wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 22 - Dziewczynka o niezwykłych oczach

- Pa, pa, mamusiu! – Dziewczynka pomachała przez okno do Lucy.
- Powodzenia! Wróćcie jak najprędzej! – Odkrzyknęła Heartfilia.
- Nie martw się, Lucy! Będziemy jej pilnować!
                Erza z powrotem schowała się w pociągu, który ruszył do przodu i zamknęła okno. Hitomi i Ayame jeszcze chwilę były przyklejone do szyby machając kluczniczce i Smoczemu Zabójcy, którzy stali na stacji i robili to samo. Happy spał jeszcze na głowie różowowłosego, choć nie ma się, co dziwić, dopiero, co świtało. Natomiast dziwne było to, że Natsu był w pełni przytomny o takiej godzinie.
- Erza-san, ile będziemy jechać?- Spytała blondwłosa Smocza Zabójczyni i ziewnęła.
- Kilka godzin. Jak chcesz to możesz się przespać jeszcze trochę. Obudzę cię, gdy będziemy na miejscu.
- Tak, dziękuje Erza-san.
                Fioletowooka przytuliła się do drzemiącej już z Carlą Wendy, a na jej kolanach ułożyła się Ayame. Po chwili oddech obydwu stał się miarowy. Erza spojrzała na siedzącego obok niej Graya, który obserwował przesuwający się krajobraz za oknem. Trochę się martwiła, ostatnimi czasy stał się jakiś zamyślony… Odkąd Juvia zmieniała swoje zachowanie. Czy to oznacza, że rozmawiali? A jeśli tak to…
- Gray… - Chłopak przeniósł na nią spojrzenie szarych oczu. – Czy coś się stało?
- A co niby miało się stać? – Burknął znowu przenosząc wzrok na widoki.
- Rozmawiałeś z Juvią. – Nie pytała. Stwierdzała fakt.
- Taa…
- I?
- Odczepiła się. Tego chciałem, prawda?
- Tak, tego chciałeś. Ale?
- Erza, to nie jest twoja sprawa. – Rozłościła go, ale za bardzo się martwiła, aby się tym zbytnio przejąć.
- Jesteś moim przyjacielem… - Musiała zachować spokój i tym razem przyjąć do wiadomości że i tak nie wydusi to z niego nawet siłą jeśli nie będzie chciał powiedzieć. Jeśli teraz się z nim o to  pokłuci to tylko pogorszy sprawę.
- Więc zostaw mnie w spokoju! Rozmawialiśmy, Juvia się odczepiła, wszyscy się cieszą. – Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, jej spokojnym przeciwko jego wściekłym.
- Jak uważasz. – Tytania pokręciła głową i nagle zmarszczyła brwi. – Znowu jest na misji z Gajeelem tylko tym razem to Mistrz zlecił im zadanie. Bardzo szybko wyjechali. Mam nadzieję, że nie wpakowali się w nic niebezpiecznego.
- Wszystko jedno… - Mruknął tylko chłopak odwracając się z powrotem w stronę okna.

---------------------------------------------------------------------------------

- Cholera! Juvia!
- Cisza! Juvia musi ci zdjąć spodnie!
- A nie mogłabyś być delikatniejsza?
- Nie. Zasłużyłeś!
                Obydwoje przenieśli wzrok na drzwi od łazienki skąd wychodziła właśnie Chigiru. Wyglądała dużo lepiej, choć nadal była bardzo wychudzona, a siniaki nadal zdobiły jej ciało. Widać było, że dojście do siebie zajmie jej jeszcze parę tygodni, ale po przespanej podróży i sytym posiłku miała o wiele więcej sił.
- Um… Łazienka wolna…
- Ja pójdę, a ty poskładaj go do kupy. – Powiedział Lili siedzący do tej pory cicho, zbierając swoje rzeczy i wlatując do pomieszczenia, z którego jeszcze wydobywała się para.
- Dobrze, Juvia będzie ciągnąć na trzy. Raz… Dwa…
                Redfox ryknął, gdy dziewczyna pociągnęła za materiał, który przez krew przywarł do rany. Czerwony strumień na nowo popłynął z miejsca gdzie Gajeel miał szerokie rozcięcie w skórze. Lockser natychmiast przyłożyła do rany mokry ręcznik, po czym włożyła go do miski z wodą, którą już wcześniej sobie naszykowała. Oczyściła szybko ranę i skórę wokół niej.
- Miało być na trzy! – Warknął czerwonooki patrząc wściekle na niebieskooką.
- Nie jęcz, Gajeel-kun. Juvia musi teraz odkazić ranę i ją zszyć. Jesteś gotowy? Nie mamy niczego, aby złagodzić ból. – Dziewczyna nawlekła nić na igłę i położyła to w zasięgu ręki.
- Czekaj. – Czarnowłosy zabrał leżącą obok butelkę z alkoholem i za jednym razem opróżnił ją do połowy. Po chwili zastanowienia wypił całość. – Rób, co musisz.
- Nie szarp się zbytnio… - Mruknęła Lockser.
                Spirytus z drugiej flaszki polał się na ranę, ale Redfox jedynie sapnął zaciskając ręce na oparciu krzesła. Cichy trzask drewna oznaczał, że będą musieli dopłacić trochę za pokój, ale żadne z nich nawet nie zwróciło na to uwagi. Dziewczyna szybko i sprawnie zaczęła zszywać skórę na nodze czarnowłosego. Od połowy uda prawie do kolana ciągnęła mu się dość długa rana o lekko poszarpanych brzegach.
- Gdzie ty to sobie zrobiłeś, Gajeel-kun? Przecież z nikim nie walczyłeś do tego stopnia żeby dać się zranić!
- To był Dery. Schował się w cieniu jakiegoś dryblasa i stamtąd zaatakował… CHOLERA!!! Delikatniej!
- Juvia robi, co w jej mocy! Już kończy!
                Dziewczyna zakończyła szycie i obydwoje odetchnęli. Jeszcze raz oczyściła skórę robiąc to bardzo ostrożnie, po czym ją zabandażowała. Resztę spodni pocięła, aby już nie szarpać się z chłopakiem. Dobrze, że spakowali się na trzy dni, bo inaczej mogłoby im zabraknąć ubrań na zmianę.
- Ty musisz się najpierw umyć. Pokaż tylko to ramię – Niebieskooka przysunęła sobie krzesło tak, aby czarnowłosy miał dostęp do zranionej części ciała.
- To nawet nie boli Juvię, aż tak bardzo… - Dziewczyna syknęła i szarpnęła się przecząc swoim słowom, gdy Redfox dotknął jedynie skóry wokół poparzenia.
- Nie wygląda to dobrze. Powinna cię obejrzeć Wendy albo jakikolwiek lekarz.
- Juvia zdaje sobie z tego sprawę… Auć! – Dziewczyna zamknęła oczy przez ból, który nagle zaczął promieniować z jej ciała, a dokładnie z jednego z boków. Do tej pory była pewna, że to tylko jeden z siniaków.
- Cholera, masz tu powbijane szkło. Wcześniej działało jak korek. Musimy to z ciebie powyciągać. Młoda! Podaj mi apteczkę.
- Hai!
                Chigiru zerwała się ze swojego łóżka i natychmiast była przy czerwonookim tylko po drodze łapiąc pożądany przedmiot. Redfox wyjął pęsetę i ostrożnie zaczął oczyszczać ranę niebieskookiej pełną szklanych odłamków. Nie było to najszybsze zajęcie, więc spędzili pewną chwilę w ciszy przerywanej tylko przez syknięcia i czasami jęknięcia Lockser.
- Już. Powinno obejść się bez szycia. – Ocenił. – Gotowa?
- Lej… - Sapnęła cicho Lockser i zacisnęła dłonie w pięści.
                Dziesięć minut później dziewczyna włączyła gorącą wodę w prysznicu i ostrożnie zaczęła zdejmować ubrania.  Krew na szczęście jeszcze nie przytwierdziła materiału do jej ciała, ale już mało brakowało. Strumienia ciepłej wody uderzyły w jej ciało, a ona wreszcie westchnęła z ulgi. Z każdą kolejną kroplą wody czuła jak zaczyna się odprężać i jak znika uczucie przemęczenia. Nie, to nie było jak w przypadku Smoczych Zabójców gdzie mogli się regenerować dzięki swojemu żywiołowi, ale jakiś sposób woda jej pomagała.
                Mycie się zajęło jej dłużej niż zwykle, ale musiała być bardzo ostrożna, chociaż to, że była obolała też miało w tym swój udział. Nie wątpiła, iż jutro jej ciało udekoruje kilka malowniczych siniaków. Poparzona skóra bolała niemiłosiernie. Miała nadzieję, że nie zostaną jej blizny, chociaż nie powinny patrząc na stopień uszkodzenia skóry. Na całym ciele miała pełno drobnych ran, mogła się założyć, że to przez szkło z pozbijanych szklanek. Westchnęła, ostrożnie założyła piżamę i wyszła.
- Gajeel-kun, twoja kolej. – Obwieściła odkładając swoje rzeczy do plecaka.
- Siadaj. Najpierw twoje rany.
                Dziewczyna nie oponowała tylko grzecznie zajęła swoje miejsce obok czarnowłosego, ale tylko, dlatego że żadne protesty nie miały sensu. Znowu miał minę „zrobisz, co każę” i to bez żadnego „albo”, po prostu było jasne, że zrobi to, co on będzie chciał. Powstrzymała się przed westchnięciem i spojrzała na okno, za którym właśnie zaczęło zachodzić słońce.
                Miała na sobie za dużą koszulkę i krótkie spodenki. Podejrzewała, że po tej misji przyda jej się luźniejsze ubranie, a przynajmniej nieuwierające. Aktualnie nosiła też biustonosz właśnie po to żeby jak teraz, gdy częściowo ściągnęła bluzkę nic jej nie wystawało. Było jasne, że Gajeel zechce przynajmniej zabandażować poparzone ramię, dlatego też przygotowała się do tej operacji. Wzdrygnęła się, gdy Redfox zaczął wcierać zimny żel w skórę potraktowaną wrzącą wodą jednak po chwili odetchnęła. Chłód preparatu sprawiał, że ból był mniej dotkliwy. Zaraz potem Gajeel sprawnie zabandażował to miejsce i pomógł jej z powrotem całkowicie ubrać koszulkę.
- Teraz to po szkle. – Nakazał czerwonooki, a dziewczyna posłusznie odwróciła się dając mu dostęp do swojego boku.
- Blizn nie powinnaś po tym mieć. Nie jest tak źle jak wyglądało na początku.
                Jeszcze kilka bandaży i plastrów pojawiło się na jej ciele zanim czarnowłosy dźwignął się z krzesła i lekko utykając poszedł wreszcie do łazienki. Czasami aż trudno jej było uwierzyć jak bardzo są do siebie podobni. Bądź silny albo zgiń. Już od dawna nie byli w Phantom Lordzie, ale nadal doskonale znali tą niepisaną zasadę i w stosunku do siebie nadal ją wyznawali. Była duża szansa, że kiedyś umrą właśnie, dlatego że nie starali się dostatecznie o siebie zadbać.
- Juvia-sama…? – Pytanie dziewczynki przywróciło ją z jej myśli.
- Tak, Chigiru?
- Czy… czy ty nie miałaś brązowych włosów?
                Jak to miała?! Co się stało tym razem?! Chwyciła za swoje pasma i spojrzała na nie, a uśmiech sam rozkwitł na jej twarzy. Nie mogła w to uwierzyć!
- Wróciły do normalności… Właściwie chyba mają swój naturalny kolor od czasu, gdy wróciłaś po walce. – Zauważył Lili. – Chyba z przyzwyczajenia nie widzieliśmy tego. – Wzruszył ramionami.
- Pewnie podczas walki magia wody wypłukała magię odpowiedzialną za zmianę koloru… - Powiedziała swoje domysły niebieskowłosa lekko przeczesując wilgotną kaskadę.
- To bardzo prawdopodobne. Wyglądasz na bardzo zadowoloną.
- Tak, Juvia się cieszy! Juvia lubi swoje włosy takie, jakie są! – Jej mina odrobinę spoważniała, gdy spojrzała na byłą więźniarkę, ale usta nadal zdobił uśmiech. – Jak przyjdzie Gajeel-kun to opowiesz nam, dlaczego Reven cię złapała, zgoda?

------------------------------------------------------------------------

- Rozumiem. Cieszę się, że Natsu będzie ci pomagać i mogę wam teraz tylko życzyć powodzenia. Jesteś pewna, że nie chcesz naszej pomocy?
- Nie, ale dziękuje Mistrzu.
- Dobrze, więc możesz już iść.
                Lucy opuściła gabinet Makarova i odetchnęła. Mistrz poprosił, aby zrelacjonowała mu mniej więcej jak wyglądała sprawa z Gwiezdnymi Duchami i nawet chętnie to zrobiła, ale wolała pominąć wszystko, co dotyczyło stanu jej zdrowia, a skupiła się na suchych faktach.
- Lucy! – Usłyszała wołanie od strony baru, więc to tam podeszła.
- Coś się stało Mira?
- Nie, chciałam tylko wiedzieć czy to prawda, że Hitomi jest na misji z Erzą, Grayem i Wendy.
- Ach. Tak. Przyda jej się zobaczyć kogoś innego w akcji…
- Niepotrzebnie się martwisz. – Mira mrugnęła, gdy blondynka uniosła na nią zaskoczone spojrzenie. – To widać.
- Wiem, ale i tak wolałabym być tam z nią… Jakoś to przeżyję.
- Tak trzymaj. – Strauss posłała jej szeroki uśmiech.
                Jeszcze chwilę pogawędziły, choć najciekawszym tematem była Juvia i jej nagły brak zainteresowania Grayem. Mira poinformowała Heartfilię, że ich Deszczowa Kobieta może i nie jest tak nachalna jak jeszcze niedawno, ale nadal wodzi wzrokiem za Fullbusterem. Dodatkowo białowłosa zauważyła, że cokolwiek łączy Lockser i Gajeela nie jest to na pewno uczucie w sensie romantycznym.
- O czym gadacie? – Brązowooka sapnęła, gdy obok niej nagle pojawił się różowowłosy i zarzucił jej rękę na szyję.
- Natsu! Nie strasz mnie! – Dziewczyna odrzuciła jego rękę i splotła swoje na piersi.
- Oj, Lucy… - Jęknął Dragneel, a Mira zachichotała zwracając na siebie uwagę dwójki magów.
- Razem wyglądacie słodko! 
- Nieprawda! – Policzki Lucy pokryły się czerwienią. Naprawdę wyglądali słodko?
                Dziewczyna poderwała się nagle i szybko żegnając z Mirą popędziła do wyjścia. Różowowłosy przez chwilę patrzył za nią zaskoczony a potem skierował patrzałki w stronę białowłosej. Ona też na niego popatrzyła i nie mogła pohamować nagłego błysku w oku oznaczającego, że budzi się w niej demon.
- Emm… No ten… Ja… ZOSTAWIŁEM ŻELASKO NA GAZIE!!! – Wyleciał z budynku jak z procy tylko po drodze zgarniając zaskoczonego exceeda i już go nie było
- To nie fair! Jak ja mam ich zeswatać? – Burknęła, a jej spojrzenie spoczęło na Tinie i Angelo. – A może kimś trzeba zająć się wcześniej…

------------------------------------------------------------------------

- To zaczęło się, gdy miałam siedem lat. W czasie powrotu z jednej misji na pociąg taty napadnięto i zabito wszystkich znajdujących się tam magów. Strażnicy przybyli za późno, chociaż pochwycili tych morderców i uratowali resztę pasażerów. Mama bardzo płakała, ale gdy mnie zauważała zawsze mówiła, że teraz tata będzie opiekował się nami z nieba. Na początku nie było aż tak źle, chociaż bardzo tęskniłyśmy. Mama pracowała w małej kawiarence, ale wkrótce okazało się, że to nie wystarczało na pokrycie wszystkich kosztów, więc mama poszła do mistrza, Phantom Lorda szukając pomocy. – Dziewczynka zacisnęła dłonie na materiale pożyczonej od Juvii koszuli. – Wyśmiał ją i wyrzucił oznajmiając, że zabije ją, jeśli wróci. Przez jakiś rok musiałyśmy żyć bardzo skromnie. Potem szczęście znowu się do nas uśmiechnęło i mama dostała awans, dzięki czemu było prawie jak dawniej. Było dobrze przez jakieś dwa lata jednak po tym czasie mama nagle ciężko zachorowała i w końcu umarła. – Na twarzy Chigiru pojawił się ogromny smutek. Widać było, że śmierć ojca w jakiś sposób się na niej odbiła, ale z tamtym już się pogodziła jednak z odejściem matki już nie. - Nie miałam krewnych. Przez jakiś błąkałam się po okolicy. Mama miała jakieś oszczędności, a oprócz tego sprzedałam mieszkanie, więc jakoś przeżyłam do czasu aż pewna kobieta wzięła mnie do pomocy w piekarni. Nie dostawałam dużo, ale jakoś żyłam… - Dziewczynka zamilkła nagle i bardzo uważnie przyjrzała się swoim wybawcą. Wahała się, ale w końcu w jej oczach zabłysło zdecydowanie. – Miałam już dziesięć lat, gdy na mojej drodze stanęła Reven. Była zima i na dworze bardzo ciemno, a ja wracałam z pracy. Nagle otoczyła mnie woda. Nie mogłam się uwolnić, chociaż próbowałam, ale straciłam przytomność. Obudziłam się już w jakimś małym pokoju z zakratowanym oknem oraz metalowymi drzwiami. Coś w pomieszczeniu blokowało moją magię.
                Obrazy z tamtego dnia znowu stanęły przed jej oczami. Wściekłość napędzana przerażeniem. Chciała krzyczeć, ale coś kazało jej milczeć, coś mówiło, że trzymanie się od nich jak najdalej będzie najlepszym wyjściem.
- Reven pojawiła się następnego dnia. Ja… Ja kiedyś myślałam, że wszyscy widzą świat tak jak ja, ale tak nie jest. Może… Może zademonstruje? – Spojrzenie niezwykłych oczu spoczęło na magach jakby dziewczynka próbowała przewiercić ich wzrokiem. – Ty Juvia-sama panujesz nad wodą… Trochę jakbyś sama nią była… Wiem, że to akurat było łatwe. Gajeel-sama… Żelazo, prawda? Ale natura twojej magii jest bardziej drapieżna… Nie widziałam nigdy czegoś takiego. – Dziewczyna pokręciła głową i zamrugała, po czym spojrzała na kota. – Ty Lili-sama potrafisz latać i dzięki magii manipulować swoim ciałem… Zgadza się? – Magowie zerknęli na siebie zaskoczeni. O transformacjach Liliego nie mogła wiedzieć, a „drapieżna magia” Gajeela zapewne odnosiła się do tego, że jest Smoczym Zabójcą.
- Tak. Juvia jest pod wrażeniem. To, dlatego Reven chciała cię dostać?
- Hai. Umiem jeszcze ocenić siłę magii i… Właściwie to już niezbyt się dla niej liczyło, ale umiem zakląć dusze zwierząt i walczyć z ich pomocą.
- Nie słyszałem nigdy o takiej magii. Musi być bardzo rzadka, prawda? – Lili spojrzał badawczo na dziewczynkę.
- To prawda. Tata potrafił wyczuwać dusze zwierząt, ale ja od zawsze potrafiłam je też zobaczyć. Gdy tylko się o tym zorientował natychmiast nauczył mnie swoich zaklęć. To Pradawna Magia.
- Chigiru-san, dlaczego Reven cię torturowała? Juvia rozumie, dlaczego cię złapała, ale dlaczego torturowała? Dlaczego byłaś w tamtej celi? Przecież twój tata należał do Phantom Lorda.
- Chciała zrobić ze mnie osobisty wykrywacz magów wraz z typem, jakim się posługują i ich siłą. Miałam znajdować jej młodocianych i bardzo silnych magów, których mogłaby „wyszkolić”. Moja magia do tego nie służy! Opierałam jej się przez pięć lat i już myślałam, że to koniec, że jej ulegnę… Dziękuje! Dziękuje, że uwolniliście mnie zanim mnie złamała!
                W oczach dziewczynki pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach. Spuściła w dół głowę kryjąc twarz za włosami, jednak uniosła ją zaskoczona czując jak na jej ramieniu spoczywa czyjaś dłoń. Spojrzenie jej i Juvii skrzyżowały się.
- Juvia bardzo się cieszy, że nie zostałaś złamana. Jesteś bardzo silna. Juvia wie, że jest bardzo mało osób, które przez tyle lat zniosłoby coś takiego.
- Juvia-san… Czy ty… - Spytała dziewczynka wyczuwając w głosie Lockser ton sugerujący tylko jedno.
- Tak.
                Lili patrzył na tą scenę zastanawiając się, kiedy dziewczyna została prawie złamana… A może jednak nie było żadnego prawie… Tak jak opowiadał Gajeel już w chwili dołączenia do Phantom Lorda była złamana. Ocalił ją od tego, ale kto mógł jej to zrobić? Przecież wtedy była nawet młodsza niż Chigiru. Ile czasu to trwało? Co jej robili? Nikomu nie opowiedziała o swojej przeszłości, więc postanowił nie pytać, chociaż sądząc po minie Redfoxa można było przypuszczać, że jednak była pewna osoba, z którą podzieliła się swoimi wspomnieniami. Nie mogły być jednak dobre. Cholera…
- Dobrze. – Niebieskowłosa poderwała się nagle w górę i z uśmiechem podeszła do przeznaczonego jej łóżka. – Juvia myśli, że powinniśmy już iść spać. Jutro będzie trzeba jak najszybciej znaleźć jakiś środek transportu, który zawiezie nas na stację, a to oznacza, że musimy wstać jak najwcześniej. Juvia zgasi światło.
                Po chwili ich pokój pogrążył się w ciemności. Dziewczynka zamknęła oczy chłonąc miękkość materaca, na którym leżała oraz ciepło, która czuła będąc okrytą kołdrą. Już zapomniała jak to jest. Wreszcie miała szansę na lepsze życie i na wykorzystanie daru otrzymanego od rodziców. Jednak coś nie dawało jej spokoju. Gdzieś w za oknem jakąś godzinę temu dostrzegła grupkę magów, których wzory magiczne wydały jej się znajome. Tak, zapomniała wspomnieć, że każdy mag ma swój unikalny magiczny wzór, który dla niej działa jak podpis, który pozostawia. Jeżeli się postarała to czasem potrafiła nawet ocenić czy ktoś jest ze sobą spokrewniony, chociaż to nie działało w drugą stronę, czyli nie mogła wykluczyć więzów rodzinnych. Chigiru nie wiedziała jak Reven dowiedziała się o jej zdolnościach, ale była pewna, że gdyby się poddała skazałaby na taki sam los wiele innych magów, a tego nigdy nie chciała.
                Powoli jej oczy zaczęły się zamykać, a sen nadszedł powoli i cicho przynosząc marzenia o Fairy Tail i o lepszym jutrze, które mogło ją czekać.

----------------------------------------------------------------------

                Wiedział, kiedy zasnęła. Jej klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, a twarz była spokojna.  Wiedział jednak, że gdzieś tam w swoim wnętrzu rozpoczęła właśnie walkę o życie. Cały czas przytulał ją do piersi trzymając na kolanach i czepiając się nadziei, że wszystko pójdzie dobrze. Obcy zapach wyrwał go z myśli. Palące, zielone oczy spoczęły na postaci w drzwiach, która wzdrygnęła się widząc go.
                Delikatnie przełożył Lucy na łóżko i odgarnął jej z twarzy niesforne kosmyki, które znowu znalazły się na jej twarzy. Spała… Albo jakby już była martwa. Powstrzymał się przed warknięciem. Nikt nie zabierze mu Luce ani nikogo z jego rodziny.
- Milczałaś. – Budziła się w nim druga natura, dlatego jego głos zaczął przypominać warknięcia. – Prawie nic jej nie powiedziałaś, więc bała się nie wiedząc, co ją czeka.
- Twoje oczy… Nie widziałam nigdy czegoś takiego.
                Postawiła krok do przodu, ale zatrzymała się natychmiast, gdy mięśnie na jego całym ciele stężały a on sam wydawał się być gotowy do ataku.  Dobrze, że to zrobiła, bo skoczyłby próbując ją dopaść. Nie bała się go, zachowywała jedynie zwykłą ostrożność, ale widział w niej ciekawość.
- Jesteś Smoczym Zabójcą. Tylko słyszałam o was i wiedziałam, że jesteście dość… niezwykli, ale coś takiego… Zmiana koloru tęczówek nie jest częsta nawet wśród magów i innych istot.
- Przestań pieprzyć.
                Wiedział, że Lucy już pogrążyła się w swoim zadaniu, a on tracił czas i jeszcze nie znał własnej roli w tym wszystkim. Musiał do niej dołączyć jak najszybciej, ale nadal był wściekły przypominając sobie zmartwienie w oczach dziewczyny zanim wreszcie zasnęła i dopiero po tym jak posadził ją sobie na kolanach zapewniając, że przecież nic jej nie grozi, gdy jest obok.
                Gwiezdny Duch zmienił swoją postawę i nagłe zaciekawienie jego oczami przerodziło się w powagę. Zrozumiał, że wreszcie przeszli do celu ich spotkania. Myśl, że wreszcie będzie mógł pomóc Lucy uspokoiła go.
- Racja, to nie czas na wypytywanie cię. Wiesz już, że prawie niczego nie powiedziałam twojej Heartfilii, ale tylko, dlatego że nie mogła niczego wiedzieć.
- Hę?
- Na tym polega test. – Wyjaśniła widząc, że nie zrozumiał. – Zaraz wszystko ci wyjaśnię i w tym twoją rolę, rozumiesz?

-----------------------------------------------------------------------

- Mamy towarzystwo. – Mruknął Gajeel, na co Juvia tylko kiwnęła głową. Smoczy Zabójca nawet zielony i odczuwający negatywne skutki podróży powozem, pozostawał czujny, chociaż z dużym opóźnieniem wyczuł to, co ona wiedziała już od dłuższego czasu. Wyglądał strasznie nawet, gdy nabrał pigułek na chorobę lokomocyjną, które choć zadziałały z wątpliwą skutecznością to jednak nie wyeliminowały go całkowicie.
- Juvia o tym wie. Śledzą nas odkąd opuściliśmy miasto. Za parę metrów wjedziemy do lasu, a tam zaatakujemy. Nie będą się tego spodziewać skoro będziemy na gorszej pozycji.
- Kto?
- Juvia posiada ataki dystansowe i może biegać bez możliwości wykrwawienia się.  Juvia zatrzyma konie, a ty Gajeel-kun spróbuj odjechać z nimi tylko kawałek dalej i tam je gdzieś przywiąż. Możliwe, że Juvii będzie potrzebna pomoc. – Powiedziała dziewczyna, gdy wjechali w linię drzew.
                Lockser w jednej chwili pociągnęła za lejce, a w następnej już była w powietrzu. Lili widząc to poderwał się w górę ciągnąc zaskoczoną dziewczynkę za sobą. Chociaż nie słyszał rozmowy towarzyszy to jednak już przed wymeldowaniem się z hotelu ustalili, że jeśli zauważy cokolwiek to zabierze stamtąd Chigiru.
                Ze wszystkich pobliskich kałuż naraz wystrzeliły węże, które w jednej chwili ruszyły w stronę przeciwników. Osiem osób, osiem węży i każdy miał dopaść innego maga, co się okazało po chwili. Naraz wykrzykiwane zaklęcia zlały się w jedno a spłoszone konie spróbowały popędzić przed siebie. Juvia tego nie zauważyła całkowicie skupiając się na kontroli. Zaklęcie to podpatrzyła u Reven i teraz mając okazje je wypróbować musiała przyznać, że nie było tak łatwo utrzymywać wodne twory.
                Było ich za dużo, ale była pewna, że wygra tę walkę. Nie myślała, czuła zdając się całkowicie na instynkt. Atak, obrona, obrona, atak, unik, obrona… Teraz proste schematy były wszystkim, co potrzebowała choć jej ciało co chwile protestowało przed dodatkowymi ruchami. W jednej chwili jednak w lesie rozniósł się ryk i obie strony będące chwilę temu w starcu teraz odskoczyły na przeciwne sobie strony na piaszczystej drodze. Zwierze, które znikąd pojawiło się między nimi stojąc na czterech łapach miało spokojnie dwa i pół metra wysokości. Ciemnozielone futro z beżowymi odznaczeniami zdawało się lekko opalizować, ale Juvia natychmiast zidentyfikowała, że to musiało być zwierze pokrewne niedźwiedziowi, chociaż kły to on miał dużo dłuższe i groźniejsze tak samo w przypadku pazurów.
- Juvia-san! Przyjaciele! Przestańcie! – To była…
- Chigiru! Przyszliśmy cię uratować! - Krzyknął jeden z pięciu mężczyzn po drugiej stronie stwora.
- To nie tak jak myślicie. Jadę z Juvią-san, Gajeel-sanem i Lili-sanem aby dołączyć do Fairy Tail. – Powiedziała dziewczynka ześlizgując się po sierści niedźwiedzia po stronie swoich przyjaciół. W następnej chwili bestii już nie było, zmieniając się w dym, który wpłynął w dziewczynkę.
- Kto to jest, Chigiru-san? – Juvia wolno zbliżyła się do dziewiątki magów i ze zdumieniem rozpoznała, że jeden z nich na pewno transportował nieprzytomnych magów w czasie jej walki z Reven. – Widziałam cię już. – Zwróciła się do niego.
- Taa, dałaś popalić tej suce. Jestem Ren, reszta po kolej to: Astra, Karo, Mika, Simo, Dan, Lara i Cloud, ale na niego mów Bajka…
- Pierdol się! – Natychmiast zawołał ostatni z przedstawionych.
                Ren miał krótkie zielone włosy i czarne oczy, które chyba z bliska także były zielone, ale nie była pewna. Wzrostu Natsu, albo niewiele niższy i chyba trochę gorzej zbudowany. Nosił brązową kamizelkę z licznymi kieszeniami, jeansy oraz na jego szyi na rzemieniu znajdował się mały wisior z klepsydrą. Zauważyła, że do walki używał piór, które tworzył z kolorowego światła. Zdecydowanie to on był tutaj przywódcą.
                Obok niego z założonymi rękami stała dziewczyna z brązowymi włosami na boba i szyderczym uśmiechem na twarzy. Złote oczy Astry błyskały złośliwie, ale nie zdawała się być jedną z tych wrednych i nielubianych osób. Bluzkę z rękawkiem mała rozdartą i zawiązaną tak, aby odsłaniała jej brzuch, a do zestawu były podarte szorty oraz tenisówki. Chyba potrafiła zaburzyć przepływ magii, albo coś podobnego i była bardzo szybka, więc prawdopodobnie jak Jet używała także Magii Szybkości.
                Następny mężczyzna był do Astry uderzająco podobny i niewiele od niej wyższy, Juvia nie była pewna czy przypadkiem nie jest jej wzrostu. Długie, proste brązowe włosy miał związane na karku, a za czarnych oprawek patrzyły oczy w tym samym kolorze, co oczy Astry i także miały w sobie tą zadziorność, ale i powagę. Czarna koszulka opinała jego szczupłe ciało, a ciemnobrązowe spodnie zdawały się być specjalne dla niego wykrojone. Na to miał narzucony jasnobrązowy płaszcz z symbolem czarnego dzwonka na plecach. Karo, jak w kartach i z tego, co widziała to też i ich używał do swojej magii. Nie były takie same jak karty Cany, a przynajmniej atakowały na zupełnie innej zasadzie.
                Mika była ubrana w skórzany top na ramiączka i odsłaniający brzuch oraz czarne szorty, a do zestawu dochodziły brązowe buty sięgające kolan zawiązane z przodu rzemykami po całej ich długości. Fioletowe włosy miała spięte w koka, którego utrzymywały dwie pałeczki (trochę dziwnie wyglądające), a długie pasmo grzywki spadało jej na twarz, lecz zdawała się zupełnie tego nie zauważać. Jej czarne oczy uważnie śledziły poczynania, Juvii, nawet nie kryjąc nieufności. Była wyższa od Tytani, a przynajmniej tak przypuszczała Lockser. Przy jej boku był przypięty jakiś miecz, ale niebieskowłosej zdawało się, że w jej rękach widziała wcześniej kusze.
                Simo był duży. Właśnie takie słowa przyszły jej, jako pierwsze na myśl. Wyglądał jak coś pomiędzy Laxusem, a Elfmanem gdzie był wzrostu tego pierwszego, ale umięśnienie już miał tego drugiego. Twarde rysy twarzy zmiękczał wesoły uśmiech gdzie zębami błyskał w stronę wszystkich wokół. Chyba nie dało się go nie lubić. Z tego, co zauważyła jego magia polegała na pokrywaniu swojego ciała różnymi substancjami jak stal czy kamień, częściowo lub całkowicie. Miał krótkie czarne włosy obcięte w stylu żołnierskim oraz niesamowite niebiesko-szare oczy. Nosił tylko czarne aladynki oraz ciężkie wojskowe buty, chyba, że za część ubrań uznać dwa skórzane pasy z kieszeniami, do których były przyczepione małe fiolki. Nie użył żadnej z nich. Ciekawe, co w nich było…
                Dan… Nie miała pojęcia, co powiedzieć o Danie. W granatowych włosach miał powtykane kolorowe pióra jakiś egzotycznych ptaków. Widziała tylko jego twarz z ostrymi rysami oraz zielonymi oczami. Reszta jego postury była zakryta przez bardzo długi czarny płaszcz. Ten sam wzrost, co Mika. Wiedziała, że on też walczył, ale nie miała pojęcia, jakiej magii mógł używać.
                Lara najmłodsza z nich, chyba była rówieśniczką Chigiru w przeciwieństwie do reszty, która musiała być przynajmniej dwa lata starsza od tej dwójki. Czerwone włosy miała związane w koński ogon, z którego wymykały się dwa pasma po obu stronach twarzy. Różowe oczy wodziły po wszystkich wokół z tym radosnym blaskiem, którego nie jeden mógłby pozazdrościć. Przez połowę jej czoła kierując się ku dołowi przecinając lewe oko i kończąc się dopiero gdzieś na żuchwie biegła prosta blizna jakby po jakimś nożu czy czymś podobnym. Na rękach też miała przynajmniej po dwie blizny po ostrzach. Ubrana była w białą bluzkę z rękawkami, na którą założone miała pomarańczowe rybaczki z krótkimi nogawkami. Oprócz tego białe podkolanówki i czarne buciki. Innymi słowy wygląd niewinny i słodki, a i też zbyt wysoka nie była. Szkoda tylko, że dzieciak umiał rzucać piorunami na lewo i prawo.
                I ostatni Cloud albo „Bajka” jak powiedział Ren. Chyba Juvia odgadła skąd te przezwisko, a mianowicie chłopak wyglądał jak typowy „książę z bajki”. Burza blond i lekko falowanych włosów opadała mu na twarz skąd z zamyśleniem spoglądały złote oczy taksujące spojrzeniem dziewczynę, chociaż jeszcze przed chwilą patrzył z mordem w oczach na zielonowłosego. Poczuła się nieswojo, gdy po jej ogólnej ocenie zauważyła dużą aprobatę u Clouda. Drugi Loki? Błękitna koszula dobrze na nim leżała tak samo jak czarne, eleganckie spodnie.  Chyba mierzył tyle, co Gray-sama. Pod rękawami na skórzanych bransoletach miał poprzyczepiane miniaturki przedmiotów i to różnorodnych. Zobaczyła to, gdy starli się wręcz, a przynajmniej w chwili, gdy on z przywołanym lub może raczej powiększonym mieczem próbował ją zaatakować od boku.
                Najśmieszniejsze było to, że pomimo ich walki wszyscy jej uczestnicy nadal wyglądali nienagannie. Nie rozkręcili się tak samo jak ona. Byli ciekawymi osobistościami i zdecydowanie widać było, że Chigiru jest dla nich ważna a sama dziewczynka też zdawała się być szczęśliwa, że ich widzi. Szkoda tylko, że jakoś nie pojawili się w jej historii.
- …Nie miałaś przypadkiem brązowych włosów? – Ren spojrzał na nią podejrzliwie. Znikąd pojawiła się nieufność, której się nie spodziewała.
- Miała. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale Juvia teraz już nie ma.
- Czy twój przyjaciel nie zamorduje nas, gdy tylko tutaj się pojawi?- Spytała Mika patrząc na coś za plecami dziewczyny.
- Juvia myśli, że jeśli nikt nie wykona gwałtownych ruchów to Gajeel-kun poczeka na wyjaśnienia. – Niebieskie oczy dziewczyny spoczęły na zbliżającej się sylwetce. Tylko, dlatego że zbyt dobrze go znała nadal widziała, że lekko utyka, ale postronni nie mogliby tego zauważyć. Za nim leciał Lili, który zdawał się być nieco wkurzony. Lockser ciekawa była, jak Chigiru zdołała mu uciec, ale to nie mogło być nic przyjemnego.
- Kim wy w ogóle jesteście? Fairy Tail, to gildia magów, nie? Gdzie ona jest? Nigdy nie słyszałem tej nazwy.
- Juvia Lockser, Gajeel Redfox i Pantherlili – Powiedziała dziewczyna wskazując na siebie, a następnie na odpowiednich chłopaków, którzy już dotarli. Czerwonooki nie odezwał się ani słowem mierząc tylko resztę magów podejrzliwym spojrzeniem z tą swoją nieprzyjazną miną. Lili robił to samo tylko w jego wypadku nie można było stwierdzić czy jest przychylny byłym przeciwnikom, czy też nie. – Jak powiedziałeś Ren-san, jesteśmy z gildii magów Fairy Tail mającą swoją siedzibę w Magnolii…
- Kiedy została założona? – Spytał Dan ku zaskoczeniu większości. Miał przyjemny głos i pomimo tego, że mówił cicho wszyscy doskonale go słyszeli.
- Około stu lat temu. Juvia nie jest pewna, kiedy dokładnie.
- Z tego, co wiem w Magnolii jest tylko Twiling Ogre, poprzednia gildia podobno upadła. – Lockser na jego słowa zacisnę usta w wąską linię przypominając sobie o tym jak wyglądała ich ukochana gildia w dniu powrotu. I jeszcze, co robiła Twiling Ogre!
- Nie upadła. – Praktycznie warknęła niebieskowłosa piorunując nieco zaskoczonego Dana spojrzeniem. – Dopóki żyje, choć jedna osoba, w której sercu jest Fairy Tail, ono będzie istnieć dalej. Wie o tym każda z Wróżek.
- Ciekawe… - Mruknął cicho Ren i uśmiechnął się. – Chcielibyście może opowiedzieć nam nieco o… Fairy Tail? – Zawahał się przy nazwie, ale dziewczyna wypuściła z płuc powietrze uspokajając się.
- Nie chce wam przerywać, ale powinniśmy przełożyć pogawędkę na trochę później. Nie wiem czy zauważyliście, ale jesteśmy w Ciemnym Lesie i to na jednym z dłuższych odcinków. – Mika z niepokojem rozejrzała się wokół.
- Mi-chan, co to Ciemny Las? – Spytała Chigiru i widząc miny niektórych magów Juvia podejrzewała, że sama nazwa nic im nie mówi tak samo jak jej.
- Od lat mieszka tutaj gang, który potrafi w pewnym stopniu manipulować ciemnością, im mniej światła muszą stłumić tym są silniejsi. Nie są specjalnie szkodliwi i nawet bardzo rzadko, kiedy kradną, ale za to lubią bijatyki. Rycerze i magowie są dla nich świetną rozrywką.
- Właściwie to chyba nie powinno być tak ciemno, niebo jest bezchmurne, a jeszcze przynajmniej cztery godziny do zachodu słońca. – Zauważyła Astra.
 - Musimy się zbierać i to natychmiast. Z tego, co pamiętam jakąś godzinę od lasu konno jest miasto handlowe. Możemy tam porozmawiać na spokojnie.
- Juvia jest za. – Powiedziała niebieskowłosa przejmując rolę lidera wśród członków Fairy Tail za niemą zgodą reszty.
- Ty najlepiej znasz drogę. – Stwierdził Karo kierując swoje spojrzenie na Mikę.
- Więc ustalone. Mika prowadzi. Macie dwa konie, prawda? Z powozem nie damy rady przejechać lasu, umiecie jeździć konno?
- To nie będzie problem, ale są tylko dwa konie, a tylko Lili umie tu latać. – Zauważyła Lockser.
- Wiesz, czym jest Magia Podmiany? – Spytała Mika.
- Wiesz, kim jest Tytania? – Odpowiedziała pytaniem niebieskooka, na co fioletowowłosa zmrużyła oczy lekko niedowierzając.
- Erza Scarlet? Stworzyła „Rycerza”, znacie ją?
- Jest magiem klasy „S” w naszej gildii. – Powiedziała z uśmiechem Deszczowa Kobieta.
- Jestem pod wrażeniem. – Mruknęła ze szczerym podziwem dziewczyna. - Zawsze chciałam ją poznać, podobno jest samoukiem… – Mika pokręciła głową wypuszczając z ust powietrze, po czym w jej oczach zabłysło tylko zdecydowanie charakterystyczne dla liderów, którzy mają jakieś zadanie. - Widzisz, ja też korzystam z Magii Podmiany, ale ja także stworzyłam jej nowy podtyp: „Strzelec Konny”. Pozwólcie, że przedstawię wam Eola. – Obok dziewczyny pojawił się magiczny krąg jaśniejący bordowym światłem.
                Koń, który stanął przy niej w pierwszej chwili wydawał się magom Fairy Tail prawdziwy i dopiero niezwykły połysk jego ciała wyjawił prawdę o zwierzęciu. Musiał być stworzony przez jakiegoś mistrza, który potrafił odzwierciedlić każdy szczegół żywego wierzchowca i zawrzeć go w metalu. Miejsce łączeń poszczególnych elementów umożliwiających ruch zwierzęcia były niewidoczne przynajmniej dla Juvii. Niebieskowłosa nie miała pojęcia, z czego jest zrobiona czarna grzywa, ale wyglądała niezwykle realistycznie. Właściwie cały koń oprócz tego, że był srebrny to zdawał się być żywy, chociaż nawet nie drgnął odkąd się pojawił.
- Eol, pobudka. – Mika szturchnęła go w bok i wtedy nagle maszyna dosłownie ożyła.
                Koń parsknął potrząsając głową i spojrzał na wszystkich dużymi, czarnymi oczami, które do tej pory były ukryte pod powiekami. Prychnął ponownie i wolno podszedł do nieznanych mu magów. Juvia wystawił rękę, do której mechanizm zbliżył pysk i dosłownie wciągnął powietrze, co dziewczyna odczuła na swojej skórze. Eol parsknął potrząsając głową, po czym dotknął pyskiem ręki dziewczyny. Chrapy miał zimne i suche, choć przecież tak powinno być skoro był z metalu. Dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza czując jak nozdrza nieżyjącego zwierzęcia się rozszerzają jakby on sam nabierał oddechu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że cały wierzchowiec zbudowany jest z drobniutkich płytek, które to pozwalały na posiadanie wrażenia, iż mogłaby to być prawdziwa skóra. Gdyby na przykład pokryć ją jakąś farbą… Juvia nie byłaby pewna czy rozpoznałaby czy jest to mechanizm.
- On oddycha… - Niebieskooka spojrzała na posiadaczkę Magii Podmiany z niedowierzeniem.
- Racja, potem wyjaśnię. Idźcie po wasze konie i przepakujcie się. Chigiru zaraz przywoła swoje zwierzęta i za dziesięć minut wyruszamy. Powiem, kogo macie ze sobą zabrać, gdy już wrócicie z końmi.
                Wszystko już przebiegło bardzo szybko i wystąpiła jedynie jedna komplikacja zanim wyruszyli. Gdy magowie wrócili Juvia dowiedziała się, że zabierze Bajkę, a za Gajeelem miała siedzieć Astra. Na Eolu jechali Mika i Ren, natomiast na niedźwiedziu, który już wcześniej został przywołany znaleźli się Chigiru, Karo i Dan. Drugim przywołanym zwierzęciem było coś, co można było podciągnąć pod konia. Był masywniejszy i miał trochę dłuższe, grube nogi z kopytami. Z końskiego łba łypały czarne oczy z białymi źrenicami, a z grzywy wystawało niewielkie poroże. Kiedy zwierz rozwarł paszczę jakby przy ziewaniu natychmiast z wnętrza wyskoczyły cztery pary ostrych kłów. Całe jego ciało pokryte było zielonkawo niebieskim futrem. Dopiero, gdy zamachał ogonem Juvia zdała sobie sprawę, że od zadu w dół od góry pokrywają go łuski oraz czarne kolce. Przypominał trochę ogon krokodyla. Zwierze nagle odwróciło się w stronę Redfoxa i syknęło głośno i przeciągle kończąc to jakby prychnięciem. Rozwarło paszczę, z której natychmiast wyskoczyły kły tym razem pokryte jaskrawo pomarańczowym płynem. Skóra stwora zaczęła falować jakby pod nią kłębiły się jakieś robale. Zaczął się cofać charcząc i pozwolił się uspokoić jedynie Chigiru. Mika zdecydowała, więc że ona i Lara zamienią się miejscami.
- Nie macie siodeł? – Spytała fioletowowłosa, gdy Juvia stanęła przy biszkoptowym koniu, na którym to miała jechać. Kasztanowy już był dosiadany przez Redfoxa.
- Juvia i Gajeel-kun już dawno nauczyli się jeździć bez nich. Brak siodeł to problem? – Zaniepokoiła się Lockser.
- Nie, po prostu się nie spodziewałam. Nieważne. Wszyscy na górę! – Krzyknęła do tych, co jeszcze nie siedzieli na swoich wierzchowcach.
                Eol zarżał, po czym wystrzelił do przodu, a inne zwierzęta po kolei wydając odgłosy gotowości ruszyły za nim. Zmarnowali już zbyt dużo czasu, dlatego musieli się pospieszyć. Juvia, której przytrzymywał się Cloud spięła konia pochylając się do przodu. Chłopak zacisnął mocniej ręce na jej pasie nie chcąc spaść i przeprosił poluźniając uchwyt na tyle, aby nie był bolesny. Juvia jednak nie zwróciła na to uwagi, przynajmniej nie dotknął rany po odłamkach szkła. Chciała już tylko wrócić do domu i odpocząć.
                 Ramię nadal pulsowało bólem, martwiła się o ranę na nodze Gajeela i jeszcze okazało się, że nie ma powrotnego pociągu do Magnolii z miasta najbliżej cytadeli. Szczęście, że dowiedzieli się o tym zanim wyruszyli, ale odpowiedni pociąg mieli z miasta Ribes i wiedzieli tylko, że mogą do niego dotrzeć jedynie ta drogą. To już było męczące…
- Szybciej! – Zawołała Mika.
                Juvia spięła ponownie konia myśląc o czymś niezwykle przyjemnym. W końcu, gdy tylko wrócą będzie mogła znowu zobaczyć Gray-samę! Wydawał się spokojniejszy, gdy przestała rzucać się na niego znienacka. To było zarówno przykre, że tak bardzo jest zadowolony z jej nieobecności przy nim, jak i dobre biorąc pod uwagę na przykład ich rozmowę następnego dnia po ogłoszeniu zaręczyn Miry i Freeda. Fairy Tail! Juvia, Gajeel-kun i Lili już wracają! Szykuj się!

-----------------------------------------------------------------------------------

- Dawno mnie tutaj nie było… - Westchnęła Levy już po pogadaniu z Mirą o ciąży i jej ślubie. Oczywiście i ona wspomniała o tym czy aby powinna pracować…
- To prawda. Dziewczyny mówiły, że znalazłaś jakąś książkę do tłumaczenia, jest aż tak trudna? – Spytała z uprzejmą ciekawością białowłosa wycierając bar.
- Ach, tak, troszeczkę. Muszę zrobić sobie chwilę przerwy, bo już głowa mnie boli. – Dziewczyna oparła się o blat z jękiem. – I muszę iść na jakąś misję…
- Jeśli chcesz iść z Jetem i Droyem to będziesz musiała trochę poczekać. Właśnie dzisiaj z rana poszli na jakąś, ale może ich jeszcze dogonisz, mogę nawet zobaczyć gdzie…
- Nie, naprawdę nie trzeba! Ale dziękuje. – Dziewczyna uśmiechnęła się słabo nie chcąc by na jej twarzy odbiły się prawdziwe uczucia. Niestety nie bardzo jej to wyszło.
- Coś się stało? Pokłóciliście się? – Spytała ze zmartwieniem białowłosa odkładając kufel, który dosłownie przed chwilą wzięła do wyczyszczenia.
- Trochę, ale nie… - Niebieskowłosa westchnęła ciężko i położyła policzek na blacie. – Nie mogę się z nimi dogadać! I te ciągłe przygryzki Jeta… Nie mogę z nim już normalnie porozmawiać, a Droy nie chce się mieszać w nasz konflikt. Znaczy, ja go rozumiem, bo nie chce stracić ani Jeta, ani mnie, ale… Chciałabym żeby, choć raz stanął po mojej stronie, bo wiem, że on też jest zły na Jeta, że prowokuje ciągłe kłótnie, ale pomimo tego nadal jest tylko biernym słuchaczem! – Dziewczyna wyrzuciła ręce w górę i ponownie upadła na blat.
- Nie wiem, co mogłabym ci doradzić… Nigdy nie miałam takiej sytuacji, ani też o takiej nie słyszałam… A czy mogę spytać, czego dotyczą jego docinki? – Spytała z wahaniem Mira.
- Lili często zaprasza mnie na misję, a skoro idzie Lili to Gajeel też tam jest… Ja czasem odmawiam, ale z nimi mogę iść na nieco trudniejsze zadania, na które Jet i Droy się nie zgadzają. Chce być silniejsza, ale potrzebuje doświadczenia w praktyce i jeśli go nie nabiorę to nie mam szans na powiększenie swoich umiejętności i siły. Przecież już próbowałam to wytłumaczyć temu skończonemu bęcwałowi, ale on nie daje mi dojść do słowa! Uh! Mam dość! – Chociaż Levy uniosła się z powrotem do siadu, aby móc lepiej gestykulować to teraz znowu połowicznie wylądowała na blacie.
- Ojej… Może… Może potrzebujecie chwili przerwy? Weź kogoś na misję i nie mówię tu o Jetie i Droyu. Kto ostatnio mówił o misji… - Strauss postukała się palcem w brodę zastanawiając się. – O! Cana! Jeśli weźmiesz jeszcze… No tak! Lisannę i Elfmana, to będzie akurat na trudniejsze zadanie! Poczekaj chwilę!
                Zanim Levy mogła cokolwiek zrobić, Mirajane już nie było. Dziewczyna gwałtownie zaczęła się za nią rozglądać w gildii. Ta właśnie odchodziła od tablicy z zadaniami zmierzając do Cany. Ależ ona sprawnie przemieszczała się pomiędzy magami! Levy nigdy nie potrafiła czegoś takiego opanować, a sama Strauss była dosłownie niewykrywalna przez większość, gdy tak tańczyła między nimi. McGarden zerwała się ze stołka i spróbowała przedrzeć do białowłosej, ale gdy dotarła do miejsca gdzie powinna być Cana, obydwu dziewczyn już nie było. Gorzej, już rozmawiały z rodzeństwem Miry. Tym razem Levy przedarła się do nich zanim skończyli mówić.
- …możemy się spotkać jutro w południe na dworcu, co ty na to Levy? – Spytała Lisanna dostrzegając McGarden. – Zdążysz się spakować?
- Tak, ale…
- To ustalone! – Zawołała Cana z bananem na twarzy i pociągnęła z flaszki porządnego łyka. – Widzimy się jutro! – Zawołała kierując się w stronę wyjścia.
- Misje są takie MĘSKIE!!! – Krzyknął Elfman.
- Musimy się spakować, prawda braciszku? – Dziewczyna pociągnęła brata. – Do jutra! Pa, pa Ne-san!
- Przygotowania przed misją są takie MĘSKIE!!!
- Ale… - Dziewczyna z niepokojem popatrzyła na drzwi gildii, za którymi zniknęła jej „drużyna” i z morderczym spojrzeniem popatrzyła na najstarszą Strauss. – Co to za misja? W co ty mnie wpakowałaś?!
- Och, nie martw się, Levy! Zobacz, waszym zadaniem jest odnalezienie ruin o tutaj. – Dziewczyna wskazała na znak na dołączonej mapie Fiore oraz pokazała mapkę jak tam dojechać wraz z rozpisanymi godzinami pociągów z Magnolii. – Widzisz, wszystko jest!
- Ale, Mira to… - Nagłe pojawienie się mrocznej aury kazało jej spojrzeć na niebieskooką. Z przerażenia jej serce ruszyło galopem. Demoniczna Mirajane! Tylko nie to! – Znaczy… Eee… To ja pójdę się spakować… Dziękuje, za zebranie mi drużyny… I… To ja lecę!
                McGarden ledwo unikała potknięcia się o własne nogi. To już drugi raz tego dnia, gdy zobaczyła mroczną naturę barmanki, ale za pierwszym razem na szczęście z daleka. Przecież nie było jeszcze południa! Chyba Mirajane najspokojniejsza była, gdy Freed był w gildii, ale Gromowładni akurat dzisiaj mieli trening. Do wieczora nie ma, co się pokazywać w Fairy Tail, jeśli chciała uniknąć Demonicznej Miry.
                Zwolniła dopiero w połowie drogi do centrum miasta. I co ona teraz miała ze sobą zrobić? Księga… Nie miała już na nią siły, chociaż trochę posunęła się w pracy, ale złamała runy gdzieś w środku księgi za to pierwsza strona nadal ani drgnęła.
- Uch! – Wydobyło się z niej, gdy na kogoś wpadła. Uniosła głowę w górę napotykając dzikie i trochę nieludzkie złote oczy. – Przepraszam!
- Tks! Następnym razem uważaj, bo nie wiadomo, na jakie potwory możesz wpaść. – Warknął mężczyzna jakby chrypiąc. Miał dziwny głos. Złote kosmyki wymknęły mu się spod kaptura płaszcza, który szczelnie okrywał jego ciało kryjąc większość twarzy w cieniu. – Lepiej idź mała Magini Rękopisu, musisz przecież znaleźć odpowiedzi na kilka pytań.
- D-dobrze… -Dziewczyna postąpiła dwa kroki do przodu, ale wtedy uświadomiła sobie jedną rzecz. – Czekaj, skąd ty… - Ale mężczyzny już nie było. – …Skąd wiesz, jakim typem magii się posługuję…? - Dokończyła już cicho patrzą w miejsce zderzenia.
                I to jego stwierdzenie o poszukiwaniu odpowiedzi. Dziewczynę oblał zimny pot. A jeśli on wiedział o księdze? Ale jak?! Przy zderzeniu powinna poczuć, choć leciutki powiew magii, jeśli chociażby był magiem, a ona przecież natychmiast zaszufladkowała go, jako osobę niekorzystającą z ani jej odrobiny. Co więc się stało? Lucy, księga, ten mężczyzna… Coraz dziwnej i trochę strasznie. I tak będzie pomagała swojej przyjaciółce, nie zamierzała przestać łamać runy i… Ten mężczyzna jak na razie nie pasował do niczego w tej układance.
                Dziewczyna westchnęła i spojrzała na szyld jednego z budynków i wtedy w jej głowie zrodziła się myśl: „A może jednak może sobie jakoś pomóc z tą księgą?”. Tuż obok niej była biblioteka i antykwariat, a przecież nie miała wszystkich książek z runami i sposobami ich odszyfrowywania. To dobra myśl!
                Właściwie to w tej chwili pomyślała jeszcze o jednym, co jej umknęło. Mira nie zaproponowała żeby poszła na misję z Gajeelem i Lilim, a to zapewne znaczyło, że nie byli obecni w Magnolii. Kolejna misja? Ostatnio strasznie często na nie chodzili. Pomyślała o plotce, którą słyszała. Gajeel i Juvia… Mieli wspólną przeszłość i znali się już dużo wcześniej… Jej głupie serce zabolało, gdy o tym pomyślała.
- Levy McGarden… Jesteś skończoną idiotką. Wiedziałaś przecież, że nigdy nie będziesz mu równa. – Mruknęła smutniejąc i pchnęła drzwi biblioteki. Przybrała uśmiech jak maskę.- Dzień dobry.

------------------------------------------------------------------------------

                Ziewnęła i przeciągnęła się natrafiając ręką na znajomy materiał należący do pewnego głośnego osobnika, który wizyty najczęściej składał jej przez okno. Zerknęła na jego spokojną twarz pogrążoną we śnie i poruszyła chcąc wstać, ale nie spodziewała się, że mocny uścisk ramienia usadowi ją z powrotem na miejsce. Spojrzała w zaspane, ale wesołe oczy i posłała mu prosty cios w bok krzywiąc się i marszcząc nos.
- Znowu wlazłeś mi do łóżka. – Oskarżyła go wyswobadzając się z uścisku, a jej żołądek wreszcie doszedł do wniosku, że trzeba ją pogonić do jedzenia. Pęcherz też postanowił dodać coś od siebie.
- Ej! Spałaś dwa dni! Poza tym pewien Gwiezdny Duch zostawił mi coś dla ciebie.
                Różowowłosy zamachał kluczem na pewno należącym do Pavio. Dziewczyna natychmiast grzecznie wróciła z powrotem i poczekała aż dowód jej udanego zadania wyląduje w jej dłoniach.
- Nic nie pamiętam. – Stwierdziła ze zdziwieniem. Rzeczywiście całe zadanie było okryte mgłą.
- Taa. Pavio mówiła, że może tak być. Ja miałem się tobą opiekować dopóki nie skończysz. Wiedziałem, że ci się uda!
                Udało się. Jeszcze tylko dwa nieznane Duchy, Smok i wreszcie będzie mogła odpocząć. Po tym dwudniowym odpoczynku poczuła się dziwnie zrelaksowana i szczęśliwsza. Była gotowa na wszystko, co ją czeka i nie ważne, co to było.

- No, dobrze. Zapewne jesteś głodny. Na co masz ochotę?

3 komentarze:

  1. Jpdl, Jpdl, JPDL! Nowy rozdział! Kocham cię (no homo)
    O co chodziło lisowi? :/ Ne ważne! Ważne że wszystko się rozwiązuje. Jestem ciekawa kiedy następny moment Gruvii... Uwielbiam czytać o nich na twoim blogu! Wszystko wychodzi tak naturalnie!
    Kin: A Shi się drze na całe domostwo pisząc komentarz bo nowy rozdział...
    Zeref: Czasami jest taka irytująca... Po prostu moje postanowienie nie zabijania jej jest tak nadszarpnięte, że zaraz ją uduszę.
    Moje światełko na to nie pozwoli! Prawda Sting-sama?
    Sting: Wolałbym się w to nie mieszać, ale Zeref się włączył co znaczy że ten komentarz będzie niezbyt normalny... A tobie co odbija? Zmieniasz się w Juvie z tym całym sama?
    Wolisz sensei?
    Kin: Dlaczego sensei?!
    Bo to mój mistrz! Powinien mnie nauczyć tylu rzeczy... Może ukazał by mi swoje zdolności ekshibicjonizmu? *Kin i Zeref strzelają face plam, a Sting rumieni się*
    Sting: A co ja?! Gray! Nie jestem pieprzonym striptizerem!
    Gray: Nie jestem striptizerem grubasie!
    On nie jest gruby!
    Gray: Wróć do rozdziału z Avatar'em! Grubas!
    Ale Yukini go naprawiła!
    Gray: Jest taką cipą że potrzebował pomocy dwóch kobiet!
    *Shiruba mierzy go wściekłym spojrzeniem* Zobaczysz! Jeszcze na moim blogu zabiję Juvie czy coś! Albo nie! Ogolę cię na łyso! *Gray łapie się za włosy i ucieka w popłochu*
    No... Teraz pozbyć się Kin i Zerefa...
    Kin: Powodzenia... Nic mnie nie ruszy!
    *Shiruba łapie Stinga i go całuje. Kin odchodzi w krzaki rzygać. Zeref stoi nieporuszony*
    Dzieki za użyczenie ust Sting... Zeref Natsu odrodził się jako END. Idź może cię zabić...
    *Zeref biegnie do drzwi*
    Zeref: Słodka śmierci! Nadchodzę! Natsu zabij starszego braciszka! *zatrzaskuje za sobą drzwi *
    Okay! Dziś przez Zerefa i Kin i Stinga... i Graya... I mnie... kim jest trochę chory... Po przeczytaniu polecam znaleźć dobrego psychiatrę... Ja mam w sąsiedztwie to korzystam, ale jak widać babka ma ze mną przerąbane bo nie widać poprawy.... Do następnego rozdziału! Teletubisie mówią PA, PA! ^o^

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przygotowania przed misją są takie MĘSKIE!!!" Czy tylko mi sie wydaje czy Elfman równie dobrze mógłby powiedzieć : "Damskie torebki i sukienki są takie MĘSKIE!!!" ? Jak dla mnie byłby zdolny. A wogule rozdział cud miód malinaaa! ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy pojawi się jeszcze kiedyś kontynuacja tego super opowiadania?

    OdpowiedzUsuń