Zmarnowali już zbyt dużo czasu, dlatego musieli się pospieszyć. Juvia, której
przytrzymywał się Cloud spięła konia pochylając się do przodu. Chłopak zacisnął
mocniej ręce na jej pasie nie chcąc spaść i przeprosił poluźniając uchwyt na tyle,
aby nie był bolesny. Juvia jednak nie zwróciła na to uwagi, przynajmniej nie
dotknął rany po odłamkach szkła. Chciała już tylko wrócić do domu i odpocząć.
Ramię nadal pulsowało bólem, martwiła się o
ranę na nodze Gajeela i jeszcze okazało się, że nie ma powrotnego pociągu do
Magnolii z miasta najbliżej cytadeli. Szczęście, że dowiedzieli się o tym zanim
wyruszyli, ale odpowiedni pociąg mieli z miasta Ribes i wiedzieli tylko, że
mogą do niego dotrzeć jedynie ta drogą. To już było męczące…
- Szybciej!
– Zawołała Mika.
Juvia spięła ponownie konia
myśląc o czymś niezwykle przyjemnym. W końcu, gdy tylko wrócą będzie mogła
znowu zobaczyć Gray-samę! Wydawał się spokojniejszy, gdy przestała rzucać się
na niego znienacka. To było zarówno przykre, że tak bardzo jest zadowolony z
jej nieobecności przy nim, jak i dobre biorąc pod uwagę na przykład ich rozmowę
następnego dnia po ogłoszeniu zaręczyn Miry i Freeda. Fairy Tail! Juvia,
Gajeel-kun i Lili już wracają! Szykuj się!
-----------------------------------------------------------------------------------
- Dawno mnie
tutaj nie było… - Westchnęła Levy już po pogadaniu z Mirą o ciąży i jej ślubie.
Oczywiście i ona wspomniała o tym czy aby powinna pracować…
- To prawda.
Dziewczyny mówiły, że znalazłaś jakąś książkę do tłumaczenia, jest aż tak
trudna? – Spytała z uprzejmą ciekawością białowłosa wycierając bar.
- Ach, tak,
troszeczkę. Muszę zrobić sobie chwilę przerwy, bo już głowa mnie boli. –
Dziewczyna oparła się o blat z jękiem. – I muszę iść na jakąś misję…
- Jeśli
chcesz iść z Jetem i Droyem to będziesz musiała trochę poczekać. Właśnie
dzisiaj z rana poszli na jakąś, ale może ich jeszcze dogonisz, mogę nawet
zobaczyć gdzie…
- Nie,
naprawdę nie trzeba! Ale dziękuje. – Dziewczyna uśmiechnęła się słabo nie chcąc
by na jej twarzy odbiły się prawdziwe uczucia. Niestety nie bardzo jej to
wyszło.
- Coś się
stało? Pokłóciliście się? – Spytała ze zmartwieniem białowłosa odkładając kufel,
który dosłownie przed chwilą wzięła do wyczyszczenia.
- Trochę,
ale nie… - Niebieskowłosa westchnęła ciężko i położyła policzek na blacie. –
Nie mogę się z nimi dogadać! I te ciągłe przygryzki Jeta… Nie mogę z nim już
normalnie porozmawiać, a Droy nie chce się mieszać w nasz konflikt. Znaczy, ja
go rozumiem, bo nie chce stracić ani Jeta, ani mnie, ale… Chciałabym żeby, choć
raz stanął po mojej stronie, bo wiem, że on też jest zły na Jeta, że prowokuje
ciągłe kłótnie, ale pomimo tego nadal jest tylko biernym słuchaczem! –
Dziewczyna wyrzuciła ręce w górę i ponownie upadła na blat.
- Nie wiem,
co mogłabym ci doradzić… Nigdy nie miałam takiej sytuacji, ani też o takiej nie
słyszałam… A czy mogę spytać, czego dotyczą jego docinki? – Spytała z wahaniem
Mira.
- Lili
często zaprasza mnie na misję, a skoro idzie Lili to Gajeel też tam jest… Ja
czasem odmawiam, ale z nimi mogę iść na nieco trudniejsze zadania, na które Jet
i Droy się nie zgadzają. Chce być silniejsza, ale potrzebuje doświadczenia w
praktyce i jeśli go nie nabiorę to nie mam szans na powiększenie swoich
umiejętności i siły. Przecież już próbowałam to wytłumaczyć temu skończonemu
bęcwałowi, ale on nie daje mi dojść do słowa! Uh! Mam dość! – Chociaż Levy
uniosła się z powrotem do siadu, aby móc lepiej gestykulować to teraz znowu
połowicznie wylądowała na blacie.
- Ojej…
Może… Może potrzebujecie chwili przerwy? Weź kogoś na misję i nie mówię tu o
Jetie i Droyu. Kto ostatnio mówił o misji… - Strauss postukała się palcem w
brodę zastanawiając się. – O! Cana! Jeśli weźmiesz jeszcze… No tak! Lisannę i
Elfmana, to będzie akurat na trudniejsze zadanie! Poczekaj chwilę!
Zanim Levy mogła cokolwiek
zrobić, Mirajane już nie było. Dziewczyna gwałtownie zaczęła się za nią
rozglądać w gildii. Ta właśnie odchodziła od tablicy z zadaniami zmierzając do
Cany. Ależ ona sprawnie przemieszczała się pomiędzy magami! Levy nigdy nie
potrafiła czegoś takiego opanować, a sama Strauss była dosłownie niewykrywalna
przez większość, gdy tak tańczyła między nimi. McGarden zerwała się ze stołka i
spróbowała przedrzeć do białowłosej, ale gdy dotarła do miejsca gdzie powinna
być Cana, obydwu dziewczyn już nie było. Gorzej, już rozmawiały z rodzeństwem
Miry. Tym razem Levy przedarła się do nich zanim skończyli mówić.
- …możemy
się spotkać jutro w południe na dworcu, co ty na to Levy? – Spytała Lisanna
dostrzegając McGarden. – Zdążysz się spakować?
- Tak, ale…
- To
ustalone! – Zawołała Cana z bananem na twarzy i pociągnęła z flaszki porządnego
łyka. – Widzimy się jutro! – Zawołała kierując się w stronę wyjścia.
- Misje są
takie MĘSKIE!!! – Krzyknął Elfman.
- Musimy się
spakować, prawda braciszku? – Dziewczyna pociągnęła brata. – Do jutra! Pa, pa
Ne-san!
-
Przygotowania przed misją są takie MĘSKIE!!!
- Ale… -
Dziewczyna z niepokojem popatrzyła na drzwi gildii, za którymi zniknęła jej
„drużyna” i z morderczym spojrzeniem popatrzyła na najstarszą Strauss. – Co to
za misja? W co ty mnie wpakowałaś?!
- Och, nie
martw się, Levy! Zobacz, waszym zadaniem jest odnalezienie ruin o tutaj. –
Dziewczyna wskazała na znak na dołączonej mapie Fiore oraz pokazała mapkę jak
tam dojechać wraz z rozpisanymi godzinami pociągów z Magnolii. – Widzisz,
wszystko jest!
- Ale, Mira
to… - Nagłe pojawienie się mrocznej aury kazało jej spojrzeć na niebieskooką. Z
przerażenia jej serce ruszyło galopem. Demoniczna Mirajane! Tylko nie to! –
Znaczy… Eee… To ja pójdę się spakować… Dziękuje, za zebranie mi drużyny… I… To
ja lecę!
McGarden ledwo unikała
potknięcia się o własne nogi. To już drugi raz tego dnia, gdy zobaczyła mroczną
naturę barmanki, ale za pierwszym razem na szczęście z daleka. Przecież nie
było jeszcze południa! Chyba Mirajane najspokojniejsza była, gdy Freed był w
gildii, ale Gromowładni akurat dzisiaj mieli trening. Do wieczora nie ma, co
się pokazywać w Fairy Tail, jeśli chciała uniknąć Demonicznej Miry.
Zwolniła dopiero w połowie drogi
do centrum miasta. I co ona teraz miała ze sobą zrobić? Księga… Nie miała już
na nią siły, chociaż trochę posunęła się w pracy, ale złamała runy gdzieś w
środku księgi za to pierwsza strona nadal ani drgnęła.
- Uch! – Wydobyło
się z niej, gdy na kogoś wpadła. Uniosła głowę w górę napotykając dzikie i
trochę nieludzkie złote oczy. – Przepraszam!
- Tks!
Następnym razem uważaj, bo nie wiadomo, na jakie potwory możesz wpaść. – Warknął
mężczyzna jakby chrypiąc. Miał dziwny głos. Złote kosmyki wymknęły mu się spod
kaptura płaszcza, który szczelnie okrywał jego ciało kryjąc większość twarzy w
cieniu. – Lepiej idź mała Magini Rękopisu, musisz przecież znaleźć odpowiedzi
na kilka pytań.
- D-dobrze…
-Dziewczyna postąpiła dwa kroki do przodu, ale wtedy uświadomiła sobie jedną
rzecz. – Czekaj, skąd ty… - Ale mężczyzny już nie było. – …Skąd wiesz, jakim
typem magii się posługuję…? - Dokończyła już cicho patrzą w miejsce zderzenia.
I to jego stwierdzenie o
poszukiwaniu odpowiedzi. Dziewczynę oblał zimny pot. A jeśli on wiedział o
księdze? Ale jak?! Przy zderzeniu powinna poczuć, choć leciutki powiew magii,
jeśli chociażby był magiem, a ona przecież natychmiast zaszufladkowała go, jako
osobę niekorzystającą z ani jej odrobiny. Co więc się stało? Lucy, księga, ten
mężczyzna… Coraz dziwnej i trochę strasznie. I tak będzie pomagała swojej
przyjaciółce, nie zamierzała przestać łamać runy i… Ten mężczyzna jak na razie
nie pasował do niczego w tej układance.
Dziewczyna westchnęła i
spojrzała na szyld jednego z budynków i wtedy w jej głowie zrodziła się myśl:
„A może jednak może sobie jakoś pomóc z tą księgą?”. Tuż obok niej była
biblioteka i antykwariat, a przecież nie miała wszystkich książek z runami i
sposobami ich odszyfrowywania. To dobra myśl!
Właściwie to w tej chwili
pomyślała jeszcze o jednym, co jej umknęło. Mira nie zaproponowała żeby poszła
na misję z Gajeelem i Lilim, a to zapewne znaczyło, że nie byli obecni w
Magnolii. Kolejna misja? Ostatnio strasznie często na nie chodzili. Pomyślała o
plotce, którą słyszała. Gajeel i Juvia… Mieli wspólną przeszłość i znali się
już dużo wcześniej… Jej głupie serce zabolało, gdy o tym pomyślała.
- Levy
McGarden… Jesteś skończoną idiotką. Wiedziałaś przecież, że nigdy nie będziesz
mu równa. – Mruknęła smutniejąc i pchnęła drzwi biblioteki. Przybrała uśmiech
jak maskę.- Dzień dobry.
------------------------------------------------------------------------------
Ziewnęła i przeciągnęła się
natrafiając ręką na znajomy materiał należący do pewnego głośnego osobnika,
który wizyty najczęściej składał jej przez okno. Zerknęła na jego spokojną
twarz pogrążoną we śnie i poruszyła chcąc wstać, ale nie spodziewała się, że
mocny uścisk ramienia usadowi ją z powrotem na miejsce. Spojrzała w zaspane,
ale wesołe oczy i posłała mu prosty cios w bok krzywiąc się i marszcząc nos.
- Znowu
wlazłeś mi do łóżka. – Oskarżyła go wyswobadzając się z uścisku, a jej żołądek
wreszcie doszedł do wniosku, że trzeba ją pogonić do jedzenia. Pęcherz też
postanowił dodać coś od siebie.
- Ej! Spałaś
dwa dni! Poza tym pewien Gwiezdny Duch zostawił mi coś dla ciebie.
Różowowłosy zamachał kluczem na
pewno należącym do Pavio. Dziewczyna natychmiast grzecznie wróciła z powrotem i
poczekała aż dowód jej udanego zadania wyląduje w jej dłoniach.
- Nic nie
pamiętam. – Stwierdziła ze zdziwieniem. Rzeczywiście całe zadanie było okryte
mgłą.
- Taa. Pavio
mówiła, że może tak być. Ja miałem się tobą opiekować dopóki nie skończysz. Wiedziałem,
że ci się uda!
Udało się. Jeszcze tylko dwa
nieznane Duchy, Smok i wreszcie będzie mogła odpocząć. Po tym dwudniowym
odpoczynku poczuła się dziwnie zrelaksowana i szczęśliwsza. Była gotowa na wszystko,
co ją czeka i nie ważne, co to było.
- No,
dobrze. Zapewne jesteś głodny. Na co masz ochotę?