wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 4 - Ostatnia wiadomość ojca

(Lucy)

Byłam zmęczona i brudna od krwi. Nie miałam poważnych ran, ale moja przeciwniczka miała rozpruty cały brzuch przez co dookoła biały śnieg na całej polanie zmienił kolor na czerwony. Wcześniej misternie ułożone, niebieskie włosy dziewczyny teraz był pozlepiane i rozczochrane. Biała sukienka i tego samego koloru skrzydła po naszej walce były szkarłatno brązowe.
- Nie mogę uwierzyć, że pokonała mnie blondynka nieumiejąca posługiwać się kataną - cichy głos dziewczyny kazał mi spojrzeć w jej różnokolorowe oczy. - Jak ty to zrobiłaś?
- Nie wiem jak to zrobiłam, ale wtedy wiedziałam tylko że muszę to wygrać - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Rozumiem. Wyciągniesz mi z brzucha ten miecz? - spytała niebiesko włosa.
- Na trzy. Raz. Dwa. Trzy! - pociągnęłam za rączkę od katany, a potem pomogła jej usiąść.
Już miałam wstać i wrócić do gildii gdy nocną cisze przerwał głośny wrzask mojej podopiecznej. Znalazłam ją wzrokiem i widząc że jest bezpieczna z Natsu odetchnęłam z ulgą.
- To Hitomi? - mała Smocza zabójczyni zaskoczyła moją nową znajomą.
- Tak, do dla niej potrzebowałam twojego klucza Cygnus - odpowiedziałam chwilę przed tym jak zapłakana fioletowo oka wpadł mi w ręce.
- Mamo! Tak się bałam! Co się stało?! - rączki dziecka ciasno mnie oplotły, a jej gorące łzy moczyły mi i tak już podartą kurtkę.
- Ciii... Ciii... Już wszystko jest dobrze... Zobacz wygrałam. Widzisz? Zdobyłam Biały Klucz Łabędzia - pokazałam jej mały przedmiot który trzymałam w ręce.
- Lucy! - Natsu przykucnął obok mnie i zmierzył nieprzyjemny spojrzeniem Gwiezdnego Duch, a potem zaczął mi się przyglądać. - Nic ci nie jest?
- Nie - machnęłam ręką - Mam tylko kilka powierzchniowych ran. Większość krwi jest Cygnusy.
- To jeden z tych Gwiezdnych Duchów? - znowu spojrzał na dziewczynę z niemą groźbą w oczach.
- Dobrze Lucy co do naszego kontraktu to wzywaj mnie kiedy chcesz i możesz używać moich umiejętności wedle życzenia. To gdzie was zabrać? Dom czy gildia?
- Przenieś nas do domu, ale - zawahałam się - muszę jeszcze pójść po Ayame więc...
- Ja ją przyprowadzę, a ty idź odpocząć - różowo włosy wstał i uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuje - odwzajemniełam uśmiech i chwilę potem siedziałam na podłodze w moim mieszkanku.
- Muszę wracać do Gwiezdnego Świata więc do zobaczenia! - Łabędź pomachał nam i zniknął.
Od razu wysłałam Hitomi do mycia, a później położyłam ją spać, by samej móc się przygotować do snu. Ciepła woda w wannie pozwoliła mi się rozluźnić i zmyć z ciała ślady walki. Rany zadane prze Gwiezdnego Duch nie były poważne, ale za to liczne. Najciężej zostałam zraniona w bok i ramię więc zaraz po myciu opatrzyłam te miejsca. Wreszcie wykończona dowlokłam się do łóżka i przytuliłam do siebie Hinate. Po chwili z radością weszłam w objęcia Morfeusz.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Mój wspaniały sen przerwało walenie do drzwi. Spróbowałam to zignorować ale po dwóch minutach nieustannego hałasu wreszcie wstałam z łóżka i poszłam otworzyć drzwi.
- Panna Lucy Heartfilię? - niski mężczyzna w średnim wieku przyjrzał mi się podejrzliwie jego małymi, świńskimi oczkami.
- Tak to ja.
- To dla panie z gildii "Love & Lucky" w sprawie pani funduszu powierniczego.
-Ale ja nie posiadam takiego. Musiała zajść pomyłka.
- Podobno wszystko jest w tym liście. Ma pani tydzień na zgłoszenie się po niego bo inaczej przejdzie na własność państwa. Do widzenia - wyrzucił z siebie te wszystkie słowa w takim tępię, że z trudem go zrozumiałam, a potem popędził na dół po schodach aż się za nim kurzyło.
Ze zmarszczonymi brwiami wróciłam do pokoju i dopiero wtedy zauważyłam brak moich dwóch podopiecznych.
- Hitomi? Ayame? - poszukałam wzrokiem jakiś śladów aż natrafiłam na dużą białą kartkę podpisaną "do mamy".
Rozłożyłam ją i rzuciłam okiem na dość niestaranne pismo z dużą ilością błędów w pisowni.

Mamo!

Razem z Ayame poszłyśmy do gildii. Miałyśmy spotkać się tam z Wendy, ale zapomniałam ci wczoraj powiedzieć. Nie gniewaj się na nas.

Hitomi i Ayame.

Westchnęłam cicho i złożyłam kartką z powrotem na pół. Cieszyła się, że znalazły w gildii przyjaciół, ale mogły mnie obudzić. Odłożyłam wiadomość moich podopiecznych i sięgnęłam po list z "Love & Lucky" i szybko go otworzyła. Z każdym słowem jej oczy robiły się coraz większe, a na końcu popłynęły z nich dwie samotne łzy.
- Mamo... Tato... dziękuje - przytuliłam list do piersi, a potem szybko pobiegłam się umyć i naszykować do wyjścia, każde słowo z listu nie dawało mi spokoju.

Lucy!

Jeśli czytasz ten list oznacza to, że nie udało nam się spotkać po tym jak razem z przyjaciółmi zniknęłaś bez śladu. Pewnie zostałaś po informowana o twoim funduszu powierniczym. Chociaż nigdy ci tego nie powiedziałem to jednak niedługo przed śmiercią twojej matki zdecydowaliśmy się na odłożenie części pieniędzy na twoją przyszłość. Pieniądze czekają na ciebie w banku "Gold Coins" w Acalyphsie. Mam nadzieje, że ci się przydadzą.

Będę zawsze z tobą

Tata

P.S. Przepraszam, że nie zdążyłem naprawić wszystkich krzywd które ciebie spotkały z mojej winy.
 

Wreszcie po piętnastu minutach byłam gotowa do wyjścia. Złapałam tylko moją beżową torebkę i pobiegłam do gildii by móc zdążyć na kolejny pociąg do Acalyphsy.
- Ohayo mina! - zawołałam i pobiegłam do siedzącej przy barze Hitomi. - Jedziesz ze mną do Acalyphsy?
- H-hai! - trochę zaskoczona zgodziła się.
- A gdzie Ayame? - zdziwił mnie brak kotki.
- Powiedziała, że będzie trenować cały dzień razem z Happym i żeby jej nie przeszkadzać - dziewczynka spuściła głowę.
- To idziesz?
- Hai! - złapała leżącą obok niej kurtkę i razem pobiegłyśmy na stację akurat chwilę przed wjazdem pociągu.
- Nie! Ja tam nie wsiądę! - dziewczynka przypomniała sobie ostatnią jazdę.
- Nie przesadzaj! - wepchnęłam ją do wagonu przez co od razu zrobiła się zielona.
Resztę podróży miała głowę wywieszoną za okno i próbowała zatrzymać śniadanie w żołądku, a ja trzymałam ją żeby nie wypadła.
- Wciąż kołysze - jęknęła Smocza Zabójczyni gdy wyciągnęłam ją z pociągu.
- Chcesz wody? - zauważyłam, że dziewczynka znosiła podróże jeszcze grzej niż Salamander.
- Poproszę - podałam jej butelkę.
- Już ci lepiej? - spytałam gdy jej twarz zaczęła odzyskiwać normalny kolor.
- Hai! - uśmiechnęła się i przytuliła do mnie. - Arigato!
Poszłyśmy krętą najpierw do kwiaciarni, a potem w stronę cmentarza.
- To są groby Ojii-san (dziadek) i Oba-san (babcia)?
- Tak - przyklękłam pomiędzy dwoma nagrobkami - Cześć mamo, cześć tato. Dawno mnie tu nie było i dużo się też zmieniło w moim życiu. Jestem teraz silniejsza, a do tego mam adoptowaną córkę Hitomi.
- To pewnie dzięki wam spotkałam mamę - dziewczynka też znalazła się pomiędzy nagrobkami i z uwagą popatrzyła na każdy. - Dziękuje wam Ojii-san i Oba-san.
Jeszcze tylko chwilę opowiadałyśmy moim rodzicom o ostatnich zdarzeniach, a potem zostawiłyśmy kwiaty i skierowałyśmy się od banku "Gold Coins".
- Dzień dobry. Nazywam się Lucy Heartfilia. Podobno jest tu mój fundusz powierniczy.
- Dzień dobry. Heartfilia, tak? Zobaczmy... - czarnowłosa dziewczyna, może trochę starsza ode mnie, zaczęła przesuwać palcem po przezroczystym krysztale w formie kwadratu.
- Na pani koncie jest aktualnie 10 000 000 kryształów - powiedziała bankierka gdy na magicznym urządzaniu pojawiły się dane.
- CO?! Jak to 10 000 000?! Na pewno to moje konto?
- Tak panno Lucy. Znowu jest pani bogata. Gratuluje.

2 komentarze:

  1. Popraw sobie imię :). Napisałam "przytuliłam Hinatę" :D. Bogata Lucy będzie miała wzięcie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Lucynka będzie bogata. A i podoba mi się że Hitomi mówi do Lucy "mamo". To takie kawai~!

    OdpowiedzUsuń